poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Obozy w których mordowano Żydówki. Poznaj czarne karty z historii Ziemi Lubawskiej


Niektóre opisy z okresu II wojny światowej są tak przerażające, że dla człowieka XXI wieku, który je czyta wydają się być wymysłem. Ciężko jest uwierzyć w to, że ludzie w latach 1939 - 1945 dopuścili się takich czynów. W Lubawie znajdował się tajny obóz w którym Niemcy katowali polskie dzieci, a w kilku wsiach na Ziemi Lubawskiej znajdowały się obozy dla żydowskich kobiet. Mieszkańcy tych wsi pamiętają jak Niemcy katowali biedne Żydówki. Ich wspomnieniami chciałbym się z wami podzielić w tym artykule.

Osobom, które trafiły na mój blog po raz pierwszy chciałbym wyjaśnić, że Ziemia Lubawska to kraina historyczna położona w południowo – zachodniej części województwa warmińsko – mazurskiego (powiat nowomiejski, gmina Lubawa i część powiatu działdowskiego). W jej granicach znajdują się trzy miasta: Lubawa, Nowe Miasto Lubawskie oraz Lidzbark Welski. 

        Jedną z najsmutniejszych kart w historii Ziemi Lubawskiej jest niewątpliwie okres II wojny światowej. Okres ten swym okrucieństwem przekracza wszelkie wyobrażenia. Podczas wojny w granicach Ziemi Lubawskiej znajdowało się kilka obozów dla żydowskich kobiet:[1] w Brzoziu Lubawskim, Głęboczku, Gutowie, Naguszewie, Gwiździnach i w Krzemieniewie[2]. Naziści przetrzymywali w nich żydowskie kobiety, które wykorzystywano do ciężkich prac fizycznych, a kiedy nie były już do niczego potrzebne wywożono do obozu koncentracyjnego Stutthof (w okolicy Gdańska), gdzie kończyły swój żywot w komorze gazowej. Obozy te prawdopodobnie założono w sierpniu lub wrześniu 1944 roku[3]

          Głównym powodem tworzenia obozów było zbliżanie się Armii Czerwonej. Naziści starali się przygotować fortyfikacje, umocnienia, schrony w rejonie Iławy, Lubawy, Nowego Miasta Lubawskiego i Brodnicy. Niemcy wpadli na pomysł, że do budowy tych umocnień wykorzystają Żydówki, które znajdują się w obozie koncentracyjnym w Stutthofie (okolice Gdańska).  Planowali przywieźć je do podobozów na Ziemi Lubawskiej, a po wykonaniu pracy odwieźć z powrotem do obozu koncentracyjnego w Stutthofie[4].

          Witold Piechociński w swojej książce "Walka i męczeństwo" z 1969 roku podaje relacje Cecylii Krzesińskiej, ostatniej jeszcze wówczas żyjącej, więźniarce obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Pani Cecylia tak oto opowiadała o dniu, w którym część kobiet wywieziono do podobozów w Krzemieniewie, Gwiździnach, Gutowie, Naguszewie, Brzoziu Lubawskim i Gutowie: "pewnego dnia na początku sierpnia 1944 roku, podczas porannego apelu w Stutthofie wezwano więźniarki, by z poszczególnych bloków wystąpiło na ochotnika po 50 więźniarek. Nie wyjaśniono jednak, w jakim celu miały występować. W ten sposób wybrano 1500 osób, wyłącznie kobiety, które (...) załadowano do bydlęcych zakratowanych wagonów"[5]

Pani Krzesińska dalej opowiada, że po dotarciu na miejsce kobiety podzielono na trzy 500 osobowe grupy. jej grupę wysłano do Krzemieniewa, druga do Gwiździn, a kolejną do podobozu we wsi Naguszewo. Poza tym wiemy, że część więźniarek umieszczonych w Krzemieniewie więziono prędzej w Oświęcimiu.

          We wszystkich podobozach Stutthofu na Ziemi Lubawskiej i w Głęboczku więźniarki pracowały przy kopaniu rowów przeciwpancernych i innych fortyfikacji obronnych. Wiemy, że pracę Żydówek nadzorowali członkowie Organizacji Todt. Warto zaznaczyć, że obozy znajdowały się blisko zabudowań okolicznych rolników, a w Krzemieniewie i Naguszewie były nieodrutowane. Dzięki temu mieszkańcy wsi mogli obserwować bestialstwo Niemców oraz próbowali wspierac kobiety jedzeniem i piciem.

          Pamiętajmy o bohaterstwie mieszkańców Ziemi Lubawskiej. We Francji za pomaganie Żydom płaciło się grzywnę, w Polsce za taką pomoc karano śmiercią. Warto o tym pamiętać! Najlepszym dowodem bohaterskiej postawy okolicznych mieszkańców jest wdzięczność okazana przez nieliczne Żydówki, które przeżyły i pozostawiły po sobie świadectwa: "małżonkowie Szulwic z Naguszewa w 1948 r. otrzymali paczkę odzieżową od jednej z byłych więźniarek. Paczkę tę nadano w Izraelu. Dalszy przykład - u małżeństwa Dmochewicz zachowało się takie oświadczenie: "2.II.1945r. Gutowo. Niniejszym zaświadcza się, że Leonard i Marta Dmuchewiczowie [błąd w pisowni nazwiska] pomagali czym mogli kobietom obozu śmierci, nie tylko po wyzwoleniu ich przez Armię Czerwoną ale i w tych czasach, gdy mogli za to ponieść najcięższą karę".




1. Obóz we wsi Gutowo (okolice Lubawy):
          Największy z miejscowych podobozów znajdował się w Gutowie. W sierpniu 1944 roku skierowano do niego ok 1200 więźniarek, kobiet narodowości żydowskiej, z którymi obchodzono się bardzo okrutnie. Kobiety tak samo jak w wypadku innych obozów przywieziony ze Stutthofu w bydlęcych zakratowanych wagonach. Żydówki zmuszano m.in. do kopania rowów przeciwpancernych na linii Gutowo – Rumian. We wspomnieniach jednego z mieszkańców Gutowa czytamy: „Z okna naszego mieszkania widziałem nadchodzący z kierunku Rybna transport więźniarek (…). Szły czwórkami, towarzyszyli im esesmani, niektórzy prowadzili psy. Przybyłe były wynędzniałe, pobite, miały ścięte włosy, odzież przypominała łachmany, na strzępach sukien i płaszczy miały gwiazdy”.

          W Gutowie tak samo jak w innych obozach Niemcy wykazywali się dużym okrucieństwem. Bicie, a nawet katowanie i rozstrzeliwanie kobiet z błahego powodu było na porządku dziennym. Dzięki świadkom znamy nazwiska Niemców - oprawców. W obozie w Gutowie największym okrucieństwem wykazali się: Johann Bittner (Niemiec z Mołdawii osiedlony w powiecie nowomiejskim) oraz komendant obozu, którego nazwiska nie znamy. Mieszkańcy wsi Gutowo nazywali go "Madejem".

          Surowe warunki panujące na terenie obozu owocowały dużą śmiertelnością wśród więźniarek. Każdego dnia umierało do sześciu kobiet. Codzienna praca trwała od wczesnego poranka do zmierzchu, a posiłek składał się z jednego kubka kawy podawanego rano i zupy z nieobranych ziemniaków serwowanej wieczorem. Dzięki zeznaniom naocznych świadków wiemy, że żydowskie kobiety były często bite, a w każdą niedzielę spędzane jak bydło do miejscowego strumyka, gdzie po kąpieli ku uciesze esesmanów musiały stać nago przez kilka godzin. Tyrania strażników obozowych trwała do 17 stycznia 1945 roku. Wówczas podjęto decyzję o likwidacji obozu. Część kobiet Niemcy popędzili w kierunku Nowego Miasta Lubawskiego, a później pozostawili je i uciekli. W samym obozie pozostało ok. 400 chorych i najbardziej wycieńczonych więźniarek, które trzech esesmanów próbowało uśmiercić specjalnymi zastrzykami. Zastrzyki okazały się nieskuteczne ale za to znacznie pogorszyły i tak już wątłe zdrowie kobiet. Niemcy postanowili wyprowadzić je na boisko szkolne w Gutowie i dobić kijami oraz kolbami karabinów.

Nielicznymi żydówkami, które przetrwały obozową tyranię zaopiekowali się mieszkańcy Gutowa, którzy zorganizowali dla nich szpital w gmachu szkolnym. Kobiety po dwóch miesiącach przewieziono do szpitala w Iławie. Więźniarki zamordowane przez Niemców zostały pogrzebane przez miejscową ludność w zbiorowej mogile niedaleko szkoły.

   
2. Obóz w Krzemieniewie:
          W obozie w Krzemieniewie znajdowało się ok. 500 kobiet z Litwy, Węgier, Czech i Słowacji. Musiały przebywać w spartańskich warunkach. Najpierw nocowały w spichrzach i stodołach okolicznego majątku a później brygady cywilnych robotników zbudowały na terenie obozu okrągłe drewniane baraki. W każdym z baraków umieszczano od 50 do 100 kobiet. Spośród wszystkich obozów na Ziemi Lubawskiej tylko ten w Krzemieniewie posiadał baraki ogrzewane małym żelaznym piecykiem[6].

          Relacje naocznych świadków, mieszkańców wsi którzy obserwowali męczarnię żydowskich kobiet są wstrząsające, np. Władysława Wrzosek opowiada, że więźniarki "nawet w okresie zimowym były bardzo skromnie ubrane. Były one bez pończoch, a niektóre miały tylko skarpetki. na nogach miały chodaki drewniane, a nieraz widać było je boso mimo zimna. Miejscowa ludność dawała Żydówkom pożywienie, podawała im chleb, a dla chorych nawet mleko. Czynić to musiała po kryjomu, bo esesmani grozili nam, że pójdziemy do obozu"[7].

          Inna mieszkanka wsi, Danuta Drywa dodaje, że żydowskie kobiety: "jesienią, po ukończeniu prac polowych zostały przekwaterowane do dziesięciu okrągłych namiotów, w których spały bezpośrednio na ziemi pokrytej słomą [...] Obiad, składający się z chochli zupy, ugotowanej tylko na kartoflach, czasami koninie, przygotowywały same więźniarki. Oprócz tego raz dziennie dostawały po 1 kg bochenku chleba, dzielonego pomiędzy osiem więźniarek oraz po kubku gorzkiej kawy. Czasami dostawały margarynę i marmoladę". Pani Cecylia Krzesińska swoimi wspomnieniami uzupełnia tragiczny obraz tamtych dni: "żadna z więźniarek nie umarła śmiercią naturalną. Ciała zmarłych układały więźniarki w poprzek rowu. Ciała posypywano wapnem - grobów natomiast nie zasypywano ziemią, tak że jedne zwłoki jak gdyby czekały na następne. Jednym słowem grób był zawsze gotowy do przyjęcia zwłok". Cecylia Krzesińska podaje również istotne informacje o panujących w obozie warunkach sanitarnych: "Czas na załatwienie czynności fizjologicznych był bardzo ograniczony. Ubikację stanowiła prowizorka - zwykły rów, a nad nim drąg. Drąg ten był tak słaby, że często więźniarki wpadały w dół kloaczny. Pozostałe więźniarki pomagały im potem wyjść z tego dołu. Warunki higieny osobistej były okropne. Przeznaczono dla nas na umywalnię pomieszczenie w chlewie. W umywalni tej znajdowały się trzy korytka zbite z desek. Noszenie wody z pompy było ograniczone czasem tak, że wszystkie musiałyśmy się myć w jednym wiadrze przyniesionej wody. W tejże samej wodzie myłyśmy menażki. Chęć przyniesienia dodatkowej wody karało się biciem. Również sama zostałam raz dotkliwie za to pobita"[8].

          W krzemieniewskim obozie wyjątkowym okrucieństwem wyróżniał się Niemiec o nazwisku Schaldack (lub Schaldach). Często chodził on po obozie z nahajką zakończoną kulą ołowianą, którą bił więźniarki. Kolejnym okrutnikiem był Fritz Breier, Niemiec, który przed wojną mieszkał w Polsce (w okolicach Grudziądza). Jego specjalnością było mordowanie żydowskich więźniarek strzałem w tył głowy. Do jego ofiar należały między innymi dwie Żydówki, które poszły do okolicznego gospodarza o nazwisku Kujawski poprosić o bochenek chleba. Fritz Breier zastrzelił też więźniarkę, która piekła w swoim namiocie trzy ziemniaki przyniesione prędzej z pola[9].  Innymi katami z Krzemieniewa byli Niemcy o nazwiskach: Grosse, Brung (lub Brunga) i Rappa.

          Obóz w Krzemieniewie zlikwidowano 19 stycznia z powodu zbliżającej się Armii Czerwonej. Stanisław Grabowski w swojej książce pisze, że w obozie pozostawiono Żydówki tak słabe, że nie nadawały się do długiego marszu. Kobietom tym Niemcy kazali wstrzyknąć śmiertelną truciznę. Pod groźbą śmierci kazali truciznę wstrzykiwać żydowskiej lekarce, która zachowała się jak prawdziwa bohaterka. Celowo zmniejszyła dawkę trucizny, nie wiedziała czy Niemcy się zorientują, że nie podaje dawki śmiertelnej. Kolejny świadek wydarzeń ze stycznia 1945 roku Lucjan Marcinkowski opowiada, że pozostałe kobiety "poprowadzono w kierunku Kaługi. Podczas marszu likwidowano najsłabsze z nich (...) W czasie transportu dwie więźniarki były tak osłabione, że nie mogły dalej iść, esesman kazał tym więźniarkom iść w stronę lasu. W lesie zastrzelił obydwie z karabinu (...) Jedną z ewakuowanych z Krzemieniewa więźniarek była Cecylia Krzesińska, która uciekła w lesie kałuckim [chodzi o lasy w okolicy wsi Kaługa] i po czterech dniach tułaczki powróciła do Krzemieniewa"[10].

          Cecylia Krzesińska wspomina, że w Krzemieniewie spodziewała się uzyskać pomoc u okolicznych mieszkańców. Kobieta nie zawiodła się na mieszkańcach tej małej wsi z Ziemi Lubawskiej. Wręcz przeciwnie patriotyczna postawa mieszkańców tych terenów, szczególnie w XIX i pierwszej połowie XX wieku jest godna podziwu. Tutejsi mieszkańcy, a nawet dzieci w latach 1906-1907 oraz duchowni stawiali dzielny opór germanizacji, a podczas powstań narodowych i w trakcie II wojny światowej wykazali się wielkim patriotyzmem. W tym miejscu warto dodać, że żadem z Niemców znęcających się nad Żydówkami w obozach na Ziemi Lubawskiej nie stanął przed sądem. Wręcz przeciwnie doczekali się oni w Niemczech wojskowej emerytury. 


3. Obóz we wsi Naguszewo:
W obozie tym znajdowali się więźniowie, których zadaniem była budowa baraków i fortyfikacji wojskowych na linii Gutowo - Rumian, Łącznie 3700 więźniów, głównie kobiet z różnych państw. W obozie w Naguszewie największym okrucieństwem wyróżniał się SS-man o imieniu Hans, który pochodził z Bydgoszczy. Świadkowie opowiadają, że jego ulubionym zajęciem było szczucie żydowskich więźniarek psami. 


 4. Obóz w Brzoziu Lubawskim
          Wiemy, że w 1944 roku do wsi przetransportowano ok 1000 żydowskich więźniarek z Kamienia Wielkiego. Kobiety zmuszono do pracy przy budowie umocnień wojennych oraz schronów. Po jakimś czasie przeniesiono je do wsi Głęboczek Wielki i umieszczono w pięciu drewnianych barakach rozstawionych nad tamtejszym jeziorem. na jesieni roku 1944 przesłano Żydówki dalej do wsi Jajkowo. Wieś Jajkowo leży na trasie Olsztyn - Bydgoszcz, a zawężając Brodnica - Nowe Miasto Lubawskie (Droga krajowa nr 15).


5 . Obóz we wsi Gwiździny
          Równie przerażającym miejscem martyrologii żydowskich kobiet był podobóz Stutthofu w Gwiździnach, wsi położonej kilka kilometrów na płd. wschód od Nowego Miasta Lubawskiego, w którym więźniarki były zmuszane do pracy w majątku niemieckiego gospodarza Modrowa. Wiemy, że ciała Żydówek palono, a komendantem obozu był Niemiec o nazwisku Krüger lub Krieger. Podobnie brzmiało nazwisko komendanta obozu dla polskich dzieci w Lubawie, który nazywał się Otto Kluge. Zastępca komendanta obozu w Gwiździnach nazywał się Miller (lub Müller). Tamtejsi Niemcy znali język polski co oznacza, że należeli do Niemców, którzy przed wojną mieszkali w Polsce. Możliwe, że należeli do Selbstschutzu, oddziałów, które 7 grudnia 1939 roku dokonały mordu w Nowym Mieście Lubawskim. Więcej na ten temat pisałem w artykule pt: "7 grudnia 1939 - Pamiętamy" (KLIKNIJ)

          W styczniu 1945 roku esesmani ewakuowali obóz, a zdolne do marszu żydówki planowali poprowadzić do Niemiec drogą przez Nowe Miasto Lubawskie, Marzęcice, Wawrowice i Biskupiec Pomorski. Kobiety co kilka kilometrów padały z wycieńczenia. Po jakimś czasie przy życiu pozostały zaledwie 24 więźniarki, które spowalniały ucieczkę Niemców przed zbliżającym się frontem. Esesmani zdecydowali się na likwidację „problemu” i zamordowali żydówki w lesie na zachód od Skarlina. Ten tragiczny epizod niestety nie kończy wstrząsającej historii obozu w Gwiździnach. Esesmani ewakuowali się razem ze wspomnianymi kobietami tuż przed przybyciem frontu i wyzwoleniem obozu, które nastąpiło 21 stycznia 1945 roku. Okazało się, że w obozie pozostało 368 schorowanych więźniarek, które po wyzwoleniu znalazły schronienie w domach mieszkańców Nowego Miasta Lubawskiego oraz w specjalnym obozie założonym przez Rosjan w Działdowie, gdzie znajdował się również obóz deportowanych do Rosji. Biorąc pod uwagę, że po wywiezieniu do Działdowa wiedza o żydowskich kobietach się urywa istnieje uzasadnione podejrzenie, że zostały one wywiezione przez Rosjan, na roboty do łagrów.


Żydowskie kobiety do obozów na Ziemi Lubawskiej przywieziono z obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Oto dwa filmy z tego miejsca:






Bibliografia:
Grabowski Stanisław, Z dziejów Kurzętnika i okolic, Warszawa 2008. 
Gwiździny – obóz pracy przymusowej [w:] Gmina Nowe Miasto Lubawskie, przewodnik krajoznawczy, Toruń 1997.

Nowe Miasto Lubawskie – parafia pw. św. Tomasza Apostoła [w:] Diecezja Toruńska, historia i teraźniejszość, T. 13, dekanat nowomiejski, praca zbiorowa, pod red. Ks. Stanisława Kardasza, Toruń 1998.

Piechocki Witold, Walka i męczeństwo, Olsztyn 1969.

Ścibor Elżbieta, Okupacja [w:] Nowe Miasto, z dziejów miasta i powiatu, praca zbiorowa, pod red. Witkowskiego Zbigniewa, Olsztyn 1963. 

Falkowski Jan, Ziemia lubawska, Toruń 2006.
Ruczyński Teofil, Opowiadania z pogranicza, Łódź 1973.




[1] Były to podobozy Stutthofu.
[2] Piechocki Witold, Walka i męczeństwo, Olsztyn 1969, s. 32-33.
[3] Chełkowski Tomasz, Obozy w których mordowano Żydówki. Poznaj czarne karty z historii Ziemi Lubawskiej - http://ziemialubawska.blogspot.com/2013/04/obozy-w-ktorych-mordowano-zydowki.html, 22 kwietnia 2013.
[4] Piechociński Witold, op. cit., s. 33.
[5] Ibidem, s. 33.
[6] Ibidem, s. 34.
[7] Grabowski Stanisław, Z dziejów Kurzętnika..., s. 244.
[8] Piechociński Witold, op. cit., s. 34-35.
[9] Ibidem, s. 35.
[10] Grabowski Stanisław, op. cit., s. 244-245.



Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com




Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)



Polecam swoje artykuły:

Obóz dla dzieci w Lubawie 

Jak Niemcy mordowali Polaków na Ziemi Lubawskiej (1939 – 1945) 

7 grudnia 1939 roku – Pamiętamy