sobota, 13 lutego 2016

Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 12. BIAŁE PŁASZCZE Z CZARNYM KRZYŻEM)

[ Opis historyczny:


Historyczne opisy, wzbogacone o odkrycia archeologiczne dotyczące miejscowości na Ziemi Chełmińskiej i Ziemi Sasinów umieściłem w poprzednich rozdziałach – w kwadratowych nawiasach. Tu nie chcę niczego powielać, dlatego podam tylko trochę informacji dotyczących pogańskich miejscowości w Galindii i Barcji. Poza tym na mapie w Jaćwieży (Sudowi) zaznaczyłem kilka historycznych pogańskich lauksów. Ponad to przerywanymi liniami wskazałem, gdzie mniej więcej przez dawne pogańskie Prusy przebiega granica obecnej Polski. Nie zapominajcie, że Prusy, w XIII wieku znajdowały się na terenie obecnego województwa warmińsko – mazurskiego i obwodu kaliningradzkiego. Niektórzy odwołując się do pruskich legend twierdzą, że Ziemia Chełmińska również ma pruskie korzenie, a nie zapominajcie, że Ziemia Chełmińska leży w granicach województwa kujawsko-pomorskiego.

            BARCJA:
            Zacznijmy od pogańskiego lauksu Plicabarth (Plicabartha) w Barcji. Obecnie w jego miejscu znajduje się wieś Krokowo, gmina Jeziorany. O Plicabarth wspomina R. Klimek na tej stronie:


Podaje on informacje o legendzie, zapewne odwołującej się do czasów krzyżackich.  Według niej w Plicabarth, miał się znajdować zamek, który w wyniku klątwy zapadł się pod ziemię, a na jego miejscu powstało jezioro. Mieszkańcy zamku natomiast zostali zamienieni w ryby.
Prawdopodobnie w Plicabarth znajdowało się wzgórze z pruskim miejscem kultu. Lauks ten był położony w pobliżu granicy Barcji z Galindią.


            GALINDIA:
        Fabuła powieści zarysowana w poprzednim rozdziale pchnęła mnie w stronę Puszczy Galindzkiej. Dzieje Galindii są bardzo tajemnicze, o samym plemieniu Galindów też niewiele wiadomo. Nie chcę tu powielać informacji, które możecie znaleźć np. na Wikipedii, dlatego napiszę tak: W pierwszej połowie XIII wieku, w czasach mojej powieści tereny te były mocno wyludnione. Galindia była często atakowana zarówno przez Słowian, jak i plemię Jaćwingów. Słowianie, nawet po przyjęciu chrztu przez Mieszka w 966 roku prawdopodobnie nie zrezygnowali z łupieżczych wypraw do Prus. Wiemy, że zmarły w 1025 roku Bolesław Chrobry również atakował pogańskich Prusów, opanował Ziemię Chełmińską, możliwe, że urządził jakieś wyprawy na Ziemię Sasinów. Liczne wyprawy do Prus, zapewne na Ziemię Sasinów i Galindię urządzał też Bolesław Krzywousty (1102-1138), a potem jego syn książę mazowiecki Bolesław IV Kędzierzawy. Mocno z Prusami wojował też książę Konrad Mazowiecki, który na kartach mojej powieści pojawił się kilka razy.

            W pierwszej połowie XIII wieku w wyludnionej z powodu wojen z m.in. z Polakami i Jaćwingami Puszczy Galindzkiej zamieszkiwane były tylko dwa obszary: Ziemia Bertingen oraz Ziemia Gunlauken. Czy poza tymi dwoma lauksami, położonymi blisko granicy z Barcją i zarazem daleko od chrześcijańskiego Mazowsza, gdzieś jeszcze mieszkali Galindowie? Nie potrafię odpowiedzieć na te pytanie, ale w powieści w rozdziale 11 powołałem do życia Galindów z małego lauksu położonego blisko Jeziora Śniardwy – mam na myśli m.in. pogańską kapłankę Meldi oraz braci Arellisa i Asisa.


            P.s. Przy tworzeniu mojej mapy często korzystałem z podziału plemiennego Prus dokonanego przez Toeppena. Jeśli chcecie to możecie z nim porównać powyższą mapę, która wciąż rozwijam.


Koniec opisu historycznego ]

Sierpień 1223. Gdzieś w Galindii (Puszczy Galindzkiej):
Arellis siedział przy ognisku i przyglądał się Drogis, jednej z trzech niewolnic, które teraz były własnością Meldi. Dziewczyna miała związane nogi oraz ręce z przodu. Dzięki temu mogła sama jeść suszony ser i mięso, którego z łupów zdobytych w grodzie księcia Surwabuno mieli pod dostatkiem. Pozostałe niewolnice, mała Lulki oraz Skarbmira nie miały skrępowanych kończyn. Wszystkie trzy jadły w ciszy. Wzrok Arellisa jednak przyciągała tylko Drogis, dziewczyna o jasnej cerze i brązowych włosach, która wydawała mu się być najpiękniejszą istotą, jaką widział do tej pory. Kilka razy nawet na niego spojrzała. Cieszyło go, że w jej spojrzeniu nie dostrzegł nienawiści. W piwnych oczach dziewczyny dostrzegł za to strach, ogromny strach i niepewność tego, co będzie…

Drogis siedziała przy ognisku, jadła ser i zastanawiała się nad swoim losem. Patrzyła na sznur, którym związano jej dłonie. Dzięki maści, którą Meldi wysmarowała jej prędzej nadgarstki sznur nie ranił skóry.
- To dziwne – pomyślała.– Kiedy wyruszałam z Pomezanii chciałam uratować Genkis, moją siostrę, którą chrześcijanie uprowadzili w niewolę. Tylko ona przeżyła. Zimą 1222 r. chrześcijanie po przekroczeniu rzeki Osy plądrowali wszystkie przygraniczne luksy, zamordowali całą moją rodzinę, a siostrę uprowadzili. Mnie zostawili leżącą, nieprzytomną… przy zgliszczach gospodarstwa, ponieważ myśleli, że nie żyję. Podczas podróży w poszukiwaniu siostry poznałam giermka Izbora oraz ojca Grzegorza z zakonu cystersów w Oliwie. Przyjęto mnie nawet na służbę do grodu księcia Surwabuno. Poznałam księżniczkę Lulki, Skarbmirę, Mojmirę Divana i wiele innych osób. A teraz, co? Ostatecznie sama skończyłam, jako niewolnica. Skończyłam tak samo jak moja siostra, no tylko, że ją w niewolę uprowadzili chrześcijanie, a mnie Prusowie z plemienia Galindów.  – Rozmyślała ze smutną miną nad tym, co wydarzyło się w ciągu ostatniego roku.
W miejscu, w którym nocowali, czyli na polanie, gdzieś w galindzkiej puszczy płonęło kilkanaście ognisk. Byli tu Prusowie, którzy oblegali gród i Lubawę. Wszyscy pochodzili z tego samego lauksu położonego blisko wielkich jezior na wschodzie Galindii. Drogis rozglądała się i dostrzegła, że inne grupy traktują schwytanych niewolników o wiele gorzej. Jedni bili, inni gwałcili. Nikt nie pozwalał swoim niewolnikom siedzieć przy ognisku i jeść razem ze swoimi nowymi panami życia i śmierci. Większość niewolników siedziała przywiązana do drzew lub kół od wozów, wiele kobiet płakało, niektóre były tak głośne, że zostały zakneblowane.
- W porównaniu do reszty my chyba jesteśmy traktowane najlepiej. – Pomyślała. - Skarbmira i Lulki nie są nawet związane, a mi Meldi dała maść na rany na nadgarstkach i potem związała moje ręce z przodu, tak żebym mogła sama jeść. Do tej pory nikt nie uderzył mnie i dziewczynek. Na szczęście nie wiedzą, że Lulki jest córką księcia Surwabuno. Ciekawe, czy nas rozdzielą? Co ta cała Meldi chce z nami zrobić? – Myśli tego typu kłębiły się w jej głowie. Martwiła się też o Lubawę. O ile gród upadł to, pamiętała, że kiedy odjeżdżali na wozie razem z Meldi i jej dwoma towarzyszami miasto jeszcze się broniło.
- Czy Lubawa upadła tak samo jak gród księcia Surwabuno? – Drogis wypowiedziała głośno swoje myśli, co zaskoczyło wszystkie osoby siedzące przy ognisku.
- Kiedy zdobyliśmy gród doszliśmy do wniosku, że czas na nas. W chrześcijańskich wsiach oraz grodzie zdobyliśmy wiele łupów. Najwięcej skarbów było jednak w kościołach. Wszyscy z naszego lauksu stwierdzili, że pora wracać do domu. Nie chcieliśmy dołączać do Prusów oblegających Lubawę. Oni byli z innych plemion. – Stwierdził Arellis, który wciąż nie potrafił oderwać wzroku od Drogis.

Nagle oczy wszystkich Prusów siedzących przy ogniskach skierowały się w stronę puszczy. Od zachodu było słychać zbliżające się odgłosy rozmowy, dźwięk łamanych gałęzi oraz płacz kobiet i dzieci. Po chwili z puszczy zaczęli wyłaniać się mężczyźni uzbrojeni we włócznie, miecze, topory i pawęże. Niektórzy trzymali w rękach łuki, inni proce. Niewielu było odzianych w kolczugi i przeszywanice. Większość nosiła zwierzęce skóry. Wielu z nich prowadziło za sobą niewolników, inni jechali konno ciągnąc za sobą wozy z łupami. Było ich kilkudziesięciu, stanowili część wielkiej armii, która oblegała Lubawę, kiedy Medli Asis, Arellis razem z łupami i trzema niewolnicami opuszczali Ziemię Lubawską po złupieniu grodu księcia Surwabuno.
Asis i Arellis kazali zostać Meldi i niewolnicom przy ognisku. Obaj poszli porozmawiać z nowoprzybyłymi Prusami. Tak samo zrobili mężczyźni siedzący przy pozostałych ogniskach. Po chwili wszystko było jasne. Oblężenie Lubawy zakończyło się klęską. Kiedy na pomoc obleganemu miastu przybył biskup Chrystian na czele ogromnej armii chrześcijańskich rycerzy i zbrojnych poganie musieli ratować się ucieczką. Wielu z nich ze złością musiało porzucić zdobyte łupy i zabić w pośpiechu związanych prędzej niewolników. Liczyli, że po zdobyciu miasta znajdą w nim liczne skarby. Ostatecznie musieli uciekać powrotem do puszczy. Większość pogan uciekła do Pogezanii oraz Barcji. Kilkudziesięciu zdecydowało się udać w stronę Puszczy Galindzkiej. To właśnie oni przed chwilą natrafili na polanę, na której obozowali Prusowie z małego lauksu położonego nad Wielkimi Jeziorami.

Asis i Arellis po chwili powrócili do ogniska, nad którym siedziała Meldi i jej trzy niewolnice: Drogis, Skarbmira i Lulki.
- To nie wygląda dobrze – powiedział niepewnym głosem Asis.
- Musieli przerwać oblężenie miasta i uciekać przed armią chrześcijan. Wzięli tylko to, co mieli pod ręką, trochę łupów i niewolników. Są rozgoryczeni. Najgorsze jest to, że w tej grupie znajdują się członkowie z różnych plemion,  Bartowie, Pomezanie, jest tam też kilkunastu Natangów. Teraz już nie mamy wspólnego celu, wracają waśnie plemienne, a oni są rozzłoszczeni, kiedy patrzą na nasze ogromne łupy. – Stwierdził Arellis zerkając na wóz ze zdobytymi skarbami, bronią i prowiantem, a potem przenosząc wzrok na Drogis, Skarbmirę i Lulki.
            - Czuję, że tej nocy przeleje się krew. – Powiedziała nagle Meldi.
            - Więc nas zaatakują? – Zapytał Arellis.
- Natangowie i Bartowie nigdy nie przepadali za nami, Galindami. Poczekają aż zaśniemy i spróbują odebrać nam łupy oraz niewolników. Nas jest około trzydziestu, tylko mieszkańcy naszego lauksu będą walczyć z nami „ramię w ramię”. Pewne jest to, że nowoprzybyli Prusowie z wrogich nam plemion, spragnieni łupów staną przeciw nam. – Asis i Arellis niestety musieli przyznać rację Meldi, która jako kapłanka rzadko się myliła.
- My planowaliśmy powrócić do naszego lauksu nad Wielkimi Jeziorami. Oni zapewne planują odebrać nam to, co mamy łącznie z niewolnikami i następnie ruszą na targ niewolników w Bertingen, a potem do Gunlauken i do Barcji. – Powiedziała Meldi.
- Do Gunlauken? Gdzie to jest? Tam sprzedadzą na targu te biedne dziewczyny? Wiele z nich znam, niektóre mieszkały razem ze mną w grodzie… - Pytania małej Lulki, najmłodszej z trzech niewolnic zaskoczyły wszystkich siedzących przy ognisku.
- Mam ją zakneblować? – Zapytał Asis patrząc na Meldi, jej właścicielkę.
- Nikogo nie będziesz kneblował. To moje niewolnice, jeśli chcą to mogą z nami swobodnie rozmawiać. Wszystkie zapewne znacie język pruski? Mała Lulki zrozumiała mnie, jak wtedy [chodzi o wydarzenia z poprzedniego rozdziału], kiedy zdejmowałam jej więzy, nawet powiedziała mi swoje i wasze imiona. To dobry moment żebyśmy poznali się lepiej.
- Co stało się z pozostałymi mieszkańcami grodu? Czy mój ojcie… to znaczy, czy książę Surwabuno został zabity? – Mała Lulki zadawała pytania ze łzami w oczach.
- Słyszałem, że Surwabuno został pochwycony. – Arellis nawet, kiedy wypowiadał te słowa nie mógł oderwać wzroku od Drogis.
Nagle nastała chwila ciszy oznaczająca, że nikt nie posiada więcej informacji o losach księcia Surwabuno. Drogis chciała ją przerwać i zapytać o to, co teraz będzie, już otwierała usta, kiedy do jej uszu doleciał krzyk kobiety… Jeden z nowoprzybyłych Prusów, gruby i brodaty zdarł ubrania ze swojej niewolnicy, zapewne pochwyconej w jednej z chrześcijańskich wsi w okolicach Lubawy. Kobieta krzyczała, wzywała Boga na pomoc jednak to nic nie dało. Prus zaciągnął ją w krzaki, aby ulżyć swym męskim potrzebom.
Z kolei przy innym, dopiero, co rozpalonym ognisku czterej nowoprzybyli Prusowie zabawiali się z czterema niewolnicami, które miały ręce związane za plecami. Wszystkie wyglądały na pochodzące z raczej zamożnych rodzin, o czym świadczyły dość drogo wyglądające suknie. Dziewczyny płakały, jedna krzyczała, druga ze łzami w oczach i z drżącym głosem zadawała pytania:
- Co z nami zrobicie?
Prusowie ryknęli śmiechem.
- Będziemy się tak z wami zabawiać całą drogę na targ niewolników w Bertingen. A potem was sprzedamy temu, kto da najwięcej.
- Jeszcze parę dni i się was pozbędziemy. – Powiedział chichocząc kolejny z Prusów siedzących przy ognisku.
            Nagle inny z tych czterech Prusów stwierdził, że zupa, którą przyrządzał w kociołku wiszącym nad ogniskiem jest już gotowa. Obok niego stało osiem miseczek, napełniał je i podawał mężczyznom. Kiedy już każdy z nich miał swój przydział nalał zupę do pozostałych czterech miseczek i postawił je na ziemi jakieś dziesięć metrów od ogniska. Cztery niewolnice patrzyły w osłupieniu nie pojmując.
            - To proste, musicie się tam doczołgać i zjeść zupę. – Wytłumaczył im jeden z Prusów, który już trzymał w rękach swoją miseczkę z zupą i jadł za pomocą drewnianej łyżki.
            - Nie rozwiążecie nam rąk i nóg? Mamy jeść jak zwierzęta?! – Zapytała jedna z czterech dziewcząt.
            - Jeśli nie chcecie to nie jedzcie. - Stwierdził Prus. Wasza sprawa.

            Drogis, Skarbmira i Lulki z przerażeniem obserwowały sceny, do których dochodziło przy ogniskach nowoprzybyłych Prusów. Nawet Meldi, Asis i Arellis byli zniesmaczeni tym, jak są traktowane przez nich chrześcijańskie niewolnice. Ze związanymi za plecami rękami i ze skrępowanymi nogami biedaczki czołgały się do miseczek z zupą, którą próbowały jeść za pomocą samych ust.
            Sceny tego typu nie były niestety rzadkością. Zarówno poganie jak i chrześcijanie traktowali niewolników jak przedmioty. Z tą różnicą, że w XIII w. w świecie chrześcijańskim niewolnictwo powoli przemijało, ponieważ w miastach wykształcał się stan mieszczański, a na wsiach chłopski. Trzeci stan stanowili rycerze, kolejne zwykli zbrojni, żebracy, kupcy i oczywiście duchowieństwo. Pod tym względem świat chrześcijański się bardziej ucywilizował, w przeciwieństwie do pogańskich Prusów, Litwinów, Jaćwingów, Muzułmanów itp. u nich o wiele dłużej, niż u chrześcijan istniały liczne targi niewolników, na których człowiekiem handlowano tak jakby był zwykłym przedmiotem lub zwierzęciem.
            Czterej Prusowie jedli ze swoich miseczek i piejąc ze śmiechu obserwowali jak ich niewolnice się czołgają i w upodleniu próbują zjeść zupę. Nic nie zapowiadało masakry, która miała za chwilę nastąpić. Nagle powietrze zaczęły przecinać strzały wystrzelone z kusz i łuków. Okazało się, że nowoprzybyli pogańscy Prusowie nie spostrzegli się, że ktoś ich śledzi. Część polskiego rycerstwa przybyłego na odsiecz Lubawie oraz zbrojni, ochrzczeni Prusowie z plemienia Sasinów (Zajęcy) ruszyła za nimi w pościg. Stało się to, kiedy biskup roztrzęsiony chodził po mieście i obserwował zniszczenia.
            Chrześcijańscy rycerze wyłaniali się na koniach z puszczy jeden za drugim. To była prawdziwa rzeź. Krew lała się strumieniami, poganie na próżno próbowali stawiać opór lub wzywać na pomoc swoich bogów. Rycerze nie mieli litości dla tych, którzy odważyli się zaatakować chrześcijańskie biskupie miasto oraz gród ochrzczonego w 1216 r. księcia Surwabuno. Meldi, Arellis i Asis próbowali walczyć z napastnikami. Nie mieli jednak szans z doświadczonymi w boju, prawdziwymi rycerzami.
            Arellis, Asis i Meldi stali oparci o siebie plecami. Kapłanka trzymała w rękach sztylet, a jej towarzysze miecze. Chrześcijańscy rycerze ich okrążyli. Już się szykowali do zabicia ich tak samo jak pozostałych. Tylko ta trójka pogan pozostała przy życiu, pozostali przedstawiciele różnych pruskich plemion leżeli martwi lub umierali w męczarniach, z szyją przebitą przez strzałę, brzuchami, z których wystają wnętrzności, niektórzy z odciętą ręką lub nogą. Byli też tacy, których głowy zostały zmasakrowane od uderzenia mieczem. Polana zmieniła się w morze krwi, chrześcijanie uwalniali jeńców, zdjęli więzy wszystkim ochrzczonym kobietom, które były traktowane w tak podły sposób.
            - Rozstąpcie się! Natychmiast! – Głos ośmioletniej Lulki był zdecydowany. Księżniczka widząc chrześcijańskich rycerzy stała się pewna siebie.
            - Kim jest to dziecko? – Zapytał jeden z rycerzy. Jego herb na tunice wskazywał, że pochodzi z Mazowsza.
             Na twarzach chrześcijańskich rycerzy najpierw zaczęło się malować niedowierzanie, potem zdumienie.
            - To księżniczka Lulki! – Krzyknął jeden z ochrzczonych Prusów.
            - Masz rację to córka księcia Surwabuno. – Potwierdził któryś z rycerzy.
            Nagle wszyscy chrześcijanie zaczęli się cieszyć, wiedzieli, że w grodzie znaleziono ciało księżnej Iws, losy Surwabuno były nieznane. Wszyscy myśleli, że ich córka zginęła. Meldi i jej towarzysze dalej stali oparci o siebie plecami czekając na atak chrześcijan.
            - Powiedziałam, że macie się rozstąpić! Zostawcie tych troje w spokoju!
            - Ależ księżniczko! To są poganie, zaatakowali Lubawę oraz gród twego ojca, tacy jak oni spalili wiele wsi i nawet zabili twoją matkę, księżną Iws.
            Mała Lulki wiedziała, że jej matka zginęła jeszcze podczas oblężenia grodu. Jednak wzmianka o jej śmierci sprawiła, że zabolało ją w klatce piersiowej.
            - Mimo tego… wiedz, że ci poganie dobrze nas traktowali, gdyby nie oni to, kto wie, co by się z nami stało? Zabierzcie im broń i zostawcie w spokoju.
            - Ależ księżniczko…
            - Zamknij się i rób, co mówię!
            Rycerze i zbrojni nie mieli wyjścia rozbroili Meldi oraz Asisa i Arellisa nie robiąc im krzywdy. Dla bezpieczeństwa jednak związali im ręce za plecami. Cała trójka była przerażona, nie zdawali sobie sprawy z tego, że Lulki jest księżniczką, byli też zdziwieni tym, że ocaliła ich przed śmiercią.
            - Co wiecie o moim ojcu?
            - Księżniczko bardzo szybko ruszyliśmy w pościg. Chłopi nam powiedzieli, że widzieli grupę Prusów uciekających w stronę Galindii, wskazali nam nawet, którymi szlakami weszli w głąb puszczy. Wśród nas jest kilku tropicieli potrafiących czytać ślady, więc ruszyliśmy w pościg. Prędzej jednak słyszeliśmy, że książę Surwabuno został uprowadzony po zdobyciu grodu. Po cichu modliliśmy się, że może książę będzie właśnie tu. – Odpowiedział jeden z rycerzy.  
            - Wracamy do Lubawy - odpowiedziała po chwili księżniczka.
            Wszyscy byli pod wrażeniem siły drzemiącej w tej ośmioletniej dziewczynce.
           

Rok 1225:
        Atak na Lubawę w roku 1223 nie był ostatni. W kolejnych latach Ziemię Lubawską oraz Ziemię Chełmińską poganie atakowali dziesiątki razy. Nowi osadnicy bali się przenosić na tak niebezpieczne tereny, w wyniku czego wiele wsi i grodów opustoszało. Jedynie w Lubawie oraz kilku pobliskich wsiach mieszkali chrześcijanie. Z powodu częstych najazdów znacznie ucierpiały kasztelanie Ścibora oraz Divana. Ludzie ze strachu uciekli z miejscowości położonych blisko rzeki Osy, co sprawiło, że gród Grudziądz i pobliskie wsie straszyły pustkami. Ataki pogan były coraz odważniejsze. Jaćwingowie często atakowali Mazowsze. W Lubawie i Chełmnie zrobiło się tak niebezpiecznie, że w 1225 r. biskup Chrystian przeniósł się do Płocka.
           
            Lato Roku Pańskiego 1225. W płockim grodzie Konrad mazowiecki rozkazał służbie rozpocząć przygotowania do wielkiej uczty. Właśnie otrzymał list, w którym książę śląski Henryk zwany brodatym napisał, że za trzy dni przybędzie do niego w odwiedziny razem z żoną Jadwigą. Podobno oboje muszą omówić z księciem Mazowsza pewną ważną, nie cierpiącą zwłoki sprawę. Konrad mazowiecki zdziwił się bardzo, ponieważ książę śląski z żoną od dawna go nie odwiedzali.
            Henryk śląski i jego żona Jawdiga stanowili ciekawą parę. Kiedy brali ślub Jadwiga miała dwanaście lat, wiek dla dziewczynki odpowiedni do stanięcia przed ołtarzem i złożenia przysięgi małżeńskiej. [Tak przynajmniej uważano w średniowieczu.] Troszkę inaczej było w przypadku księcia Konrada mazowieckiego, jego żona Agafia w dniu ślubu miała o kilka lat więcej od Jadwigi [nie wiemy ile dokładnie].

            Na uczcie zorganizowanej z okazji wizyty dostojnego gościa ze Śląska zebrali się wszyscy możni z Mazowsza i okolic. Do najważniejszych dostojników należeli: biskup Prus Chrystian, biskup płocki Jan Gozdawita oraz arcybiskup gnieźnieński Wincenty z Niałka. Przybyli również wojewodowie, baronowie, kasztelani oraz wielu bogatych rycerzy razem ze swymi giermkami – ci ostatni, giermkowie, jedli w oddzielnych pomieszczeniach przeznaczonych dla gości niższego statusu.
            Kiedy wszyscy zebrali się w głównej sali przybył książę Konrad mazowiecki razem z małżonką Agafią. Oboje usiedli na swych krzesłach, przy suto zastawionym stole. Wolne pozostały tylko trzy krzesła przeznaczone dla księcia śląskiego, jego żony i tajemniczego dostojnika, który miał z nimi przybyć. Po pewnym czasie służba otworzyła drzwi i do wielkiej sali oświetlonej setkami świec wszedł książę śląski Henryk, brodatym przez lud zwany oraz jego żona Jadwiga. Oboje słynęli ze swej religijności, co udowodnili w 1209 r., kiedy, już po spłodzeniu potomstwa, złożyli przed Bogiem i Kościołem śluby czystości. Małżonkowie ślubowali wstrzemięźliwość seksualną aż do śmierci. Oboje byli fundatorami wielu kościołów, w tym klasztoru sióstr cysterek w Trzebnicy. Ubrani w drogie stroje sprawili ogromne wrażenie na zebranych. Po chwili oczy wszystkich przeniosły się na tajemniczą postać, która weszła do sali za księciem i jego małżonką.
            Był to groźnie wyglądający, wysoki mężczyzna, umięśniony z brodą. Nosił przeszywanicę oraz kolczugę z kolczym kapturem. Całość przykrywał biały płaszcz, z naszytym po lewej stronie czarnym krzyżem. Rycerz ten nosił też elegancką tunikę wykonaną z drogich materiałów oraz kolcze rękawice. Do rycerskiego pasa miał przywiązaną pochwę z mieczem. Ten tajemniczy dostojnik podszedł do stołu, przy którym siedział książę Konrad i ukłonił się, po czym rzekł:
            - Hermann, rycerz Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Doszły nas słuchy, że poganie, wrogowie Matki naszej Kościoła i Boga Najwyższego atakują na twych ziemiach ludzi ochrzczonych w prawdziwej wierze. Książę śląski zachęcił nasz Zakon do zaoferowania pomocy księciu Mazowsza i biskupowi Prus.
            - Książę Konrad siedział i patrzył na Krzyżaka, po chwili przeniósł wzrok na biskupa Chrystiana, arcybiskupa i innych dostojników, którzy nie ukrywali zdziwienia i zarazem patrzyli błagalnie na księcia. W ich wzroku dało się dostrzec nadzieję, jaką wiązali z ofertą pomocy przedstawioną przez Zakon krzyżacki.
            Jeden z doradców zaczął coś tłumaczyć na ucho księciu Konradowi, który potakiwał głową. Po chwili pan Mazowsza odpowiedział:
            - Szlachetny rycerzu usiądź z nami do stołu. Musimy omówić jak wspólnymi siłami stawimy opór pogaństwu, które atakuje nas wyznawców prawdziwej wiary.

            Tak oto książę Konrad podjął decyzję, która na stałe zapisała się na kartach polskiej historii. Decyzja ta miała ogromne konsekwencje, przyczyniła się do upadku kultury pogańskich Prusów i sprawiła, że na północnym zachodzie w ciągu niespełna stu lat powstało krzyżackie państwo, graniczące z Polską i wrogo do Niej nastawione. Tej nocy jednak uczta trwała w najlepsze, pito piwo, wino oraz śmiano się do późna. Prusowie mieszkający w swych lauksach, w puszczy rozciągającej się aż po Półwysep Sambijski nie przeczuwali tego, co nadchodzi.


            Rok 1227. Fragment z dziennika Divana:
        Minęły już cztery lata, a mi dalej nie udało się odszukać Mojmiry. Kiedy opuściłem Ziemię Lubawską, dnia 17 lipca 1223 roku, popędziłem na grzbiecie Witry ku Wiśle, a potem statkiem dostałem się do Gdańska. Myślałem, że szybko uda mi się znaleźć jakiś okręt płynący do jednej z nadmorskich osad na Półwyspie Sambijskim. Niestety, kupcy, owszem pływali, ale z Gdańska do Rygi i do miast niemieckich. Do pogan z powodu wojny wszyscy bali się płynąć. Dopiero po dwóch miesiącach sytuacja się ustabilizowała. Cały czas mieszkałem w Gdańsku, w jednej z karczm prowadzonych przez starego przyjaciela. W międzyczasie usłyszałem plotki o ataku pogan na Lubawę. Chwilami chciałem wracać do swojej kasztelanii, martwiłem się. Zaatakowano tego samego dnia, tj. 17 lipca, w nocy. To wyglądało tak jakbym za dnia odjechał wiedząc o nadchodzącym ataku. A ja przecież wyruszyłem w podróż, aby ratować Mojmirę!
Kiedy usłyszałem, że Lubawa ledwo się obroniła, gród upadł, Surwabuno zaginął, a jego żona Iws zginęła serce mi pękło. Potem do mych uszu dotarły plotki mówiące o tym, że biskup Chrystian pozbawił mnie urzędu kasztelana, ponieważ uciekłem, może nawet wiedziałem o ataku, planowanym przez pogan. Do licha! Czego się można spodziewać po Prusie, nawróconym na chrześcijaństwo, takim jak ja? Tak pewnie pomyślał biskup i pozbawił mnie urzędu! Posiadam tylko to, co miałem przy sobie, w tobołku przyczepionym do siodła, czyli przybory do pisania, z którymi się nie rozstaję, mój płaszcz i miecz z wygrawerowanym jednorożcem. Resztę szlak trafił, cały mój dobytek, który zgromadziłem w grodzie nad Jeziorem Zwiniarz przejął biskup, a dokładniej nowy kasztelan, którego tam osadził.
Najbardziej szalone w tym wszystkim jest to, że nie żałuję swojej decyzji. Cały czas myślę o Mojmirze, to już cztery lata od porwania. Kiedy w końcu udało mi się znaleźć śmiałka, który zabierze mnie razem z koniem na Półwysep Sambijski byłem bardzo szczęśliwy. Wierzyłem, że z Sambii szybko dostanę się do Nadrowii i odszukam pogańskiego kapłana Kriwe z gaju w Romowe, który kazał uprowadzić moją ukochaną. Bóg jednak chciał inaczej. Na Półwyspie Sambijskim nikt nie potrafił mi powiedzieć jak mogę odszukać Romowe, zupełnie jakby nie wiedzieli, albo bali się. To wszystko jest bardzo dziwne, kiedy tylko pytałem kogoś o wielkiego kapłana, największego z pruskich duchownych Krwie z Romowe to ludzie udawali głupich, a niektórzy wręcz odwracali się do mnie plecami i odchodzili. Nie znalazłem nawet jednego przewodnika, który chciałby mnie poprowadzić zdradzieckimi przez puszczę aż do Nadrowii.
Z czasem zrozumiałem, że muszę zmienić taktykę. Przestałem się golić, zapuściłem brodę, zacząłem mówić tylko w języku pruskim i udawać poganina, który przybył z dalekiej Ziemi Sasinów i pragnie pomodlić się do bogów w Świętych Gajach w Nadrowii. Po kliku miesiącach stosowania tej strategii znalazłem przewodnika, który poprowadził mnie do jednego z lauksów położonych na terenie Nadrowii. Pozwolono mi nawet pomodlić się w tutejszym Świętym Gaju, musiałem zabić krowę ku chwale bogini Kurche. Nie robiłem tego od wielu lat, mam nadzieję, że Chrystus wybaczy mi, że aby uratować ukochaną udaję poganina.
Po jakimś czasie zacząłem nieśmiało pytać pogańskich wajdelotów o wielkiego Kriwe. Jakie było moje rozczarowanie, kiedy usłyszałem, że ktoś taki nie istnieje. Tłumaczyli mi, że są to tylko legendy. Powiedzieli, że na terenie Nadrowii nie ma żadnego Wielkiego Kapłana, który by miał władzę rozkazywać wszystkim pruskim plemionom. To wszystko jest bardzo dziwne. Nie ma tu żadnych znaków granicznych, wszędzie gęsta puszcza, którą mogę przemierzać całymi latami i nie natrafić na cel mej podróży.
Kilka dni temu wydarzyło się coś dziwnego. Okoliczny lauks, w którym zamieszkałem u życzliwych Prusów zaatakowali poganie z plemienia Natangów. Bez zastanowienia sięgnąłem ręką pod płaszcz i dobyłem swego miecza. Okoliczne rodziny, pomimo, że pogańskie przyjęły mnie w gościnę, a ja nie potrafiłem patrzeć jak Natangowie ich zabijają. Szybko uporaliśmy się z napastnikami. Jednak to nie to było niesamowite. Kiedy stałem nad ciałami napastników tutejsi zaczęli wpatrywać się we mnie, a dokładniej w mój miecz, z jednorożcem wygrawerowanym na rękojeści. Po tym wydarzeniu, wszystko się zmieniło. Zostałem wyproszony z lauksu, nikt już nie chciał przyjąć mnie w gościnę, więc nocuję pod gołym niebem i poluję żeby przetrwać. Z moimi umiejętnościami przetrwanie w puszczy nie stanowi problemu. Ja i Witra poradzimy sobie. Ciągle zastanawiam się, dlaczego ten miecz tak ich wystraszył?
Musze przerwać pisanie, ponieważ słyszę odgłosy kroków, chyba ktoś się zbliża…

[ Fakty historyczne:


Niniejszy opis historyczny jest bardzo ważny. Skonstruowałem go w oparciu o wiele książek i artykułów. Uważam, że powyższa mapa najdokładniej pokazuje kierunki podboju pogańskich Prus przez Zakon krzyżacki. Zauważcie, że Krzyżacy w pierwszej dekadzie podbojów nie byli zainteresowani wschodnią częścią Ziemi Chełmińskiej oraz Ziemią Lubawską /Ziemią Sasinów.
            Strategia Zakonu krzyżackiego była inna, nikt do tej pory nie próbował podbić /schrystianizować pogańskich plemion pruskich w taki sposób.
            Historia Zakonu krzyżackiego jest bardzo ciekawa. Pisałem już w rozdziale ósmym, że w 1222 roku książę śląski Henryk Brodaty nadał Krzyżakom wieś Lasocice koło Namysłowa na Dolnym Śląsku. To on, jako pierwszy sprowadził ten Zakon na ziemie polskie.
Henryk Brodaty z żoną Jadwigą Śląską (późniejszą świętą Kościoła katolickiego) namówił Konrada mazowieckiego do sprowadzenia Krzyżaków na Ziemię Chełmińską. Otóż wydaje mi się, że na Mazowszu zrównywano Zakon krzyżacki z templariuszami i joannitami. Oba zakony miały swoje komandorie (siedziby) m.in. na Śląsku i w Wielkopolsce. Konrad mazowiecki zapewne naiwnie myślał, że Krzyżacy będą postępować tak samo, zbudują na Ziemi Chełmińskiej kilka komandorii i będą nawracać na chrześcijaństwo Prusów. To właśnie, dlatego w latach 1225-1226 książę Mazowsza zwrócił się do Zakonu krzyżackiego z propozycją nadania im Ziemi Chełmińskiej w zamian za przyjęcie przez nich obowiązku obrony pogranicza Mazowsza i pogańskich Prus. Konrad mazowiecki zapewne łudził się, że za pomocą Krzyżaków podbije Prusy, zmarginalizuje znaczenie biskupa Chrystiana i stanie się najpotężniejszym z książąt piastowskich.
W praktyce okazało się, że to Zakon krzyżacki wspierany przez Fryderyka II Hohenstaufa podbił Prusy, zbudował tam swoje państwo i zmarginalizował całą konkurencję. Mówiąc prostszym językiem: Krzyżacy wykiwali wszystkich.


Krzyżacy – polityka oraz strategia podboju pogańskich plemion pruskich:

Zakon krzyżacki był jednym z trzech, obok Joannitów i Templariuszy wielkich zakonów powstałych podczas wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej. Został utworzony w Akkon w Palestynie w 1191 roku do walki z Muzułmanami. W XIII wieku Krzyżacy przenieśli się na tereny Zachodniej Europy i próbowali stworzyć własne państwo. Do pierwszej próby doszło na Węgrzech gdzie zakon przybył na zaproszenie króla Andrzeja II w 1211 roku. Węgierski władca poprosił o obronę swoich granic przed Połowcami i nadał braciom zakonnym liczne ziemie. Krzyżacy od początku próbowali uniezależnić się od władz węgierskich i przywłaszczyć sobie tereny otrzymane od króla. Ich postępowanie z czasem zirytowało Andrzeja II, który w 1225 roku wyrzucił zakonników z Węgier. 

Kolejna szansa na stworzenie własnego państwa pojawiła się wraz z zaproszeniem Konrada mazowieckiego. Pierwsze rozmowy księcia mazowieckiego z Zakonem odbyły się w latach 1225-1226.

Książę Konrad mazowiecki sprowadził na tereny Ziemi Chełmińskiej Zakon Niemiecki Najświętszej Maryi Panny – potocznie zwany Krzyżakami (Kreuzritter) lub Zakonem krzyżackim, który miał pomóc w odparciu pruskich ataków i prowadzeniu akcji chrystianizacyjnej. W tym miejscu warto zacytować publikację pt.: „Podbój Prus w świetle Starszej kroniki oliwskiej” [w:] Zakon krzyżacki w Prusach – wybór tekstów źródłowych, praca zbiorowa pod red. Andrzeja Radzimińskiego, Toruń 2005, s. 105: „(…) książę odbywszy (…) naradę z panem Chrystianem (…) i innymi biskupami i rycerzami w swoim księstwie na skutek wieści o braciach zakonu niemieckiego, wysłał posłów do brata Hermana von Salza (…) prosząc pobożnie, aby z zakonu swego pewną liczbę braci do ziemi jego skierował celem uśmierzenia okrucieństw wspomnianych Prusów; obiecał jednocześnie, że będzie stale dobroczyńcą zakonu tych braci, których [w. mistrz] do niego skierował (...)”.  Krzyżacy nie potrafili odrzucić zaproszenia księcia z Mazowsza, który dodatkowo w 1228 roku podobno oddał im „(…) ziemię chełmińską i lubawską prawem dziedzicznym na wieczne posiadanie, aby bronili chrześcijaństwa przeciw wspomnianym poganom (…)”. Elementem rozpoznawczym rycerzy Zakonu Krzyżackiego były czarne krzyże noszone na białych płaszczach.

 Musicie wiedzieć, że dopiero w 1228 r. na Mazowsze przybyli dwaj Krzyżacy Filip von Halle i Henryk Böhme oraz rycerz nie należący do Zakonu o imieniu Konrad.

W tym czasie, czyli w roku 1228 rodzi się problem. Powszechnie uważa się, że Konrad mazowiecki przekazał wówczas Krzyżakom Ziemię Chełmińską i zarazem zachował dla siebie całość książęcych prerogatyw. Problemem jest biskup Chrystian, któremu przecież przekazano całą Ziemię Chełmińską na mocy traktatu łowickiego z 5 sierpnia 1222 r. (o traktacie łowickim pisałem tu:

Jak to, więc jest z tą Ziemią Chełmińską? Czyja ona w końcu była? Księcia Konrada mazowieckiego, Krzyżaków, czy biskupa Chrystiana? Moje zdanie jest takie: w 1228 r. w wyniku ciągłych walk Ziemia Chełmińska znalazła się ponownie pod panowaniem pruskiego plemienia Pomezan. W wyniku licznych walk chrześcijańscy osadnicy zapewne opuścili wsie i grody na tych terenach. Biskup Chrystian w tym czasie prawdopodobnie sprawował realną władzę tylko na części lub całej Ziemi Sasinów. Możliwe, że uczynił z Lubawy twierdzę, która była jego ostatnią linią obrony przed poganami. Sytuacja musiała być dramatyczna skoro książęta polscy szukali pomocy z zewnątrz i poprosili o wsparcie Zakon krzyżacki, który okazał się być „lekarstwem gorszym od samej choroby”.

            Opisując Krzyżaków z pierwszej połowy XIII w. językiem współczesnym należy stwierdzić, że byli oni wytrawnymi politykami. Sprytu, pomysłowości i przebiegłości im nie brakowało. Wszystko dzięki zasługom dwóch najważniejszych przywódców Zakonu, którymi byli Hermann von Salza (wielki mistrz Zakonu krzyżackiego w latach 1210-1239) oraz Hermann von Balk (mistrz krajowy Zakonu krzyżackiego, „założyciel” Chełmna i Torunia). Ci dwaj przywódcy wszystko rozegrali wyśmienicie, kiedy było trzeba potrafili nawet posunąć się do fałszowania dokumentów. Świadomie nie będę podawał tu nazw tych dokumentów. Zrobiłem wyjątek dla traktatu łowickiego z 5 sierpnia 1222 r., który jest dokumentem autentycznym. No, mogę ewentualnie wspomnieć jeszcze o Złotej Bulli z Rimini, którą Krzyżacy sfałszowali w roku 1235 i zapisali, że jest to stary dokument wydany przez cesarza niemieckiego w 1226 r.

            W polityce międzynarodowej zaakceptowano dokument, jako autentyczny wydany 26 marca 1226 roku w mieście Rimini przez cesarza rzymsko-niemieckiego Fryderyka II. W bulli tej cesarz ubzdurał sobie, że jest uniwersalnym władcą chrześcijańskiej Europy, a w tym i Prus. Czujecie to? Cesarz niemiecki w Złotej Bulli z Rimini uznawał za legalne wszystkie krzyżackie podboje w Prusach, to co Krzyżacy zdobyli było ich, a Polacy mają się odczepić. Nagle okazało się, że biskup Chrystian nie ma prawa do niczego, wszystko należy się Krzyżakom, bo tak powiedział Fryderyk II – „pan ówczesnego świata”.

            Zostawmy jednak fałszowanie dokumentów. Krzyżacy od początku dążyli do podboju całych pogańskich Prus i zbudowania swojego chrześcijańskiego państwa. Byli gotowi posunąć się do wszystkiego, aby oszukać biskupa Chrystiana i księcia Konrada mazowieckiego. Zresztą biskup Chrystian do końca swojego żywota powtarzał, że od 1216 r. jest biskupem całych Prus aż po półwysep Sambijski. Z kolei Konrad mazowiecki naiwnie wierzył, że może kontrolować Krzyżaków i wyrzucić ich, kiedy tylko będzie chciał. Wszyscy dali się oszukać wytrawnym przywódcom Zakonu krzyżackiego.

            Ciekawe jest to, że realne działania zbrojne Zakon krzyżacki rozpoczął dopiero ok roku 1230.  Najpierw (zgodnie z legendą) siedmiu rycerzy Zakonu osiedliło się w Nieszawie – po lewej stronie Drwęcy. Na poniższej, mojej mapie pokazałem kierunek ich początkowej ekspansji. W 1231 r. przekroczyli Wisłę i wkroczyli na Ziemię Chełmińską. Opanowali tamtejszy gród i założyli miasto, które nazwali Toruń. W miejscu tym na mapie umieściłem „gród słowiański”, który strzegł przeprawy przez rzekę. Nie wiemy czyj on był na początku lat 30 XIII wieku. Możliwe, że znajdował się pod panowaniem Prusów. Jest to logiczne. Prawdopodobnie Prusowie z plemienia Pomezan opanowali Ziemię Chełmińską, dotarli aż do miejsca, w którym Drwęca wpływa do Wisły, a przerażony Konrad mazowiecki wezwał na pomoc Krzyżaków.
           

            Strategia podboju Prus:

            Taktykę walki Zakonu krzyżackiego najtrafniej opisał Eric Christiansen w książce pt.: „Krucjaty północne” Oto jego słowa: „Kluczem do sukcesu Zakonu Niemieckiego był przykład Kawalerów Mieczowych z Inflant. Trzeba było zacząć od zbudowania szeregu nadrzecznych zamków, które posłużyłyby za bazy dla krzyżowców; dopiero potem można było pomyśleć o systematycznym zdobywaniu dalszych terenów i posuwaniu się na wschód za Niemen”. Od siebie uzupełnię, że biskup Albert von Buxhövden w 1201 r. w Inflantach założył Rygę, a rok później utworzył wspomniany przez Christiansena Zakon Kawalerów Mieczowych.
           
            Rycerzy Zakonu krzyżackiego nie przybyło wielu. Jednakże dzięki wytrawnej polityce i poparciu cesarza niemieckiego mogli liczyć na ogromne wsparcie niemieckiego rycerstwa i tamtejszych osadników. „Szli jak burza”, wzdłuż Wisły kierowali się ku północy na początku nie zapuszczając się w głąb pogańskiej puszczy. Nie popełniali błędów swoich poprzedników. Prędzej wszystkie wyprawy krzyżowe przeciwko Prusom kierowały się na wschód, w głąb lesistego kraju.

            Mistrz krajowy Zakonu Herman von Balk uznał jednak strategię swoich poprzedników za błędną, dlatego kierował się wzdłuż Wisły. Najpierw po przekroczeniu Wisły w ok. 1231 r. zajęto „gród słowiański”, któremu, w 1233 r. nadano prawa miejskie i nazwano „Toruniem”. W tym samym roku prawa miejskie otrzymał gród Chełmno. Lokacja miasta na prawie niemieckim stanowiła ogromny postęp. Niemieckie prawo lokacyjne tworzyło miasta i wsie z prawdziwego zdarzenia, z miejskimi /wiejskimi władzami samorządowymi. To była nowość na ziemiach polskich. Poza tym miasta tworzone przez Zakon krzyżacki były prawdziwymi fortecami. Krzyżacy nie „bawili się” w tworzenie drewnianych umocnień. Owszem na początku wznosili drewnianą palisadę jednak potem bardzo szybko ściągali osadników z Niemiec i Polski, nadawali prawa miejskie i rozpoczynali budowę ceglanych murów obronnych oraz zamków. Nowoczesne, zbudowane na wzór zachodni miasto z fosą, ceglanym murem obronnym i zamkiem było fortecą, którą pogańscy Prusowie mogli, co najwyżej obserwować z daleka. Nie mieli absolutnie żadnych szans na ich zdobycie. Poza tym do nowych, założonych przez Krzyżaków miast i wsi, czyli na początku lat 30 XIII w. do Torunia, Chełmna i wsi lokowanych w okolicy przybywali poza osadnikami rycerze z Zachodu, razem ze swą służbą i giermkami.

            W tym samym 1233 r. Zakon krzyżacki przy wsparciu polskiego i niemieckiego rycerstwa opanował pruski gród Kwedis w pogańskiej Pomezanii. Nadano mu prawa miejskie i zmieniono jego nazwę na Kwidzyn. Rok później, czyli w 1234 r. Krzyżacy nadali prawa miejskie Radzyniowi na Ziemi Chełmińskiej.

            Był to dopiero początek niemieckiego podboju. Później zorganizowano krucjatę dowodzoną przez margrabię miśnieńskiego, która mocno dała się we znaki (już i tak osłabionemu) pogańskiemu plemieniu Pomezan. Pomezanie zostali zmuszeni do zawarcia pokoju i przekazania Krzyżakom dwóch dużych jednostek rzecznych, które Hermann von Balk wykorzystał wyśmienicie. Popłynął Wisłą na północ i założył twierdzę i miasto Elbląg, z której mógł razić pogan od północy. Później złamał warunki pokojowe z Pomezanami i zajął ich pogański gród Kerseburg, któremu nadał prawa miejskie. Kerseburg to oczywiście dzisiejszy Dzierzgoń. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że w 977 r. w okolicy Dzierzgonia Prusowie zabili św. Wojciecha, który przypłynął tu łodzią z Gdańska.

            Lata 30 XIII wieku kończy założenie w 1239 r. nad Zalewem Wiślanym (ok. 50 km na północny-wschód od Elbląga) zamku w Bałdze. (Balga obecnie znajduje się w obwodzie kaliningradzkim).

            Tak oto minęły lata 30 XIII w., plemiona Pomezan i Pogezan otrzymały dotkliwe ciosy. Zachodnia część Ziemi Chełmińskiej, Pomezania i część Pogezanii przeszły pod panowanie Zakonu krzyżackiego.


Streszczenie pierwszego etapu podboju Prus w latach 1230-1240 przez Zakon krzyżacki:

Krzyżacy byli wspierani przez ciągle napływające posiłki rycerstwa i zbrojnych przysyłane przez cesarza niemieckiego Fryderyka II oraz Konrada mazowieckiego. Dzięki nim, zdołali całkowicie opanować (podbić /schrystianizować) zachodnią Ziemię Chełmińską oraz Pomezanię i część Pogezanii aż do rzeki Pasłęki. Krzyżacka strategia prowadzenia wojny polegała na stopniowym eliminowaniu rozproszonych gniazd oporu Prusów i umacnianiu dopiero, co zdobytej władzy za pomocą systemu błyskawicznie budowanych fortyfikacji (z kamieni i cegieł).


Ciekawostka historyczna na zakończenie:

Łozatak do 1251 roku nazywano dzisiejszą Chełmżę. Poniżej wklejam ciekawy tekst ks. Stanisława Kujota, który wyjaśnia jak Łoza stała się Chełmżą:

"Powyżej dowiedliśmy, że już przed wystawieniem przywileju dla Chełmna i Torunia (czyli przed 1233 rokiem – mój przypis) porozumieli się Krzyżacy z Chrystyanem (biskupem Chrystianem – mój przypis) o zamianę dziesięcin biskupich z ziemi chełmińskiej na daninę zbożową. Nadto przyznali Krzyżacy biskupowi 600 włók ziemi, które mu pod Łozą czyli późniejszą Chełmżą, w Wąbrzeźnie, Bobrowie i nad Drwęcą, w późniejszem Mszanie – in Loża . .. et in Wambrez et in Boberow et super Drivanciam – wymierzyli. Może już Chrystian założył w swojej Łozie jakąś siedzibę duchowieństwa misyjnego, Heidenrych (Hidenryk był biskupem diecezji chełmińskiej w latach 1246-1263 – mój przypis) osiadł w niej od samego początku i wyniósł ją na stolicę dyecezyi, albowiem r. 1248 mówi o miarach zboża, które kościołowi chełmżyńskiemu dawane bywają – que ecclesie Culmseensi solvuntur – Niezawodnie on nadał też jako Niemiec swej siedzibie nazwę Culmsee, przypominającą nazwę dyecezyi od głównego miasta Chełmna wziętą. Obok nowej nazwy pierwotna poszła prędko w zapomnienie, choć jeszcze r. 1246 mistrz w. tylko Łozę – Loża – znał. Lud okoliczny przerobił nazwę Culmsee na Chełmżę”.



Oto moja mapa, na której zaznaczyłem pierwszy etap podboju Prus w latach 1230-1240 przez Zakon krzyżacki. W sumie to podbój ten skupił się na opanowaniu zachodniej Ziemi Chełmińskiej oraz Pomezanii i części Pogezanii do rzeki Pasłęki plus gród Bałda, jako przyczółek do podbojów dalej na wschód.
Białe strzałki pokazują kierunek ekspansji Zakonu krzyżackiego. Wszystko zaczęło się w Nieszawie.