niedziela, 25 października 2020

Ostry spór o podział Ziemi Lubawskiej w XIII wieku


Mapa: Podział administracyjny Ziemi Lubawskiej w XIV wieku

(Falkowski Jan, Ziemia lubawska, s. 109). 



Krzyżacy do końca XIII wieku „uporali się” ze wszystkimi pogańskimi plemionami zamieszkującymi tereny Prus, czyli obszar zajmujący część obecnego województwa kujawsko-pomorskiego, całe województwo warmińsko-mazurskie oraz Obwód Kaliningradzki. Ziemie podbite przez rycerzy zakonnych były bardzo atrakcyjne dla chrześcijańskich osadników, którzy licznie przybywali i zajmowali grody strażnice oraz warownie, pozostałe po zdziesiątkowanych Sasinach, Warmach, Pogezanach i innych pruskich plemionach.

 

W okresie panowania krzyżackiego Ziemia Lubawska przeżywała duży rozwój gospodarczy. Dzięki licznym źródłom wiemy, że w tym okresie intensywnie eksploatowano zasoby leśne. Poza tym nastąpił dynamiczny rozwój rolnictwa, wzrost zamożności okolicznych mieszkańców oraz duży skok cywilizacyjny. Krzyżacy na terenie zajętej ziemi chełmińskiej, ziemi michałowskiej i Ziemi Lubawskiej, a potem całych Prus wprowadzili nowy podział administracyjny. Państwo krzyżackie zostało podzielone na komturie, zarządzane przez komturów rezydujących wraz z konwentem na warownym zamku. W Państwie Zakonu Krzyżackiego w Prusach powstała gęsta sieć warownych zamków stanowiących siedzibę dla urzędników krzyżackich. Do najbardziej znanych zamków wybudowanych w granicach Ziemi Lubawskiej należą: zamek komturów krzyżackich w Bratianie, zamek kapituły chełmińskiej w Kurzętniku oraz zamek biskupi w Lubawie [1].

 

W XIII wieku omawiane terytorium zostało podzielone na trzy odrębne części. Pierwszą z nich był tzw. klucz biskupi z centralnym ośrodkiem w Lubawie, drugą część stanowiło wójtostwo w Nowym Mieście Lubawskim, które w 1343 roku zostało przeniesione na zamek w Bratianie, wsi położonej 4 km za miastem (na trasie Toruń – Olsztyn). Trzecią część stanowił tzw. klucz kurzętnicki zlokalizowany na zamku kapituły chełmżyńskiej w Kurzętniku [2]. Dzięki takiemu podziałowi szczególne znaczenie uzyskała Lubawa, która od 1257 roku była miastem biskupim. Na początku XIV wieku w mieście tym rozpoczęto budowę gotyckiego zamku biskupów chełmińskich.

 

Czytelnika może zastanawiać dlaczego omawiane tereny podzielono w ten właśnie sposób, dlatego w tym miejscu postaram się to wyjaśnić. Otóż w drugiej połowie lat trzydziestych XIII wieku trwał ostry spór o Ziemię Lubawską między rycerzami zakonu krzyżackiego a księciem Konradem mazowieckim i jego synami: Bolesławem mazowieckim i Kazimierzem kujawskim (ojcem Władysława Łokietka).

 

Skłócone strony nie potrafiły dojść do porozumienia, dlatego o rozstrzygnięcie konfliktu poproszono w 1240 roku legata papieskiego Wilhelma z Modeny, który przyznał dwie trzecie Ziemi Lubawskiej Krzyżakom i jedną trzecią biskupowi Chrystianowi. Decyzja legata nie uwzględniała roszczeń księcia z Mazowsza, który dalej walczył o zwierzchność nad omawianym terenem. Do ostatecznej ugody doszło w 1242 roku wówczas Ziemię Lubawską podzielono na trzy równe części: dla Krzyżaków, biskupa Chrystiana i Konrada mazowieckiego. Poza tym ten sam legat 28 lipca 1243 roku podzielił Prusy na cztery diecezje pomezańską, warmińską, sambijską i chełmińską w granicach której znalazło się omawiane terytorium. Od tej pory całe Prusy stały się własnością Stolicy Apostolskiej, której reprezentantem na tych terenach miał być podlegający bezpośrednio papieżowi Zakon Krzyżacki [3].

 

Do kolejnego sporu o Ziemię Lubawską doszło po śmierci Chrystiana w 1245 roku. Biskup zmarł w trakcie pierwszego powstania pruskiego, które trwało od 1242 do 1249 roku. Jego następcą został Hidenryk pochodzący z zakonu dominikanów. Powstanie osłabiło Krzyżaków i spowodowało kolejny spór o przynależność Ziemi Lubawskiej. Konflikt zaostrzył się po śmierci Konrada mazowieckiego w 1248 roku, kiedy to jego syn Kazimierz kujawski zażądał części terytorium, którą otrzymał w tym samym roku.  Kilka lat później, a dokładnie 16 września 1257 roku ten sam książę przybył nad Drwęcę i przekazał swoją część kapitule chełmżyńskiej rezydującej na zamku w Kurzętniku – tym samym wzmocnił on klucz kurzętnicki. Taki podział utrzymał się aż do II pokoju toruńskiego w 1466 roku [4].

 

Lidzbark Welski w omawianym okresie znajdował się poza granicami Ziemi Lubawskiej wytyczonymi przez prof. Jana Falkowskiego (patrz mapa) Miasto to przez cały okres rządów krzyżackich stanowiło administracyjnie wójtostwo i wchodziło w skład komturstwa brodnickiego. Jeśli zaś chodzi o administrację kościelną to w tym wypadku Lidzbark i jego okolice, tak jak Nowe Miasto Lubawskie i Lubawa należał do diecezji chełmińskiej [5].


 

Biskup Chrystian – kilka ciekawostek: 

Urodził się w 1180 roku, a zmarł w drodze powrotnej z soboru powszechnego w Lyonie (4 grudnia 1245 roku). Jego śmierć jest niezwykle tajemnicza. Zawał z powodu stresu? A może ktoś pomógł mu odejść z tego świata aby odebrał szybciej nagrodę za nawracanie pogańskich Prusów? Jedno jest pewne w chwili jego śmierci trwał ostry konflikt. Zarzewiem tego konfliktu była oczywiście polityka. Najpierw biskup Chrystian w tajemniczych okolicznościach dostał się do niewoli u pruskiego plemienia Sambów (obecnie obwód kaliningradzki). W niewoli tej był od 1233 do 1239 roku. Zakon krzyżacki w tym czasie rozegrał wszystko perfekcyjnie do tego stopnia, że biskup Chrystian praktycznie nie miał do czego wracać, równie dobrze mógł on umrzeć w pogańskiej niewoli. Najpierw zlekceważono decyzję papieża Innocentego III, który w roku 1216 (w tym samym roku papież ten zmarł) uczynił Chrystiana biskupem całych Prus. 


Piszę zlekceważono, bo w czasie, w którym biskup był w niewoli u pogan ówczesny papież zamiast ratować swojego biskupa w 1238 roku zdecydował, że Prusy zostaną podzielone na trzy diecezje. Prędzej w 1235 roku Bracia dobrzyńscy (Pruscy Rycerze Chrystusowi), którzy powstali dzięki biskupi Chrystianowi zamiast ruszyć mu z pomocą połączyli się z Zakonem krzyżackim. Mało tego w 1235 roku Zakon krzyżacki wymyślił tzw. „Złotą Bullę z Rimini”, na której sfałszowali datę wystawienia na 1226 rok. W polityce międzynarodowej zaakceptowano dokument jako autentyczny wydany 26 marca 1226 roku w mieście Rimini przez cesarza rzymsko-niemieckiego Fryderyka II. 


W bulli tej cesarz ubzdurał sobie, że jest uniwersalnym władcą chrześcijańskiej Europy, a w tym i Prus. Czujecie to? Cesarz niemiecki w Złotej Bulli z Rimini uznawał za legalne wszystkie krzyżackie podboje w Prusach, to co Krzyżacy zdobyli było ich, a Polacy mają się odczepić. Nagle okazało się, że biskup Chrystian nie ma prawa do niczego, wszystko należy się krzyżakom bo tak powiedział Fryderyk II. Niestety Polska była wówczas rozbita na dzielnice, nie mieliśmy swojego króla, który by zebrał piastowskie rycerstwo i przejechał się do Niemiec, aby spalić cesarzowi kilka miast i przekonać mieczem, żeby się odwalił od tego co się u nas dzieje. Solidny król by zrobił porządek zarówno z Prusami, jak i okrutnikiem Konradem mazowieckim i jego żoną Agafią oraz z Zakonem krzyżackim. No, ale króla w Polsce nie było, a biskup Chrystian w 1239 roku po wyjściu z sambijskiej niewoli musiał się nieźle zdziwić. Oczywiście ten wytrawny polityk, który nawrócił Surwabuno i Warpodę się nie poddał. Słał pisma do papieża, jeździł na sobory, protestował przeciwko polityce Zakonu krzyżackiego. 


Mimo protestów biskupa Chrystiana legat papieski Wilhelm z Modeny w 1243 roku podzielił diecezję pruską na cztery mniejsze diecezje należące do metropolii ryskiej. Były to: diecezja chełmińska, warmińska, pomezańska i sambijska. Zaproponowano żeby biskup Chrystian objął zwierzchnictwo nad diecezją chełmińską. On jednak nie zgadzał się z decyzją papieskiego legata i do końca życia uważał się za biskupa całych Prus. Ziemię Lubawską włączono do diecezji chełmińskiej, której biskupi zbudowali sobie kamienno-ceglany zamek w Lubawie.


Autor: Tomasz Chełkowski



Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com



Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)

 



[1] Grabowski Stanisław, Z dziejów Kurzętnika…, s. 58; Sypkowie Agnieszka i Robert, op. cit., s. 42;  Ulatowski Stanisław, Twarzą w twarz, Gazeta Nowomiejska, 25.09 - 1.10.2009, s. 2;  Hartmut Boockman, op. cit., s. 69.

[2] Więcej szczegółów na temat średniowiecznego podziału ziemi lubawskiej oraz zamków umieściłem w podrozdziale architektura obronna – rozdział III (Kultura).

[3] Wilhelm z Modeny, legat papieski, dokonuje podziału Prus i ziemi chełmińskiej na cztery diecezje: chełmińską, pomezańską, warmińską i sambijską [w:] Zakon krzyżacki w Prusach – wybór tekstów źródłowych, praca zbiorowa pod red. Andrzeja Radzimińskiego, Toruń 2005, s. 61;  Falkowski Jan, op. cit., s. 108 - 109; Grabowski Stanisław, Z dziejów Kurzętnika…, s. 18 – 19; Korecki Andrzej, Historyczna …, s. 9; Sypkowie Agnieszka i Robert, op. cit., s. 42; Śliwiński Józef, Lubawa z dziejów…, s. 3 – 33; ; Z historii dekanatu nowomiejskiego…, s. 8 – 9; Grabowski Stanisław, W cieniu bratiańskiego…, s. 20.

[4] Ruczyński Teofil, Opowiadania…, s. 16; Falkowski Jan, op. cit., s. 108; Grabowski Stanisław, Z dziejów Kurzętnika…, s. 18 – 19.

[5] Klemens Edward, Lidzbark Welski. Z dziejów miasta i okolic, Pojezierze 1976, s. 13. 

sobota, 6 czerwca 2020

Procesja Bożego Ciała w okresie międzywojennym - Nowe Miasto Lubawskie


Procesja Bożego Ciała na rynku wyzwolonego po zaborach i pierwszej wojnie światowej Nowego Miasta Lubawskiego (fot. Krzysztof Kliniewski)

            Na powyższym zdjęciu widać procesję Bożego Ciała na rynku w Nowym Mieście Lubawskim. Na środku widzimy częściowo zasłonięty napis sklepu: "BŁAWAT" B. Gęstwicki. Czy wiecie co się znajdowało w tym lokalu? Otóż był to sklep bławatny. Niestety ta ładna kamienica już nie istnieje ponieważ spalili ją Rosjanie w 1945 roku. Obecnie w tym miejscu znajduje się apteka "Pod Orłem". No dobra ale co to znaczy sklep bławatny? Janusz Pawłowski, autor książki pt: "Mój zegar niesłoneczny" pisał, że w XXI wieku "sklepy bławatne są rzadkością ponieważ obecnie większość Polaków kupuje gotowe ubrania". W sklepach bławatnych klient dostarczał, krawcowi-rzemieślnikowi materiał z metra, na przykład na ubranie. Klienci dostarczali materiał, a w zamian po jakimś czasie otrzymywali zamówiony strój. Sklep bławatny w Nowym Mieście Lubawskim prowadził miejscowy Żyd, który często stawał przed sklepem i nawoływał przechodniów, kłaniał się im i zachęcał do skorzystania ze swoich usług. Żyd ten "wysoki, szczupły, z charakterystyczną twarzą i specyficznym ubiorem, budził moją sympatię. Takie postępowanie to był ówczesny marketing. Polscy kupcy tak nie robili, więc i obroty mieli mniejsze".


(fot. Krzysztof Kliniewski)




Autor: Tomasz Chełkowski




Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com



Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)

poniedziałek, 11 maja 2020

Dzień 5 maja 1882 r. - tragiczny pożar klasztoru w Łąkach Bratiańskich




W XIX i na początku XX wieku na Pomorzu, do którego zaliczamy całą Ziemię Lubawską pożarne straże ochotnicze były jednymi z nielicznych legalnych organizacji, które obok Towarzystw Czytelni Ludowych oraz Towarzystw Gimnastycznych „Sokół”[1] były ostoją polskości. Bardzo ciekawy tekst dotyczący pierwszych ochotniczych straży znajduje się w czasopiśmie Strażak, jego treść jest następująca: „Choć kierownictwo straży ogniowych najczęściej sprawowali osadnicy i koloniści niemieccy, to jednak podstawowy trzon oddziałów bojowych rekrutował się z Polaków i oni nadawali strażom w swej istocie charakter”[2]. Możemy śmiało stwierdzić, że OSP tworzone pod zaborami były organizacjami służby publicznej. Szczególnie na wsi organizacje tego typu swoją działalnością dawały przykład mieszkańcom, kultywowały i rozwijały uczucie troski o dobro innych oraz zdjęły z mieszkańców obowiązek stawiania się w miejscu pożaru. Wiejscy oraz miejscy strażacy ochotnicy przyczynili się do rozwoju wiedzy o zwalczaniu pożarów, tłumaczyli mieszkańcom jak powinni się zachowywać w kryzysowych sytuacjach, stanowili coś w rodzaju elity ochraniającej wiejską gromadę oraz mieszkańców miast przed ogniem i klęskami żywiołowymi.

Najlepszym przykładem tego jak nieskutecznie przebiegały akcje gaśnicze w okresie, w którym nie funkcjonowały zarejestrowane, posiadające własny status i odpowiednio przeszkolonych ludzi straże ogniowe jest pożar klasztoru w Łąkach Bratiańskich, który wybuchł 5 maja 1882 roku, trzy lata przed utworzeniem Ochotniczej Straży Ogniowej w sąsiednim Nowym Mieście Lubawskim. Relacje z pożaru klasztoru, w którym znajdował się cudowny obraz Matki Boskiej Łąkowskiej znamy doskonale dzięki ówczesnej prasie, a dokładnie czasopismu Pielgrzym, który na swoich stronach w następujący sposób opisuje ówczesną tragedię: „Podczas wielkiej burzy, która wybuchła o północy z dnia 5-go na 6-go b. m. (z piątku na sobotę), o 1. godzinie w nocy piorun uderzył w małą wieżę w tyle za głównym ołtarzem i ją zapalił. Gdyby rychła pomoc była na miejscu, byłoby się zapewne udało ogień na ognisko swoje ograniczyć i dalszemu rozszerzeniu się zapobiedz. Ale ponieważ, jak wiadomo, klasztor Łąkowski w skutek kulturkampfu [walki Niemców z polską kulturą] jest zamknięty, przeto ogień bez żadnej przeszkody rozszerzył się na cały dach i zniszczył całe wiązanie dachowe razem z obiema wieżami. Inni twierdzą, że piorun uderzył w główną wieżę. Bądź co bądź, główna część się spaliła, tylko wnętrze kościoła ocalało, chociaż zostało przy ratowaniu trochę uszkodzone. Obrazy, książki i inne cenne przybory kościelne wyniesiono zaraz na początku. To wszystko, prócz cudownego obrazu, który przeniesiono do kościoła nowomiejskiego, wniesiono znowu w sobotę, sadząc, że już nie ma niebezpieczeństwa. Atoli w nocy ze soboty na niedzielę wybuchł znowu pożar. Wnętrze kościoła się zapaliło. Główny ołtarz i mniejsze ołtarze, chór, obrazy i inne sprzęty, znowu do kościoła wniesione, zgorzały. Kościół od czasu wydalenia zakonników [przez władze pruskie 27 września 1875 roku] nie był zabezpieczony. Tak więc owa piękna świątynia Pańska, w której tyle milionów ludzi się modliło i odzyskało zdrowie duszy, a wielu też zdrowie ciała, leży teraz w gruzach. Nie wątpimy, że ta wieść żałosnym tonem obrzmiewać będzie przez długi czas w sercach ludu naszego nie tylko w naszych stronach, ale het daleko aż za morzem, gdzie się znajdują nasi rodacy w rozproszeniu”[3]. Gdyby w okolicznym Nowym Mieście Lubawskim lub Bratianie funkcjonowała w tamtych czasach Ochotnicza Straż Ogniowa z odpowiednim sprzętem, sikawką i zaprzęgiem konnym, to możliwe, że klasztor by uratowano.

Kolejne informacje na temat pożaru w Łąkach Brtaiańskich pojawiły się w Pielgrzymie z 16 maja 1882 roku: „Łąki nad Drwęcą. O pożarze tutejszym podajemy jeszcze niektóre szczegóły. Ludu do ratowania domu Bożego zebrała się wielka liczba, co świadczy o wielkim przywiązaniu do miejsca świętego. Z niecierpliwością domagano się otworzenia kościoła, aby można czem prędzej cudowny obraz wynieść. Ale żandarm, odwołujący się na rozkaz landrata, wzbraniał się dać klucze. Już niektórzy z niecierpliwych zabierali się do rozbijania drzwi kościelnych, gdy nadszedł sam landrat z Nowegomiasta pan Grabs von Haugsdorff i rozkazał drzwi kluczem otworzyć. Lud, po części bez należytej ostrożności, wynosił sprzęty kościelne, przy czem wiele cennych rzeczy się połamało. Dopiero gdy sklepienie się mocno rozpaliło i groziło zapadnięciem, p 7 godz. rano rozkazał p. landrat wynieść też obraz cudami słynący. Stało się to pod kierownictwem byłych prowincjałów reformackich O. Rogiera Bińkowskiego i sędziwego Onufrego Laskowskiego, którzy nadbiegli z Nowegomiasta na pierwszą wieść o pożarze. Obraz cudowny cały zasłonięty na wozie przewieziono do kościoła parafialnego w Nowemmieście. Przy wnoszeniu obrazu do kościoła, prowincyał staruszek, który prawie całe życie swoje w klasztorze łąkowskim spędził, z żałości nad spustoszeniem kościoła omdlał ale wkrótce odzyskał znowu przytomność. Powtórny ogień w kościele łąkowskim spostrzeżono dopiero w niedzielę przed południem, a więc około 24 godzin po upatrzeniu pierwszego ognia. Ludu znowu zebrała się wielka siła ale nie mając ona narzędzi do gaszenia, mało co czynić mogli. Prawie wszystko we wnętrzu kościoła się spaliło; dzwony stopiły się, tylko paramenta ocalone i złożone w hotelu Habanda. I po ugaszeniu drugiego pożaru przybywało wiele ludu aby oglądać spustoszenia na miejscu świętym”[4].


Autor: Tomasz Chełkowski



Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com



Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)




[1] Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Organizacja ta ma ogromne zasługi w obronie polskości na ziemi lubawskiej. W latach 1893 – 1939  „Sokół” wychowywał m.in. lubawską młodzież, „wpajał” jej hasła niepodległościowe oraz dbał o jej zdrowie i rozwój fizyczny. W czasach zaboru pruskiego był nie tylko organizacją gimnastyczną, ale także ogólnospołeczną, promującą wartości patriotyczne. Przez wiele lat była to jedyna pod zaborem pruskim i w Rzeszy Niemieckiej organizacja polska krzewiącą kulturę fizyczną. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” wypracowało własny system gimnastyczny oraz stworzyło podstawy ruchu sportowego na Pomorzu. Poza zajęciami sportowymi „Sokół” prowadził, wśród młodzieży, akcję oświatową w duchu narodowym, a w latach poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej rozpoczął szkolenia paramilitarne, które miały przygotować młodzież do walki o niepodległość Polski.  Poza tym członkowie „Sokoła” uczestniczyli czynnie w działaniach zbrojnych w latach 1918 – 1921, szkolili przyszłe kadry administracji państwowej, policji i wojska. Sokola idea, hasła i praca wychowawczo - sportowa w okresie międzywojennym przyciągnęła szerokie rzesze polskiej młodzieży. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” działało w zaborze pruskim i na ziemi lubawskiej do wybuchu drugiej wojny światowej w 1939 roku.
[2] Giziński S., Porządki ogniowe Pomorza Nadwiślańskiego, Strażak, nr 10, 1981, s. 18.
[3] Pożar w Łąkach , Pielgrzym, nr 53 z 11 maja 1882, s. 2 – 3. Elektroniczna wersja dostępna w Kujawsko Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej - http://kpbc.umk.pl/dlibra/publication?id=37840&tab=3
[4] Łąki nad Drwęcą , Pielgrzym, nr 55 z 16 maja 1882, s. 3 – 4.

piątek, 8 maja 2020

10 lipca 1410. Rada Wojenna nad jeziorem Rubkowo


Pomiędzy Kurzętnikiem i Gwiździnami znajduje się jezioro Rubkowo, które ma swoje szczególne miejsce na kartach polskiej historii. Dnia 9 lipca 1410 roku, kilka dni przed bitwą pod Grunwaldem, granice Ziemi Lubawskiej przekroczyły dowodzone przez króla Władysława Jagiełłę wojska polsko – litewskie, które rozbiły obóz w pobliżu Lidzbarka Welskiego, złupionego prędzej przez litewskich żołnierzy wraz z kościołem, za co na rozkaz księcia Witolda dwaj Litwini sami musieli postawić sobie szubienicę i powiesić się w obecności całego rycerstwa. Podobno obaj się popędzali budując szubienicę, ponieważ bali się gniewu księcia. Następnego dnia wielka armia ruszyła w dalszą drogę. Przebywszy dwie mile przez Mroczno i Mroczenko wojska zatrzymały się między Gwiździnami i jeziorem Rubkowo. Jagiełło rozkazał rozbić tu obóz, a następnie wysłał szpiegów w stronę zamku kapituły chełmżyńskiej w Kurzętniku, który strzegł brodu (płycizny, przeprawy) przez Drwęcę. Okazało się, że załogę zamku stanowi oddział krzyżacki, a bród na rzece został umocniony[1].

Wielki mistrz zakonu krzyżackiego Ulryk von Jungingen dzięki swoim szpiegom znał posunięcia wojsk dowodzonych przez króla Jagiełłę. Wiedział, że armia polsko-litewska planuje w Kurzętniku przeprawić się przez Drwęcę i ruszyć bezpośrednio na Malbork. Dlatego jeszcze przed przybyciem na Ziemię Lubawską wojsk polsko-litewskich rozkazał sprowadzić na zamek w Kurzętniku doborowe oddziały kuszników i łuczników oraz rozstawić kilkadziesiąt dział tzw. bombard, które miały ostrzeliwać wojska przeciwnika podczas przeprawy przez Drwęcę. Polski król otrzymawszy od swoich szpiegów raporty o obecności wojsk nieprzyjaciela zwołał naradę. Ustalono na niej, że należy powołać Radę Wojenną składającą się z najznamienitszych dostojników, która razem z królem podejmie decyzję odnośnie dalszej wojennej strategii. W skład Rady Wojennej weszło osiem osób: Wielki książę litewski Witold, Mikołaj Trąba (podkanclerzy Koronny, a od 1417 roku pierwszy prymas Polski), Zbigniew z Brzezia (marszałek Królestwa), Sędziwój z Ostroroga (wojewoda poznański), Mikołaj z Michałowa (wojewoda sandomierski), Piotr Szafraniec z Pieskowej Skały (podkomorzy krakowski), Jan z Tarnowa oraz Krystyn z Ostowa[2]. Żyjący w XV wieku Kronikarz Jan Długosz zapisał o Radzie Wojennej powołanej nad Jeziorem Rubkowo następujące słowa: "Ci ośmiu mężowie w tajemnicy naradzali się o wszystkim (...), a zwłaszcza którędy prowadzić wojsko i w których by miejscach obierać stanowiska, używając ku temu dwóch przewodników: Trojana z Krasnegostawu i Jana Grynwalda (...) obydwaj z Prus rodem, wszystkie miejsca tameczne, drogi i przesmyki dobrze znali".

Zadaniem rady było ułatwienie królowi podjęcia decyzji o dalszych działaniach wojennych. Polskie dowództwo zdecydowało się wysłać do obozu krzyżackiego parlamentariusza, który potwierdził, że pod Kurzętnikiem stoi sam Ulryk von Jungingen razem z głównymi siłami Zakonu. Władysław Jagiełło pierwotnie planował przeprawę przez Drwęcę i marsz na krzyżacką twierdzę w Malborku. Król dowiedziawszy się o silnych umocnieniach na Drwęcy i obecności licznych wojsk krzyżackich zmienił plany i o świcie 11 lipca zdecydował, że skieruje swoje wojska z powrotem w stronę Lidzbarka Welskiego i Działdowa. Jeszcze tego samego dnia wojska polsko – litewskie rozbiły obóz w pobliżu wsi Wysoka pod Działdowem, w którym znajdował się krzyżacki zamek[3].

Kolejnym krokiem Władysława Jagiełły było zdobycie wspomnianego Działdowa, a zaraz po nim zamku w Nidzicy. Dnia 13 lipca wojska polsko – litewskie ruszyły przez Skrupie, Turzę Wielką i Uzdowo do Dąbrówna, które zdobyły pierwszym szturmem. Nocą z 14 na 15 lipca armia pod wodzą polskiego króla opuściła Dąbrówno i ruszyła w kierunku wsi Grunwald gdzie doszło do jednej z największych bitew średniowiecznej Europy. Obecnie droga wiodąca przez Lidzbark Welski do Grunwaldu nosi nazwę „Szlak Jagiełły” i stanowi jedną z wielu atrakcji turystycznych Ziemi Lubawskiej[4]. 

11 lipca 1410 roku Ulryk von Jungingen, wielki mistrz Zakonu krzyżackiego rozzłoszczony posunięciem króla polskiego udał się razem z wojskami na zamek Bratiański, gdzie 12 lipca zebrali się najwięksi dostojnicy krzyżaccy i odbyli naradę na której zdecydowali, że zaatakują wojska polsko – litewskie w okolicy wsi Grunwald, Łodwigowo i Stębark. 
Rekonstrukcja narady dostojników krzyżackich zorganizowana dnia 27 czerwca 2009 r. na ruinach zamku krzyżackiego w Bratianie. 

Jagiełło rezygnując z przeprawy przez Drwęcę w okolicy Kurzętnika pokrzyżował plany wielkiego mistrza, który był przekonany, że to właśnie tam dojdzie do decydującego starcia. Dowodzą tego liczne przygotowania prowadzone przez Ulryka von Jungingena, który 2 lipca przybył do Kurzętnika, wzmocnił tutejszą załogę oraz rozkazał umocnić brody na Drwęcy. Poza tym wielki mistrz rozkazał umocnić  nasypami brzegi rzeki, w które wbito ostro zakończone pale. Kolejnym krokiem krzyżackiego przywódcy było zgromadzenie głównych sił zakonu na zachodnim brzegu Drwęcy, na równinie między Kurzętnikiem a Nowym Miastem Lubawskim. Dnia 7 lipca wójt bratiański oraz komtur ostródzki otrzymali rozkaz natychmiastowego marszu na Kurzętnik tym samym w tej małej miejscowości zgromadziły się prawie wszystkie wojska zakonu. Stanisław Grabowski w książce Z dziejów Kurzętnika i okolic opisuje te wydarzenia następująco: „Prawie wszystkie siły krzyżackie zostały zgrupowane pod Kurzętnikiem, gdyż tu bowiem ostatecznie wielki mistrz postanowił rozegrać walną bitwę z silniejszym przeciwnikiem. Ulryk von Jungingen planował dopuścić armię polsko – litewską do atakowania przez brody Drwęcy i jej umocnionych brzegów, zdziesiątkować ją ogniem kilkudziesięciu lżejszych i ciężkich dział oraz pociskami tysięcy strzelców – kuszników i łuczników, a gdy w szeregach królewskich powstanie popłoch i dezorganizacja – uderzyć całą jazdą zakonną i doszczętnie rozgromić przeciwnika”[5].  


Autor: Tomasz Chełkowski


Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com





Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)



PRZYPISY:

[1] Ibidem; Grabowski Stanisław, Z dziejów Kurzętnika i okolic, Warszawa 2008, s. 72; Gwiździny [w:] Grabowski Stanisław, W cieniu bratiańskiego zamku, Warszawa 2010, s. 156.


[2] Nadolski Andrzej, Grunwald 1410, Warszawa 2003, s. 79-80, Kuczyński Stefan, Wielka wojna z Zakonem krzyżackim w latach 1409-1411, Warszawa 1987, s. 351.


[3] Śladami Jagiełły w okolicach Lidzbarka [w:] http://www.lidzbark.zhp.pl/przewodnik.htm, 14 X 2011; 1410 pod Kurzętnikiem, Drwęca, czerwiec 1995, s. 5 – 6; Grabowski Stanisław, Z dziejów Kurzętnika…, s. 73 – 74; Ruczyński Teofil, Opowiadania…, s. 17; Nadolski Andrzej, Grunwald 1410, Warszawa 2003, s. 90; Stanny Paweł, Kurzętnik 1410 - bitwa, której nie było, Toruń 2006, s. 66.

[4] Klemens Edward, Lidzbark Welski. Z dziejów miasta i gminy, Warszawa 1992, s. 20; Śladami Jagiełły w okolicach Lidzbarka…, 16 XII 2009.

[5] Idem, op. cit., s. 71; Nadolski Andrzej, op. cit., s. 87 – 89; Radzimiński Andrzej, Nowe Miasto Lubawskie.., s. 46; Koziełło – Poklewski Bohdan, op. cit., s. 64 – 65; Ruczyński Teofil, Opowiadania…, s. 17 – 18; Stanny Paweł, op. cit., s. 65; Śliwiński Józef, Lubawa z dziejów miasta…, s. 57; Artykuł: Bratian. Zaczął się marsz na Grunwald…, 20 X 2009; 1410 pod Kurzętnikiem, op. cit., s. 5.

piątek, 13 marca 2020

Piwo ważny trunek mieszkańców Ziemi Lubawskiej w średniowieczu

Dzban po piwie. Eksponat z Muzeum Ziemi Lubawskiej, które niestety już nie istnieje. Muzeum znajdowało się w zabytkowej "baszcie bramnej" na ul. 19 Stycznia w Nowym Mieście Lubawskim. 


Wiele osób twierdzi, że piwo jest wspaniałym eliksirem, którego działanie ma wręcz zbawienny wpływ dla ludzkiego zdrowia. Moim zdaniem piwo oraz różne maseczki i przepisy na jego bazie są bardzo zdrowe i mają działanie lecznicze (dla ludzi chorych) oraz profilaktyczne (dla zdrowych). Oczywiście kluczowa jest jakość produktów wykorzystanych przy warzeniu piwa. Zboża pryskane chemią oraz modyfikowane genetycznie, konserwanty i inne chemiczne świństwa się nie nadają! Z tego powodu jeśli ktoś sam nie warzy piwa w domu zachęcam do odwiedzania specjalistycznych sklepów typu "Alkohole świata", "Kraina piwa" itp. i kupowanie piw z małych browarów, które są warzone w sposób tradycyjny w oparciu o składniki wolne od chemii. 


A teraz trochę historii...
Piwo jest napojem wysoko cenionym od tysięcy lat. Starożytni Egipcjanie zalecali picie piwa, jako środka profilaktycznego, podczas epidemii cholery i dżumy oraz po ukąszeniu przez skorpiona. Długo mógłbym wymieniać wpływ tego niesamowitego trunku na ludzką historię i zdrowie. Warto wspomnieć o polskim księciu Leszku Białym, który żył w okresie rozbicia dzielnicowego (1138 – 1320) i był księciem krakowskim (z przerwami) w latach 1194 – 1227. Otóż Leszek Biały odmówił udziału w wyprawach krzyżowych, gdyż w Palestynie nie znano piwa! W tamtych czasach wszyscy, którzy wzięli udział w wyprawie krzyżowej i walczyli z niewiernymi uzyskiwali odpuszczenie grzechów i miejsce w Niebie. No cóż polski książę wybrał piwo. 

Warto też wspomnieć o mnichach z klasztorów w Belgii, Francji i Niemiec. Mnisi ci wyrabiali najlepsze piwa, wykorzystywali tylko naturalne składniki, czyli ziarna zbóż, drożdże, krystaliczną wodę oraz składniki bogate w proteiny, sole mineralne i witaminy. Mnisi oraz mieszkańcy wsi położonych nieopodal ich klasztorów cieszyli się dobrym zdrowiem i długim życiem. 



I na koniec ostatnia ciekawostka, a dokładnie reklama Browaru Zachodniego ze Zbąszynia. Reklama pochodzi z początku XX wieku, a jej treść jest następująca: „Bardzo dobre piwo, pożywne, pełne. Dla chorych, rekonwalescentów i karmiących matek, przez lekarzy polecane


Piwo w plenerze (pił i zdjęcie zrobił autor tegoż bloga)


W czym tkwi sekret piwa?
W moim mniemaniu sekret tkwi w szyszce chmielu, którą dodaje się do beczki piwnej! Szyszka ta zawiera od 8 do 12 procent żywic, głównie humuliny i lupuliny. Poza tym ma działanie bakteriobójcze. Wielu uczonych jest zgodnych, że szyszka chmielu sprzyja profilaktyce antynowotworowej oraz zwalcza bakterie odporne na antybiotyki (pod warunkiem, że pijemy piwo warzone w domu lub kupione z małego browaru wyprodukowane bez chemicznych dodatków). 

Poza powyższym szyszka łagodzi podrażnienia układu moczowego, reguluje przemianę materii (masę ciała) i pobudza apetyt. W tym miejscu warto dodać, że piwo nie tuczy! Jest to stereotyp, który należy potępiać na każdym kroku. Tycie powoduje zapijanie do jedzenia (płyny powinno się pić przed lub godzinę po posiłku). W przypadku piwa, za tycie winę ponosi nie piwo ale to co do piwa jemy (Fast food, golonka, słodycze, kebab itd.) Tak samo jest z kawą. Kawa sama z sobie, pita w umiarkowanych ilościach (2-3 filiżanki w ciągu dnia) jest zdrowa ale słodycze, ciasta itp. jedzone do kawy, często w dużych ilościach zdrowe już nie są. 

Kilka piwnych ciekawostek:
Piwo jest źródłem witamin z grupy B: B1, B2, PP i B12, a to za sprawą drożdży, które wykorzystuje się w procesie warzenia.

- Niedobór witaminy B1 (tiaminy, aneuryny): powoduje wystąpienie zaburzeń w czynności ośrodkowego i obwodowego układu nerwowego, układu naczyniowo – sercowego, przewodu pokarmowego oraz zaburza gospodarkę wodną organizmu. Przy niedoborze występują ogólne zmęczenie, depresja, dekoncentracja i nadmierna pobudliwość.

- Niedobór witaminy B2 (ryboflawiny): pierwszymi objawami są zapalenie języka i zajady w kącikach ust, zapalenie skóry, neuropatia i anemia. Bez niej prawidłowy metabolizm jest niemożliwy, a osobie otyłej nie pomoże żadna dieta, głodówka ani chemiczny lek jeśli nie uzupełni niedoboru tej i innych witamin. Inne objawy niedoboru B2 to zahamowanie wzrostu, wypadanie włosów, światłowstręt, zapalenie tęczówki, katarakta, nerwice, łuszczyca oraz zła regeneracja krwi.

- Niedobór witaminy PP (niacyny, kwasu nikotynowego): objawami niedoboru są choroby skóry (egzema, łuszczyca, trądzik), alergie astmatyczne, migreny, zawroty głowy, bezsenność, depresje, zaburzenia pamięci i otępienie umysłowe.

- Niedobór witaminy B12: niedobór odbija się niekorzystnie na układzie krwiotwórczym oraz może spowodować nieodwracalne zmiany w układzie nerwowym. „Jeśli brak tej witaminy nie zostanie rozpoznany w porę – co niestety zdarza się dość często – mogą wystąpić ciężkie schorzenia neurologiczne, na przykład stwardnienie rozsiane (S.M.), poważna choroba, przy której ulega postępującemu rozkładowi ochronna warstwa mielinowa, co prowadzi nieuchronnie do postępującego paraliżu i w końcu do śmierci” (cytat z książki prof. Wiśniewskiego)




PIWNE PRZEPISY

KĄPIELE W PIWIE

Przepis ten stosowano już w starożytnym Egipcie. Nadaje się do niego piwo kąpielowe lub zwykłe, koniecznie naturalne, bez sztucznych dodatków (duże Browary odpadają. Polecam małe, lokalne np.: Bartnik, Miodne, Magnus, Ciechan, Gniewosz itp.).

Wlej do wanny pełnej ciepłej wody o temperaturze ok. 38 stopni i zażywaj kąpieli przez 20 minut. Skóra po piwnym relaksie stanie się odprężona, nawilżona i bardziej jędrna. Warto zafundować taką kąpiel swojej dziewczynie dzięki temu będzie Ona zdrowsza i szczęśliwsza!



JAK POZBYĆ SIĘ ŁUPIEŻU?

Wystarczy zalać gorącą wodą (1/2 litra) 10-20 szyszek chmielowych i trzymać je pod przykryciem przez pół godziny. Później trzeba przecedzić wywar i ostudzić do pasującej nam temperatury/ Umyte włosy i skórę głowy polewaj sporządzonym płynem.


UWAGA! Celem mojego artykułu nie jest zachęcanie do codziennego, nadmiernego spożywania alkoholu. Wręcz przeciwnie zachęcam Was do traktowania piwa zgodnie z regułą, która mówi, że mała ilość alkoholu, pita regularnie jest lekarstwem. Warto pić codziennie, albo chociaż co drugi dzień, jedno piwo. Oczywiście mam na myśli piwo regionalne albo swojskie. Duże Browary to sama chemia, która zdrowa raczej nie jest! Dlatego POLECAM małe, lokalne Browary.


Jeśli uważacie, ze jedno piwo dziennie (0,5l) to zbyt wiele możecie wypić ¾ butelki, a pozostałą ilością umyć sobie twarz. Piwo świetnie działa na trądzik i wszelkie choroby skórne. Wiem bo sprawdziłem to na sobie.



Piwo w średniowieczu
Piwo było dla ludzi średniowiecza napojem podstawowym, pitym do śniadania, obiadu i do kolacji. W tamtych czasach napoje takie jak herbata, czy kawa były nieznane, a wodę pito w okresie postu i pokuty zadanej przez spowiednika. Woda nie była zbyt fajna w tamtych czasach. Mitem jest twierdzenie, że rzeki w średniowiecznej Europie były jakoś super czyste (zanieczyszczenia z saun, garbarni i wielu innych zakładów rzemieślniczych robiły swoje). W średniowiecznych miastach i wsiach raczej nie pito wody z rzeki tylko ze studni. Studnie z kolei, zwłaszcza w miastach były płytkie (tak samo jak "sroczki"). Z tego powodu większość mieszkańców, nie tylko z Ziemi Lubawskiej ale z całej Polski w średniowieczu i epokach późniejszych piła piwo.

Mieszkańcy warzyli piwo w swoich domach, a każde miasto, nawet najmniejsze posiadało swój browar. Profesorowie historii z różnych szkół spierają się o to jak kiedyś wyglądało piwo oraz jaki procent alkoholu posiadało. Mocne, czy słabe? jasne, czy ciemne? Czy ludzie średniowiecza byli cały czas pijani? Takie pytania zadaje wielu uczonych. Jedni atakują piwo, twierdząc, że w średniowieczu pito go zbyt wiele, a inni wręcz przeciwnie piszą o piwie pozytywnie.

Rozpocznijmy od krytyków, np. Robert Fossier, w książce "Ludzie średniowiecza" o piwie pisze tak: (str. 71) "Co można pić innego? Wodę? tak, oczywiście, ale tę ze źródeł i studni, poddaną wybrykom pogody, ponieważ rzeczna może powodować różnorakie bóle brzucha i kolki, odnotowane w tekstach. Może więc piwo? Tak, stwierdza się to od starożytności i szczególną popularność zacznie ono zyskiwać po XIII wieku. Ale po raz kolejny ten napój nie jest podobny do tego, który znamy. Piwa celtyckie i saksońskie są fabrykowane ze sfermentowanego owsa, brunatnego i cierpkiego. Biały kolor piwa germańskiego pochodzi od jęczmienia i dodawanego do niego chmielu, przynajmniej w późnym średniowieczu. Ale ucieka się do niego tylko na północy kontynentu, tam gdzie winnice, pomimo usilnych starań, wydają tylko strużkę kwaśnego soku: w Szkocji, Fryzji, na wybrzeżach Morza Bałtyckiego". Ten sam profesor na stronie 24 swojej książki zanotował: "jeśli chodzi o alkohol, sprawa jest, by tak rzec, z tej samej beczki. Bogaci, czy biedni - wielu pije za dużo, aż do utraty świadomości. Wnioskujemy to z ilości wina lub innych alkoholi wypijanych przez osobę dorosłą niezależnie od płci, klasy społecznej czy wieku. Średnio od jednego do półtora litra dziennie - to wiele tłumaczy. Prawdą jest jednak iż nie wiemy, iluprocentowe są to alkohole".


Opisy dotyczące piwa prof. Roberta Fossiera (francuskiego historyka z Sorbony) są dość chaotyczne dlatego teraz odwołam się do profesora Henryka Samsonowicza, którego styl jest o wiele bardziej przystępny. W książce "Życie miasta średniowiecznego" prof. Samsonowicza wyłapałem kilka ciekawych fragmentów dotyczących piwa: (str. 122) "Jako napój królowało piwo, różniące się znacznie od dzisiejszego. Ciemny napój o zawartości ok. 2% alkoholu konsumowano w olbrzymich ilościach. Mieszczanie w Polsce pili importowane piwo świdnickie i holenderskie, gorsze nieco piwo bydgoskie czy poznańskie, ale przede wszystkim piwo pochodzące z licznych browarów w każdym mieście. Ponadto do końca XV wieku warzono piwo - niejako ubocznie - niemal w każdej karczmie, warzelnictwem zajmowali się liczni chłopi, rzemieślnicy, kupcy, produkując ten napój na własne potrzeby. Pito piwo podczas posiłków, wznoszono nim toasty na uroczystych bankietach, spotykano się przy piwie w karczmach, gaszono nim pragnienie. Ponad połowę wydatków na spożycie pracownicy najemni w Toruniu przeznaczali na piwo. W piętnastowiecznym mieście polskim odgrywało ono taką rolę, jak obecnie wódka, wino, piwo, herbata i kawa".



Ciekawa wzmianka znajduje się również w książce Jaquesa Le Goffa pt: "Historia ciała w średniowieczu". Autor na str. 117 zapisał, że piwo jęczmienne było napojem "narodowym" barbarzyńców, a od XIV wieku jest stopniowo wypierane przez piwo chmielowe. W XIII wieku zakony franciszkanów dzieliły się na "piwne" i "winne".



O browarze w Nowym Mieście Lubawskim nie posiadamy informacji - poza wzmiankami potwierdzającymi, że istniał on w mieście i przynosił dochody urzędnikom z ratusza (radzie miejskiej z burmistrzem na czele).




O piwie w średniowieczu na poniższym filmie mądrze i ciekawie opowiada Jędrek 
kasztelan zamku Chojnik








KONIEC


Pisząc ten artykuł w znacznym stopniu oparłem się na artykule Pani Anny Rytel pt: „Piękno po piwie”, czasopismo Rytmy Zdrowia, nr 105, marzec 2012, s. 40 – 41. 

Poza tym korzystałem z książki prof. Zbigniewa Wiśniewskiego pt: „Nie ma chorób nieuleczalnych”, Rybnik 2011.




Moje piwne kadry :)











Autor: Tomasz Chełkowski



Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com




Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)

poniedziałek, 9 marca 2020

Obrzędy i zwyczaje Prusów naszych pogańskich przodków (część 1)


“Pojęcie „Bóg” obce było Prusom, którzy nie „Boga” czcili, lecz cały świat i różne jego twory: słońce, księżyc i gwiazdy, piorun, ptaki, zwierzęta czworonożne a nawet ropuchy. Mieli też swoje święte gaje, pola i wody. Były to miejsca gdzie nie wolno było uprawiać ziemi, łowić ryb, czy wycinać drzew” - Kronika Ziemi Pruskiej, Piotr z Dusburga,1326 rok.



Kiedyś już pisałem artykuły związane z tradycjami, obchodami świąt i folklorem na Ziemi Lubawskiej. Wystarczy tu przytoczyć moje teksty pt.: Uchrońmy od zapomnienia zanikający folklor i stroje z Ziemi Lubawskiej oraz Ziemia Lubawska pogańska czy chrześcijańska? Przed lekturą niniejszego cyklu artykułów zachęcam jeszcze do zapoznania się z moim postem Wielkanocne zwyczaje mieszkańców pogranicza (Ziemi Lubawskiej). Trzecim niezwykle ważnym tekstem mojego autorstwa jest: Boże Narodzenie dawniej i dziś

Warto zapoznać się z tymi trzema artykułami ponieważ dziś cofniemy się w czasie jeszcze dalej aż do okresu, w którym w Prusach, a co ta tym idzie i na Ziemi Lubawskiej żyli pogańscy Prusowie. Pogańscy, czyli wierzący inaczej niż chrześcijanie. Wiele z ich obrzędów, tradycji dotrwało do naszych czasów dlatego zachęcam wszystkich do czytania tej i kolejnych części. Razem odkryjmy na nowo barwne obrzędy i kulturę Prusów naszych przodków.

Dwie pory roku:

Jak podaje Lech Niekrasz Prusowie znali tylko dwie pory roku dagis (lato) i semo (zimę). Lato rozpoczynało się w chwili ustąpienia śniegu i lodu z akwenów wodnych. Prusowie zapewne z wytęsknieniem oczekiwali ustąpienia mroźnej i srogiej zimy i nadejścia ciepłego lata, w którym przyroda budzi się do życia. Lato było sezonem religijnych, tradycyjnych i ludowych obrzędów, które często odprawiano nocą.


Początek lata (dagis) i Święto Pergrūbri:
Początek lata, czyli okres od ustąpienia oznak zimy (śniegu, lodu) możemy umownie nazwać wiosną. Choć należy pamiętać, że dla Prusów nasza wiosna i lato były jednym okresem zwanym dagis. Osoby, które czytają mojego bloga wiedzą, że na Ziemi Lubawskiej znajdowały się co najmniej trzy Święte Gaje. Dysponujemy też zapiskami o kulcie Pergrūbri w jednym z nich - mianowicie w gaju w Łąkach Bratiańskich. Nie chcę opisywać po raz kolejny obrzędów jakie się tam odbywały. Każdy kogo to interesuje niech poczyta moje starsze artykuły (np.: Chrzest Ziemi Lubawskiej i budowa Lubawy - część II ). W tym miejscu nie chcę powielać starych informacji ale podać nowe.



Tak więc mamy okres w którym mroźna zima ustąpiła, a ziemia zaczyna rodzić swe owoce korzystając ze światła słonecznego. Wcześniej w okresie zimy ziemia mogła korzystać tylko z tego co było zgromadzone pod ziemią. Na portalu pruskiwicher (bibliografia pod artykułem) autor podaje, że święto "Pergrūbri świętujemy w okolicach dnia 22 kwietnia. W ekosystemie Prus odpowiada to okresowi, gdy otwierają się pączki brzozy i kończy się czas, kiedy można ze ściętych gałązek wytoczyć sok".


Boginię Pergrūbrię utożsamiano z niebem dlatego jej obrzędy obchodzone po ustąpieniu zimy, były połączone z oddawaniem czci bóstwu ziemi Żeminele (lub Kurche albo Zeminny). Było to święto zaślubin Ziemi z Niebem. Lech Z. Niekrasz w książce "Gdzie jesteście Prusai" pisze, że "mężczyźni udawali się gromadnie do świętego gaju, by uprosić ofiarnika do rozpoczęcia zwyczajowego obrzędu. Po trzykrotnym napełnieniu przezeń drewnianej miseczki ofiarnik wznosił do niebios pogańskich modły, które według kronikarza Stryjkowskiego brzmiały: "Bogini nasze Żeminele, ty precz zimę przykra odganiasz, a raczysz zioła, kwiatki i trawy po wszystkiej ziemi rozmnażać, my teraz ciebie prosimy, żebyś zboże nasze zasiane i które siać mamy raczył hojnie rozmnożyć, aby kłosisto rosło, a wszystek kąkol racz sam podeptać". Modły takie wznoszono od świtu do świtu, najczęściej w Świętym Gaju aczkolwiek są też wzmianki o obrzędach prowadzonych w domach. 

W domach zapewne modlili się żyjący w Państwie Zakonu Krzyżackiego Prusowie w czasach późniejszych w XIV - XVI wieku. Kultura pruska zanikła w wieku XVIII (ostatnie wzmianki o kulcie bogini ziemi). Jest to zrozumiałe ponieważ chrześcijańscy misjonarze, biskupi, a potem Zakon krzyżacki i protestanci starali się "wyniszczać" pogańskie obrzędy, wycinali Święte Gaje i zasypywali miejsca mocy (święte kamienie itp.). Dlatego Prusom, którzy chcieli kultywować swoje tradycje w późniejszych wiekach pozostały tylko obrzędy w domach. Jedno jednak się nie zmieniło! Zawsze osoby uczestniczące w tych obrzędach zdrowo ucztowały pito kumys (czyli kefir z alkoholem robiony na mleku kobylim), jedzono mięso, nabiał i potrawy mączne. Po skończeniu obrzędów wszyscy udawali się na pole - ci którzy byli w stanie jeszcze chodzić. Reszta dopiero po wytrzeźwieniu. 

W Internecie i wielu książkach możecie znaleźć różne informacje na temat obrzędów ku czci pruskich bóstw. Pragnę zwrócić waszą uwagę na jeden fakt. Pisałem wam już w artykule poświęconym długowieczności, że Prusowie nie znali piwa, które było popularne u Słowian (Polan, Polaków). Poza tym Prusowie nie budowali wsi i miast. Piwo, wsie i miasta pojawiły się u Prusów dopiero razem z chrześcijaństwem (w XIII wieku). Dzięki tej wiedzy będziecie potrafili prawidłowo interpretować fragmenty takie jak ten: 

"Pierwsze święto, które oni obchodzą ma miejsce nim pług wyprowadzony zostanie. Zwą tę uroczystość wyświęceniem Pergrubrii. We wszystkich wsiach schodzą się razem do jednego domu, gdzie wystawiona zostaje beczka piwa albo i dwie a Wurszaitis (kapłan) wznosi w ręku czarę pełną piwa i prosi wszechmocnego boga Pergrubriusa: “Ty wielce potężny boże, ty precz wypędzasz zminę i każdej krainie dajesz trawę i liście, prosimy Cię, zechciej rozkazać by zboża nasze wzrosły a chwasty wszelkie racz zniszczyć” - J. Suchocki, Mitologia Bałtów.

Jak widzicie w powyższym fragmencie pojawia się piwo i wieś. Dlatego możemy śmiało zinterpretować ten fragment jako XIV wieczny bądź późniejszy. Gdybyśmy opisywali obchody obrzędów Prusów w czasach przedchrześcijańskich to wówczas zamiast piwa powinien być kumys, a zamiast wsi gospodarstwo (kaym) albo lauks (pole, czyli obszar na którym stoi gród i rozsiane daleko od siebie ufortyfikowane gospodarstwa).



Ziemia jako święta rodzicielka:
Ziemia była dla Prusów największą świętością dlatego nazywali ją "Matką Bogów". Bogini ta miała wiele imion między innymi: Kurche, Kurke, Żeminele, Zeminna. Prusowie bardzo szanowali ziemię, która rodzi dla nich pokarm. Nie wolno było na nią pluć, na ziemię składano przysięgi, ziemię całowano na rozpoczęcie i zakończenie dnia. Kiedy Prus wyruszał w dalekie strony np.: sprzedawać bursztyn w jakiejś odległej krainie to przed wyruszeniem w podróż całował ziemię w swoim kaym (gospodarstwie) bądź w swoim lauksie. Dziś byśmy powiedzieli, że całował ziemię swoją ojczystą. Ziemię utożsamiano z kobietą, obie dawały życie. Kobieta rodziła przyszłych wojowników, kapłanów i gospodarzy, a bogini rodziła wszelką roślinność, pokarm, drzewa. To bogini Ziemia dała Prusom ich świętą puszczę. Gdyby nie Ona nie byłoby Świętych Gajów, jezior, stawów i rzek. Przyroda, którą Prusowie tak bardzo kochali, puszcza, która przez wieki dawała im schronienie wszystko to zawdzięczali bogini Ziemi.

Medinis:
Był pruskim duchem, opiekunem lasu. Podobno dzięki niemu w puszczy było dużo zwierzyny, duch ten odstraszał każdego, kto wkraczał do kniei mając wrogie zamiary.



Noc Kupały (Noc Świętojańska):
Cofnijmy się w czasie do początków XIII wieku, kiedy chrześcijaństwo na tych ziemiach nie było zbyt silne, bądź nie było go tu jeszcze w ogóle. W naszej podróży w przeszłość akurat trafiliśmy na dzień letniego przesilenia, który dla Prusów był wyjątkowy. W tym dniu dzień był najdłuższy, a w każdym kolejnym światłość będzie przegrywała z ciemnością aż do przesilenia zimowego kiedy to słońce ponownie zacznie mieć przewagę nad nocą. Prusowie nie znali chrześcijańskich kalendarzy jednakże ich kapłani i kapłanki dzięki obserwacji nieba zawsze wiedzieli kiedy jest przesilenie letnie, a kiedy zimowe. My Polacy XXI wieku musimy popatrzeć w kalendarz aby stwierdzić, że np.: 20 czerwca 2020 roku będzie przesilenie letnie, a 21 grudnia 2020 roku przesilenie zimowe. Oni wiedzieli o tym bez kalendarza, było to dla nich coś naturalnego.


Po wprowadzeniu na Ziemi Lubawskiej chrześcijaństwa w 1216 roku przez biskupa Chrystiana, a potem od ok 1230 roku przez Zakon krzyżacki w całych Prusach próbowano zlikwidować, zmienić te dawne obrzędy. Kościół wiedział, że Noc Świętojańska jest obchodzona uroczyście przez pogańskich Prusów. Podobnie było u Polan (Słowian), którzy przyjęli chrzest w roku 966. Chrześcijańscy kapłani aby powstrzymać pogańskie obrzędy postanowili wprowadzić święto Jana Chrzciciela. Wigilia tego święta miała za zadanie zasymilować się (połączyć) z pogańskimi obrzędami. Asymilacja miała dokonać stopniowej zmiany obrzędów pogańskich na obrzędy w pełni chrześcijańskie. Tak zakładała teoria wymyślona przez kościelnych myślicieli. W praktyce ludzie szli na mszę do kościoła, a potem do lasu obchodzić Noc Świętojańską, zwaną też Nocą Kupały. 


Rozebrane tańczące dziewczęta, obrzędy magiczne i wróżby były ważnym elementem pruskiego święta. Bardzo często organizowano je nad brzegami świętych jezior i rzek. Kobiety i mężczyźni wchodzili do wody i obmywali się razem w wodach jeziora. Była to rytualna kąpiel, która oczyszcza z grzechów i tworzy ochronę przed złem na cały rok aż do kolejnego letniego przesilenia, do kolejnej nocy świętojańskiej. Prusowie wierzyli, że taka kąpiel leczy i ochrania przed chorobami. Jednym z takich świętych jezior było prawdopodobnie Jezioro Zwiniarz. Jeziora i rzeki, które pruscy kapłani uznali za święte miały swoje opiekuńcze bóstwa (duchy) - jeden z nich miał na imię Elżernis. Poza tym we wszystkich stawach i rzekach mieszkały rusałki zwane też undinami.







Sąsiadujący z Prusami Słowianie nazywali rusałki boginkami. Wyobrażano je sobie najczęściej jako piękne, nagie dziewczęta z rozpuszczonymi zielonymi włosami. Istniały wierzenia, że rusałki pojawiają się w czasie nowiu i zwabiają do siebie młodzieńców, których zabijały poprzez łaskotanie lub opętańczy taniec




Świetny film: Ołtarze pogańskie Prusów


Bibliografia

Nertiks, Klimor, Zemmina - http://pruskiwicher.wordpress.com/bogowie-i-boginie/zemmina/

Nertiks, Święto Pergrūbri - http://pruskiwicher.wordpress.com/swieto-pergrubri/


Dysputy o historii. Prusowie w archeologii, handlu, Chrześcijaństwie, demokracji i historii - http://prusowie.pl/historia/dysputy_pilewski-1.php

Bursztynowa terra incognita - http://www.amber.com.pl/zasoby/historia-bursztynu/item/1276-bursztynowa-terra-incognito


Książki:
Lech Z. Niekrasz, Gdzie jesteście Prusai?, Warszawa 2012.




Autor: Tomasz Chełkowski

Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com



Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)