sobota, 3 października 2009

Kurzętnik - Niedoszły Grunwald

Rynek w Kurzętniku 

W ostatnich latach obserwujemy coraz większy rozwój turystyki na terenie Ziemi Lubawskiej. Okoliczni mieszkańcy coraz częściej zadają pytania dotyczące historii naszego regionu, a lokalne muzea przestają „świecić pustkami”. Wydaje się, że starania  pasjonatów /regionalistów starających się uchronić dzieje Ziemi Lubawskiej od zapomnienia odnoszą skutek.

Dnia 10 lipca 1410 roku w Kurzętniku, wsi sąsiadującej od południa z Nowym Miastem Lubawskim, odbył się festyn historyczny upamiętniający 600 – lecie obecności na tych terenach wojsk króla Jagiełły i księcia Witolda oraz Wielkiego Mistrza Ulryka von Jungingena. Liczni goście z Polski i zagranicy wzięli udział w fascynującym wydarzeniu, którego najważniejszym punktem było otwarcie ścieżki dydaktycznej oraz amfiteatru zbudowanego przy ruinach zamku kapituły chełmżyńskiej w Kurzętniku. Niektóre ze zdjęć tu umieszczonych (te na których jest więcej osób) zrobiłem podczas wspomnianej uroczystości otwarcia.




Oto krótka historia naszego zamku:


Kto w Polsce nie słyszał o bitwie pod Grunwaldem? Jest to wydarzenie tak doniosłe, że wiedzą o nim nawet dzieci, opowiadają rodzice i lubują się historycy. Wielu regionalistów lubi pisać na ten temat. A co by było gdybym powiedział, że "o mały włos" do głównego starcia, wojsk polsko-litewskich i krzyżackich, nie doszło w okolicy Jeziora Rubkowo, wsi Gwiździny, Krzemieniewa, Nowego Miasta Lubawskiego i Kurzętnika? A tak właśnie było! "O mały włos" nie jest określeniem przesadnym. No ale zacznijmy od początku.


Kto z okolicznych mieszkańców nigdy nie był na ruinach zamku w Kurzętniku? Myślę, że nie ma takich osób. Malowniczy widok rozpościerający się z zamkowego wzgórza znają wszyscy, legendy o księżniczce i Krzyżaku grającym na lutni, opowieści o podziemiach oraz ukrytych skarbach też są znane wielu. Niestety dziś na wzgórzu znajdują się tylko ruiny, zamku który kiedyś odgrywał ogromną rolę w Państwie Zakonu Krzyżackiego w Prusach.


Ruiny zamku, w okolicy których 10 lipca 1410 roku prawie doszło do słynnej bitwy, ostatecznie stoczonej pięć dni później na polach Grunwaldu, znajdują się na ogromnej górze (tzw. górze Kurnik), u stóp której leży wieś Kurzętnik. Zamek oraz miasteczko zbudowano pod koniec XIII wieku lub (co bardziej prawdopodobne) w pierwszej połowie XIV wieku. Wiemy, że w 1291 roku biskup diecezji chełmińskiej Werner przekazał okoliczne tereny kapitule chełmżyńskiej.


Możliwe, że w miejscu obecnych ruin kamiennego zamku już w 1291 roku znajdował się drewniany gród. Istnieją też podania ludowe o tym, że w tym miejscu istniał kiedyś pogański gród, a kawałek dalej pruski Święty Gaj nazywany Ciemnikiem. Warto też dodać, że w 1330 roku osada Kurzętnik uzyskała prawa miejskie, które straciła w roku 1905.


To niesamowite, że miasto niegdyś prężnie się rozwijające, w którym na zamku swoją siedzibę miał kasztelan i zarazem Kanonik z czasem podupadło i straciło prawa miejskie. Wszystkiemu jest winny "Potop Szwedzki" z lat 1655-1660 w trakcie którego Szwedzi spalili Kurzętnik. Po wojnie miasteczko przez wiele lat stało opuszczone, a kiedy po latach mieszkańcy do niego powrócili to zapewne do odbudowy domostw wykorzystali kamienie ze zniszczonych murów obronnych, baszt i ruin zamku. Dlatego ruiny zamku są dziś tak skromne, a średniowieczne mury obronne okalające kiedyś miasto nie zachowały się do naszych czasów. Mimo powrotu mieszkańców Kurzętnik nigdy nie odzyskał dawnej świetności. 

W napisanym pod koniec XIX wieku Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich zapisano kilka ciekawych informacji, które pozwolę sobie zacytować: "W okolicy wyrażają się z despektem o tej lichej mieścinie mówiąc, że w Kurzętniku kozy kują, że trawa tam na rynku rośnie, zowią go też niekiedy Kurnik. W nowszym czasie czyniono zabiegi, żeby znieść miasto, choć bezskutecznie. Kurzętnik wraz z całą okolicą należał z dawna do dóbr stołowych biskupów chełmińskich. Roku 1291 biskup Werner nadał Kurzętnik z 300 włokami w okolicy kapitule swojej, która inne 300 włók swoich do biskupstwa płockiego odstąpiła. Odtąd było to miasto własnością kapituły aż do zaboru. Na górze przy mieście utrzymywali kanonicy zamek obronny (Haus Kurnig), murami i wałami otoczony, na którym wójta swojego mieli. Bywał ten zamek na przypadek wojny we wszelkie potrzeby wojenne i zbroję zaopatrzony. Także i kaplica znajdowała się na zamku, tytułu św. Krzyża w przybory różne do nabożeństwa i ozdoby niemniej bogata"



U podnóża zamkowej góry rozpoczyna się droga krzyżowa oraz ścieżka dydaktyczna. Na szczycie znajdują się ruiny oraz amfiteatr z punktem widokowym.




Kurzętnik i Droga Krzyżowa prowadząca do amfiteatru i ruin zamku.

W okresie średniowiecza obszar Ziemi Lubawskiej był podzielony na trzy części (tzw. klucze). Nowe Miasto Lubawskie należało do klucza bratiańskiego i sąsiadowało z ziemiami należącymi do kapituły chełmżyńskiej. Lubawa natomiast znajdowała się w granicach biskupiego klucza lubawskiego. Mocno ufortyfikowane jak na tamte czasy Nowe Miasto Lubawskie było własnością Zakonu krzyżackiego i sąsiadowało z ważnym, strategicznie położonym zamkiem kapituły chełmżyńskiej w Kurzętniku. Granicę obu terytoriów stanowiła rzeka Drwęca. Według legend wzgórze kurzętnickie (zwane Kurnik), na którym do dnia dzisiejszego znajdują się ruiny zamku było grodziskiem pruskiego plemienia Sasinów (Zajęcy). Natomiast na sąsiednim wzgórzu znajdował się pruski Święty Gaj zwany Ciemnikiem, w którym Sasini składali ofiary bogini Kurche. Kurche (bądź Kurke) była Boginią Ziemi. Wszystkie plemiona pruskie, zajmujące w XIII wieku obszar od dolnej Wisły po rzekę Pregołę i Niemen, wierzyły, że po śmierci najlepsi z nich przejdą przez 9 bram do podziemnego raju bogini. Ci którzy na to (jeszcze) nie zasłużyli odradzali się jako dalecy przodkowie lub jako drzewa bądź zwierzęta.

W tym miejscu warto wspomnieć o legendzie, zgodnie z którą w XIII wieku jeden z dwóch braci Jana z Sandomierza (Krzyżaka) wzniósł na kurzętnickim wzgórzu drewnianą warownię. Prawdopodobnie stało się to już po chrystianizacji miejscowej ludności i zniszczeniu lub opuszczeniu pogańskiego grodu.



Zbliżamy się do punktu widokowego przy amfiteatrze.

Tajemnice góry Kurnik oraz Ciemnika rozbudzają wyobraźnię okolicznych mieszkańców do dnia dzisiejszego. Istnieją różne hipotezy, które twierdzą, że nazwa leżącej u podnóża góry wsi ma pogańskie korzenie. Historycy i pasjonaci historii Ziemi Lubawskiej od dawna zastanawiają się nad etymologią (pochodzeniem) nazwy Kurzętnik jedni przychylają się do wersji o bożku Kurcho zgodnie z którą wieś nazwano na cześć bóstwa czczonego w najbliższym Świętym Gaju. Inni z kolei uważają, że nazwa ta „(…) pochodzi od kurzu, a to dlatego, że na górze kurzętnickiej za czasów pogańskich płonął wieczny ogień święty, z którego się po prostu kurzyło, co widoczne było z daleka, a również wskazywało dogodne przejście przez Drwęcę”. Poza świętym gajem w Kurzętniku na Ziemi Lubawskiej znajdowały się jeszcze dwa takie miejsca. Jedno pogańskie miejsce kultu znajdowało się w Łąkach Bratiańskich (tam Prusowie czcili Pergrubię lub Majumę, pogańską boginię wiosny) – gdzie według legendy w XIII wieku doszło do objawień NMP, a drugie w Lipach pod Lubawą.




Kurzętnik w pierwszych latach swojego istnienia, tj. (oficjalnie) od 1330 roku był własnością biskupów chełmińskich. W 1291 roku okoliczne ziemie przeszły we władanie kapituły chełmżyńskiej, która sprawowała nad nimi rządy do 1772 roku, czyli pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej. Jeden z duchownych, należących do kapituły, której siedziba znajdowała się przy katedrze w Chełmży pełnił stanowisko kasztelana na zamku w Kurzętniku. Kasztelan mieszkał na zamku, zarządzał okolicznymi dobrami i zbierał podatki (dziesięcinę oraz naturalia, np. zboże). Ponad to do kapituły chełmżyńskiej należało prawo patronatu kościoła parafialnego pw. św. Marii Magdaleny w Kurzętniku. Parafia była każdorazowo obsadzana przez kanonika chełmżyńskiego, który mieszkał na zamku (razem z kasztelanem bądź sam funkcję kasztelana sprawował). Do klucza kurzętnickiego będącego własnością kapituły poza Kurzętnikiem należały jeszcze dwa folwarki oraz szesnaście wsi położonych na Ziemi Lubawskiej.


Plan zamku:
3 – Wieża, na której znajdowała się kaplica pw św. Krzyża,
2 – plac (przedzamcze) oddzielający wieżę od mieszkalnej części zamku (wszystko otoczone wysokim murem),
1 – część mieszkalna zamku. W podziemiach znajdowały się lochy, magazyny i prawdopodobnie rozległe tunele, które do dnia dzisiejszego znajdują się pod wierzchnią warstwą ziemi.
1a – dalej na południe znajdowała się fosa, która oddzielała zamek od reszty wzgórza.


Zamek w okresie swojej świetności musiał robić niesamowite wrażenie. Zbudowany na szczycie góry, po lewej stronie Drwęcy, z dwiema masywnymi wieżami spoglądał na położony w dolinie Kurzętnik. Do jego budowy wykorzystano trwałe budulce jakimi były kamienie narzutowe (granit) oraz cegły. Całość była otoczona potężnymi wałami. Budowla miała kształt prostokąta o wymiarach 25x28m i w odróżnieniu od innych zamków krzyżackich nie posiadała przygródka. Część mieszkalna znajdowała się przy kurtynie północnej, dalej znajdowało się przedzamcze o długości ok. 60 m. Na zamku znajdowały się zapasy broni oraz kaplica pw. św. Krzyża bogata w przybory liturgiczne oraz liczne ozdoby. Główne wejście do warowni, czyli most wiszący nad suchą fosą znajdował się od południa. Fosa oddzielała cypel, na którym znajdował się zamek od reszty wzgórza blokując jedyną drogę, którą mogli zakraść się nieprzyjaciele.


W oddali widzimy ruiny części mieszkalnej, a prędzej wgłębienie po fosie.


Po lewej widzimy wgłębienie po fosie.



W części mieszkalnej.


Wewnątrz pozostałości po części mieszkalnej. 

Twierdza w Kurzętniku odegrała niezwykle ważną rolę w lipcu 1410 roku. Pierwotnie to właśnie tam miało dojść do wielkiego starcia wojsk krzyżackich a armią polsko – litewską dowodzoną przez króla Jagiełłę i księcia Witolda. Dnia 2 lipca na zamek przybył sam Ulryk von Jungingen, który wzmocnił tutejszą załogę oraz rozkazał umocnić brody na Drwęcy. Brody to przeprawy (płycizna lub mosty), przez które można było przekroczyć rzekę. Jagiełło planował przeprawić się przez Drwęcę w Kurzętniku i maszerować dalej w stronę Malborka, który od początku był jego celem. Wielki mistrz Zakonu znał te plany i dlatego szykował zasadzkę przy kurzętnickim brodzie. Po przybyciu na zamek rozkazał umocnić nasypami brzegi rzeki, w które wbito ostro zakończone pale. Kolejnym krokiem Ulryka von Jungingena było zgromadzenie głównych sił Zakonu na zachodnim brzegu Drwęcy, na równinie między Kurzętnikiem a Nowym Miastem Lubawskim. Dnia 7 lipca wójt bratiański oraz komtur ostródzki otrzymali rozkaz natychmiastowego marszu na Kurzętnik tym samym w tej małej miejscowości zgromadziły się prawie wszystkie wojska Zakonu. Stanisław Grabowski w następujący sposób opisuje wydarzenia sprzed setek lat: „Prawie wszystkie siły krzyżackie zostały zgrupowane pod Kurzętnikiem, gdyż tu bowiem ostatecznie wielki mistrz postanowił rozegrać walną bitwę z silniejszym przeciwnikiem. Ulryk von Jungingen planował dopuścić armię polsko – litewską do atakowania przez brody Drwęcy i jej umocnionych brzegów, zdziesiątkować ją ogniem kilkudziesięciu lżejszych i ciężkich dział oraz pociskami tysięcy strzelców – kuszników i łuczników, a gdy w szeregach królewskich powstanie popłoch i dezorganizacja – uderzyć całą jazdą zakonną i doszczętnie rozgromić przeciwnika”.










 Dnia 9 lipca 1410 roku, kilka dni przed bitwą pod Grunwaldem, granice Ziemi Lubawskiej przekroczyły dowodzone przez króla Władysława Jagiełłę wojska polsko – litewskie, które rozbiły obóz w pobliżu Lidzbarka Welskiego, złupionego prędzej przez litewskich żołnierzy wraz z kościołem za co na rozkaz księcia Witolda dwaj Litwini sami musieli postawić sobie szubienicę i powiesić się w obecności całego rycerstwa. Następnego dnia wielka armia ruszyła na północ. Przebywszy dwie mile przez Mroczno i Mroczenko wojska zatrzymały się między wsiami Krzemieniewo - Gwiździny i jeziorem Rubkowo. Polski król Władysław Jagiełło rozkazał rozbić nad jeziorem obóz, a następnie wysłał szpiegów (zwiadowców) w stronę zamku kapituły chełmżyńskiej w Kurzętniku, który strzegł brodu (płycizny, przeprawy) przez rzekę Drwęcę. Okazało się, że załogę zamku stanowi oddział krzyżacki, a przeprawa (bród) na rzece została umocniona. Wysłani przodem zwiadowcy zaskoczyli krzyżackich pachołków, którzy poili w rzece konie i nie spodziewali się ataku z zaskoczenia. Dzięki ich nieuwadze wojska sprzymierzone zagarnęły około pięćdziesięciu koni.

            Okazało się, że Wielki Mistrz ściągnął na kurzętnicki zamek doborowe oddziały kuszników i łuczników oraz rozstawił kilkadziesiąt dział tzw. bombard, które miały ostrzeliwać wojska przeciwnika podczas przeprawy przez rzekę.  Polski król otrzymawszy meldunki o obecności nieprzyjaciela zwołał naradę i powołał ośmiu członków Rady Wojennej. W skład Rady weszli: Witold książę litewski, Mikołaj Trąba (podkanclerzy Koronny, a od 1417 roku pierwszy prymas Polski), Zbigniew z Brzezia (marszałek Królestwa), Sędziwój z Ostroroga (wojewoda poznański), Mikołaj z Michałowa (wojewoda sandomierski), Piotr Szafraniec z Pieskowej Skały (podkomorzy krakowski), Jan z Tarnowa oraz Krystyn z Ostowa. Żyjący w XV wieku Kronikarz Jan Długosz zapisał o Radzie Wojennej powołanej nad Jeziorem Rubkowo następujące słowa: "Ci ośmiu mężowie w tajemnicy naradzali się o wszystkim (...), a zwłaszcza którędy prowadzić wojsko i w których by miejscach obierać stanowiska, używając ku temu dwóch przewodników: Trojana z Krasnegostawu i Jana Grynwalda (...) obydwaj z Prus rodem, wszystkie miejsca tameczne, drogi i przesmyki dobrze znali"

                Długosz wspomina o dwóch pruskich przewodnikach i opisuje tereny Ziemi Lubawskiej tak jakby był to obszar Prus. My regionaliści najczęściej nazywamy te tereny pograniczem. W XIII/XIV wieku było to pogranicze słowiańsko-pruskie i chrześcijańsko-pogańskie. Później mówiło się już o pograniczu polsko-krzyżackim. Długosz, w XV wieku, najwyraźniej tereny te uważał po prostu za obszar Prus i stąd konieczni byli pruscy przewodnicy.

            Zadaniem wspomnianej Rady Wojennej było ułatwienie królowi podjęcia decyzji o dalszych działaniach wojennych. Polskie dowództwo zdecydowało się wysłać do obozu krzyżackiego parlamentariusza, który potwierdził, że pod Kurzętnikiem stoi sam Ulryk von Jungingen razem z głównymi siłami Zakonu. Władysław Jagiełło pierwotnie planował przeprawę przez Drwęcę i marsz na krzyżacką twierdzę w Malborku. Król Władysław Jagiełło dowiedziawszy się o silnych umocnieniach na Drwęcy i obecności licznych wojsk krzyżackich zmienił plany i o świcie 11 lipca zdecydował, że skieruje swoje wojska z powrotem w stronę Lidzbarka Welskiego i Działdowa. Jeszcze tego samego dnia wojska polsko – litewskie rozbiły obóz w pobliżu wsi Wysoka pod Działdowem, w którym znajdował się krzyżacki zamek.

Kolor różowy symbolizuje umocnienia przygotowane przez Zakon krzyżacki. Natomiast kolorem niebieskim oznaczono trasę, którą wojska polsko-litewskie dotarły nad Jezioro Rubkowo, a następnie wycofały się w stronę Lidzbarka Welskiego. Polski król Władysław Jagiełło trzeźwo ocenił sytuację i nie zaatakował umocnionego zamku w Kurzętniku. Kto wie jak potoczyłby się losy Polski gdyby wówczas podjął inną decyzję? Jedno jest pewne. Próba przeprawy przez Drwęcę w Kurzętniku skończyłaby się dla wojsk polsko - litewskich sromotną klęską.


 
Wieś Kurzętnik widziana z zamkowej góry.
Do zniszczenia kurzętnickiej warowni doszło cztery lata po bitwie pod Grunwaldem podczas kolejnej polsko – krzyżackiej wojny (tzw. wojny głodowej), która wybuchła w 1414 roku. Przybyłe wówczas do Kurzętnika oddziały polskie pod dowództwem Janusza Dobrskiego i Jacka ze Świętego stanowczo zażądały aby kasztelan kapituły chełmżyńskiej przekazał im zamek. Kasztelan rozkazał swoim zbrojnym by oddali zamek bez walki pod warunkiem, że zamek i kościół w położonym poniżej miasteczku nie zostaną spalone. Okradziono wówczas zamkową kaplicę (na jej miejscu stoi obecnie duża wieża z przekaźnikiem), z której wynieśli: srebrny krzyż, dwa kielichy, dwie monstrancje, dwie hostie, wiele świętych relikwii oraz pięć ornatów, dwa mszały, dwa brewiarze i różne inne książki należące do kapituły chełmżyńskiej. Kolejne zdobycze polskich żołnierzy stanowiły: trzy dzwony, dziewięćdziesiąt pancerzy, beczkę prochu i naboje. Napastnicy nie dotrzymali słowa i spalili zamek oraz miasteczko. Poza wymienionymi skarbami polscy zbrojni zyskali sześćdziesiąt trzy sztuki koni, sto owiec i tyle samo świń oraz kilka beczek soli. Ponad to ograbili kościół parafialny w Kurzętniku, z którego wynieśli m.in. siedem ornatów i dwa kielichy.

Ciekawe informacje, o spaleniu zamku podczas wojny głodowej z 1414 roku, znajdują się we wspomnianym już prędzej, wydanym pod koniec XIX wieku, Słowniku Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich (tom IV, s. 946): "Także i kaplica znajdowała się na zamku, tytułu św. Krzyża, w przybory różne do nabożeństwa i ozdoby niemniej bogata. Na uposażenie posiadała 4 włóki w Paczółtowie. R. 1414 w dzień św. Szczepana nadciągnął pod Kurzętnik oddział polskiego wojska pod wodzą syna Andrzeja Dobrskiego i Jacka ze Świętego, zażądali zamku tutejszego dla króla swojego Władysława. Wójt kapitulny ze zbrojnymi swymi dobrowolnie wydał zamek z tym warunkiem, ażeby szkoda żadna kościołowi się nie stała".

Informacje o łupach uzyskanych przez polskich wojów dowodzą niezbicie, że kaplica oraz magazyny zamkowe mogły poszczycić się bogatym wyposażeniem. Zastanawiające są wzmianki o beczkach prochu i nabojach wykradzionych z zamkowych piwnic. Dowodzą one, że podczas bitwy grunwaldzkiej używano ręcznej broni palnej – tzw. hakownic oraz rusznic. Informacje o takiej broni są dość tajemnicze ponieważ dowodzą, że kusze nie były jedyną bronią dystansową wykorzystywaną na początku XV wieku.

Informacje o zamku po 1414 roku są szczątkowe. Wspominają o nim źródła z 1454 roku, w którym rozpoczęła się wojna trzynastoletnia (1454 – 1466). Miasto Kurzętnik wraz z zamkiem poddało się wówczas Polsce. Podczas wojny krzyżaccy żołnierze z Nowego Miasta Lubawskiego, po długim oblężeniu rozkradli zamek oraz miasto. Zakon ukarał w ten sposób Radę Miejską Kurzętnika za przyłączenie się do Związku Pruskiego w 1454 roku. Oblężeniem warowni dowodził prokurator nidzicki Ulryk von Kinsberg, który po spaleniu twierdzy uwięził jej zbrojną załogę. Zrujnowany zamek na mocy drugiego pokoju toruńskiego (1466) kończącego wojnę trzynastoletnią został przekazany Polsce, która zajęła wówczas całą Ziemię Lubawską. Wiemy, że w XVI wieku zamek był zrujnowany, a dzieła zniszczenia dopełnili Szwedzi w 1659 roku, którzy przy okazji spalili miasto. Podczas zaborów, w XVIII i XIX wieku, okoliczni mieszkańcy rozebrali znaczną część ruin, a kamienie wykorzystali przy budowie swoich domostw i budynków gospodarczych.


Na ciekawą wzmiankę dotyczącą zamku i kaplicy św. Krzyża natrafiłem w książce z 1928 roku pt: "Diecezja chełmińska. Zarys historyczno statystyczny" (str. 492): "Kaplica dawniejsza w zamku kapitulnym kurzętnickim pod wezwaniem św. Krzyża dzieliła losy zamku i z nim razem uległa zniszczeniu. Kronikarz Henneberger pisze, że 1595 sterczały już tylko zwaliska, resztki dziś jeszcze są widoczne". Dzięki wzmiance o kronikarzu wiemy, że pod koniec XVI wieku zamek i kaplica już nie funkcjonowały. Najprawdopodobniej po klęsce z 1414 roku zamek stopniowo niszczał i już nie został odbudowany. Kanonik, przedstawiciel kapituły chełmżyńskiej prawdopodobnie zamieszkał gdzieś na terenie miasta Kurzętnik. W tym miejscu warto zaznaczyć, że w książkach poświęconych średniowieczu kanonika kapituły chełmżyńskiej często nazywa się kasztelanem, który zarządza zamkiem. Natomiast w publikacjach opisujących czasy późniejsze (XVI, XVII i XVIII wiek) trudno jest napotkać określenie "kasztelan" ponieważ urząd ten został wyparty przez "burgrabię". 



W 1914 roku na ruinach zamku w Kurzętniku archeolodzy przeprowadzili powierzchowne badania. Odkopali wówczas działo krzyżackie (tzw. bombardę). Jak już wspominałem wielki mistrz Ulryk von Jungingen przybył do Kurzętnika 2 lipca 1410 roku, zwiększył zamkową załogę i umocnił brody na Drwęcy. Rozkazał wówczas sprowadzić z Malborka działa, które miały ostrzeliwać wojska polsko–litewskie przeprawiające się przez rzekę Drwęcę. Odnaleziona bombarda znajduje się obecnie w muzeum zamkowym w Kwidzynie (w tamtym okresie wieś należała do Domeny i Rejencji Kwidzyńskiej). Jest to jedyna średniowieczna bombarda znajdująca się na terenie Polski. Historycy datują ją na początek XV w. co potwierdza, że „pamięta” ona burzliwe wydarzenia z lipca 1410 roku. Działo jest pokryte elementami dekoracyjnymi w postaci Matki Boskiej z Dzieciątkiem, co z kolei dowodzi, że należało ono do arsenału Zakonu Najświętszej Maryi Panny (Krzyżaków). Bombardy wykorzystano na polach Grunwaldu. Wiemy, że Krzyżacy strzelali kamiennymi pociskami w stronę nacierającej polsko–litewskiej konnicy. Niestety nie dysponujemy informacjami o polskiej i litewskiej artylerii, którą z pewnością zabrano na kampanię wojenną do Prus.




W części mieszkalnej


Część mieszkalna.


Wewnątrz części mieszkalnej. Pod spodem znajdują się zasypane podziemia, które czekają na fundusze i archeologów







FILMY z Kurzętnika








Legendy związane z Kurzętnikiem


Legenda: Gniew czarnej księżniczki

               Księżniczka odziana w czarną suknię uchodzi za strażniczkę zamku w Kurzętniku. Pojawia się zazwyczaj około północy, przechadzając się wzdłuż zamkowych murów. Z daleka słychać brzęk pęka kluczy, który ma przytwierdzony do paska, a jej długie, ciemne włosy, nieraz rzucają cień na ziemię.
               Pewnego razu dzieci burmistrza bawiły się na zamkowej górze i zabrały stamtąd kilka kamyków do zabawy. Kiedy nastała noc i dzieci ułożyły się do snu, duch księżniczki przyszedł do nich we śnie.
               - Odnieście na górę to, coście z niej zabrały. Należy to do zamku, nie do was...
               Zbudzone dzieci nie mogły uwierzyć, iż miały ten sen, jednak zignorowały wolę zjawy. Kolejnej nocy jednak senny koszmar powtórzył się. Tym razem jednak oczy księżniczki były pełne gniewu. Ostrzegła dzieci.
               - Jeśli nie odniesiecie kamieni na zamkową górę, stanie się coś bardzo złego. Kara was nie ominie za zabranie tego co do was nie należało.
               Tym razem dzieci się wystraszyły. Zabrały kamienie, lecz nie odniosły ich na zamkową górę. Wyrzuciły je do Drwęcy z nadzieją, iż wystarczy to zjawie. Daremne były to nadzieje. Księżniczka pojawiła się w ich snach po raz trzeci. Jej gniew był tak straszliwy, że dzieci struchlały. Ostrzegła je, że daje im ostatnią szansę na odniesienie kamieni.
               Rankiem następnego dnia dzieci pobiegły nad rzekę, by wyłowić wyrzucone kamienie i odnieść je na zamkową górę. Gdy to uczyniły, zjawa nigdy już nie pojawiła się w ich snach.




Legenda: Rycerz i jego lutnia

               W XV wieku na zamku w Kurzętniku mieszkał rycerz krzyżacki, którego największą miłością była gra na lutni. Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi i cichł gwar, siadywał na murach i grał najpiękniejsze melodie, wprawiając wszystkich w szczery zachwyt. Tak bardzo był przywiązany do swej lutni, że zabierał ją ze sobą wszędzie, dokąd się udawał.

               W owym czasie jednak przygotowywano się do walnej wyprawy pomiędzy rycerzami Zakonu Krzyżackiego a wojskami polskimi. Rycerz, jak i pozostali, musiał stawić się pod swymi chorągwiami, a że wszyscy w pośpiechu opuszczali zamek w Kurzętniku, zapomniał o lutni. Jej brak uświadomił sobie dopiero na polu bitwy pod Grunwaldem. Ogarnął go wielki smutek, lecz nie było już odwrotu. Z nadzieją w sercu ruszył do bitwy, choć myśli jego wciąż krążyły wokół instrumentu.

               Nie było mu jednak dane powrócić na zamek w Kurzętniku ani zagrać kolejnej pieśni. Nie powrócił już żywym. Zginął bowiem podczas krwawej bitwy.
               Od tego czasu, każdego roku piętnastego lipca, jego duch pojawia się w ruinach zamku w Kurzętniku, a wokół słychać piękne melodie grane na lutni.




Legenda: Złoto w ruinach zamku ukryte

               W jednej z gór otaczających Kurzętnik jest ukryte wspaniałe miasto i zamek o czterech wieżach, niegdyś ku niebu sięgających. Pewnego razu w tych okolicach bawiły się dzieci i znalazły niewielką dziurę - wielkości mysiej jamy. Z ciekawości zaczęły w niej grzebać i po jakimś czasie otwór był tak duży, jak ludzka głowa. Śmiechy się rozległy i jeden z chłopców dla zabawy wrzucił do środka czapkę kompana. Ten nie chciał bez niej wracać do domu i rad nierad przecisnął się porzez dziurę i opuścił na dół.

               Niespodziewanie znalazł się w wielkiej komnacie, lecz nim zdążył się rozejrzeć dookoła, podeszła do niego jakaś niewiasta w długiej, zwiewnej szacie i popatrzyła nań z uwagą.

               Zląkł się chłopiec tym widokiem i cofnął o kilka kroków. Nie miał jednak czasu na ucieczkę, więc podniósł na panią wzrok.
- Po coś tu przyszedł, młodzieńcze? - zapytała.
Nie chciał kłamać. Rozłożył bezradnie ręce.
- Po moją czapkę - odrzekł po prostu.
               Skinęła głową i pochyliwszy się, podniosła leżącą na ziemi czapkę, lecz nim ją oddała, nasypała do niej złota.
- Zabierz ją więc, a złoto oddaj swej biednej matce - dodała niewiasta.
               Chłopiec podziękował żarliwie i spiesznie wydostał się na ziemię, budząc wielkie zdumienie u czekających na niego kompanów. Dziura zaś zamknęła się sama.
               Wieść o tym zdarzeniu rozniosła się po okolicy, budząc nie tylko uznanie, ale i zazdrość wielką. A był wśród słuchaczy pewien chciwy człowiek, który postanowił opuścić do tajemnej komnaty swego syna. Odszukali to miejsce i wykopali otwór. Ojciec opuścił ostrożnie chłopca, w duchu ciesząc się już ze złota, które mu przyniesie.
               Niespodziewanie rozległ się pomruk, jakby z głębi idący, zatrzęsła się ziemia i dziura zamknęła się sama. Przerażony ojciec wezwał co rychło mieszkańców, by pomogli mu syna ratować. Rozpoczęto więc szukanie, które trwało kilka dni.
               Chociaż rozkopano całą okolicę, aż powstał znaczny parów, nie odnaleziono ani chłopca, ani komnaty podziemnej. W końcu pojawiła się przed nimi niewiasta w czarnej sukni. Gdy zamarli w wielkim przerażeniu, nakazała im porzucić dalsze poszukiwania i do domów powrócić.



Legenda: Trzej bracia i tunel wiodący z Kurzętnika do Bratiana

               Spotkałem się z kilkoma wersjami, legend o trzech braciach i tunelu wiodącym z Kurzętnika do Bratiana. Postanowiłem zebrać razem je wszystkie i ułożyć z nich spójną opowieść.
               A więc zacznijmy:
               Dawno temu, kiedy na Ziemi Lubawskiej istniały jeszcze Święte Gaje,  w których modlili się pogańscy Prusowie z plemienia Sasinów (Zajęcy) przybyło na Ziemię Lubawską trzech braci. Towarzyszyli zapewne pierwszym misjonarzom, którzy razem z biskupem Chrystianem w XIII wieku wprowadzali na tych terenach Chrześcijaństwo. Zakon Krzyżacki też już tu był ponieważ jeden z trzech braci, Janem zwany, do Krzyżaków należał.  Imiona pozostałych dwóch braci pozostają dla nas tajemnicą.
               Jan pochodził z Sandomierza i zbudował drewniany zameczek we wsi, którą obecnie, w XXI wieku, nazywamy Bratianem. Pozostali dwaj bracia również zbudowali swoje zamki. Jeden we wsi Tylice, a drugi w miasteczku Kurzętnik.
               Pewnego dnia między braćmi z Kurzętnika i Bratiana doszło do ostrego sporu. Poszło o podział majątku rodowego. Obaj bracia, po wyzwiskach, przysięgli sobie na wszystkie świętości, że nigdy już nie będą się ze sobą spotykali na tej ziemi za ludzkiego życia. Na początku pałali do siebie nienawiścią jednak mijały dni, a potem miesiące i lata. Z czasem obaj jakoś zapomnieli o wzajemnej niechęci, a czas wyleczył wszystkie rany. Co jednak mieli począć? Złamać obietnicę i narazić się na męki piekielne? Wszak złożyli przysięgą na wszystkie świętości! A w średniowieczu religii nie traktowano przedmiotowo. O nie przedmiotowe traktowanie religii jest znakiem naszych czasów. Przysięgę, klątwy, siłę modlitwy i wiarę w Boską opiekę w średniowieczu traktowano poważnie. Człowiekowi XXI wieku będzie raczej trudno zrozumieć to jak w średniowieczu ważna dla ludzi była religia, wiara i tradycja.
               Tak więc nienawiść między braćmi przeminęła ale spotkać się "na tej ziemi" nie mogli. Co więc mieli począć? Otóż wymyślili, że spotkają się pod ziemią! Obaj zaczęli kopać tunel (Jan kopał z Bratiana, a drugi brat z Kurzętnika), porozumiewali się dzięki trzeciemu bratu (z zamku w Tylicach), który odwiedzał obu i przekazywał wieści. Po wielu miesiącach ciężkich prac, kopania i wzmacniania tuneli aby się nie zawaliły w końcu się spotkali. Cóż to były za emocje, w końcu mogli się uściskać i wzajemnie za wszystko przeprosić. Zaiste musiało to być dla nich niesamowite przeżycie.
               Czytelniku teraz pewnie myślisz, że to wszystko to tylko legenda. Zapewne uważasz, że kopanie tunelu między dwiema oddalonymi od siebie miejscowościami jest niemożliwe. Ja jednak powiem Ci, że jest to jak najbardziej prawdopodobne. Regionaliści potrafią się przyjrzeć takim sprawom blisko i dokładnie.  
               Dowodów na istnienie podziemi w średniowieczu mamy wiele. Jednym z nich jest umiejętność logicznego myślenia. Czy patrycjusze, czyli najbogatsi mieszkańcy miast (np. Nowego Miasta Lubawskiego) godziliby się na mieszkanie za murami obronnymi gdyby nie byli pewni, że w razie oblężenia zdołają uciec? A żołnierze, którzy stali na murach miejskich podczas oblężenia, w razie ostrzału miasta biegali po murach od baszty do baszty? Czy może przechodzili między basztami podziemnymi przejściami? Moim zdaniem przechodzili pod ziemią.
               Dowodów na istnienie podziemnych korytarzy w Olsztynie, Lubawie, Szymbarku, Kurzętniku, Nowym Mieście Lubawskim, Bratianie i innych miejscowościach jest wiele. Jeden z szanowanych regionalistów, Pan Tomasz Sowiński w książkach "Tajemnice Warmii i Mazur oraz poligon STABLACK" i "Prusowie i Krzyżacy w mrokach tajemnic" pisze o podziemnych tunelach na obszarze dawnych Prus (m.in. województwa warmińsko-mazurskie).  Tunele były pod każdym średniowiecznym miastem i pod każdym zamkiem. To fakt niezaprzeczalny.
               Jednak tunel, który kopali bracia z Kurzętnika i Bratiana nie miał charakteru obronnego. Obaj bracia chcieli się po prostu spotkać pod ziemią. Czy jest możliwe, że legenda mówi prawdę? W latach 1992-2000 kiedy chodziłem do szkoły podstawowej uczono mnie, że każda legenda posiada ziarenko prawdy, a coś co było kiedyś faktem po kilku wiekach może się stać legendą, a potem mitem.
               W legendzie o trzech braciach i tunelu ziarenkiem prawdy są opowieści najstarszych z okolicznych mieszkańców. Twierdzą oni, że kiedyś, kiedy rzeka Drwęca była czystsza niż obecnie, podczas wyprawy łodzią po rzece w czasie słonecznego dnia można było dostrzec na dnie fragmenty kamiennego muru. Fragmenty te znajdowały się na dnie Drwęcy blisko ruin zamku w Bratianie. Mur na dnie rzeki przebiegał tak jakby łączył obydwa brzegi. Najstarsi ludzie opowiadali, że stanowił on górną część podziemnego tunelu.
              



Bibliografia:
Grabowski Stanisław, Z dziejów Kurzętnika i okolic, Warszawa 2008
Grabowski Jan, W cieniu bratiańskiego zamku, Warszawa 2010.
Kętrzyński Wojciech, O ludności polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich, Olsztyn 2009.
Koprowska-Głowacka Anna, Legendy i podania Ziemi Chełmińskiej, Gdynia 2009.
Kuczyński Stefan, Wielka wojna z Zakonem krzyżackim w latach 1409-1411, Warszawa 1987.

Nadolski Andrzej, Grunwald 1410, Warszawa 2003.
Regliński Roman Apolinary, W kręgu legend krzyżackich, Gdynia 2008. 

Śladami Jagiełły w okolicach Lidzbarka [w:] 

http://www.lidzbark.zhp.pl/przewodnik.htm,


1410 pod Kurzętnikiem, Drwęca, czerwiec 1995.

Hasło: Kurzętnik [w:] Sulimierski Filip, Walewski Władysław, Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i Innych Krajów Słowiańskich, T. IV, 1880 – 1992 Warszawa, s. 946 (wersja elektroniczna: http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_IV/780).


"Diecezja chełmińska. Zarys historyczno statystyczny", Pelplin 2008.






Autor: Tomasz Chełkowski

Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com






Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)

Historia mojej Małej Ojczyzny



Ziemia Lubawska to kraina historyczna znajdująca się w północno – wschodniej Polsce, na terenie województwa warmińsko – mazurskiego. W jej granice wchodzi cały powiat nowomiejski z Nowym Miastem Lubawskim, zachodnia część powiatu iławskiego z Lubawą oraz północne gminy powiatu działdowskiego z Lidzbarkiem Welskim. Tereny te poza piękną fauną i florą mogą poszczycić się wieloma walorami historycznymi takimi jak ciekawe legendy sięgające swoimi korzeniami czasów pogańskich, tajemnicze okoliczności towarzyszące początkom tutejszych miast, ogromny patriotyzm okolicznych mieszkańców, który z jednej strony zaowocował bohaterską walką podczas licznych wojen i powstań narodowych, a z drugiej wspaniałą pracą organiczną i krzewieniem polskich wartości w okresie zaborów i okupacji. Poza tym na Ziemi Lubawskiej znajdują się liczne pozostałości po wczesnośredniowiecznych grodach (tzw. grodziska), ruiny kilku zamków, z których do najbardziej znanych zalicza się zamek biskupi w Lubawie, zamek Rodu Działyńskich (starostów Bratiańskach) w Bratianie oraz zbudowany na przełomie XIII i XIV wieku zamek kapituły chełmżyńskiej w Kurzętniku. Na szczególną uwagę zasługują niezwykle barwne na tym terenie legendy. Jedna z najbardziej znanych opowiada jak w pierwszej połowie XIII wieku, a dokładnie w roku 1251 w pogańskim Świętym Gaju (w miejscowości zwanej dziś Łąki Bratiańskie) doszło do objawień Matki Boskiej, które przyczyniły się do wielkiego rozwoju chrześcijaństwa i kultu maryjnego w północnej Polsce. W późniejszym okresie klasztor zbudowany w miejscu objawień nazwano Częstochową Północy – miejsce to obok Jasnej Góry zaliczało się do najważniejszych dla Polaków sanktuariów pielgrzymkowych.


Początki chrześcijaństwa

Historyczna Ziemia Lubawska do XIII wieku była obszarem pogranicza, to właśnie na tych terenach przebiegała granica dwóch światów: pogańskich Prus oraz chrześcijańskiej Polski. Zakon krzyżacki do końca XIII wieku podbił całe pogańskie Prusy i dzięki „lisiej” polityce przejął władzę nad ziemią chełmińską oraz Ziemią Lubawską.

Dzieje tych ziem możemy więc podzielić na dwa równie ciekawe okresy pogański i chrześcijański. W tym pierwszym okresie najbardziej licznymi mieszkańcami Ziemi Lubawskiej byli poganie z pruskiego plemienia Sasinów (Zajęcy). Plemię to przywędrowało na te tereny w XI lub XII wieku z Galindii, krainy położonej na zachód od Wielkich Jezior Mazurskich. Sasini założyli co najmniej trzy święte gaje w Łąkach Bratiańskich sąsiadujących od północy z Nowym Miastem Lubawskim, Lipach za Lubawą i Kurzętniku (tamtejszy Święty Gaj nazywano Ciemnikiem).



Święte Gaje

Nawracani od XIII wieku stopniowo na chrześcijaństwo Prusowie, z plemienia Sasinów (zajęcy) zamieszkujący przez wiele wieków tereny Ziemi Lubawskiej stworzyli w jej granicach trzy duże miejsca kultu: w Łąkach Bratiańskich (dawniej zwanych Lobnic), Lipach i Kurzętniku. Były to odpowiedniki chrześcijańskich świątyń zwane Świętymi Gajami. Ich charakterystycznym elementem były piękne drzewa, które czczono i wśród, których składano ofiary licznym bogom. Taki rodzaj kultu jest charakterystyczny dla europejskich wierzeń przedchrześcijańskich, które były politeistyczne. Kult drzew i natury był rozpowszechniony u większości ludów tamtej epoki i epok poprzednich – szczególnie jest to widoczne wśród plemion celtyckich, słowiańskich i pruskich. Gaje na terenie Ziemi Lubawskiej, były ogrodzone płotem z ozdobnymi bramami i wejściem, a słowo gaić pierwotnie oznaczało – zamykać ogrodzeniem. Jako dobry przykład można tu przytoczyć pogański gaj we wsi Łąki Bratiańskie sąsiadującej od północy z Nowym Miastem Lubawskim. W zamierzchłych czasach miejscowość ta była miejscem pogańskiego kultu bogini Majumy, zwanej też Pergubrią. Dzięki źródłom wiemy, że jeszcze w XVII wieku poganie żyli na  Ziemi Lubawskiej i składali w gajach ofiary właśnie tej bogini! Tyle wieków po przyjęciu chrześcijaństwa! te niezwykłe informacje posiadamy dzięki sprawozdaniu z wizytacji biskupa chełmińskiego A. Olszewskiego z lat 1667 – 1672, w którym duchowny zanotował, że w Łąkach koło Bratiana znajdował się kiedyś Święty Gaj. Sasini oddawali w nim cześć bogini Majumie. W dalszej części biskup pisze o drugim Świętym Gaju w Lipach koło Lubawy. Podobno jeszcze w czasach biskupa Olszewskiego żyli tacy, którzy tęsknili za dawnymi bogami. 

Zresztą nawet w XXI wieku są ludzie, którzy odtwarzają religię i kulturę Prusów. Dobrym przykładem jest Pan Leszek Lepczyński prezes Związku Prusów w Polsce, któremu teraz oddam głos: "W 2016 roku będzie rocznica 800-lecia przyjęcia chrztu przez dwóch pruskich rijkasów Surwabuno i Warpody – chrztu dokonanego w Rzymie przez samego papieża. A polskiego księcia Mieszka chrzcił jakiś nawet nie wiadomo jaki biskup i nie wiadomo gdzie. Na Ziemi Lubawskiej do dziś powszechnie mówi się w dialekcie mazurskim – a ja twierdzę, że mówi się sprutenizowanym polskim. Rodząca się świadomość odrębności pruskiego ludu Sasinów jest niezmiernie inspirująca i zastanawiającą". Cały wywiad możecie przeczytać tu: Leszek Lepczyński, prezes Związku Prusów w Polsce, zamierza stworzyć w powiecie iławskim Ośrodek Pamięci Dziejów Pruskich



Stanisław Grabowski powołując się na kronikę Piotra z Dusburga w swojej książce przytoczył ciekawy fragment dotyczący pogańskiej religii: „Prusowie nie znali Boga, lecz czcili słońce, księżyc i gwiazdy, gromy, ptactwo i zwierzęta. Powszechną czcią u Prusów cieszył się ogień. Natomiast tak liczne u nich święte gaje nie były przedmiotem kultu, lecz miejscem obrzędów i siedliskiem demonów”. W Kurzętniku znajdował się jeden z trzech Świętych Gajów o nazwie Ciemnik. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych pogańskich miejsc kultu w Ciemniku oddawano cześć bożkowi Kurcho, a nie bogini Majumie (przynajmniej na chwilę obecną tak mi się wydaje).



Jak wyglądały modlitwy w Świętych gajach?
W tym miejscu uruchommy naszą wyobraźnię i postarajmy się w czuć w realia czasów pogańskich, w których dominował kult natury. 

Kiedy ustąpiły mrozy zimy, roztopiły się pokrywy lodowe na wodnych akwenach, kiedy Matka Ziemia, bóstwo nad bóstwami, noszące wiele imion Żeminele, Kurche, Zeminna została zapłodniona promieniami słonecznymi przez bóstwo nieba zwane Pergrūbria wówczas powstało nowe życie otworzyły się pączki brzozy i ukazały pierwsze rośliny. Były to znaki świadczące o zakończeniu zimy nazywanej przez Prusów dagis. Ludzie ci znali tylko dwie pory roku dagis (lato) i semo (zimę). Lato rozpoczynało się w chwili ustąpienia śniegu i lodu z akwenów wodnych. Prusowie zapewne z wytęsknieniem oczekiwali ustąpienia mroźnej i srogiej zimy i nadejścia ciepłego lata, w którym przyroda budzi się do życia. Lato było sezonem religijnych, tradycyjnych i ludowych obrzędów, które często odprawiano nocą.

            Jednakże najważniejszy był pierwszy z letnich obrzędów. Radosny obchodzony z okazji odejścia zimy i zaślubin Ziemi z Niebem. Zaślubiny takie odbywały się co rok wraz z końcem zimy i początkiem lata. Cykl obrzędów trwał nieustannie, poczucie czasu było cykliczne, ściśle związane z cyklem przyrody.

  W Lipach, Łąkach i Kurzętniku poganie składali ofiary dwa razy w roku: wiosną oraz w okresie żniw. Schodzili się wówczas wszyscy do świętych gajów, biesiadowali, modlili się i odprawiali w nich różne inne obrzędy religijne. Sasini przy świętym drzewie oddawali cześć najważniejszym bóstwom, a mniejszym bożkom poświęcali krzewy. Wiemy, że wiosną obchodzono święto ku czci bogini Pergurbii, podczas którego kapłan (Wajdelota) brał w prawą ręką płaski talerz, napełniał go nieznanym nam trunkiem i wychwalał boginię Majumę (Pergubrię) tymi słowami: 

"O Panie Boże nasz Pergrūbrio! Proszę cię o odwrócenie zimy, a sprowadzenie miłej wiosny bo przez ciebie i pola i osady się zielenią, przez ciebie gaje i lasy się odświeżają (...) bogini nasza Żeminele, ty precz zimę przykra odganiasz, a raczysz zioła, kwiatki i trawy po wszystkiej ziemi rozmnażać, my teraz ciebie prosimy, żebyś zboże nasze zasiane i które siać mamy raczył hojnie rozmnożyć, aby kłosisto rosło, a wszystek kąkol racz sam podeptać"


Wajdelota, kapłan pogańskich Prusów.

Wajdelota po wypowiedzeniu wszystkich słów modlitwy brał talerzyk w zęby i wypijał zawarty w nim trunek, potem nie dotykając talerzyka rękami rzucał go przez głowę za siebie. Duchowni z plemienia Sasinów zamieszkującego Ziemię Lubawską powtarzali ten sam obrządek na cześć innych bogów np. Perkuna, który był panem deszczu i grzmotów oraz boga Kurcho i Szwaikstyksta, którego proszono o paszę i trawę dla zwierząt hodowlanych. Mieszkańcy z Ziemi Lubawskiej mieli także swojego boga żniw, a zwał się on Pilwit – prawdopodobnie na jego cześć odprawiano podobne obrzędy.

Kolejne święto, zwane Zazinek obchodzono w sierpniu przed żniwami. Jego głównym celem było przebłaganie odpowiedniego bóstwa poprzez płacz i szczery żal za grzechy. Podczas tego święta kobiety piekły chleby ze świeżego zboża. Jeśli przewinienia wiernych były zbyt ciężkie to wtedy sam żal i chleby nie wystarczały. Wierni składali wówczas ofiary pieniężne, za które wydawano biesiadę ku czci bóstwa. Dopiero po spełnieniu tych wszystkich religijnych wymogów chłopi mogli rozpocząć żniwa. Kolejną słowiańską uroczystością był Ozinek, który odprawiano po żniwach ku czci bożka Ziemiennika. Wajdelota przyprowadzał na tę uroczystość parę koźląt nad którymi odmawiał modlitwę. Później uderzał zwierzęta laską w głowę i ofiarował bogom.


Na terenie Ziemi Lubawskiej w trzech wspomnianych gajach znajdowały się głównie drzewa lipowe. Miejscowa ludność składała w nich ofiary i odmawiała modlitwy. W świętych gajach nie wolno było wycinać drzew oraz polować. Ich obszar był ogrodzony płotem z ozdobnymi bramami. Na szczególną uwagę zasługuje pogański gaj we wsi Łąki Bratiańskie, gdzie za murami zakonu franciszkanów był usypany pagórek, który przetrwał do lat 90 – tych XX wieku. Według podań na pagórku tym stało bóstwo słowiańskie, a miejscowa ludność nazywała go „Lelum – Polelum”. Jest nawet legenda, która następująco opisuje zniszczenie bóstwa pogańskiego: „(…) Tu zbierali się potajemnie jeszcze w pierwszych wiekach chrześcijaństwa starzy zagorzali poganie, aby odprawić w skrytości swoje nabożeństwa. Opowiadają, że po zburzeniu bóstwa pogańskiego przez chrześcijan oraz po skasowaniu nabożeństw na jego cześć, które były raczej igrzyskami i dzikiemi orgiami, połączonemi z pijaństwem, z obżarstwem i z rozpustą, zagościły na owym pagórku złe duchy, które pod osłoną ciemnych nocy wyprawiały harce piekielne, podobne do tych, jakie tu niegdyś czynili poganie. Owe złe duchy stały się postrachem dla ówczesnych okolicznych mieszkańców. Aby się ich pozbyć, wybudowano na tym pagórku kapliczkę. Od tego czasu złe duchy Lelum – Polelum opuściły”.



"Podział administracyjny" pogańskich Prus:
Największym obszarem "administracyjnym" były opisane przez kronikarza Piotra z Dusburga tzw. terry - krainy (Sasinia, Galindia, Pomezania, Pogezania, Warmia, Natangia, Sambia, Barcja, Nadrowia, Skalowia, Jaćwingowie). Od ich nazw pochodzą też nazwy pruskich plemion.

Nazwa każdej terry pochodzi od nazwy zamieszkującego ją pruskiego plemienia. Terry składały się z kilku mniejszych ziem zwanych terrulami, które z kolei dzieliły się na lauksy. Niestety nie wiemy na ile terulli i lauksów była podzielona Ziemia Sasinów. Wiemy natomiast, że terulle były tworami autonomicznymi. Mieszkańcy konkretnej terulli, wedle własnego uznania decydowali o wzięciu udziału w wojnie prowadzonej przez inną terrulę (mieli pełną swobodę decyzji). Czasem dochodziło do wojen między Prusami, np. Prusowie z plemienia Sasinów zamieszkujących jedną terrulę mogli walczyć z przedstawicielami tego samego plemienia zamieszkującymi sąsiednie terrule. Dochodziło też do starć między terrami, czyli plemionami. Oczywiście prowadzono też najazdy (tzw. rajdy) na ziemie nawróconych w 966 roku na chrześcijaństwo Polaków (Słowian, Polan). Słowianie, głównie z Mazowsza i Ziemi Chełmińskiej również urządzali liczne wyprawy wojenne na ziemie zamieszkiwane przez Prusów. 

W społeczeństwie pruskim funkcjonowały różne warstwy społeczne. Kiedyś niektórzy historycy (a wśród nich ja) uważali, że Prusowie byli ludem hierarchicznym. Mylnie twierdzono, że najwyżej hierarchii stał nobil niżej pospólstwo, a na samym końcu niewolnicy. Ponad to uważano, że nobil był władcą zarządzającym jednym lub kilkoma terrulami bądź lauksami. Za najbardziej znanych nobilów z Ziemi Sasinów uważano Surwabuno (władcę grodu Lubawa) i Warpodę (władcę Łążyna i prawdopodobnie grodziska nad Jeziorem Zwiniarz). Dziś wiemy, że Prusowie raczej nie mieli władców "nobilów", książąt, królów itp. Wśród Prusów i prawdopodobnie również u Słowian (Polan) w czasach pogańskich ludzie żyli bez władców. Jedynie podczas wojen wybierano rijkasów, którzy byli dowódcami danego lauksu albo terruli. Skoro wśród Prusów nie było władzy centralnej nie wykształtowała się potrzeba zbierania podatków. Nam ludziom XXI wieku to może wydawać się dziwne ale Prusowie faktycznie żyli bez podatków, nawet gdyby chcieli je płacić to i tak nie mieli komu ponieważ nie funkcjonowała u nich żadna zwierzchnia władza. Czyż to nie jest niesamowite?

Oczywiście we wszystkich pruskich plemionach np. u Sasinów, Pomezan, Pogezan, Warmów i innych istnieli ludzie szanowani bardziej od innych. Niewątpliwie powszechnym szacunkiem cieszyli się kapłani (wajdeloci) i kapłanki oraz starszyzna. Kapłani potrafili czytać z ruchu gwiazd, organizowali wiec i prowadzili religijne obrzędy. Natomiast kapłanki były pośredniczkami między wiernymi i żeńskimi boginiami takimi jak np. bogini Kurke. Dużo ciekawych informacji na ten temat znajduje się w traktacie dzierzgońskim z 1249 roku, oto dwa ciekawe fragmenty: składają doroczne ofiary "z owoców ziemi składanych bóstwu, które nazywają Kurche albo wszystkim innym bóstwom (...)". Korzystają "z wyroczni wróżbitów nazywanych tulissones i ligossones (...) Oni zło nazywają dobrem, bo na pogrzebach sławią zmarłych za ich grzeszne czyny, takie jak napady i morderstwa. Ci wróżbici do góry wznoszą głownie i wołają, że widzą zmarłego na koniu pośrodku nieba, przy odzianego w lśniącą zbroję w orszaku innych rycerzy".

Najważniejsze decyzje  najstarsi i najbardziej doświadczeni Prusowie podejmowali wspólnie na wiecach jako ludzie równi sobie. Tylko podczas wojen wybierali rijkasa, czyli kogoś kogo człowiek XXI wieku nazwałby dyktatorem powoływanym na czas wojny. Czy w starożytnej republice rzymskiej nie czyniono podobnie? Kto wie może Prusowie handlujący od czasów starożytnych z wieloma cywilizacjami przejęli od nich niektóre zwyczaje. A może tamte cywilizacje przejęły coś od Prusów? Pytania te pozostawiam otwarte.

Warto zapamiętać jeden podstawowy fakt. W każdej terulli, a niekiedy w każdym lauksie znajdował się przynajmniej jeden warowny gród. Kiedyś myślano, że w takich grodach mieszkali lokalni władcy. Dziś panuje przekonanie, że grody Prusowie z okolicy utrzymywali wspólnie, budowali w nich spichlerze, kopali studnię i trzymali zwierzynę. W każdym grodzie znajdowała się wysoka wieża obserwacyjna, w której pełniono warty. W chwili zagrożenia wartownicy ogłaszali alarm. Jeśli ktoś nie zdążył w porę się schronić w grodzie pozostawała mu ucieczka do lasu albo próba obrony na swoim gospodarstwie. W tym miejscu warto dodać, ze gospodarstwo każdego Prusa było ufortyfikowane.  Gród nie był miastem, bardziej możemy go porównać do małego zamku z drewna.

Samo pruskie słowo lauks oznacza pole. Wyobrażajcie je sobie jako kilku, kilkunasto kilometrowy obszar na którym są rozsiane pojedyncze drewniane, kryte słomianą strzechą chaty o kamiennych fundamentach. Lauks w niczym nie przypominał wsi,  budowanych w krainie Polan (Słowian) np. na sąsiednim Mazowszu. Chrześcijańskie wsie charakteryzowały się zwartą zabudową, a w pruskich lauksach zabudowa była rozproszona.

Gospodarstwa pruskie stanowiły organizm autonomiczny, każdy Prus miał gospodarstwo i sam na siebie pracował. Poza tym były one rozsiane po całym lauksie. Najczęściej lokowano je na wzniesieniach, pośród jezior, rozlewisk oraz trudnych do przebycia bagien. Dzięki takiej lokalizacji, w razie odcięcia drogi do grodu, podczas niespodziewanego najazdu, rodzina zamieszkująca gospodarstwo miała większe szanse odparcia wrogich Prusów z innego lauksu albo z innej krainy np. Pomezanii lub odparcia ataków chrześcijan z np. z Mazowsza.

Wiemy już, że najważniejsze były lauksy, słowo to w języku Prusów oznacza pole. Większe podziały o których wspomniałem, czyli na trerry i terulle miały mniejsze, wręcz marginalne znaczenie. Analizując najmniejsze obszary, lauksy, musimy wziąć pod uwagę przyrost demograficzny ludności pruskiej oraz spełnianie potrzeb codziennego życia. Ciężko jest uwierzyć, że na początku XIII wieku na każdym lauksie stał gród i w bardzo dużej odległości od siebie, pochowane między drzewami i bagnami były rozrzucone pojedyncze chatki. Samo określenie chatki jest nieprecyzyjne, to były raczej gospodarstwa (kaym) rozsiane po całym polu (lauksie). 

Na każdy kaym składało się kilka, a czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Całość była ogrodzona drewniano-ziemnymi wałami i cały czas gotowa do obrony. Na takie gospodarstwo składały się: chata w której mieszkała głowa rodu razem z żonami (często wieloma) oraz ich dzieci, dom dla niewolników, spichlerz na ziarno, stodoła, stajnia, suszarnia na zboże, studnia i łaźnie. Gospodarstwa takie były rozsiane po całym lauksie

Puszcze zamieszkiwane przez Prusów były bogate w zwierzynę łowną (między innymi dzikie konie i tury), liczne jeziora obfitujące w ryby oraz roślinność nadającą się jako pokarm dla zwierząt hodowlanych takich jak: konie, bydło i trzoda. 

Warto odnotować jeszcze kilka słów o pruskich łaźniach, chociażby z tego powodu aby rozwiać jeden z mitów, który mówi, że ludzie w średniowieczu się nie myli. Otóż myli się, łaźnie stały we wsiach i miastach Polan oraz w pruskich gospodarstwach (kaym). U Prusów w każdej łaźni znajdował się piec z polnych kamieni, na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny. Prusowie lubili dbać o swoją higienę i myli się często. 

Można powiedzieć, że puszcza była przyjaciółką Prusów, oni oddawali jej cześć, a ona karmiła hodowane przez nich zwierzęta, dawała im zwierzynę, z której mogli pozyskać mięso i futra, oferowała, pszczoły dające miód oraz dzikie rośliny służące za pokarm podczas nieurodzajów, srogich zim i wojen. Dziewicza puszcza dawała Prusom schronienie oraz torfowiska bogate w rudę darniową, z której w piecach dymarkowych (hutniczych) i warsztatach Prusowie wytwarzali swoją broń. Jako ciekawostkę warto przytoczyć, że ruda darniowa stanowiła naturalny piorunochron średniowiecznych budynków, działo się tak z powodu jej budowy - obiekty przy wznoszeniu których wykorzystywano rudę, były zawsze suche, budulec ten posiada właściwości wentylacyjne i estetyczne.
Po lewej widzimy Lubawę, obrazki wskazują, że kiedy biskup Chrystian pojawił się na tych terenach to znajdował się tam gród z podgrodziem oraz pogański Święty Gaj. Dalej na wschód zaznaczyłem gród Sassenpils we wsi Zajączki. Natomiast kamień pokazuje, że tam w tym lesie znajduje się do dnia dzisiejszego pruskie sanktuarium, czyli święte kamienie ofiarne.


Kolejne zdjęcie satelitarne pokazuje (podobnie jak powyższe) wieś Zajączki (Sassenpils) oraz po lewej rzekę Drwęcę i wsie Gierłoż - pomiędzy nimi przepływa niewidoczna na zdjęciu mała rzeczka Gizela (patrz opis poniżej).

Jeden z lauksów znajdował się po obu stronach rzeki Gizeli (lewy dopływ Drwęcy). Jak już wspominałem po 1216 roku rzeka ta stanowiła wschodnią granicę Ziemi Lubawskiej. Grzegorz Białuński (Pruthenia, IV, 2009 r.) uważa, że na istnienie lauksu po obu stronach rzeki może wskazywać powstanie w tym miejscu dwóch osad nawiązujących do nazwy pola - Gierłoż (Girlosse). Na południowy-wschód od obu wsi Gierłoż znajduje się wieś Zajączki (gmina Ostróda), a na jej terenie grodzisko pruskie o nazwie Sassenpils (gród Sasinów). Grodzisko jest otoczone wysokim 8 metrowym wałem, a jego kształt przypomina ogromne wzgórze. W jego zachodniej części korona wału ma wyraźne obniżenie, będące najpewniej pozostałością po bramie wjazdowej. Na szczycie grodziska znajduje się ogromne wgłębienie, które może pomieścić ok. 100 osób. 

Archeolodzy ustalili, że od strony zachodniej i południowej znajdowało się podgrodzie. Wieś Zajączki po raz pierwszy odnotowano w źródłach pisanych w 1328 r. jako dobra rycerskie. Natomiast wzmianki o okolicznym grodzie odnotowano w dokumencie z 1303 roku, w którym osada ta jest nazwana valum Sassenpile, czyli gród Sasinów (Zajęcy). Grodzisko znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich. Niedaleko w miejscowości Wysoka Wieś w lesie jest pruski „kamień ofiarny”. Na jego wierzchołku widnieją trzy owalne otwory możliwe, że w czasach pogańskich składano na nim ofiary z ludzi.


            W tym miejscu chciałbym zwrócić waszą uwagę na ciekawe znalezisko dokonane we wsi Gierłoż, tam gdzie prawdopodobnie znajdowało się wspomniane pruskie pole (lauks). Otóż od czasów starożytnych na Ziemi Lubawskiej krzyżowały się dwa szlaki bursztynowe wiodące do Bałtyku (do półwyspu sambijskiego). Wyprawy do Prus po bursztyn organizowali już starożytni Rzymianie. Bursztyn bałtycki, czyli zastygłą w głębi morskiej przed milionami lat kopalną żywicę drzew iglastych znano i ceniono również w Helladzie, Arabii, Egipcie oraz Persji. Rzymianie kochający luksus i bogactwo często próbowali zdobyć ten "skarb Bałtyku". Z jego powodu Prusów często napadali Wikingowie oraz Brytowie i Polanie. Już w I w. n.e. na Ziemi Sasinów przecinały się dwa szlaki bursztynowe: rzymski i wołyński. Pierwszym z nich zagraniczni kupcy podążali po bursztyn nad Bałtyk, a drugim od ujścia Wisły przez Wołyń nad Morze Czarne. Jednym ze znalezisk dowodzących obecności Rzymian na tych terenach jest skarb składający się z 1134 monet rzymskich z lat 54 – 211 n.e. znaleziony w 1740 roku we wsi Gierłoż (gm. Lubawa) położonej nad Gizelą. Innym dowodem dalekosiężnych kontaktów handlowych jest pierścień ze złota wykopany pod Byszwałdem (gm. Lubawa), srebrny naszyjnik znaleziony w Rybnie Lubawskim oraz dwie monety rzymskie znalezione w Łąkorzu wsi położonej w powiecie nowomiejskim, w gminie Biskupiec. Monety przedstawiają Antoniusza Piusa władającego Imperium Rzymskim w latach 131 – 161 n.e. oraz jego żonę Faustynę, zmarłą w 141 roku.


Upadek Świętych Gajów.

Bardzo ciekawy fragment dotyczący nawracania pogan znalazłem u św. Hieronima, który go następująco: „Dotarli tak do środka gaju, gdzie prastary dąb nad wszystkie drzewa za święty i za właściwą siedzibę bogów uważano; przez chwilę nikt się weń uderzyć nie ważył [...]. Wyrąbano cały las. W tej krainie było więcej lasów, równą czcią świętych, gdy po raz kolejny wyruszyli ku ich wycinaniu, przybył do Witowta wielki tłum niewieści z płaczem i krzykiem, skarżył się, że wyrąbano święty gaj i odebrano dom boży, w którym zwykli byli błagać pomocy bożej, skąd deszcze i pogodę otrzymywali; nie wiedzą więcej, gdzie szukać boga, któremu siedzibę zabrano. Jest kilka mniejszych gajów, w których zwykli czcić bogów; i te chcą zniszczyć, jakieś nowe świętości wprowadzając, a ojczysty zwyczaj wykorzeniając; proszą więc i błagają, aby nie dozwolił niszczyć miejsc i obrzędów kultu przodków. Za kobietami następują mężczyźni i twierdzą, że nie mogą znieść nowego obrzędu, i mówią, że opuszczą raczej ziemię i ogniska ojczyste niż przyjętą od przodków wiarę”. Wielu dawnych autorów twierdzi, że proces wprowadzania chrześcijaństwa przebiegał  brutalnie. Ja swoje zdanie na ten temat przedstawiłem w artykule pt. "Nawracanie pogańskich Prusów na chrześcijaństwo. Synkretyzm religijny".


Biskup Chrystian:
Nadszedł rok 1215. Na wschodniej części Ziemi Sasinów pojawił się pewien dostojnik. Przedarł się wąskimi szlakami przez puszczę, przybył razem ze swoją świtą. Wkroczył do krainy Prus. Czy zabiją mnie tak jak zabili Św. Wojciecha? Myśl taka zapewne zakwitła w jego umyśle, szedł jednak naprzód. W końcu napotkał Prusów z plemienia Sasinów, którzy zaczęli się przyglądać nieznajomemu. Dostojnik wiedział, że św. Wojciech zginął ponieważ bez pozwolenia wszedł do Świętego Gaju, postanowił, że nie popełni jego błędów i nie będzie naruszał niczego co dla Prusów jest święte.


Dostojnik przyglądał się im, a oni jemu. Nie atakował więc i oni nie zaatakowali. Zapewne znał ich język, w którym poprosił o gościnę. Prusowie byli znani ze swojej gościnności, więc mu nie odmówili. Zabrali dostojnika do swojego lauksu. Tak się złożyło, że był tam Surwabuno, zasłużony i zamożny Prus, często wybierany na rijkasa, z lauksu położonego na pięknych terenach przez które przepływały trzy rzeczki: Sandela, Jesionka i Elszka. 
Okazało się, że Surwabuno pochodzi potężnego lauksu, na którym znajduje się potężny gród nazywany później przez chrześcijan Lubawą. Był to duży gród z podgrodziem. Dlaczego tak go wyolbrzymiam? Otóż jak Zauważa Jan Falkowski (Ziemia Lubawska, s. 106) nie tylko na początku XIII wieku ale nawet w wieku XII był to pruski główny ośrodek polityczny i handlowy oraz potężna osada obronna, czyli gród z mieszkalnym podgrodziem. Można śmiało stwierdzić, że na Ziemi Lubawskiej (lub w zachodniej części Ziemi Sasinów) był to największy lauks, który prawdopodobnie podbił sąsiednie lauksy.


Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić jakich argumentów użył Chrystian aby przekonać Surwabuno i innych Prusów zamieszkujących te ziemie. Faktem jest jednak to, że Surwabuno oraz rijkas w plemienia Warmów o imieniu Warpoda (z Ziemi Łężańskiej zwanej też Lansanią) przyjęli chrzest. Faktem jest też to, że niedaleko Lubawy (w Lipach) znajdował się pruski Święty Gaj, w którym płonął wieczny ogień i stały święte drzewa lipowe. W gaju tym byli wajdeloci (pogańscy kapłani). Było to miejsce pogańskich pielgrzymek, podobne jak w Świętym Gaju nad Drwęcą (w Łąkach Bratiańskich). Posiadamy też wzmianki o jeszcze dwóch Świętych Gajach, jeden nazywany Ciemnikiem znajdował się niedaleko obecnej wsi Kurzętnik, a drugi przy grodzisku we wsi Nielbark (kilka km na południe od Kurzętnika). Pisze o nim między innymi Robert Klimek na swojej niezwykle ciekawej, poświęconej grodziskom stronie: http://grodziska.eu/c57.html. A oto fragment jego opisu grodziska w Nielbarku: "Wg. legendy niedaleko Nielbarka znajdował się niegdyś święty gaj Prusów, w którym biskup Chrystian ściął toporem lipę (święte drzewo utożsamiane u Prusów z symbolem żeńskim). Później na miejscu ściętego drzewa ukazała się podobno biskupowi Matka Boska".

Strzałka wskazuje grodzisko we wsi Nielbark. Po lewej w stronę Kurzętnika i Nowego Miasta Lubawskiego przebiega droga krajowa nr 15. 


Teren pogranicza

            Wiemy już, że Prusowie, którzy "nie znali" wsi i miast, lubili żyć w chatkach rozproszonych po całym lauksie, a największymi budowlami, z którymi mieli do czynienia były grody (czasem grody z przylegającymi do nich podgrodziami). Mógłbym się zgodzić z tym stwierdzeniem ale niestety do końca nie mogę. Wszystko, co wam napisałem jest oczywiście prawdą ale musicie zrozumieć, że Ziemia Lubawska jest obszarem wyjątkowym, jest to obszar pogranicza słowiańsko-pruskiego, a od lat 30 XX wieku, polsko-krzyżackiego. Faktem jest, że Prusowie nie budowali miast i wsi jednak wszystkie te opisy dotyczące Prusów warto odnieść do plemion żyjących dalej w głębi "kraju" we wschodniej Sasinii, Galindii, Barcji czy Nadrowii. 
            U nas, na Ziemi Lubawskiej, położonej blisko Ziemi Michałowskiej, Mazowsza i Ziemi Dobrzyńskiej, kultura pruska przenikała się z kulturą słowiańską. Prawda jest taka, że chrześcijaństwo przenikało tu od kiedy Mieszko przyjął chrzest w 966 roku. Działo się tak między innymi dzięki kupcom oraz targom.

            Znamy dwa miejsca, w których całe wieki przed przybyciem biskupa Chrystiana i budową miasta Lubawa (w miejscu grodu Surwabuna albo blisko niego) znajdowały się targowiska. Jednak nie były to targowiska takie jak je znamy obecnie. Piszą o nich między innymi Wojciech Kętrzyński w książce pt: "O ludności polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich" oraz Robert Klimek na swojej stronie internetowej (ten sam link, który prędzej podałem). W tym miejscu oddajmy głos Wojciechowi Kętrzyńskiemu: "Nie istniała więc żadna władza centralna u Prusaków i żadna hierarchia a społeczeństwo całe przestawia dziwny obraz rozbicia i rozproszenia na atomy. Są jednak ślady pewnego skupienia się i to w dwóch kierunkach. Potrzeba bowiem wymiany produktów krajowych na towary zagraniczne, a mianowicie na broń, żelazo i sól, otworzyła już wcześnie miejsca, w których nie tylko krajowcy się schodzili, aby nawzajem wymieniać swe towary, lecz gdzie kupcy pograniczni i nawet zamorscy z towarami swoimi stawali. Aby to umożliwić w kraju takim jak Prusy, miejsca takie i targi same musiały mieć jakiś charakter święty, zapewniający wolność i bezpieczeństwo tak osób jak też towarów, bo inaczej by na targ taki nikt nie jechał. Nie powinniśmy jednak sobie wyobrażać, jakoby miejsca, na których targi się odbywały, były podobne w czemkolwiek do miast naszych. Bynajmniej. Nie istniały w Prusiech miasta, tem mniej miasta handlowe, a to, co dotąd za takowe uważano, były tylko targowiska, w których w pewnych dniach lub pewnej porze roku ludność i kupcy się schodzili. Podczas targu panowało tam życie i ruch, były szałasy i stragany, lecz po skończonym targu było to znów pole puste i bezludne (...) takie miejsce przeznaczone dla handlu leżało w niegdyś pruskiej ziemi pod samą Lubawą, gdzie miejscowość Targowisko położenie jego dokładnie oznacza".
           
            Kętrzyński zapisał te słowa w drugiej połowie XIX wieku. Mimo upływu czasu w wielu kwestiach dalej należy się z nim zgodzić. Po pierwsze ok. 3-4 km na południe od Lubawy znajduje się wieś Targowisko (dwa sołectwa Targowisko Dolne i Targowisko Górne). Wiemy, że setki lat przed chrztem Surwabuno (w 1216 roku) w miejscu obecnej wsi znajdował się pruski targ, taki o jakim wspominał Kętrzyński (patrz powyższy cytat pisany kursywą). Później, po chrzcie miejsce targowych spotkań przeniosło się do Lubawy. I targ odbywał się już cały czas, a nie tylko okresowo. Dlaczego? Powodów jest kilka: Lubawa z grodu zaczęła się przeradzać w miasto, chrzest wiązał się z tworzeniem całej infrastruktury. Pamiętajmy, że papież Innocenty III mianował Chrystiana biskupem całych Prus, dał mu tym samym ogromną władzę. Wiemy, że w widłach rzek Sandela i Jesionka do 1260 roku stał drewniany zameczek. Siłą rzeczy musiał go zbudować biskup, ewentualnie Surwabuno, który przecież dla wielu Prusów dalej był kimś ważnym, kogo wybierano na rijkasa. U Prusów musiał więc być osobą o znacznym statusie społecznym. 

            Wiemy też, że poza drewnianym zamkiem w widłach rzek oraz poza budowanym miastem stał w pobliżu pruski gród, w którym zapewne Prusowie chronili się w razie niebezpieczeństwa. Grodzisko, czyli pozostałość po grodzie, znajdowało się jeszcze kilkadziesiąt lat temu w zachodniej części miasta, nad rzeką Sandelą. Osada została całkowicie zniszczona ponieważ na jej miejscu zbudowano żwirownię. Jedyne co nam po niej pozostało to źródła i legendy.  Wiemy, że gród był użytkowany w średniowieczu.


Pruskie warownie - grody.

Sasini zbudowali wiele drewnianych warowni (tzw. grodów) po których do dnia dzisiejszego pozostały jedynie pozostałości. Pruskie grody poza tym, że pełniły rolę punktów strażniczych, siedziby władców oraz urzędników były również refugiami, czyli miejscami schronienia dla miejscowej ludności, która nie znała pojęć takich jak miasto czy wieś. Sasini zamieszkiwali swoje drewniane chatki, biesiadowali w Świętych Gajach, uprawiali ziemię a w razie zagrożenia uciekali do najbliższego grodu, w którym znajdowała się wieża obserwacyjna oraz podgrodzie z magazynami zaopatrzonymi w broń oraz jedzenie. Grody spełniały swe funkcje do schyłku XIII wieku. W XIV wieku ich rolę przejęły zamki budowane przez Krzyżaków z kamienia i cegły. W obecnych czasach tylko sprawne oko historyka albo pasjonata historii regionu potrafi dostrzec wtopione w tutejszy krajobraz wały ziemne, które są pozostałościami po niegdyś tętniących życiem pruskich warowniach. Historycy takie pozostałości po grodach nazwali grodziskami.


Rekonstrukcja wczesnośredniowiecznego grodu wraz z podgrodziem w Muzeum Przyrody w Jeleniu. W granicach ziemi lubawskiej w dawnych czasach istniało kilkanaście grodów, m.in. w: Nielbarku, Gutowie, Zwiniarzu, Tarczynach oraz w Lubawie i Lidzbarku Welskim.


Dzięki badaniom archeologicznym wiemy, że w XI – XIII wieku na terenie ziemi lubawskiej znajdował się wysoko rozwinięty system grodów, lokowanych w miejscach trudno dostępnych, mających walory obronne. Arabski kupiec Ibrahim ibn Jakub handlujący ze średniowiecznymi Słowianami, Sasinami oraz Galindami w następujący sposób opisywał sposób budowania przez nich grodu „Udają się oni na łąki obfitujące w wodę i zarośla, po czym kreślą tam linię kolistą lub czworoboczną w miarę tego jaki chcą mieć kształt grodu i obszar jego powierzchni. Kopią dookoła rów i piętrzą wykopaną ziemię umocniwszy ją deskami i drzewem na podobieństwo szańców, aż taki wał osiągnie wymiar, jaki pragną. I odmierzają w nim bramę, z której strony pragną ją mieć, a wchodzi się do niej po moście z drzewa (…)”. Ibrahim był zaskoczony i zszokowany tym co zobaczył. W jego kraju wszystkie budowle wznoszono z kamienia więc nic dziwnego, że zaciekawiły go drewniane warownie budowane przez pogan.
Grodzisko położone nad jeziorem Zwiniarz. Obecnie ma kształt podkowiasty (o średnicy 35 m) ale dzięki archeologom wiemy, że we wczesnym średniowieczu miało kształt regularnej elipsy, od której w czasach nowożytnych odcięto prawie połowę obszaru niwelując go i przeprowadzając tędy drogę. Naokoło grodziska biegnie głęboki i szeroki parów, który w przeszłości spełniał rolę fosy broniącej mieszkających tu Sasinów przed wrogimi atakami chrześcijan lub innym pruskich plemion.


Terra Lubavia (Ziemia Lubawska)

W literaturze i na stronach internetowych często natrafiamy na informacje o tym, że Ziemia Lubawska od początku XIII wieku należała do Wielkiego Wodza Sasinów Surwabuno, który w 1216 roku przyjął chrzest z rąk wspomnianego biskupa Chrystiana. Niektórzy nazywają Surwabuno nobilem lub wodzem Prusów. Sprawa nie jest taka prosta i wymaga dogłębnego wyjaśnienia. 

Nasze wyjaśnienie zacznijmy od kilku podstawowych faktów. Wiemy, że wiele wieków temu, na terenie północnej Polski znajdowała się kraina zwana Ziemią Sasinów. Była to część ziem zamieszkiwanych od ponad tysiąca (lub nawet dwóch tysięcy) lat przez Prusów. Prusowie byli ludem dzielnym, walecznym, słynącym z długowieczności, bogatym w bursztyn oraz wierzącym w wielu bogów. Prusowie należeli do różnych plemion, które opisał Piotr z Dusburga kronikarz Zakonu Krzyżackiego. Dzieło tego kronikarza nosi tytuł "Kronika Ziemi Pruskiej" i jest przetłumaczone na język polski. Podział plemienny Prus pokazuje poniższa mapa:


Pruska kultura, religia, sekret długiego życia oraz odporności przed chorobami są przedmiotem badań wielu uczonych. Ja sam opisałem ciekawy artykuł pt. "Prusowie z Ziemi Lubawskiej i ich sekret długowieczności"

Część Polaków i Litwinów jest ich potomkami Prusów co zresztą widać w rozmaitych obyczajach, nazwiskach, imionach, nazwach miejscowości. Prusowie zajmowali obszar mniej więcej ten sam na którym obecnie znajdują się województwo warmińsko-mazurskie i obwód kaliningradzki.

W XIII wieku całe Prusy zostały podbite przez chrześcijan, których ekspansją od ok. 1230 roku kierował Zakon Krzyżacki. Zachodnią część Ziemi Sasinów nazwano Ziemią Lubawską. W czasach krzyżackich rodzimą religię Prusów stopniowo zaczęło wypierać chrześcijaństwo. Ziemia Lubawska pokrywa się w całości z obecnym powiatem nowomiejskim, częścią powiatu iławskiego (gmina Lubawa) i fragmentem powiatu działdowskiego (gmina Lidzbark - Welski).


Poznaliśmy już podstawowe fakty. Teraz nadszedł czas na wyjaśnienie szczegółów.



Prusowie nie znali podatków, nie mieli królów, książąt i wodzów dlatego każdy kto tak nazywa Surwabuno, Warpodę i im podobnych jest w błędzie. Prusowie owszem wybierali sobie kogoś kto im przewodził ale tylko podczas wojen! W okresie pokoju każdy Prus żył w swoim lauksie, na swoim gospodarstwie zwanym kaym. Każdy sam się utrzymywał ze swego gospodarstwa. Samowystarczalność jest cechą Prusów w okresie przedchrześcijańskim.


Wódz wybierany u Prusów tylko na czas wojny był nazywany rijkas. Rijkas słowo to było znane każdemu Prusowi. Oznaczało władcę, wodza, naczelnika. Rijkasa powoływano tylko w sytuacjach wyjątkowych, organizowania łupieżczej wyprawy na ziemie chrześcijan lub na ziemie innych plemion pruskich. W życiu codziennym, w okresie pokoju, Prusowie nie potrzebowali wodzów, władców, książąt i królów. Tak samo było u Słowian aż do przyjęcia w 966 roku chrześcijaństwa przez Mieszka I. Prusowie z Ziemi Sasinów na terenie, której zbudowano Lubawę również przez tysiące lat żyli jako ludzie wolni, bez władzy centralnej, bez podatków z rijkasami wybieranymi tylko w wyjątkowych sytuacjach. Sprawa skomplikowała się dopiero w pierwszej połowie XIII wieku z powodu chrześcijaństwa zapuszczającego korzenie w Lubawie i okolicach.


Prusowie najważniejsze decyzje podejmowali na wiecu organizowanym w Świętym Gaju. Tam zbierała się starszyzna, kapłani (wajdeloci) oraz głowy rodów, czyli najstarsi gospodarze. Poza nimi na wiecach oraz podczas modlitw w Świętych Gajach byli zawsze obecni wróżbici nazywani tulissones i ligossones.



Na wiecu zorganizowanym w Świętym Gaju w Lipach za Lubawą (tam gdzie obecnie funkcjonuje silny Kult Maryjny matki Boskiej Lipskiej) zapewne zdecydowano, że przyjęcie chrześcijaństwa z rąk misjonarza Chrystiana spowoduje zaprzestanie łupieżczych najazdów, zwłaszcza ze strony chrześcijańskiego księcia Konrada mazowieckiego. Surwabuno za namową Chrystiana udał się razem z Warpodą, rijkasem z Ziemi Łężyńskiej do Rzymu, gdzie papież Innocenty III 18 lutego 1216 roku w dokumencie Terra Lubouia (Terra Lubouia lub Terra Lubavia) potwierdził, że tereny, z których przybyli od tej pory znajdują się pod opieką Stolicy Apostolskiej. Dokument papieża jest pierwszym źródłem pisanym, w którym pada nazwa Ziemia Lubawska. 

Wiec z plemienia Sasinów przyjmując chrześcijaństwo chciał zapewne pozbawić stronę polską pretekstu do najazdów i wymuszania danin. Poza tym prawdopodobnie dostrzeżono w nowej religii sprawniejszy, od systemu wierzeń i kultów pogańskich instrument, wspierający ewolucję polityczną społeczeństwa. Papież Innocenty III docenił działalność misyjną biskupa i w 1216 roku postawił go na czelne nowo utworzonego biskupstwa pruskiego. Od tamtej pory Chrystian był uważany za biskupa Prus, czyli obszaru na którym dziś znajduje się województwo warmińsko-mazurskie i obwód kaliningradzki. Tym samym został on mianowany przez „głowę” Kościoła pierwszym biskupem misyjnym dla Prus. Była to nagroda za nawrócenie Prusów z Ziemi Lubawskiej i z Ziemi Łążyńskiej oraz innych plemion pruskich osiadłych na prawym brzegu Wisły i w Pomezanii.




Autor: Tomasz Chełkowski

Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com






Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)


Artykuł zaktualizowany dnia: 11 listopada 2014 r.