
Ziemia Lubawska to kraina historyczna znajdująca się w północno – wschodniej Polsce, na terenie województwa warmińsko – mazurskiego. W jej granice wchodzi cały powiat nowomiejski z Nowym Miastem Lubawskim, zachodnia część powiatu iławskiego z Lubawą oraz północne gminy powiatu działdowskiego z Lidzbarkiem Welskim. Tereny te poza piękną fauną i florą mogą poszczycić się wieloma walorami historycznymi takimi jak ciekawe legendy sięgające swoimi korzeniami czasów pogańskich, tajemnicze okoliczności towarzyszące początkom tutejszych miast, ogromny patriotyzm okolicznych mieszkańców, który z jednej strony zaowocował bohaterską walką podczas licznych wojen i powstań narodowych, a z drugiej wspaniałą pracą organiczną i krzewieniem polskich wartości w okresie zaborów i okupacji. Poza tym na Ziemi Lubawskiej znajdują się liczne pozostałości po wczesnośredniowiecznych grodach (tzw. grodziska), ruiny kilku zamków, z których do najbardziej znanych zalicza się zamek biskupi w Lubawie, zamek Rodu Działyńskich (starostów Bratiańskach) w Bratianie oraz zbudowany na przełomie XIII i XIV wieku zamek kapituły chełmżyńskiej w Kurzętniku. Na szczególną uwagę zasługują niezwykle barwne na tym terenie legendy. Jedna z najbardziej znanych opowiada jak w pierwszej połowie XIII wieku, a dokładnie w roku 1251 w pogańskim Świętym Gaju (w miejscowości zwanej dziś Łąki Bratiańskie) doszło do objawień Matki Boskiej, które przyczyniły się do wielkiego rozwoju chrześcijaństwa i kultu maryjnego w północnej Polsce. W późniejszym okresie klasztor zbudowany w miejscu objawień nazwano Częstochową Północy – miejsce to obok Jasnej Góry zaliczało się do najważniejszych dla Polaków sanktuariów pielgrzymkowych.
Początki chrześcijaństwa
Historyczna Ziemia Lubawska do XIII wieku była obszarem pogranicza, to właśnie na tych terenach przebiegała granica dwóch światów: pogańskich Prus oraz chrześcijańskiej Polski. Zakon krzyżacki do końca XIII wieku podbił całe pogańskie Prusy i dzięki „lisiej” polityce przejął władzę nad ziemią chełmińską oraz Ziemią Lubawską.
Dzieje tych ziem możemy więc podzielić na dwa równie ciekawe okresy pogański i chrześcijański. W tym pierwszym okresie najbardziej licznymi mieszkańcami Ziemi Lubawskiej byli poganie z pruskiego plemienia Sasinów (Zajęcy). Plemię to przywędrowało na te tereny w XI lub XII wieku z Galindii, krainy położonej na zachód od Wielkich Jezior Mazurskich. Sasini założyli co najmniej trzy święte gaje w Łąkach Bratiańskich sąsiadujących od północy z Nowym Miastem Lubawskim, Lipach za Lubawą i Kurzętniku (tamtejszy Święty Gaj nazywano Ciemnikiem).
Święte Gaje
Nawracani od XIII wieku stopniowo na chrześcijaństwo Prusowie, z plemienia Sasinów (zajęcy) zamieszkujący przez wiele wieków tereny Ziemi Lubawskiej stworzyli w jej granicach trzy duże miejsca kultu: w Łąkach Bratiańskich (dawniej zwanych Lobnic), Lipach i Kurzętniku. Były to odpowiedniki chrześcijańskich świątyń zwane Świętymi Gajami. Ich charakterystycznym elementem były piękne drzewa, które czczono i wśród, których składano ofiary licznym bogom. Taki rodzaj kultu jest charakterystyczny dla europejskich wierzeń przedchrześcijańskich, które były politeistyczne. Kult drzew i natury był rozpowszechniony u większości ludów tamtej epoki i epok poprzednich – szczególnie jest to widoczne wśród plemion celtyckich, słowiańskich i pruskich. Gaje na terenie Ziemi Lubawskiej, były ogrodzone płotem z ozdobnymi bramami i wejściem, a słowo gaić pierwotnie oznaczało – zamykać ogrodzeniem. Jako dobry przykład można tu przytoczyć pogański gaj we wsi Łąki Bratiańskie sąsiadującej od północy z Nowym Miastem Lubawskim. W zamierzchłych czasach miejscowość ta była miejscem pogańskiego kultu bogini Majumy, zwanej też Pergubrią. Dzięki źródłom wiemy, że jeszcze w XVII wieku poganie żyli na Ziemi Lubawskiej i składali w gajach ofiary właśnie tej bogini! Tyle wieków po przyjęciu chrześcijaństwa! te niezwykłe informacje posiadamy dzięki sprawozdaniu z wizytacji biskupa chełmińskiego A. Olszewskiego z lat 1667 – 1672, w którym duchowny zanotował, że w Łąkach koło Bratiana znajdował się kiedyś Święty Gaj. Sasini oddawali w nim cześć bogini Majumie. W dalszej części biskup pisze o drugim Świętym Gaju w Lipach koło Lubawy. Podobno jeszcze w czasach biskupa Olszewskiego żyli tacy, którzy tęsknili za dawnymi bogami.
Zresztą nawet w XXI wieku są ludzie, którzy odtwarzają religię i kulturę Prusów. Dobrym przykładem jest Pan Leszek Lepczyński prezes Związku Prusów w Polsce, któremu teraz oddam głos: "W 2016 roku będzie rocznica 800-lecia przyjęcia chrztu przez dwóch pruskich rijkasów Surwabuno i Warpody – chrztu dokonanego w Rzymie przez samego papieża. A polskiego księcia Mieszka chrzcił jakiś nawet nie wiadomo jaki biskup i nie wiadomo gdzie. Na Ziemi Lubawskiej do dziś powszechnie mówi się w dialekcie mazurskim – a ja twierdzę, że mówi się sprutenizowanym polskim. Rodząca się świadomość odrębności pruskiego ludu Sasinów jest niezmiernie inspirująca i zastanawiającą". Cały wywiad możecie przeczytać tu: Leszek Lepczyński, prezes Związku Prusów w Polsce, zamierza stworzyć w powiecie iławskim Ośrodek Pamięci Dziejów Pruskich
Stanisław Grabowski powołując się na kronikę Piotra z Dusburga w swojej książce przytoczył ciekawy fragment dotyczący pogańskiej religii: „Prusowie nie znali Boga, lecz czcili słońce, księżyc i gwiazdy, gromy, ptactwo i zwierzęta. Powszechną czcią u Prusów cieszył się ogień. Natomiast tak liczne u nich święte gaje nie były przedmiotem kultu, lecz miejscem obrzędów i siedliskiem demonów”. W Kurzętniku znajdował się jeden z trzech Świętych Gajów o nazwie Ciemnik. W przeciwieństwie do dwóch pozostałych pogańskich miejsc kultu w Ciemniku oddawano cześć bożkowi Kurcho, a nie bogini Majumie (przynajmniej na chwilę obecną tak mi się wydaje).
Jak wyglądały modlitwy w Świętych gajach?
W tym miejscu uruchommy naszą wyobraźnię i postarajmy się w czuć w realia czasów pogańskich, w których dominował kult natury.
Kiedy ustąpiły mrozy
zimy, roztopiły się pokrywy lodowe na wodnych akwenach, kiedy Matka Ziemia, bóstwo
nad bóstwami, noszące wiele imion Żeminele, Kurche, Zeminna
została zapłodniona promieniami słonecznymi przez bóstwo nieba zwane Pergrūbria wówczas powstało
nowe życie otworzyły się pączki brzozy i ukazały pierwsze rośliny. Były to
znaki świadczące o zakończeniu zimy nazywanej przez Prusów dagis. Ludzie ci znali tylko dwie pory roku dagis (lato) i semo
(zimę). Lato rozpoczynało się w chwili ustąpienia śniegu i lodu z akwenów
wodnych. Prusowie zapewne z wytęsknieniem oczekiwali ustąpienia mroźnej i
srogiej zimy i nadejścia ciepłego lata, w którym przyroda budzi się do życia.
Lato było sezonem religijnych, tradycyjnych i ludowych obrzędów, które często
odprawiano nocą.
Jednakże najważniejszy był pierwszy
z letnich obrzędów. Radosny obchodzony z okazji odejścia zimy i zaślubin Ziemi
z Niebem. Zaślubiny takie odbywały się co rok wraz z końcem zimy i początkiem
lata. Cykl obrzędów trwał nieustannie, poczucie czasu było cykliczne, ściśle
związane z cyklem przyrody.
"O Panie Boże nasz Pergrūbrio! Proszę cię o odwrócenie zimy, a sprowadzenie miłej wiosny bo przez ciebie i pola i osady się zielenią, przez ciebie gaje i lasy się odświeżają (...) bogini nasza Żeminele, ty precz zimę przykra odganiasz, a raczysz zioła, kwiatki i trawy po wszystkiej ziemi rozmnażać, my teraz ciebie prosimy, żebyś zboże nasze zasiane i które siać mamy raczył hojnie rozmnożyć, aby kłosisto rosło, a wszystek kąkol racz sam podeptać".
![]() |
Wajdelota, kapłan pogańskich Prusów. |
Wajdelota po wypowiedzeniu wszystkich słów modlitwy brał talerzyk w zęby i wypijał zawarty w nim trunek, potem nie dotykając talerzyka rękami rzucał go przez głowę za siebie. Duchowni z plemienia Sasinów zamieszkującego Ziemię Lubawską powtarzali ten sam obrządek na cześć innych bogów np. Perkuna, który był panem deszczu i grzmotów oraz boga Kurcho i Szwaikstyksta, którego proszono o paszę i trawę dla zwierząt hodowlanych. Mieszkańcy z Ziemi Lubawskiej mieli także swojego boga żniw, a zwał się on Pilwit – prawdopodobnie na jego cześć odprawiano podobne obrzędy.
Kolejne święto, zwane Zazinek obchodzono w sierpniu przed żniwami. Jego głównym celem było przebłaganie odpowiedniego bóstwa poprzez płacz i szczery żal za grzechy. Podczas tego święta kobiety piekły chleby ze świeżego zboża. Jeśli przewinienia wiernych były zbyt ciężkie to wtedy sam żal i chleby nie wystarczały. Wierni składali wówczas ofiary pieniężne, za które wydawano biesiadę ku czci bóstwa. Dopiero po spełnieniu tych wszystkich religijnych wymogów chłopi mogli rozpocząć żniwa. Kolejną słowiańską uroczystością był Ozinek, który odprawiano po żniwach ku czci bożka Ziemiennika. Wajdelota przyprowadzał na tę uroczystość parę koźląt nad którymi odmawiał modlitwę. Później uderzał zwierzęta laską w głowę i ofiarował bogom.
Na terenie Ziemi Lubawskiej w trzech wspomnianych gajach znajdowały się głównie drzewa lipowe. Miejscowa ludność składała w nich ofiary i odmawiała modlitwy. W świętych gajach nie wolno było wycinać drzew oraz polować. Ich obszar był ogrodzony płotem z ozdobnymi bramami. Na szczególną uwagę zasługuje pogański gaj we wsi Łąki Bratiańskie, gdzie za murami zakonu franciszkanów był usypany pagórek, który przetrwał do lat 90 – tych XX wieku. Według podań na pagórku tym stało bóstwo słowiańskie, a miejscowa ludność nazywała go „Lelum – Polelum”. Jest nawet legenda, która następująco opisuje zniszczenie bóstwa pogańskiego: „(…) Tu zbierali się potajemnie jeszcze w pierwszych wiekach chrześcijaństwa starzy zagorzali poganie, aby odprawić w skrytości swoje nabożeństwa. Opowiadają, że po zburzeniu bóstwa pogańskiego przez chrześcijan oraz po skasowaniu nabożeństw na jego cześć, które były raczej igrzyskami i dzikiemi orgiami, połączonemi z pijaństwem, z obżarstwem i z rozpustą, zagościły na owym pagórku złe duchy, które pod osłoną ciemnych nocy wyprawiały harce piekielne, podobne do tych, jakie tu niegdyś czynili poganie. Owe złe duchy stały się postrachem dla ówczesnych okolicznych mieszkańców. Aby się ich pozbyć, wybudowano na tym pagórku kapliczkę. Od tego czasu złe duchy Lelum – Polelum opuściły”.
"Podział administracyjny" pogańskich Prus:
Największym obszarem "administracyjnym" były opisane przez kronikarza Piotra z Dusburga tzw. terry - krainy (Sasinia, Galindia, Pomezania, Pogezania, Warmia, Natangia, Sambia, Barcja, Nadrowia, Skalowia, Jaćwingowie). Od ich nazw pochodzą też nazwy pruskich plemion.
Nazwa każdej terry pochodzi od nazwy zamieszkującego
ją pruskiego plemienia. Terry składały się z kilku mniejszych ziem zwanych terrulami, które z kolei dzieliły się na
lauksy. Niestety nie wiemy na ile terulli
i lauksów była podzielona Ziemia Sasinów. Wiemy natomiast, że terulle były
tworami autonomicznymi. Mieszkańcy konkretnej terulli, wedle własnego uznania
decydowali o wzięciu udziału w wojnie prowadzonej przez inną terrulę (mieli
pełną swobodę decyzji). Czasem dochodziło do wojen między Prusami, np. Prusowie
z plemienia Sasinów zamieszkujących jedną terrulę mogli walczyć z
przedstawicielami tego samego plemienia zamieszkującymi sąsiednie terrule.
Dochodziło też do starć między terrami, czyli plemionami. Oczywiście prowadzono
też najazdy (tzw. rajdy) na ziemie nawróconych w 966 roku na chrześcijaństwo
Polaków (Słowian, Polan). Słowianie, głównie z Mazowsza i Ziemi Chełmińskiej
również urządzali liczne wyprawy wojenne na ziemie zamieszkiwane przez Prusów.
W
społeczeństwie pruskim funkcjonowały różne warstwy społeczne. Kiedyś niektórzy
historycy (a wśród nich ja) uważali, że Prusowie byli ludem hierarchicznym.
Mylnie twierdzono, że najwyżej hierarchii stał nobil niżej pospólstwo, a na
samym końcu niewolnicy. Ponad to uważano, że nobil był władcą zarządzającym
jednym lub kilkoma terrulami bądź lauksami. Za najbardziej znanych nobilów z
Ziemi Sasinów uważano Surwabuno (władcę grodu Lubawa) i Warpodę (władcę Łążyna
i prawdopodobnie grodziska nad Jeziorem Zwiniarz). Dziś wiemy, że Prusowie
raczej nie mieli władców "nobilów", książąt, królów itp. Wśród Prusów
i prawdopodobnie również u Słowian (Polan) w czasach pogańskich ludzie żyli bez
władców. Jedynie podczas wojen wybierano rijkasów, którzy byli dowódcami danego
lauksu albo terruli. Skoro wśród Prusów nie było władzy centralnej nie
wykształtowała się potrzeba zbierania podatków. Nam ludziom XXI wieku to może
wydawać się dziwne ale Prusowie faktycznie żyli bez podatków, nawet gdyby
chcieli je płacić to i tak nie mieli komu ponieważ nie funkcjonowała u nich
żadna zwierzchnia władza. Czyż to nie jest niesamowite?
Oczywiście we wszystkich pruskich
plemionach np. u Sasinów, Pomezan, Pogezan, Warmów i innych istnieli ludzie
szanowani bardziej od innych. Niewątpliwie powszechnym szacunkiem cieszyli się
kapłani (wajdeloci) i kapłanki oraz starszyzna. Kapłani potrafili czytać z ruchu gwiazd,
organizowali wiec i prowadzili religijne obrzędy. Natomiast kapłanki były
pośredniczkami między wiernymi i żeńskimi boginiami takimi jak np. bogini Kurke. Dużo ciekawych informacji na ten
temat znajduje się w traktacie
dzierzgońskim z 1249 roku, oto dwa ciekawe fragmenty: składają doroczne
ofiary "z owoców ziemi składanych
bóstwu, które nazywają Kurche albo wszystkim innym bóstwom (...)".
Korzystają "z wyroczni wróżbitów
nazywanych tulissones i ligossones (...) Oni zło nazywają dobrem, bo na
pogrzebach sławią zmarłych za ich grzeszne czyny, takie jak napady i
morderstwa. Ci wróżbici do góry wznoszą głownie i wołają, że widzą zmarłego na
koniu pośrodku nieba, przy odzianego w lśniącą zbroję w orszaku innych
rycerzy".
Najważniejsze decyzje najstarsi i najbardziej doświadczeni Prusowie
podejmowali wspólnie na wiecach jako ludzie równi sobie. Tylko podczas wojen
wybierali rijkasa, czyli kogoś kogo człowiek XXI wieku nazwałby dyktatorem
powoływanym na czas wojny. Czy w starożytnej republice rzymskiej nie czyniono
podobnie? Kto wie może Prusowie handlujący od czasów starożytnych z wieloma
cywilizacjami przejęli od nich niektóre zwyczaje. A może tamte cywilizacje
przejęły coś od Prusów? Pytania te pozostawiam otwarte.
Warto zapamiętać jeden podstawowy fakt. W każdej terulli, a niekiedy w każdym lauksie znajdował się przynajmniej jeden warowny gród. Kiedyś myślano, że w takich grodach mieszkali lokalni władcy. Dziś panuje przekonanie, że grody Prusowie z okolicy utrzymywali wspólnie, budowali w nich spichlerze, kopali studnię i trzymali zwierzynę. W każdym grodzie znajdowała się wysoka wieża obserwacyjna, w której pełniono warty. W chwili zagrożenia wartownicy ogłaszali alarm. Jeśli ktoś nie zdążył w porę się schronić w grodzie pozostawała mu ucieczka do lasu albo próba obrony na swoim gospodarstwie. W tym miejscu warto dodać, ze gospodarstwo każdego Prusa było ufortyfikowane. Gród nie był miastem, bardziej możemy go porównać do małego zamku z drewna.
Samo pruskie słowo lauks oznacza pole. Wyobrażajcie je sobie jako kilku, kilkunasto kilometrowy
obszar na którym są rozsiane pojedyncze drewniane, kryte słomianą strzechą
chaty o kamiennych fundamentach. Lauks w niczym nie przypominał
wsi, budowanych w krainie Polan (Słowian) np. na sąsiednim Mazowszu.
Chrześcijańskie wsie charakteryzowały się zwartą zabudową, a w pruskich lauksach
zabudowa była rozproszona.
Gospodarstwa pruskie stanowiły organizm autonomiczny, każdy Prus miał
gospodarstwo i sam na siebie pracował. Poza tym były one rozsiane po
całym lauksie. Najczęściej lokowano je na wzniesieniach, pośród
jezior, rozlewisk oraz trudnych do przebycia bagien. Dzięki takiej lokalizacji,
w razie odcięcia drogi do grodu, podczas niespodziewanego najazdu, rodzina
zamieszkująca gospodarstwo miała większe szanse odparcia wrogich Prusów z
innego lauksu albo z innej krainy np. Pomezanii lub odparcia
ataków chrześcijan z np. z Mazowsza.
Wiemy
już, że najważniejsze były lauksy,
słowo to w języku Prusów oznacza pole.
Większe podziały o których wspomniałem, czyli na trerry i terulle miały
mniejsze, wręcz marginalne znaczenie. Analizując najmniejsze obszary, lauksy, musimy wziąć pod uwagę przyrost
demograficzny ludności pruskiej oraz spełnianie potrzeb codziennego życia.
Ciężko jest uwierzyć, że na początku XIII wieku na każdym lauksie stał gród i w bardzo dużej odległości od siebie, pochowane
między drzewami i bagnami były rozrzucone pojedyncze chatki. Samo określenie
chatki jest nieprecyzyjne, to były raczej gospodarstwa (kaym) rozsiane po całym polu (lauksie).
Na
każdy kaym składało się kilka, a
czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Całość była
ogrodzona drewniano-ziemnymi wałami i cały czas gotowa do obrony. Na takie
gospodarstwo składały się: chata w której mieszkała głowa rodu razem z żonami
(często wieloma) oraz ich dzieci, dom dla niewolników, spichlerz na ziarno,
stodoła, stajnia, suszarnia na zboże, studnia i łaźnie. Gospodarstwa takie były
rozsiane po całym lauksie.
Puszcze
zamieszkiwane przez Prusów były bogate w zwierzynę łowną (między innymi dzikie
konie i tury), liczne jeziora obfitujące w ryby oraz roślinność nadającą się jako
pokarm dla zwierząt hodowlanych takich jak: konie, bydło i trzoda.
Warto
odnotować jeszcze kilka słów o pruskich łaźniach, chociażby z tego powodu aby
rozwiać jeden z mitów, który mówi, że ludzie w średniowieczu się nie myli. Otóż
myli się, łaźnie stały we wsiach i miastach Polan oraz w pruskich
gospodarstwach (kaym). U Prusów w każdej łaźni znajdował się piec z polnych
kamieni, na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny. Prusowie
lubili dbać o swoją higienę i myli się często.
Można
powiedzieć, że puszcza była przyjaciółką Prusów, oni oddawali jej cześć, a ona
karmiła hodowane przez nich zwierzęta, dawała im zwierzynę, z której mogli
pozyskać mięso i futra, oferowała, pszczoły dające miód oraz dzikie rośliny
służące za pokarm podczas nieurodzajów, srogich zim i wojen. Dziewicza puszcza
dawała Prusom schronienie oraz torfowiska bogate w rudę darniową, z której w piecach
dymarkowych (hutniczych) i warsztatach Prusowie wytwarzali swoją broń. Jako
ciekawostkę warto przytoczyć, że ruda darniowa stanowiła naturalny piorunochron
średniowiecznych budynków, działo się tak z powodu jej budowy - obiekty przy wznoszeniu
których wykorzystywano rudę, były zawsze suche, budulec ten posiada właściwości
wentylacyjne i estetyczne.
Jeden z lauksów znajdował się po obu stronach rzeki Gizeli (lewy dopływ Drwęcy). Jak już wspominałem po 1216 roku rzeka ta stanowiła wschodnią granicę Ziemi Lubawskiej. Grzegorz Białuński (Pruthenia, IV, 2009 r.) uważa, że na istnienie lauksu po obu stronach rzeki może wskazywać powstanie w tym miejscu dwóch osad nawiązujących do nazwy pola - Gierłoż (Girlosse). Na południowy-wschód od obu wsi Gierłoż znajduje się wieś Zajączki (gmina Ostróda), a na jej terenie grodzisko pruskie o nazwie Sassenpils (gród Sasinów). Grodzisko jest otoczone wysokim 8 metrowym wałem, a jego kształt przypomina ogromne wzgórze. W jego zachodniej części korona wału ma wyraźne obniżenie, będące najpewniej pozostałością po bramie wjazdowej. Na szczycie grodziska znajduje się ogromne wgłębienie, które może pomieścić ok. 100 osób.
Archeolodzy ustalili, że od strony zachodniej i południowej znajdowało się podgrodzie. Wieś Zajączki po raz pierwszy odnotowano w źródłach pisanych w 1328 r. jako dobra rycerskie. Natomiast wzmianki o okolicznym grodzie odnotowano w dokumencie z 1303 roku, w którym osada ta jest nazwana valum Sassenpile, czyli gród Sasinów (Zajęcy). Grodzisko znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich. Niedaleko w miejscowości Wysoka Wieś w lesie jest pruski „kamień ofiarny”. Na jego wierzchołku widnieją trzy owalne otwory możliwe, że w czasach pogańskich składano na nim ofiary z ludzi.
W tym
miejscu chciałbym zwrócić waszą uwagę na ciekawe znalezisko dokonane we wsi
Gierłoż, tam gdzie prawdopodobnie znajdowało się wspomniane pruskie pole (lauks). Otóż od czasów starożytnych na
Ziemi Lubawskiej krzyżowały się dwa szlaki bursztynowe wiodące do Bałtyku (do
półwyspu sambijskiego). Wyprawy do Prus po
bursztyn organizowali już starożytni Rzymianie. Bursztyn bałtycki, czyli
zastygłą w głębi morskiej przed milionami lat kopalną żywicę drzew iglastych
znano i ceniono również w Helladzie, Arabii, Egipcie oraz Persji. Rzymianie
kochający luksus i bogactwo często próbowali zdobyć ten "skarb
Bałtyku". Z jego powodu Prusów często napadali Wikingowie oraz Brytowie i
Polanie. Już w I w. n.e. na Ziemi Sasinów przecinały się dwa szlaki bursztynowe: rzymski
i wołyński. Pierwszym z nich zagraniczni kupcy podążali po bursztyn nad Bałtyk,
a drugim od ujścia Wisły przez Wołyń nad Morze Czarne. Jednym ze znalezisk dowodzących obecności Rzymian na tych terenach jest
skarb składający się z 1134 monet rzymskich z lat 54 – 211 n.e. znaleziony w
1740 roku we wsi Gierłoż (gm. Lubawa) położonej
nad Gizelą. Innym dowodem dalekosiężnych kontaktów handlowych jest
pierścień ze złota wykopany pod Byszwałdem (gm. Lubawa), srebrny naszyjnik
znaleziony w Rybnie Lubawskim oraz dwie monety rzymskie znalezione w Łąkorzu
wsi położonej w powiecie nowomiejskim, w gminie Biskupiec. Monety przedstawiają
Antoniusza Piusa władającego Imperium Rzymskim w latach 131 – 161 n.e. oraz
jego żonę Faustynę, zmarłą w 141 roku.
Upadek Świętych Gajów.
Bardzo ciekawy fragment dotyczący nawracania pogan znalazłem u św. Hieronima, który go następująco: „Dotarli tak do środka gaju, gdzie prastary dąb nad wszystkie drzewa za święty i za właściwą siedzibę bogów uważano; przez chwilę nikt się weń uderzyć nie ważył [...]. Wyrąbano cały las. W tej krainie było więcej lasów, równą czcią świętych, gdy po raz kolejny wyruszyli ku ich wycinaniu, przybył do Witowta wielki tłum niewieści z płaczem i krzykiem, skarżył się, że wyrąbano święty gaj i odebrano dom boży, w którym zwykli byli błagać pomocy bożej, skąd deszcze i pogodę otrzymywali; nie wiedzą więcej, gdzie szukać boga, któremu siedzibę zabrano. Jest kilka mniejszych gajów, w których zwykli czcić bogów; i te chcą zniszczyć, jakieś nowe świętości wprowadzając, a ojczysty zwyczaj wykorzeniając; proszą więc i błagają, aby nie dozwolił niszczyć miejsc i obrzędów kultu przodków. Za kobietami następują mężczyźni i twierdzą, że nie mogą znieść nowego obrzędu, i mówią, że opuszczą raczej ziemię i ogniska ojczyste niż przyjętą od przodków wiarę”. Wielu dawnych autorów twierdzi, że proces wprowadzania chrześcijaństwa przebiegał brutalnie. Ja swoje zdanie na ten temat przedstawiłem w artykule pt. "Nawracanie pogańskich Prusów na chrześcijaństwo. Synkretyzm religijny".
Biskup Chrystian:
Nadszedł rok 1215. Na wschodniej części Ziemi Sasinów pojawił się pewien dostojnik. Przedarł się wąskimi szlakami przez puszczę, przybył razem ze swoją świtą. Wkroczył do krainy Prus. Czy zabiją mnie tak jak zabili Św. Wojciecha? Myśl taka zapewne zakwitła w jego umyśle, szedł jednak naprzód. W końcu napotkał Prusów z plemienia Sasinów, którzy zaczęli się przyglądać nieznajomemu. Dostojnik wiedział, że św. Wojciech zginął ponieważ bez pozwolenia wszedł do Świętego Gaju, postanowił, że nie popełni jego błędów i nie będzie naruszał niczego co dla Prusów jest święte.
Dostojnik przyglądał się im, a oni
jemu. Nie atakował więc i oni nie zaatakowali. Zapewne znał ich język, w którym
poprosił o gościnę. Prusowie byli znani ze swojej gościnności, więc mu nie
odmówili. Zabrali dostojnika do swojego lauksu.
Tak się złożyło, że był tam Surwabuno, zasłużony i zamożny Prus, często wybierany na rijkasa,
z lauksu położonego na pięknych terenach przez które przepływały trzy rzeczki:
Sandela, Jesionka i Elszka.
Okazało się, że Surwabuno pochodzi potężnego lauksu, na którym znajduje się potężny gród
nazywany później przez chrześcijan Lubawą. Był to duży gród z podgrodziem. Dlaczego tak go wyolbrzymiam?
Otóż jak Zauważa Jan Falkowski (Ziemia
Lubawska, s. 106) nie tylko na początku XIII wieku ale nawet w wieku XII
był to pruski główny ośrodek polityczny i handlowy oraz potężna osada obronna,
czyli gród z mieszkalnym podgrodziem. Można śmiało stwierdzić, że na Ziemi
Lubawskiej (lub w zachodniej części Ziemi Sasinów) był to największy lauks, który prawdopodobnie podbił
sąsiednie lauksy.
Nie potrafię jednoznacznie
stwierdzić jakich argumentów użył Chrystian aby przekonać Surwabuno i innych
Prusów zamieszkujących te ziemie. Faktem
jest jednak to, że Surwabuno oraz rijkas w plemienia Warmów o imieniu
Warpoda (z Ziemi Łężańskiej zwanej też Lansanią) przyjęli chrzest.
Faktem jest też to, że niedaleko Lubawy (w Lipach) znajdował się pruski
Święty
Gaj, w którym płonął wieczny ogień i stały święte drzewa lipowe. W gaju
tym
byli wajdeloci (pogańscy kapłani). Było to miejsce pogańskich
pielgrzymek,
podobne jak w Świętym Gaju nad Drwęcą (w Łąkach Bratiańskich). Posiadamy
też
wzmianki o jeszcze dwóch Świętych Gajach, jeden nazywany Ciemnikiem znajdował się niedaleko obecnej wsi Kurzętnik, a drugi
przy grodzisku we wsi Nielbark (kilka km na południe od Kurzętnika). Pisze o
nim między innymi Robert Klimek na swojej niezwykle ciekawej, poświęconej
grodziskom stronie: http://grodziska.eu/c57.html. A oto fragment jego opisu grodziska w Nielbarku: "Wg.
legendy niedaleko Nielbarka znajdował się niegdyś święty gaj Prusów, w którym
biskup Chrystian ściął toporem lipę (święte drzewo utożsamiane u Prusów z
symbolem żeńskim). Później na miejscu ściętego drzewa ukazała się podobno
biskupowi Matka Boska".
![]() |
Strzałka wskazuje grodzisko we wsi Nielbark. Po lewej w stronę Kurzętnika i Nowego Miasta Lubawskiego przebiega droga krajowa nr 15. |
Teren pogranicza
Wiemy
już, że Prusowie, którzy "nie znali" wsi i miast, lubili żyć w
chatkach rozproszonych po całym lauksie,
a największymi budowlami, z którymi mieli do czynienia były grody (czasem grody
z przylegającymi do nich podgrodziami). Mógłbym
się zgodzić z tym stwierdzeniem ale niestety do końca nie mogę. Wszystko, co
wam napisałem jest oczywiście prawdą ale musicie zrozumieć, że Ziemia Lubawska
jest obszarem wyjątkowym, jest to obszar pogranicza słowiańsko-pruskiego, a od
lat 30 XX wieku, polsko-krzyżackiego. Faktem jest, że Prusowie nie budowali
miast i wsi jednak wszystkie te opisy dotyczące Prusów warto odnieść do plemion
żyjących dalej w głębi "kraju" we wschodniej Sasinii, Galindii,
Barcji czy Nadrowii.
U nas, na Ziemi Lubawskiej,
położonej blisko Ziemi Michałowskiej, Mazowsza i Ziemi Dobrzyńskiej, kultura
pruska przenikała się z kulturą słowiańską. Prawda jest taka, że
chrześcijaństwo przenikało tu od kiedy Mieszko przyjął chrzest w 966 roku.
Działo się tak między innymi dzięki kupcom oraz targom.
Znamy dwa miejsca, w których całe
wieki przed przybyciem biskupa Chrystiana i budową miasta Lubawa (w miejscu
grodu Surwabuna albo blisko niego) znajdowały się targowiska. Jednak nie były
to targowiska takie jak je znamy obecnie. Piszą o nich między innymi Wojciech
Kętrzyński w książce pt: "O ludności
polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich" oraz Robert Klimek na swojej
stronie internetowej (ten sam link, który prędzej podałem). W tym miejscu
oddajmy głos Wojciechowi Kętrzyńskiemu: "Nie
istniała więc żadna władza centralna u Prusaków i żadna hierarchia a
społeczeństwo całe przestawia dziwny obraz rozbicia i rozproszenia na atomy. Są
jednak ślady pewnego skupienia się i to w dwóch kierunkach. Potrzeba bowiem
wymiany produktów krajowych na towary zagraniczne, a mianowicie na broń, żelazo
i sól, otworzyła już wcześnie miejsca, w których nie tylko krajowcy się
schodzili, aby nawzajem wymieniać swe towary, lecz gdzie kupcy pograniczni i
nawet zamorscy z towarami swoimi stawali. Aby to umożliwić w kraju takim jak
Prusy, miejsca takie i targi same musiały mieć jakiś charakter święty,
zapewniający wolność i bezpieczeństwo tak osób jak też towarów, bo inaczej by
na targ taki nikt nie jechał. Nie powinniśmy jednak sobie wyobrażać, jakoby
miejsca, na których targi się odbywały, były podobne w czemkolwiek do miast
naszych. Bynajmniej. Nie istniały w Prusiech miasta, tem mniej miasta handlowe,
a to, co dotąd za takowe uważano, były tylko targowiska, w których w pewnych
dniach lub pewnej porze roku ludność i kupcy się schodzili. Podczas targu
panowało tam życie i ruch, były szałasy i stragany, lecz po skończonym targu
było to znów pole puste i bezludne (...) takie
miejsce przeznaczone dla handlu leżało w niegdyś pruskiej ziemi pod samą
Lubawą, gdzie miejscowość Targowisko położenie jego dokładnie oznacza".
Kętrzyński zapisał te słowa w
drugiej połowie XIX wieku. Mimo upływu czasu w wielu kwestiach dalej należy się
z nim zgodzić. Po pierwsze ok. 3-4 km na południe od Lubawy znajduje się wieś
Targowisko (dwa sołectwa Targowisko Dolne i Targowisko Górne). Wiemy, że setki
lat przed chrztem Surwabuno (w 1216 roku) w miejscu obecnej wsi znajdował się
pruski targ, taki o jakim wspominał Kętrzyński (patrz powyższy cytat pisany
kursywą). Później, po chrzcie miejsce targowych spotkań przeniosło się do
Lubawy. I targ odbywał się już cały czas, a nie tylko okresowo. Dlaczego?
Powodów jest kilka: Lubawa z grodu zaczęła się przeradzać w miasto, chrzest
wiązał się z tworzeniem całej infrastruktury. Pamiętajmy, że papież Innocenty
III mianował Chrystiana biskupem całych Prus, dał mu tym samym ogromną władzę.
Wiemy, że w widłach rzek Sandela i Jesionka do 1260 roku stał drewniany
zameczek. Siłą rzeczy musiał go zbudować biskup, ewentualnie Surwabuno, który
przecież dla wielu Prusów dalej był kimś ważnym, kogo wybierano na rijkasa. U Prusów musiał więc być osobą o znacznym statusie
społecznym.
Wiemy też, że poza drewnianym
zamkiem w widłach rzek oraz poza budowanym miastem stał w pobliżu pruski gród,
w którym zapewne Prusowie chronili się w razie niebezpieczeństwa. Grodzisko, czyli pozostałość po
grodzie, znajdowało się jeszcze kilkadziesiąt lat temu w zachodniej części
miasta, nad rzeką Sandelą. Osada została całkowicie zniszczona ponieważ na jej
miejscu zbudowano żwirownię. Jedyne co nam po niej pozostało to źródła i
legendy. Wiemy, że gród był użytkowany w
średniowieczu.
Pruskie warownie - grody.
Sasini zbudowali wiele drewnianych warowni (tzw. grodów) po których do dnia dzisiejszego pozostały jedynie pozostałości. Pruskie grody poza tym, że pełniły rolę punktów strażniczych, siedziby władców oraz urzędników były również refugiami, czyli miejscami schronienia dla miejscowej ludności, która nie znała pojęć takich jak miasto czy wieś. Sasini zamieszkiwali swoje drewniane chatki, biesiadowali w Świętych Gajach, uprawiali ziemię a w razie zagrożenia uciekali do najbliższego grodu, w którym znajdowała się wieża obserwacyjna oraz podgrodzie z magazynami zaopatrzonymi w broń oraz jedzenie. Grody spełniały swe funkcje do schyłku XIII wieku. W XIV wieku ich rolę przejęły zamki budowane przez Krzyżaków z kamienia i cegły. W obecnych czasach tylko sprawne oko historyka albo pasjonata historii regionu potrafi dostrzec wtopione w tutejszy krajobraz wały ziemne, które są pozostałościami po niegdyś tętniących życiem pruskich warowniach. Historycy takie pozostałości po grodach nazwali grodziskami.
Dzięki badaniom archeologicznym wiemy, że w XI – XIII wieku na terenie ziemi lubawskiej znajdował się wysoko rozwinięty system grodów, lokowanych w miejscach trudno dostępnych, mających walory obronne. Arabski kupiec Ibrahim ibn Jakub handlujący ze średniowiecznymi Słowianami, Sasinami oraz Galindami w następujący sposób opisywał sposób budowania przez nich grodu „Udają się oni na łąki obfitujące w wodę i zarośla, po czym kreślą tam linię kolistą lub czworoboczną w miarę tego jaki chcą mieć kształt grodu i obszar jego powierzchni. Kopią dookoła rów i piętrzą wykopaną ziemię umocniwszy ją deskami i drzewem na podobieństwo szańców, aż taki wał osiągnie wymiar, jaki pragną. I odmierzają w nim bramę, z której strony pragną ją mieć, a wchodzi się do niej po moście z drzewa (…)”. Ibrahim był zaskoczony i zszokowany tym co zobaczył. W jego kraju wszystkie budowle wznoszono z kamienia więc nic dziwnego, że zaciekawiły go drewniane warownie budowane przez pogan.
Terra Lubavia (Ziemia Lubawska)
W literaturze i na stronach internetowych często natrafiamy na informacje o tym, że Ziemia Lubawska od początku XIII wieku należała do Wielkiego Wodza Sasinów Surwabuno, który w 1216 roku przyjął chrzest z rąk wspomnianego biskupa Chrystiana. Niektórzy nazywają Surwabuno nobilem lub wodzem Prusów. Sprawa nie jest taka prosta i wymaga dogłębnego wyjaśnienia.
Nasze wyjaśnienie zacznijmy od kilku podstawowych faktów. Wiemy, że wiele wieków temu,
na terenie północnej Polski znajdowała się kraina zwana Ziemią Sasinów. Była to
część ziem zamieszkiwanych od ponad tysiąca (lub nawet dwóch tysięcy) lat przez
Prusów. Prusowie byli ludem dzielnym, walecznym, słynącym z długowieczności, bogatym w
bursztyn oraz wierzącym w wielu bogów. Prusowie należeli do różnych plemion, które opisał Piotr z Dusburga kronikarz Zakonu Krzyżackiego. Dzieło tego kronikarza nosi tytuł "Kronika Ziemi Pruskiej" i jest przetłumaczone na język polski. Podział plemienny Prus pokazuje poniższa mapa:
Pruska kultura, religia, sekret długiego życia
oraz odporności przed chorobami są przedmiotem badań wielu uczonych. Ja sam opisałem ciekawy artykuł pt. "Prusowie z Ziemi Lubawskiej i ich sekret długowieczności".
Część
Polaków i Litwinów jest ich potomkami Prusów co zresztą widać w rozmaitych obyczajach,
nazwiskach, imionach, nazwach miejscowości. Prusowie zajmowali obszar mniej
więcej ten sam na którym obecnie znajdują się województwo warmińsko-mazurskie i
obwód kaliningradzki.
Poznaliśmy już podstawowe fakty. Teraz nadszedł czas na wyjaśnienie szczegółów.
Prusowie nie znali podatków, nie mieli królów, książąt i wodzów dlatego każdy kto tak nazywa Surwabuno, Warpodę i im podobnych jest w błędzie. Prusowie owszem wybierali sobie kogoś kto im przewodził ale tylko podczas wojen! W okresie pokoju każdy Prus żył w swoim lauksie, na swoim gospodarstwie zwanym kaym. Każdy sam się utrzymywał ze swego gospodarstwa. Samowystarczalność jest cechą Prusów w okresie przedchrześcijańskim.
Wódz wybierany u Prusów tylko na czas wojny był nazywany rijkas. Rijkas słowo to było znane każdemu Prusowi. Oznaczało władcę, wodza, naczelnika. Rijkasa powoływano tylko w sytuacjach wyjątkowych, organizowania łupieżczej wyprawy na ziemie chrześcijan lub na ziemie innych plemion pruskich. W życiu codziennym, w okresie pokoju, Prusowie nie potrzebowali wodzów, władców, książąt i królów. Tak samo było u Słowian aż do przyjęcia w 966 roku chrześcijaństwa przez Mieszka I. Prusowie z Ziemi Sasinów na terenie, której zbudowano Lubawę również przez tysiące lat żyli jako ludzie wolni, bez władzy centralnej, bez podatków z rijkasami wybieranymi tylko w wyjątkowych sytuacjach. Sprawa skomplikowała się dopiero w pierwszej połowie XIII wieku z powodu chrześcijaństwa zapuszczającego korzenie w Lubawie i okolicach.
Prusowie najważniejsze decyzje podejmowali na wiecu organizowanym w Świętym Gaju. Tam zbierała się starszyzna, kapłani (wajdeloci) oraz głowy rodów, czyli najstarsi gospodarze. Poza nimi na wiecach oraz podczas modlitw w Świętych Gajach byli zawsze obecni wróżbici nazywani tulissones i ligossones.
Na wiecu zorganizowanym w Świętym Gaju w Lipach za Lubawą (tam gdzie obecnie funkcjonuje silny Kult Maryjny matki Boskiej Lipskiej) zapewne zdecydowano, że przyjęcie chrześcijaństwa z rąk misjonarza Chrystiana spowoduje zaprzestanie łupieżczych najazdów, zwłaszcza ze strony chrześcijańskiego księcia Konrada mazowieckiego. Surwabuno za namową Chrystiana udał się razem z Warpodą, rijkasem z Ziemi Łężyńskiej do Rzymu, gdzie papież Innocenty III 18 lutego 1216 roku w dokumencie Terra Lubouia (Terra Lubouia lub Terra Lubavia) potwierdził, że tereny, z których przybyli od tej pory znajdują się pod opieką Stolicy Apostolskiej. Dokument papieża jest pierwszym źródłem pisanym, w którym pada nazwa Ziemia Lubawska.
Wiec z plemienia Sasinów przyjmując chrześcijaństwo chciał zapewne pozbawić stronę polską pretekstu do najazdów i wymuszania danin. Poza tym prawdopodobnie dostrzeżono w nowej religii sprawniejszy, od systemu wierzeń i kultów pogańskich instrument, wspierający ewolucję polityczną społeczeństwa. Papież Innocenty III docenił działalność misyjną biskupa i w 1216 roku postawił go na czelne nowo utworzonego biskupstwa pruskiego. Od tamtej pory Chrystian był uważany za biskupa Prus, czyli obszaru na którym dziś znajduje się województwo warmińsko-mazurskie i obwód kaliningradzki. Tym samym został on mianowany przez „głowę” Kościoła pierwszym biskupem misyjnym dla Prus. Była to nagroda za nawrócenie Prusów z Ziemi Lubawskiej i z Ziemi Łążyńskiej oraz innych plemion pruskich osiadłych na prawym brzegu Wisły i w Pomezanii.
Autor: Tomasz Chełkowski
Kontakt:
ziemialubawska@protonmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)
Artykuł zaktualizowany dnia: 11 listopada 2014 r.