sobota, 29 lipca 2023

Gwara, zwyczaje i obrzędy na ziemi lubawskiej

Rynek w Nowym Mieście Lubawskim - okres międzywojenny (lata 20 lub 30 XX w.) - Zdjęcie z archiwum Krzysztofa Kliniewskiego

Ziemia lubawska to kraina historyczna sąsiadująca od południa z Mazowszem Płockim, od wschodu z Mazurami, od północy z Prusami określanymi przez miejscową ludność jako Stare Prusy (inaczej: Prusy Górne), oraz na zachodzie i północnym zachodzie z ziemiami: dobrzyńską, michałowską i chełmińską. Omawiany obszar tworzył przez wieki częściowo odrębną jednostkę polityczno-administracyjną, gospodarczą, społeczną, a nawet kościelną. Na terenie ziemi lubawskiej wytworzyła się specyficzna kultura ludowa wyróżniająca się własnym dialektem, zwyczajami, wierzeniami oraz niezwykłym przywiązaniem do religii katolickiej [1]. 


            Historia omawianych terenów jest ściśle związana z historią ziemi chełmińskiej, do której wlicza się ziemię lubawską od XIII wieku. Mimo to na tym małym obszarze mieszkańcy stanowili odrębną społeczność różniącą się w znacznym stopniu od mieszkańców Prus i Mazur.  Wykazywali za to etniczne, kulturowe i religijne związki z ludnością polską zamieszkującą ziemię chełmińską i michałowską. Na terenie ziemi lubawskiej dominowała warstwa bogatych chłopów nazywanych przez miejscową ludność gburami. Poza tym mieszkańcy tych ziem wyróżniali się specyficzną gwarą lubawską, obrzędowością, wierzeniami oraz zwyczajami weselnymi i pogrzebowymi. W czasach nowożytnych nawet silnie ewangelicki region mazurski nie wywarł jakiegoś większego wpływu na mieszkańców ziemi lubawskiej. Odrębność obu tych regionów podkreśla między innymi wyznanie religijne: Lubawiak — katolik, Mazur — ewangelik [2].


            Liczne regionalne zwyczaje, powiedzenia, dialekt i przysłowia pozwalają zasugerować, że ziemia lubawska zawierała pewne swoiste cechy etnograficzne stanowiące o jej odrębności. Wyróżniały one dość wyraźnie omawiany obszar od sąsiednich Mazur, a także, chociaż nieznacznie, od ziemi chełmińskiej, michałowskiej i dobrzyńskiej. Warto też podkreślić, że cechy etnograficzne analizowanego rejonu silnie wiązały go z polską kulturą ludową.

 

Gwara ziemi lubawskiej

            Jak wszyscy wiemy język polski nie jest jednolity. W wielu miejscowościach naszego kraju możemy zaobserwować znaczne różnice w wymowie niektórych wyrazów, a nawet całych zwrotów. Wewnętrzne zróżnicowanie naszego języka jest następstwem uwarunkowań geograficznych oraz zmian historyczno – osadniczych, kulturowych i politycznych, jakie dokonywały się na przestrzeni wieków. Na terenie Polski występuje pięć podstawowych dialektów, które powstały w wyniku migracji części ludności prasłowiańskiej. Są to następująco: dialekt wielkopolski, małopolski, mazowiecki, śląski i kaszubski. Gwara ziemi lubawskiej jest zaliczana do szeroko rozumianego dialektu mazowieckiego, który razem z gwarami malborską i grudziądzką należy do grupy jabłonkowanie:
(inaczej: sziakanie) wymowa spłg. dziąsłowych sz, ż, cz, dż i środkowojęzykowych ś, ź, ć, dź jako miękkich sz
, ż, cz, dżdialektów mieszanych powstałych w wyniku ekspansji w XIII i XIV wieku ludności etnicznie polskiej z ziemi chełmińskiej i z części Mazowsza na tereny zamieszkałe dawniej przez Prusów. Gwara lubawska obejmuje obszar, który wówczas zajęli polscy osadnicy, narzucając swój język ludności pruskiej. Obszar ten rozciąga się od Lidzbarka Welskiego i Nowego Miasta Lubawskiego, aż po Lubawę i jej okolice. Podsumowując należy stwierdzić, że gwara lubawska powstała w wyniku wymieszania się rodzimych języków pruskich z językami osadników pochodzących z ziemi chełmińskiej, dobrzyńskiej, michałowskiej oraz z Mazowsza [3].

Zgodnie z regułami gwary ziemi lubawskiej, lubawiacy nie chodzili przez most bez czapki, lecz bez most przez czapki, charakterystycznymi cechami „gwary" lubawskiej było wymawianie w miejsce „o" samogłoski „a”, co dawało traciny w miejsce trocin. Zamiast „an" wymawiano „un" w wyniku czego z bociana stawał się bociun. Najbardziej charakterystyczną końcówką dialektu była końcówka „wa" przez, którą zamiast mamy słyszało się mawa a zamiast damy - dawa, w wyniku czego powstało sztandarowe lubawskie przysłowie: „ My mawa, my dawa my powiat Lubawa" [4].

W dialekcie lubawskim często zmieniano „sz” i „cz” na „si” i „ci”, co dawało bardzo ciekawe i typowe tylko dla ziemi lubawskiej efekty językowe. W ten sposób zamiast - woda ścieka, pies szczeka, słyszało się - woda szczeka, pies ścieka, szczera lubawianka zostawała ścierą lubawianką, szare siano stawało się siarym szanem, żaba zaś ziabą. Poza tym „ja” przechodziło w „je” – co dawało np. jebłko albo jegodę, a „ra” przechodziło w „re” – co dawało np. reno, redło zamiast rano i radło. Dawni mieszkańcy Sampławy jeszcze dzisiaj wspominają, jak nauczyciel na lekcjach przyrody pytał ich: „ Dżeczi,jaka sze ciapla w torfiakach chowie? Następnie zaś, gdy nie mógł doczekać się odpowiedzi, sam wyjaśniał.: „Toć to ciapla sziwa” [5].

Kolejną charakterystyczną cechą gwary lubawskiej jest stwardnienie ś, ź, ć, , np. wymawia się „rozrobic”, „pienc” zamiast rozrobić, pięć.  Ostatnią z licznych cech, o której wspomnę jest zatarcie różnicy artykulacyjnej między „i” oraz „y’, np. wymawia się warziwo, grzibów, kulym, drugym zamiast warzywo, grzybów, kuliśmy, drugim [6].

Poprzestanę na tych kilku przykładach, które moim zdaniem wystarczająco pokazują odmienność i charakterystyczne cechy gwary lubawskiej, którą można jeszcze usłyszeć z ust średniego i starszego pokolenia. Niepokojący jest fakt, że dawny lubawski dialekt jest zupełnie obcy większości młodzieży ziemi lubawskiej, która jest przekonana, że jej język nie różni się niczym od mowy innych mieszkańców okolicznych terenów. Bardziej uświadomieni mieszkańcy próbują jednak podtrzymać znajomość gwary jako ważnego elementu folkloru regionu, dobrym przykładem są teksty Bernarda Jacka Standary z Lubawy, autora cyklu: Gawędy Klimka z Dybzaka w Głosie lubawskim, pisane gwara lubawską. Jeśli zaś chodzi o świat Internetu to należy wspomnieć o stronie www.gwarypolskie.uw.edu.pl. Jest to multimedialny przewodnik pod redakcją Haliny Karaś. Na stronie tej znajdują się szczegółowe informacje o gwarach z całej Polski. Oto zapisana gwarą legenda związana z kościołem we wsi Zwiniarz, którą można znaleźć na wspomnianej stronie:

Nasz kościół odkruł jeleń. Bo tu kedysz muszał być teyż koszciół, eno że musziała przyść jaka zagłada. I tu był kosciół kedyś było na te l·iny, tey zwony, nie, i set jeleń – a to były zarosz’la tutaj – i szet jeleń i tymy rogami o te lyne zawadził, nie mógł sie odplountać i sie cofał, co sz’e to bim! bim! tak, nie..I teyn jeleń, wtedy co to ludzie tam chodzili w te, tak jak tera tu mawa (tj. mamy) to tu te jeżioro je, to taka legenda teyz troche z tym jeziorem je, nie – tyn las, no w lesie, no i teyn koszciół tak na takim podwyzszeyniu i tam, tu musziała być jakaś zagłada, bo teraz jak robil·i}, to same kosz’ci so pod tym kosz’cziołem. Tutaj to wieze tam tera remontouwali, to dwa worki kosz’ci ludzkich było. Ale to same kosz’ci, nic wiencyj. To musziała być jakaś zagłada.

Na zdjęciu: Burka lniana, wykonana w Grabowie w 1890 roku. Jest (była) jednym z eksponatów Muzeum Ziemi Lubawskiej w Nowym Mieście Lubawskim. Muzeum niestety już nie istnieje. Eksponaty, które się kiedyś w nim znajdowały możecie obejrzeć na moich zdjęciach w tym miejscu: Muzeum Ziemi Lubawskiej - KLIKNIJ


Zwyczaje i obrzędy na ziemi lubawskiej

            Na terenie ziemi lubawskiej na przestrzeni wieków narodziło się wiele zwyczajów i obrzędów związanych z ważnymi wydarzeniami dla miejscowej ludności. Wydarzenia te to m.in. wszelkie prace związane z rolnictwem, narodziny dziecka, zawarcie małżeństwa oraz wszelkie obrzędy związane z rokiem kościelnym. Poza tym na terenie ziemi lubawskiej występowały dość ciekawe wierzenia i zwyczaje pogrzebowe. Wśród nich najczęściej spotykanymi były wierzenia poprzedzające zgon. O jego nastąpieniu ludność niektórych wsi wnioskowała często ze zdarzeń towarzyszących wykonywaniu prac polowych. Na przykład jesienią podczas wykopek ziemniaków gospodarze pilnowali, aby nie pominąć żądnej radliny, bowiem ominięta radlina mogła być zwiastunem śmierci, któregoś z domowników. Podobnie wiosną w czasie sadzenia ziemniaków, pilnowano by nie zostawić na polu nieobsadzonej bruzdy, a podczas orki rolnik pilnował by nie zostawić kawałka niezaoranego pola. Jedno i drugie mogło oznaczać, odejście z tego świata członka rodziny lub przyjaciela. To samo odnosiło się do zasiewów, np.: we wsiach Montowo i Zwiniarz tak bardzo obawiano się nieobsianej roli, że gdy zabrakło ziarna siewnego, siewca tak długo nie schodził z pola, aż ktoś z domowników nie doniósł mu ze spichrza potrzebnego do dokończenia zasiewów materiału siewnego. Właśnie, dlatego bogaci gburzy w czas zasiewów mieli zwyczaj wychodzić w pole z parobkami, którzy szli za nimi z zapasem ziarna. Podobny zwyczaj występował we wspomnianej prędzej wsi Zwiniarz, gdzie pilnowano, by siew odbywał się tylko wtedy, gdy wszyscy domownicy byli zdrowi. W przeciwnym razie wykonywanie tej czynności mogło pogorszyć stan zdrowia chorego członka rodziny, a nawet przyspieszyć jego zgon [7].


W większości lubawskich wsi wierzono, że niektórzy starzy ludzie nazywani tutaj starkami, mogą przewidzieć dzień swojej smierci. Wydarzenie to mogły im przepowiadać przeciągłe krzyki leśnych ptaków: puchacza, wrony czy sroki, przy czym najbardziej złowieszczym było pohukiwanie sowy zwanej „pójdźką", której wołanie miało brzmieć podobnie do okrzyku; pójdźtuuu, pójdźtuu. Za złowróżbne uważano też niespodziewane pojawienie się wewnątrz domu jaskółki. Właśnie z tej przyczyny na wsi lubawskiej często spotykanym zwyczajem, było zamykanie drzwi domostw podczas długotrwałej suszy tak, by spragnione jaskółki nie mogły w poszukiwaniu wody wfrunąć do środka. Także piejącą kurę uważano za zwiastuna nieszczęścia. W takich przypadkach gospodarze piejące kury zabijali i z pierzem zakopywali w ziemi. Niepomyślność przewidywano też na podstawie przeciągłego wycia psa, zwłaszcza, jeśli to trwało przez kilka godzin albo dni. W tym przypadku do najbardziej złowróżbnych zaliczano te zdarzenia, gdy psy wyjąć wyciągały łeb w stronę domu gospodarza, podchodziły na próg i zbliżały się do ścian. Poza tym za niezwykle groźne uważano kretowiska, które pojawiały się na polu lub wewnątrz zagrody. Tego typu zjawiska w okolicach wsi Tylice miały kilka znaczeń. Tam najbardziej złowieszcze były kretowiska pojawiające się wewnątrz zagrody zaś pojawiające się poza zagrodą uważano za pomyślne. Dlatego często zdarzało się, że mieszkańcy Tylic w celu zapewnienia pomyślności w hodowli trzody i bydła, chwytali krety i zakopywali je pod progami chlewów i obór. Kolejnym popularnym wierzeniem zwiastującym zgon była tzw. ogłoska bardzo popularna na ziemi lubawskiej. Było to odbierane przez członków rodziny, bliskich lub znajomych zawiadomienie o śmierci wysyłane do nich przez zmarłego. Miało ono formę nagłego pukania w szyby okien, spadnięcia obrazu ze ściany, zatrzymania zegara, otwierania lub zatrzaskiwania drzwi. Mogły też przybierać formy zjawisk atmosferycznych takich, jak tuman piasku sypnięty na polu albo drodze pod nogi idącego albo porywisty podmuch wiatru. Podmuch wiatru miał jeszcze inne znaczenie otóż lubawiacy wierzyli, że silny wiatr powstaje w chwili, gdy ktoś się powiesił. Na terenie ziemi lubawskiej do dziś daje się konającemu do ręki gromnicę, aby mu ulżyć i aby umierał z Bogiem – zgodnie z wiarą katolicką [8].


Niektóre kobiety opowiadały, że podczas wojny wiadomość o śmierci swych mężów, ojców czy braci otrzymywały w trakcie wykonywania prac domowych.  Formą ogłoski było na przykład poruszające się w misce pojedyncze ziarno podczas przebierania grochu, dzwonienie pokrywy na garnku odstawionym z ognia, czy samoistny skrzyp żurawia u studni.
Na wsi lubawskiej panowało też przekonanie, że ogłoski przekazują swym dzieciom umierające matki, przychodzą o północy do pozostawionych niemowląt, karmią je piersią, uspokajają głaszcząc po główce lub kołysząc kolebką [9].


Artykuły mojego autorstwa, które ukazały się na łamach Głosu Lubawskiego

Według wierzeń lubawiaków, zmarli gospodarze wykazują też troskę o pozostawione narzędzia, zwierzęta, pszczoły i sady. Tak na przykład przed II wojną w Świniarcu widywano wielokrotnie pewnego zmarłego gbura, jak wchodził i wychodził z budynku, w którym za życia przechowywał swoje narzędzia gospodarskie, i jak wynikało z opowieści świadków czynił to, by zapobiec ich niszczeniu i dewastacji przez swego następcę. Mieszkańcy Prątnicy natomiast pamiętają, że tam przed wojną widywano zmarłego gospodarza dozorującego pszczoły w pasiece, a działo się tak, dlatego, bo po jego śmierci nikt z domowników nie dopełnił starego obyczaju powiadomienia pszczół o zgonie ich opiekuna [10].


Na terenie ziemi lubawskiej istniał ciekawy rytuał związany z czuwaniem przy zwłokach zmarłego. Jeśli zgon nastąpił latem, to najbliżsi zmarłego natychmiast udawali się po darninę, na której układano umyte zwłoki nieboszczyka, owijając je w całun prześcieradła.  Natomiast, jeśli zgon nastąpił zimą to wówczas zmarłego kładziono na desce opartej o krzesła lub ławy. Następnie członek rodziny zamykał mu oczy, gdyż jak wierzono otwarte oczy mogą kogoś z rodziny „wyprowadzić” na cmentarz. Po całej ceremonii zmarły był ubierany i wkładany do trumny. Osoby niosące trumnę często podkreślają, że staje się ona w pewnym momencie dużo cięższa. Mieszkańcy ziemi lubawskiej wierzyli, że w tym momencie dusza zmarłego siada na niej [11].


Rodzina zmarłego po pogrzebie zapraszała uczestniczących gości i znajomych na stypę. Odbywały się one z reguły we wsiach kościelnych zamieszkiwanych przez dużą ilość ludzi, a urządzano je w karczmach. Stypy ze względu na swój własny koloryt były ważnymi wydarzeniami w życiu społeczności wiejskiej ziemi lubawskiej, miejscowi nazywali je „Przepijaniem skórki nieboszczyka". Należy podkreślić, że uczty tego rodzaju przysługiwały tylko osobom zmarłym śmiercią naturalną, które według miejscowych wierzeń nie były obciążone ciężkimi grzechami. Jeszcze u schyłku XIX wieku i na początku XX wieku był dość powszechny na omawianym terenie zwyczaj rozsyłania po wioskach specjalnych znaków powiadamiających o śmierci osoby dorosłej. W jednych okolicach obnoszono w tym celu kulę z naciętym krzyżykiem, w innych obnoszono nazywaną ogłoską - laskę gromadzką, na której nacinano nowy krzyżyk z inicjałami zmarłego. Natomiast w miejscowościach, gdzie na rozstajach stał krzyż przydrożny sygnalizowano to, ustawianiem u podnóża krzyża przydrożnego wyrzezanego z drewna małego krzyżyka, lub poprzez wyrzezanie znaku krzyża [12].


Kolejne równie ciekawe zwyczaje i wierzenia mieszkańców ziemi lubawskiej dotyczą świąt kościelnych, a zwłaszcza Bożego Narodzenia, Nowego Roku i Wielkanocy. Według profesora Falkowskiego większość z nich stanowi relikt po dawnych zwyczajach i wierzeniach, które miały zapewnić powodzenie i urodzaj w nadchodzącym roku, a także być podziękowaniem za pomyślny stary rok. Na terenie ziemi lubawskiej dzień wigilii (24 grudnia) w rodzimym dialekcie zwanej Wilią zawsze obchodzono w sposób uroczysty. Tego dnia od południa nikt nie pracował – wierzono, że w tym czasie grasują duchy i praca mogłaby je rozzłościć. Wieczerzę wigilijną podawano tradycyjnie wraz z pierwszą gwiazdką. Wiemy, że jeszcze w połowie XIX wieku wieczerzę przyrządzano z dziewięciu, a czasami nawet z dwunastu różnych potraw oraz praktykowano zwyczaj dzielenia się opłatkiem ze zwierzętami [13].

            Zgodnie ze starym zwyczajem lubawska młodzież o zmierzchu, tuż po wieczerzy wigilijnej, chodziła po wsi przebrana za babę i dziada, kominiarza, bociana z czerwonym dziobem i długimi szczypcami. Jeden z gwizdów jeździł na sztucznym koniu zrobionym z drewna lub tektury i straszył dzieci, a bocian szczypał młode panny. Kominiarz smolił sadzą dziewczęta, a dziad z babą zbierali do koszy datki w postaci świątecznych wypieków i pieniędzy na wspólną kolację [14].

            W święta Bożego Narodzenia lubawiacy spożywali wiele oryginalnych potraw, takich jak np.: kwaśną dynię, szmurowaną kapustę, nudle – czyli kluski do rosołu, czerninę z kaczki lub gęsi, kartofle, kluski z serem, sztuki pieczeni gotowanej w rosole, śledzie i inne ryby, zupę z suszonych owoców oraz słodycze. Lubawianie pili również napoje alkoholowe, takie jak: piwo jałowcowe, różne likiery, arak i wino z głogu. Często wznoszono toasty „Na zdrowie” albo „Pij z Bogiem”, a przybywających gości witano zwrotem: „Witamy do nas” lub „Witamy u nas”. Poza tym na ziemi lubawskiej znane były gry karciane w „solona” i „brudzbarta”. Młodzież lubiła się bawić w „zduna", „kręga", „pierścionka" lub „spodobańca". Ta ostatnia gra polegała na tym, że jeden z młodzieńców pytał siedzących w kole wraz z dziewczętami, która mu się podoba. Jeżeli któryś z chłopaków się nie pośpieszył z odpowiedzią, to dostawał   pydą „bez bary", czyli przez plecy [15].


Polecam moje stare artykuły:

Gwara ziemi lubawskiej

Muzeum Ziemi Lubawskiej

Uchrońmy od zapomnienia zanikający folklor i stroje z ziemi lubawskiej



Autor: Tomasz Chełkowski



Kontakt: 

ziemialubawska@protonmail.com

 


[1] Artykuł: Strój lubawski: oblicze etnograficzne [na:] www.lubawa.pl/ (oficjalna strona miasta Lubawa); Wiesław Niesiobędzki, Folklor i zwyczaje na ziemi lubawskiej [na:] www.ick.ilawa.pl/ (internetowa Encyklopedia Powiatu Iławskiego).

[2] Ibidem; Etnologia ziemi lubawskiej [w:] Falkowski Jan, Ziemia lubawska, Toruń 2006, s. 409.

[3] Język polski a gwara lubawska [w:] Falkowski Jan, op. cit., str. 376; Artykuł: Strój lubawski: oblicze etnograficzne [na:] www.lubawa.pl/ (oficjalna strona miasta Lubawa); Gwara regionu (lubawskiego) [na:] www.gwarypolskie.uw.edu.pl/ (Gwary polskie przewodnik multimedialny pod redakcją Haliny Karaś);

[4] Falkowski Jan, op. cit., str. 379, Wiesław Niesiobędzki, op. cit.

[5] Ibidem.

[6] Gwara regionu (lubawskiego) [na:] www.gwarypolskie.uw.edu.pl/ (Gwary polskie przewodnik multimedialny pod redakcją Haliny Karaś);

[7] Falkowski Jan, op. cit., str. 409; Wiesław Niesiobędzki, op. cit.

[8] Ibidem; Śmierć i pogrzeb [w:] Falkowski Jan, op. cit. Str. 415.

[9] Wiesław Niesiobędzki, op. cit.

[10] Ibidem,

[11] Falkowski Jan, op. cit., str. 417.

[12] Ibidem, Wiesław Niesiobędzki, op. cit.

[13] Falkowski Jan, op. cit., str. 417.

[14] Ibidem.

[15] Ibidem, Wiesław Niesiobędzki, op. cit.

czwartek, 6 kwietnia 2023

Złodzieje ze strony "ojczyzna1.rssing.com" nielegalnie kopiują moje artykuły

Dzień dobry wszystkim mam problem ze złodziejami! 😞

Jestem autorem blogów ziemialubawska.blogspot.com 

oraz 

ziemialubawska.home.blog


Ten drugi blog (ziemialubawska.home.blog) jest mniej znany i póki co znajduje się na nim tylko kilka artykułów. Fundamentem mojej internetowej twórczości jest niniejszy blog na którym właśnie jesteśmy, czyli ziemialubawska.blogspot.com - prowadzę go od 2009 roku.

 

Niestety na przestrzeni lat spotykałem się z przypadkami nielegalnego kopiowania moich artykułów przez innych bloggerów ale to co się dzieje od jakiegoś czasu przechodzi ludzkie pojęcie. Agregatory treści rssing skopiowały wszystkie artykuły z mojego bloga na stronę ojczyzna1.rssing.com

 

Nie ukrywam, że takie złodziejstwo (kopiowanie całych artykułów razem ze zdjęciami) bardzo mnie dotknęło i co tu ukrywać zniechęciło do pisania /publikowania czegokolwiek w internecie. Sami sprawdźcie stronę https://ojczyzna1.rssing.com/ i doradźcie czy da się coś zrobić z takim złodziejstwem? Wszystkie moje artykuły ze zdjęciami zostały tam skopiowane bez mojej wiedzy 😞

 

Przypominam wszystkim, że moje prawdziwe i jedyne blogi mają takie adresy:

https://ziemialubawska.blogspot.com/

https://ziemialubawska.home.blog/

 

Jeśli całe moje artykuły lub obszerne fragmenty znajdziecie na innych stronach /blogach to znaczy, że umieszczono je tam bez mojej wiedzy.

 

Autor: Tomasz Chełkowski



Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com



Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)