piątek, 29 listopada 2013

Boże Narodzenie dawniej i dziś




Święta Bożego Narodzenia, a szczególnie wieczór Wigilijny w historii naszego kraju zawsze zajmowały miejsce wyjątkowe. Szczególnie gorliwie obchodziliśmy je w okresach trudnych, kiedy nasza Ojczyzna przeżywała ciężkie chwile. Jedna z takich chwil nastała w roku 1792 - tuż przed drugim rozbiorem Rzeczypospolitej. To właśnie wtedy w Wigilię Bożego Narodzenia roku 1792 w Starym Kościele Farnym w Białymstoku zabrzmiała po raz pierwszy kolęda "Bóg się rodzi, moc truchleje..." napisana przez Franciszka Karpińskiego. Nazwano ją "Pieśnią o Narodzeniu Pańskim". W okresie rozbiorów i potem pod zaborami dla Polaków szczególne znaczenie miała ostatnia, czyli piąta zwrotka tej kolędy:
"Podnieś rękę, Boże Dziecię,
błogosław Ojczyznę miłą,
w dobrych radach, w dobrym bycie,
wspieraj jej siłę swą siłą..."




Jaki wyglądały tradycyjne święta w Polsce i na Ziemi Lubawskiej?

Z czym Ci się kojarzy tradycyjne Boże Narodzenie? Gdybyśmy zadali to pytanie mieszkańcom naszego kraju to większość z nich zapewne by zaczęła opowiadać o prezentach, świętym Mikołaju w czerwonym stroju z długą brodą, przystrojonej choince i obfitej uczcie wigilijnej oraz syto zastawionych stołach podczas świąt. Takie wyobrażenie świąt Bożego Narodzenia dominuje wśród Polaków w XXI wieku. Ale ile wspólnego ma ono z dawnymi tradycjami? 

Święty Mikołaj biskup Miry
Święty Mikołaj jako "dziadek z brodą" jest stosunkowo nowym tworem wymyślonym przez Koncern Coca Coli. Gdybyśmy cofnęli się w czasie np. do XVII wieku (czasy Trylogii Sienkiewicza) to byśmy nie zobaczyli nikogo w takim stroju roznoszącego prezenty. Zresztą to samo dotyczy czasu zaborów i Polski międzywojennej, czyli II RP (1918 - 1939). 

Dawniej gdybyśmy zapytali o św. Mikołaja to uzyskalibyśmy odpowiedź, że był on biskupem z Miry (obecnie miasto Demre w Turcji). Byśmy zapewne usłyszeli legendy związane z postacią tego wyjątkowego świętego, o tym jak rozdawał ludziom prezenty i czynił cuda. Z czasem zaczęto go nazywać Świętym Mikołajem Cudotwórcą. Dziś w XXI wieku niewiele osób potrafi opowiedzieć historię prawdziwego św. Mikołaja. Tymczasem jest to postać fascynująca. Według podań otrzymał on po rodzicach spory majątek, którym podzielił się z potrzebującymi.

Podania mówiące o tej postaci opowiadają, że Mikołaj, po bogatych rodzicach otrzymał w spadku duży majątek, którym chętnie dzielił się z potrzebującymi. Od dzieciństwa Mikołaj wyróżniał się pobożnością i miłosierdziem, a kiedy był starszy mieszkańcy Miry wybrali go na swojego biskupa. Po życiu gorliwym i pełnym dobrych czynów, zmarł w połowie IV wieku, spontanicznie czczony przez wiernych. Znamy też historię o trzech niesprawiedliwie uwięzionych oficerach uwolnionych za jego wstawiennictwem oraz opowieść o trzech ubogich pannach wydanych za mąż dzięki posagom, których Święty dyskretnie im dostarczył. Trzy panny widnieją na obrazie przedstawiającym świętego Mikołaja w Kolegiacie pw św. Tomasza Apostoła w Nowym Mieście Lubawskim. Istnieje też historia o trzech młodzieńcach uratowanych przez niego od wyroku śmierci i o żeglarzach wybawionych z katastrofy morskiej. Podobno jeden z utopców statku wiozącego świętego na pielgrzymkę do Jerozolimy został przez niego wskrzeszony z martwych. Święty Mikołaj wskrzesił też trzech młodzieńców zabitych za nieuregulowanie rachunku za nocleg w gospodzie.



Ołtarz św. Mikołaja w Kolegiacie w Nowym Mieście Lubawskim. XVII wieczny ołtarz św. Mikołaja. W ufundowanym przez Pawła i Jadwigę Działyńskich barokowym ołtarzu znajduje się obraz św. Mikołaja. Z prawej strony biskupa klęczą trzy dziewczyny. Obraz nawiązuje do legendy o świętym, który podarował posag w postaci trzech sakiewek złota trzem biednym pannom. Poza centralnym obrazem św. Mikołaja ołtarz zdobią obrazy: św. Franciszka z Asyżu, św. Antoniego Padewskiego i św. Jadwigi Śląskiej. Poza tym w tym późnorenesansowym ołtarzu są przedstawione figury dwóch świętych Męczenników.



Co jest ważne? Ważna jest świadomość, że do początków XX wieku jedynym św. Mikołajem jakiego znali ludzie był biskup z Miry żyjący na przełomie III i IV w. n.e.  W licznych legendach, które rodzice opowiadali swoim dzieciom utrwalił się on jako stary biskup z brodą, często w infule (mitrze) i z pastorałem

W tym miejscu warto zadać pytanie. Co sprawiło, że znana, utrwalona w tradycji wizja św. Mikołaja biskupa zaczęła zanikać na początku XX wieku? Otóż fakty są takie, że wizję tą zniszczył producent "odrdzawiacza", który niszczy zdrowie wielu polskich dzieci - mam oczywiście na myśli Koncern Coca Coli! W1930 roku Koncern ten stworzył reklamę, w której kreował konsumpcyjną wizję św. Mikołaja dla mas. Ludzie oczywiście "łyknęli" to i zaczęli powoli zapominać o tradycyjnym (jedynym i prawdziwym) Mikołaju, który był świętym, biskupem.


A co z choinką? W wielu artykułach znajdziecie informacje, że zwyczaj strojenia drzewka wywodzi się z wierzeń pogańskich. Fakty są jednak takie, że zwyczaj strojenia drzewka na Boże Narodzenie w Polsce pojawił się na przełomie XVIII i XIX wieku (nasza Ojczyzna była wówczas pod zaborami). Początkowo drzewka strojono tylko w miastach. Później ta "nowoczesna" praktyka rozpowszechniła się również na wsiach.


Zobacz starą reklamę Coca Coli:



A jak było na Ziemi Lubawskiej?

Mieszkańcy Ziemi Lubawskiej przygotowywali się do świąt Bożego Narodzenia (25 grudnia) dwa, a czasem nawet trzy tygodnie wcześniej. Boże Narodzenie okoliczni mieszkańcy oraz sąsiedni Mazurzy nazywali Gwiazdką lub Godami. W tym miejscu należy podkreślić wyjątkowość tego święta i poprzedzającego je okresu zwanego adwentem. W kalendarzu liturgicznym pierwsza niedziela adwentu rozpoczyna rok liturgiczny (kościelny). Tak się składa, że pogańscy Prusowie również w tym okresie przygotowywali się do wejścia w swój nowy rok. Zbieżność praktyk chrześcijańskich i staro – pogańskich wynika z faktu, że Kościół nie znając prawdziwej daty narodzin Zbawiciela wyznaczył w IV w. n.e. obchód Bożego Narodzenia na dzień zimowego święta solarnego, które przypada 25 grudnia. W ten sposób pogańskie święto solarne zostało zastąpione świętem kościelnym.
Wigilia w lubawskim dialekcie jest Wilią i zawsze obchodzi się ją w sposób uroczysty. Jeszcze w XIX i pierwszej połowie XX wieku było normalne, że tego dnia już od południa nikt nie pracował – wierzono, że w tym czasie grasują duchy i praca mogłaby je rozzłościć. Wieczerzę wigilijną podawano tradycyjnie wraz z pierwszą gwiazdką.

Przedchrześcijańscy mieszkańcy Ziemi Lubawskiej w okresie wprowadzonych tu w średniowieczu świąt Bożego Narodzenia (i innych) obchodzili uroczyście święto plonów związane z zaklinaniem urodzaju na rozpoczynający się nowy rok. Sama Wigilia również ma w sobie wiele pogańskich elementów, takich jak np.: liczba potraw na wigilijnym stole.

W wielu wsiach i miasteczkach wieczerzę tego dnia przyrządza się z siedmiu, dziewięciu, a czasami z dwunastu różnych potraw. Pierwsze zestawienie liczb wywodzi się z wierzeń pogańskich, w których liczby 9 i 7 przynosiły szczęście. Natomiast liczba 12 symbolizuje apostołów, siedzących obok Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Podobnie zwyczaj zostawiania jednego wolnego miejsca przy wigilijnym stole. Pierwotnie poganie podczas posiłku pozostawiali jedno wolne nakrycie dla zmarłego przodka. Kościół natomiast nadał temu zwyczajowi inne znaczenie, a dokładnie przekonał ludzi, że wolne miejsce czeka na żywą osobę, np. na wędrowca, który może niespodziewanie odwiedzić rodzinę radującą się podczas wigilijnej kolacji z narodzin Zbawiciela. Prusowie zamieszkujący Ziemią Lubawską byli ludem gościnnym, do którego przemawiało takie tłumaczenie. Ponad to przy wigilijnym stole kładziono siano na obrusie oraz praktykowano zwyczaj dzielenia się białym opłatkiem między sobą oraz ze zwierzętami. Prof. Jan Falkowski z UMK autor książki "Ziemia Lubawska" wspomina, że ze zwierzętami zawsze dzielono się specjalnym kolorowym opłatkiem.

Zgodnie ze starym zwyczajem lubawska młodzież o zmierzchu, tuż po wieczerzy wigilijnej, chodziła po wsi przebrana za babę i dziada, kominiarza, bociana z czerwonym dziobem i długimi szczypcami, często trzymając w ręku rózgi. Jeden z gwizdów (przebierańców) jeździł na sztucznym koniu zrobionym z drewna lub tektury i straszył dzieci, a bocian szczypał młode panny. Kominiarz smolił sadzą dziewczęta, a dziad z babą zbierali do koszy datki w postaci świątecznych wypieków i pieniędzy na wspólną kolację. We wsi Targowisko Dolne na Ziemi Lubawskiej tradycja przebierania się za gwizdów zamarła dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku. Teofil Ruczyński wspomina, że jeszcze w pierwszej połowie XX wieku, kiedy rodzina po wieczerzy wigilijnej siedząc przy choince śpiewała kolędy ktoś przebrany za gwizda potrafił im przerwać uderzając rózgami w szyby okien. Przerażający gwizd po wejściu do izby najczęściej żądał by dzieci zmówiły pacierz.
W okresie zaborów oraz w odrodzonej Polsce nie było zwyczaju, który by nakazywał obdarowywanie dzieci przez rodziców lub kogoś przebranego za św. Mikołaja drogimi prezentami. Teofil Ruczyński wspomina, że „(…) prezenty takie jak łyżwy, narty, zegarki czy rowery były nie do pomyślenia, nawet koń na biegunach, czy „prawdziwa” fabryczna lalka były nieosiągalnym marzeniem. Dzieciom dawano przede wszystkim podarunki praktyczne (…)”. Najczęściej były to ubrania. 

Zgodnie z najstarszą i prawdziwą tradycją, której obcy jest święty Mikołaj w czerwonym kubraczku i z dużym brzuchem stworzony w XX wieku przez Coca – Colę dzieci stawiały na oknie talerz na „boże dary”, do którego jak wierzono o północy Pan Jezus kładzie świąteczne podarki. Wiara w cudowne podarunki od Niebios pozostawała w umyśle ówczesnych dzieci dość długo. We wsiach Ziemi Lubawskiej często dzieci w wieku 9 – 10 lat ciągle wierzyły, że prezenty przynosi Jezus. Po drugiej wojnie światowej postępujący konsumpcjonizm oraz laicyzacja społeczeństwa przekształciły tę piękną tradycję w puste przekazywanie prezentów, często bez pasterki i jakiejkolwiek namiastki sacrum.
Okres świąt Bożego Narodzenia trwał aż do dnia Trzech Króli. W rodzimym dialekcie ten wyjątkowy czas nazywano dwunastnicą lub dwunastką.


Kolędnicy na Ziemi Lubawskiej
W okresie świątecznym od niepamiętnych czasów, po miastach oraz wsiach chodzili kolędnicy z szopką lub z gwiazdą, własnoręcznie skonstruowaną z drewnianych listewek, które były oklejone kolorową bibułą. Całość była umocowana na długim drążku. 

W okresie zaborów kolędowanie miało ogromne znaczenie dla przetrwania języka polskiego, który był wyniszczany i znienawidzony przez Niemców.

  Dzięki tej pięknej tradycji, która w nieco zmienionej formie dotrwała do dnia dzisiejszego dzieci poprzez naukę i śpiewanie kolęd miały możliwość zetknięcia się z polską mową. Elementem tradycji, który nie dotrwał do naszych czasów  jest wygłaszanie wierszowanej oracji po odśpiewaniu kolędy, którą dzieci składały życzenia odwiedzanym osobom. Oto dwie z sześcio zwrotkowej oracji przytoczone z książki Teofila Ruczyńskiego:

My z kolędą przychodzimy
w wasze nikłe progi,
co najlepsze wam życzymy
Na ten roczek nowy.
Zdrowia, zdrowia najlepszego
dla całej rodziny,
ażebyście dnia każdego
Wszyscy zdrowi byli.





Autor: Tomasz Chełkowski 



Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com




Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)

sobota, 16 listopada 2013

Chrzest Ziemi Lubawskiej i budowa Lubawy - część III



         
Biskup Chrystian w herbie Grudziądza

W drodze powrotnej w głowie Chrystiana, który wyruszył do Rzymu jako cysters i misjonarz, a powracał już jako biskup Prus, zapewne kłębiły się różne myśli. Papież Innocenty III dnia 18 lutego 1216 roku wystawił bullę "terra Lubouia" oraz wziął pod opiekę Stolicy Apostolskiej ziemię nawróconych Prusów (Surwabuno, z Ziemi Lubawskiej i Warpody z Ziemi Łężańskiej zwanej też Laznanią). Chrystian wiedział, że osiągnął coś niesamowitego, coś co próbowali osiągnąć św. Wojciech i Bruno z Kwerfurtu. Obaj ponieśli śmierć męczeńską starając się obalić pruskich bogów i zastąpić ich chrześcijańską Trójcą Świętą. Zginęli obaj oraz wielu innych znanych z imienia i bezimiennych. Mimo sukcesu Chrystiana dziś w XXI wieku niewielu wie kim był ów cysters i biskup. Co innego jeśli wyjdziemy na ulicę i zapytamy przypadkowe osoby o św. Wojciecha, który jest znany i ceniony wśród Polaków. To oczywiście dobrze, że wszyscy wiedzą kim był święty Wojciech z rodu Sławnikowiców ale skoro jego nieudana próba nawrócenia Prusów przyniosła mu taką sławę to dlaczego biskup Chrystian, który okazał się skuteczniejszy został "zapomniany"?

          Podobnie można zapytać o Surwabuno. Czy nie był on trochę podobny do Mieszka, który wprowadził Chrześcijaństwo wśród pogańskich plemion? Można doszukać się cech wspólnych między Mieszkiem i Surwabuno. Obaj byli wielkimi przywódcami, oczywiście ten drugi władał o wiele mniejszym terytorium. W obu przypadkach proces chrystianizacji przebiegał w miarę pokojowo. Jednak same "reakcje pogańskie", na dużą skalę, wśród plemion kraju Polan wystąpiły długo po śmierci Mieszka bo dopiero w XI wieku, a w przypadku Ziemi Lubawskiej Prusowie zaatakowali Lubawę od razu po chrzcie Surwabuno - jeszcze przed przybyciem Krzyżaków. Co oznacza, że w Prusach dominowało przekonanie do rodzimej, tradycyjnej religii, a chrześcijaństwo odrzucano. Co z kolei potwierdza moją tezę o wyjątkowości Ziemi Lubawskiej, która jako teren przygraniczny (obszar pogranicza) była odmienna od Polan i zarazem różniła się od Prusów mieszkających w głębi "kraju". Gdyby tutejsi Prusowie byli tacy sami to nigdy by pokojowo nie przyjęli chrześcijaństwa i nie narazili się na gniew sąsiednich pruskich plemion ze wschodniej Sasini, Galindii, Pomezanii, Pogezanii i innych. 


            Chrzest Ziemi Lubawskiej  - reakcja Prusów:
          O tym co działo się po przejściu Surwabuno, nobila z Lubawy, na chrześcijaństwo możemy przeczytać między innymi u Kętrzyńskiego (O ludności polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich), który podkreśla, że pogańscy Prusowie byli wstrząśnięci. Odejście od starych wierzeń traktowali jako początek obcego panowania nad swoimi ziemiami, dlatego postanowili zaatakować neofitów, czyli nowo nawróconych na chrześcijaństwo Prusów, który zajmowali obszar dawnej Ziemi Sasinów, Pomezanii, Pogezanii i części Warmii (plemię Warmów z którego wywodził się Warpoda). 

Lanzania i ziemie Warpody znajdowały się daleko na północy nad Morzem Bałtyckim. Niedaleko ziem Warpody biskup Chrystian kazał zbudować gród Zantyr. Sama Lanzania znajdowała się na terenie plemienia Warmów, w jego zachodniej części.

Ojciec Święty widząc potężnych nobilów uradował się bardzo, ochrzcił ich, a Chrystiana mianował biskupem całych Prus. Dzięki temu biskup Chrystian zyskał ogromną władzę kazał zbudować u Pomezan nowe umocnione grody takie jak Zantyr nad brzegiem Morza Bałtyckiego. Prawda jest jednak taka, że chrztu nie przyjęli wszyscy. Wśród Sasinów wielu trwało przy religii przodków, podobnie u Pomezan graniczących z Sasinią od północy. Tak samo u Pogezan. U Warmów nawrócili się tylko nieliczni z  Warpodą na czele. Pozostali Prusowie tacy jak: Natangowie, bogaci w bursztyn Sambowie oraz pozostałe plemiona włącznie z mieszkańcami Puszczy Galindzkiej, Jaćwieży, Nadrowii oni wszyscy dalej trwali przy wierze w starych bogów. Realne sukcesy w nawróceniu wszystkich pruskich plemion odnieśli dopiero Krzyżacy w drugiej połowie XIII wieku, czyli już po śmierci biskupa Chrystiana.

W poprzednich częściach pisałem o tym jak po chrzcie przystąpiono do budowy Lubawy - pierwszego miasta w Prusach - wspominałem też o tym jak dużo na tych terenach było pogańskich obiektów sakralnych ze Świętymi Gajami na czele. Silne wpływy starej religii na Ziemi Lubawskiej pozwalają mi postawić tezę, że po chrzcie Surwabuno znaczna część okolicznej ludności mogła pozostać przy pogaństwie. Z drugiej strony nowa religia i budowa miasta ściągnęła tu wielu chrześcijan, kolonistów z Mazowsza, którzy zakładali wsie na pruskich lauksach. Był to zapewne burzliwy okres, w którym drewniane chrześcijańskie kościoły stały obok Świętych Gajów, a wajdeloci i księża mogli nawet mieszkać niedaleko od siebie. Oczywiście wszystko zmieniły opisane już poprzednio objawienia Matki Boskiej w Lipach i Nielbarku, które zadały ogromny cios rodzimej pruskiej religii. Do objawień w Łąkach Bratiańskich doszło już w czasach krzyżackich, czyli po 1230 roku, dlatego o nich nie wspominałem.


          Jaka więc jaka była reakcja pozostających przy pogaństwie Prusów? Prosta do przewidzenia, postanowili zaatakować i wymordować wszystkich Chrześcijan na terenie Prus i sąsiedniej Ziemi Chełmińskiej, z której przybywali wrodzy im rycerze. Świadczą o tym bulle papieża Honoriusza III, którego pontyfikat przypadł na lata 1216 - 1227 (był następcą Innocentego III). Po chrzcie Surwabuny w 1216 roku bulle papieskie z następnych lat - 1217, 1218, 1220 i 1221 - wielokrotnie nawołują chrześcijan z całego świata do wypraw krzyżowych przeciw Prusom w celu obrony neofitów (tak nazywano nowo nawróconych).


          W tym miejscu warto zadać pytanie: Jakie tereny między 1216 a 1230 rokiem zajmowali Prusowie, którzy przyjęli Chrześcijaństwo? Wiemy, że neofici znajdowali się na terenie misyjnym biskupa Chrystiana, a więc na Ziemi Lubawskiej i w "południowej Pomezanii nad Ossą aż po Łasin; terytorium pomezańskie nad Wisłą i Nogatem, a w Pomezanii [zamieszkiwali] okolicę łęcką i pasłęcką na północ i na wschód od drużyńskiego jeziora. Pogańską była więc tylko wschodnia Pomezania i środkowa czyli Rezya" (cyt. Kętrzyński). Czy zatem pozostałe ziemie Prusów, wschodnia Sasinia (na wschód od rzeczki Gizeli i wsi Zajączki), Galindia, Pogezania, Warmia i dalsze tereny aż po rzekę Niemen były dalej pogańskie? Ciężko jest to jednoznacznie stwierdzić.

W tym miejscu warto dodać, że przynajmniej część Warmii też została nawrócona przez biskupa Chrystiana. Wskazuje na to chrzest nobila Warpody, który pochodził właśnie z Warmii (z Ziemi Łężańskiej zwanej Lanzania - zwróćcie uwagę na poniższej mapie gdzie znajduje się "Laznania").


                 Jak widzicie Lanzania znajduje się na terenie zamieszkiwanym kiedyś przez pruskie plemię Warmów. Obecnie teren ten nazywamy Warmią. To właśnie stamtąd pochodził Warpoda, nobil, który razem z Surwabuno w roku 1216 przyjął chrzest z rąk papieża Innocentego III. Niektórzy historycy i pasjonaci (w tym ja do niedawna) uważają, że Warpoda pochodził z okolic Jeziora Zwiniarz na Ziemi Lubawskiej. Dziś już wiem, że teza ta jest błędna. Skoro więc wiemy, że Warpoda pochodził z odległej północy, a Surwabuno z południa to co działo się z terenami pomiędzy? Wydaje mi się, że nie warto przesadnie umniejszać misyjnych dokonań biskupa Chrystiana. Skoro udało mu się nawrócić Warpodę, a widzimy na mapie, że Warmowie graniczyli z Pogezanami to siłą rzeczy musimy założyć, że i część Pogezanii przyjęła chrzest. Tak przynajmniej mi się wydaje.


          Wszystko wskazuje na to, że wspomniane bulle papieskie i wyprawy krzyżowe w latach 1217, 1218, 1220 i 1221 kierowano właśnie na Ziemię Lubawską (wydzieloną w pierwszej połowie XIII wieku z części zachodniej pogańskiej Ziemi Sasinów). Atakowano też zapewne ziemie Warpody i te obszary Pomezanii i Pogezanii, które przyjęły chrześcijaństwo. Czy ten fakt nie pokazuje jak wyjątkowa była Lubawa i jej okolice w okresie przed-krzyżackim?

Z jednej strony precedensem było to, że pruscy nobilowie Surwabuno i Warpoda osobiście udali się do papieża Innocentego III, zastanawiający jest też fakt, że przejście dwóch pruskich nobilów na chrześcijaństwo wystarczyło aby papież mianował Chrystiana biskupem całych Prus. Czy nie dowodzi to tego, że Surwabuno i Warpoda byli potężnymi władcami? Bo czy za nawrócenie słabych lokalnych przywódców papież by tak hojnie nagradzał? I wreszcie warto zadać pytanie: po co Konrad Mazowiecki wzywał Zakon Krzyżacki? Czy chodziło o zaszkodzenie rosnącej potędze biskupa Chrystiana?

          Moim zdaniem w latach 20 XIII wieku możni z Mazowsza oraz innych polskich krain zaczęli się obawiać rosnącej potęgi biskupa Chrystiana. Wszyscy wiemy co stało się z mazowieckim wojewodą Krystynem, który na początku XIII wieku ochraniał Mazowsze przed atakami Prusów. Krystyn stał się osobą znaną, zamożną, wsławioną licznymi zwycięstwami nad pogańskimi Prusai. Z czasem wojewoda stał się zbyt potężny, a elity nie lubią jak ktoś zaczyna im dorównywać. Tak było w średniowieczu i jest tak w wieku XXI. Ostatecznie, krótko po chrzcie Surwabuno, w 1217 roku książę Konrad Mazowiecki kazał uwięzić, a następnie oślepić wojewodę. Krystyn w wyniku zadanych ran zmarł. Czy podobnie nie postąpił w XII wieku Bolesław Krzywousty ze swoim bratem Zbigniewem?

          Skoro książę z Mazowsza kazał zlikwidować rosnącego w siłę i zyskującego zbyt dużą władzę Krystyna to zapewne podobnie planował postąpić z biskupem Chrystianem. Tylko, że zamiast zamachowców postanowił w latach 1228-1230 sprowadzić Krzyżaków. Zapewne liczył, że Zakon będzie stanowił konkurencję dla biskupa Prus, że obie strony się wzajemnie wyniszczą, a on jako książę mazowiecki zyska władzę nam całymi Prusami, Ziemią Lubawską i Ziemią Chełmińską. Ostatecznie, co pokazała historia Krzyżacy okazali się być wytrawnymi politykami, którzy ani myśleli o ograniczaniu się tylko do prowadzenia akcji misyjnej. Rycerzom Zakonu Krzyżackiego, w przeciwieństwie do biskupa Chrystiana nie zależało na nawracaniu Prusów. Ich głównym celem okazało się stworzenie silnego państwa, w którym zresztą wielu Prusów żyło, nawet po sekularyzacji Zakonu, do XVII wieku. O Prusach żyjących w państwie krzyżackim pisałem więcej w artykule pt.: "Rok 1520. Pruski kapłan dzięki magicznym obrzędom odstraszył wrogą flotę"


          Dzięki wspomnianym papieskim bullom z lat 1217, 1218, 1220 i 1221 rycerze z kraju Polan oraz z innych chrześcijańskich ziem licznie przybyli w okolice Lubawy i odpierali ataki Prusów. Po wyprawie krzyżowej w 1221 roku sytuacja się niestety nie uspokoiła. Sam biskup Chrystian był rozdarty między dowodzenie krzyżowcami (nie mylić z Krzyżakami!) i budowę miasta Lubawa, dbanie o gród Zantyr oraz o Grudziądz, którego był właścicielem. Wiemy, że zakładał też szkółki misyjne oraz wykupywał dziewczynki, które Prusowie mieli w zwyczaju zabijać. Dlaczego to robili? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, zbyt duża ilość dziewczynek w okresie nieurodzaju, wojen, była dla nich zapewne problematyczna. Poza tym wierzyli, że każdy zabity Prus odrodzi się jako daleki krewny, a jego życie będzie bardziej dostatnie od obecnego.         

Niewolnicy schwytani podczas jednego z pogańskich najazdów.
"Wielki atak" pogan w 1220 roku

          Do największego najazdu Prusów na teren misyjny biskupa Chrystiana doszło w 1220 roku. Jak podają kronikarze było to szybkie uderzenie, w którym wzięły udział zapewne same oddziały konne. Wzięto w niewolę wielu mężczyzn, kobiety i dzieci, spustoszono liczne miejscowości, zabito bądź skradziono zwierzynę hodowlaną, spalono spichlerze i ograbiono kościoły, zniszczono sauny, podpalono browary. Jak podaje Kętrzyński ucierpiały wówczas liczne dobra Chrystiana położone w Prusach, a więc na między innymi Ziemi Lubawskiej na Ziemi Łężyńskiej (Lanzanii). Po ataku w 1220 roku biskup zaczął nawoływać do zorganizowania wielkiej krucjaty przeciwko poganom. Jego władza była wówczas znaczna, dzięki przywilejom papieskim dysponował wyłącznym prawem do udzielania zezwoleń na wchodzenie zbrojnych oddziałów do Prus, był odpowiedzialny za prowadzenie misji chrystianizacyjnych, nadawanie odpustów uczestnikom krucjat oraz za karanie nieposłusznych karami kościelnymi.

          Atak w 1220 roku sprawił, że książę Konrad Mazowiecki po naradzie ze swoimi rycerzami przekazał Chrystianowi władzę kościelną nad Ziemią Chełmińską, którą włączono do diecezji pruskiej (prędzej należała do biskupstwa płockiego). Kolejne ciekawe informacje pochodzą z lat 1222 i 1223, w których liczni biskupi, książęta oraz polscy rycerze przybyli na ziemie Chrystiana aby walczyć z pogańskimi Prusai. Nie posiadamy informacji z lat kolejnych. Zapewne rycerze chrześcijańscy zabezpieczyli Lubawę oraz inne tereny zamieszkiwane przez neofitów i udali się w głąb ziem pruskich - na wschód od rzeki Gizeli w głąb ziem Sasinów i na  do Warmii, może też do Galindii. Wiemy, że w odwecie w 1224 roku Prusowie  (ci którzy nie przyjęli chrześcijaństwa) z Pomezanii napadli Gdańsk i zaatakowali klasztor cystersów w Oliwie, z którego pochodził biskup Chrystian.

          W okresie przed-krzyżackim, przypadającym na lata 1216 - 1230/1236, pomimo walk nie przerywano akcji misyjnej, rozbudowywano Lubawę, zakładano wsie, wznoszono kościoły oraz przykościelne szkoły. Dzięki nowej religii rozwijał się handel, przybyło (na stałe) wielu rzemieślników, kupców, rycerzy oraz zwykłych chłopów (kmieci).

Utworzenie w 1216 roku biskupstwa pruskiego sprawiło, że Chrystian stał się panem tych ziem, a w tym i Ziemi Lubawskiej odpowiedzialnym za chrystianizację i krzewienie chrześcijaństwa wśród pogan. Zaraz po powrocie z Rzymu Chrystian już jako biskup Prus pobudował, na terenie uzyskanym jako darowizna od księcia gdańskiego Mściwoja I, miasto Zantyr (w okolicy obecnej miejscowości Biała Góra). W nim wzniósł klasztor cystersów i katedrę. Pisał o tym między innymi Szymon Kazimierski (Krzyżacy inaczej [w:] Prusowie i Krzyżacy w mrokach tajemnic, Regionalista, Olsztyn 2012). Tak więc przed przybyciem Krzyżaków sytuacja wydawał się być opanowana istniała diecezja pruska, zbudowano Zantyr i Lubawę, stworzono infrastrukturę, sprowadzono kolonistów, wzniesiono liczne kościoły, ścięto drzewa w wielu pogańskich Świętych Gajach.

W ciągu kolejnych lat od powrotu z Rzymu władza biskupa stawała się coraz większa. W 1218 roku otrzymał od Konrada Mazowieckiego gród Chełmno, a w 1222 roku w przywileju łowickim ten sam książę w zamian za zgodę na wkroczenie krzyżowców do Prus nadał Chrystianowi Ziemię Chełmińską w formie kasztelanii majątkowej. Biskup Prus w latach 1224 – 1228 utworzył Zakon Rycerstwa Chrystusa, nazwany później Zakonem Dobrzyńców - od nazwy siedziby (czytaj więcej: Pruscy Rycerze Chrystusowi). Był to jedyny zakon rycerski, który powstał i ukształtował się na ziemiach polskich. Jego zadaniem była obrona Mazowsza, Kujaw, Ziemi Dobrzyńskiej, Michałowskiej oraz Ziemi Lubawskiej przed najazdami plemion pruskich. Rycerze ci nosili białe płaszcze z czerwonym mieczem, nad którym widniała czerwona gwiazda. Za wzór posłużył zakon inflancki Kawalerów Mieczowych też oparty na regule cysterskiej. W 1228 roku utworzenie zakonu zatwierdził papież Grzegorz IX, a książę Konrad mazowiecki nadał im w posiadanie część Ziemi Dobrzyńskiej, razem z Dobrzyniem nad Wisłą. Rycerze Zakonu Dobrzyńców byli pierwszymi użytkownikami warowni w Złotorii nad Wisłą.


Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali od początku do końca.





Autor: Tomasz Chełkowski

Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com





Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)





         
Ostatnia aktualizacja artykułu: 8 II 2014
         

czwartek, 7 listopada 2013

Chrzest Ziemi Lubawskiej i budowa Lubawy - część II



Tur. Zwierzę, które żyło w pruskiej puszczy do XVI w.


            W poprzednim artykule pisałem, że w pruskim "podziale administracyjnym" najważniejsze były lauksy (pola), czyli najmniejsze obszary. Większe podziały o których wspomniałem, czyli na trerry i terulle miały mniejsze, wręcz marginalne znaczenie. Analizując najmniejsze obszary, lauksy musimy wziąć pod uwagę przyrost demograficzny ludności pruskiej oraz spełnianie potrzeb codziennego życia. Ciężko jest uwierzyć, że na początku XIII wieku na każdym lauksie stał gród i w bardzo dużej odległości od siebie, pochowane między drzewami i bagnami były rozrzucone pojedyncze chatki. Samo określenie chatki jest nieprecyzyjne, to były raczej gospodarstwa (kaym) rozsiane po całym polu (lauksie).

            Na każdy kaym składało się kilka, a czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Całość była ogrodzona drewniano-ziemnymi wałami i cały czas gotowa do obrony. Na takie gospodarstwo składały się: chata w której mieszkała głowa rodu razem z żonami (często wieloma) oraz ich dzieci, dom dla niewolników, spichlerz na ziarno, stodoła, stajnia, suszarnia na zboże, studnia i łaźnie. Gospodarstwa takie były rozsiane po całym lauksie.

            Puszcze zamieszkiwane przez Prusów (obecnie województwo warmińsko-mazurskie i obwód kaliningradzki) były bogate w zwierzynę łowną (między innymi dzikie konie i tury), liczne jeziora obfitujące w ryby oraz roślinność nadającą się jako pokarm dla zwierząt hodowlanych takich jak: konie, bydło i trzoda.

            Warto odnotować jeszcze kilka słów o pruskich łaźniach, chociażby z tego powodu aby rozwiać jeden z mitów, który mówi, że ludzie w średniowieczu się nie myli. Otóż myli się, łaźnie stały we wsiach i miastach Polan oraz w pruskich gospodarstwach. U Prusów w każdej łaźni znajdował się piec z polnych kamieni, na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny. Prusowie lubili dbać o swoją higienę i myli się często. Poza tym bardzo lubili śpiew.
Puszcza pruska.


Można powiedzieć, że puszcza była przyjaciółką Prusów, oni oddawali jej cześć, a ona karmiła hodowane przez nich zwierzęta, dawała im zwierzynę, z której mogli pozyskać mięso i futra, oferowała, pszczoły dające miód oraz dzikie rośliny służące za pokarm podczas nieurodzajów, srogich zim i wojen. Miód musiał pełnić ważny składnik w diecie Prusów, skoro jedną ze swoich krain nazwali Barcją (od słów barcie, bartnik). Dziewicza puszcza dawała Prusom schronienie oraz torfowiska bogate w rudę darniową, z której w piecach dymarkowych (hutniczych) i warsztatach Prusowie wytwarzali swoją broń. Jako ciekawostkę warto przytoczyć, że ruda darniowa stanowiła naturalny piorunochron średniowiecznych budynków, działo się tak z powodu jej budowy - obiekty przy wznoszeniu których wykorzystywano rudę, były zawsze suche, budulec ten posiada właściwości wentylacyjne i estetyczne.

 
Powyższa mapa pokazuje obiekty współczesne oraz historyczne na Ziemi Lubawskiej (będącej do XIII w. zachodnią częścią pogańskiej Ziemi Sasinów). Wiemy, że na Ziemi Lubawskiej znajduje się wiele grodzisk, czyli pozostałości po średniowiecznych drewnianych warowniach (grodach). Nie wszystkie udało się zaznaczyć na powyższej mapie. Wiemy o grodach w: Gutowie, Nielbarku, Grodzicznie, Tylicach, nad Jeziorem Zwiniarz, w Sampławie i w Nowym Dworze Bratiańskim. Grodzisko w Nowym Dworze Bratiańskim jest nazywane Góra Pikowa (w okolicy jest jeszcze jedno małe grodzisko między Górą Pikową, a Świętym Gajem - warto dodać, że gaj ten znajdował się w obecnej wsi Łąki Bratiańskie). Na Ziemi Lubawskiej odnotowano również istnienie dwóch tzw. palifatów, czyli pozostałości po osadach, wzniesionych na palach wbitych w dna jezior. Osady te znajdowały się na jeziorach). Archeolodzy potwierdzili obecność obiektów tego typu na Jeziorze Łąkorz i Jeziorze Skarlińskim. Poza tym gród (zapewne o charakterze sakralnym) znajdował się na wyspie Jeziora Radomno. Warto jeszcze dodać, że archeolodzy znaleźli pozostałości dużej osady nad Jeziorem Tarczyńskim w okolicy wsi Tarczyn. Jest jeszcze gród Sassenpils (gród Sasinów na wschód od Lubawy - we wsi Zajączki). 


Prusowie i ich sekret długiego życia
            Powinniście wiedzieć, że w średniowieczu społeczeństwo pruskie cieszyło się doskonałym zdrowiem, potwierdza to przekaz kronikarzy oraz bardziej wiarygodne badania archeologiczno-antropologiczne. Masowe epidemie i liczne w średniowieczu choroby dziesiątkujące społeczności wielu krajów, nie dotykały Prusów żyjących w wielkiej dziewiczej puszczy. Wiele ciekawych informacji, wyników najnowszych badań archeologiczno-antropologicznych oraz analizy zapisków kronikarskich znajdziecie w książce:

Lech Z. Niekrasz, Gdzie jesteście Prusai? - link do darmowej wersji elektronicznej: http://prusowie.pl/dane/Gdzie_jestes_Prusai.pdf


            Nie pojmiemy sekretu długowieczności Prusów bez prześledzenia ich codziennego życia. Co jedli? Czy dbali o higienę? Jakie rośliny uprawiali? Czy lubili biesiady? Jacy byli? I szerzej: Jaką religię wyznawali w dniu przybycia do nich biskupa Chrystiana? Czy od razu wszyscy przeszli na chrześcijaństwo? Na te pytania postaram się znaleźć odpowiedź w tym artykule.

            Misjonarz z zakonu cystersów o imieniu Chrystian rozpoczął swoją misję w 1212 roku. Pomysłodawcą zorganizowania wyprawy do Prus był arcybiskup gnieźnieński Henryk Kietlicz. Wiemy jeszcze, że 18 lutego 1216 roku papież Innocenty III wystawił bullę "terra Lubouia", w której po raz pierwszy pada nazwa "Terra Lubawia" (Ziemia Lubawska). Decyzję papieża poprzedziło przybycie do Stolicy Apostolskiej Chrystiana oraz dwóch pruskich nobilów, których udało mu się nawrócić na chrześcijaństwo. Surwabuno, nobil władający Lubawą otrzymał na chrzcie imię Paweł, a Warpoda, nobil z Łążyna (i prawdopodobnie pan grodu nad Jeziorem Zwiniarz) od tej pory nosił imię Filip. Więcej faktów historycznych podaję w części pierwszej artykułu, a powyższy fragment przytoczyłem, aby zarysować pewne ramy czasowe i przypomnieć, że opisuję to co działo się przed przybyciem Zakonu Krzyżackiego na Ziemię Lubawską.

            Wróćmy teraz na pruskie gospodarstwo. Mamy początek XIII wieku, a o Chrystianie nikt tu jeszcze nie słyszał. W obecnych wsiach Nielbark, Nowy Dwór Bratiański, Sampława, Skarlin, Łąkorz, Grodziczno, Gutowo, Zajączki oraz Nad Jeziorem Zwiniarz, nad Jeziorem Skarlińskim, na wyspie Jeziora Radomno, w mieście Lubawa - tam i w wielu innych miejscach na Ziemi Lubawskiej (wszystkie nie sposób wymienić) na początku XIII wieku znajdują się pruskie grody, niektóre mają dodatkowo podgrodzia. Cały obszar jest podzielony na lauksy, z licznymi pruskimi gospodarstwami. Dodatkowo całość pokrywa gęsta puszcza, w której żyją między innymi tury i dzikie konie. Obszaru pod uprawę pół jest niewiele ponieważ puszcza dla Prusów jest świętością, a drzewa wycina się w ostateczności.

            Jakimi ludźmi byli mieszkańcy Prus? Jak podają kronikarze byli to ludzie kochający śpiew, bardzo gościnni, nie wypuszczali gości głodnymi - wręcz karmili ich aż do momentu "ja już nie mogę, bo zwymiotuję". Wielu mieszkańców województwa warmińsko-mazurskiego i obwodu kaliningradzkiego dalej ma takie cechy w swoich genach - ile razy będąc na gościnie ktoś karmił cię na siłę? "Zjedz jeszcze, dlaczego już nie jesz? No jedz głodnego cię nie wypuszczę" Ilu z was coś takiego słyszało? Czy nie jest to jakaś archetyp, który tutejsi odziedziczyli po Prusach? Ile tak właściwie cech pruskich dotrwało  do naszych czasów?

            Wspominałem Wam, że każde pruskie gospodarstwo (kaym) było ufortyfikowane, czyli otoczone drewniano-ziemnymi umocnieniami. Na gospodarstwie mieszkała głowa rodu, z żoną albo wieloma żonami, z dziećmi i niewolnikami. Na każdy kaym składało się kilka, a czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Na takie gospodarstwo składały się: chata lub kilka chat dla członków rodziny, chaty dla niewolników, spichlerze na ziarno, stodoły, stajnie, suszarnie na zboże, studnia i łaźnie.

Te ostatnie były dla Prusów bardzo ważne. W każdej łaźni znajdował się piec z polnych kamieni, na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny. Prusowie lubili dbać o swoją higienę i myli się często. Nawet jeśli prędzej pływali w jeziorze to i tak po powrocie na swoje gospodarstwo korzystali z łaźni, w których gorąca woda wylewana na kamienie tworzyła parę, umożliwiającą kąpiel parową. Jak to ładnie ujął polski kronikarz Jan Długosz: "łaźnie codzienną były potrzebą, równie u mężczyzn jak i u kobiet; utrzymywali bowiem, że wypędzały z ciała chorobę ostatniego przepicia i przedłużały życie"

            Średniowieczni Prusowie pili wiele rodzajów trunków np: kumys (mleko kobyle) i miód. Ten pierwszy był dostępny najczęściej dla nobilów (władców mieszkających w grodach) oraz najbardziej zamożnych wojowników. Miód był natomiast przeznaczony dla pospólstwa i niewolników. 

            Kumys, czyli kobyle mleko, według Długosza było napojem alkoholowym: "pili końskie mleko, a ono zwykle głowę zawraca" tak pisał nasz XV wieczny kronikarz. Napój ten nie był znany Polanom ani Germanom, znali go natomiast mieszkańcy zaludniający stepowe regiony Wschodu. Czy nie jest to dowód na to, że Prusowie wywodzą się z tamtych ziem, znad Wołgi i Dniepru?

            Miód był napojem syconym, czyli wymieszanym z wodą, gotowanym i pozostawionym do skwaśnienia. Później zaprawiano go szyszkami chmielu, dzięki czemu jego walory smakowe były zbliżone do trunków alkoholowych. Jako ciekawostkę można podać, że Prusowie nie wytwarzali piwa - ulubionego trunku Słowian (Polan). Owszem na Ziemi Sasinów (i w głębi Prus zapewne też) wiedziano czym jest piwo, bliskość Mazowsza, wizyty kupców na przestrzeni wieków z Italii i Bliskiego Wschodu, z krain Polan (szczególnie z Mazowsza) oraz z krain skandynawskich zrobiły swoje, dzięki nim Prusowie poznali inne kultury i wytwarzane przez nie produkty - co potwierdzają liczne znaleziska archeologiczne o których będę pisał w dalszej części.

            Wiemy już, że Prusowie słynęli ze swojej gościnności, dbania o higienę oraz zamiłowania do śpiewu (śpiewali przy każdej okazji). Gdybyś czytelniczko, bądź czytelniku na początku XIII wieku został ugoszczony (-ona) przez Prusów to posadzono by cię za wielkim stołem, a pośladki twoje by spoczęły na krześle lub leżącym w chacie pniu drzewa. Na środku chaty by płonęło ognisko, a dziurki w ścianie by spełniały rolę okna oraz otworu przez który ulatuje dym.

            Jednej potrawy na stole Prusów nigdy nie brakowało, a było nią właśnie mięso. Prusowie, jako ludzie długowieczni kochali ten zwierzęcy produkt. Jak zareagowali by dziś na ludzi, którzy niszczą mięso chemicznymi dodatkami i opowiadają, że tak trzeba? Co by odpowiedzieli tym, którzy dodają do mięsa konserwanty i spulchniacze? I wreszcie jak zareagowaliby na tych, którzy mięsa nie jedzą? Otóż Prusowie by ich wyśmiali! I postąpiliby słusznie. Dlaczego? Już odpowiadam.

            Otóż jak już wspomniałem Prusowie słynęli z długowieczności, badania archeologiczno-antropologiczne dowodzą, że lud ten cieszył się doskonałym stanem zdrowia, a mężczyźni dożywali sędziwego wieku. Poza tym bardzo dużą odpornością na choroby cieszyły się pruskie kobiety. Jak to ładnie ujął Lech Z. Niekrasz: "Prusów nie doświadczały masowe i mordercze epidemie, które wyludniały wielkie połacie średniowiecznej Europy". Czy byłoby tak gdyby się źle odżywiali?

            Prusowie jedli mięso w postaci surowej, gotowanej, pieczonej oraz suszonej. Ze zwierząt hodowlanych preferowali: nierogaciznę, owce, kozy i koninę. Poza tym konsumowali zwierzynę upolowaną, czyli dziczyznę, której rodzajów dziewicza puszcza oferowała im wiele - wystarczy wymienić tylko najważniejsze: niedźwiedź, lis, wilk, tur, żubr (wyginął w wieku XVIII), łoś, bóbr (wytępiony w XIX wieku), dziki koń (wyginął w XVII wieku)  i wiele innych skór z grubej i drobnej zwierzyny.

            Prusowie specjalizowali się w wyrabianiu kiełbas. Głównym składnikiem jednej z pruskich zup o nazwie iuse, przyrządzanych w glinianych garnkach, były sproszkowane kawałki ususzonego mięsa.
            W tym miejscu warto dodać, że Prusom nigdy nie brakowało owczej wełny i lnu. Pruscy mężczyźni nosili odzież wełnianą, a kobiety lnianą.

            Suris (sery) i auctan (masło), poadamynan (surowe mleko),  ructan-dadan (kwaśne mleko kobyle). Przytoczone pruskie nazwy produktów mlecznych oraz badania archeologiczne potwierdzają, że mleko kobyle i jego wyroby były ważnym składnikiem pruskiej diety. Profesor Okulicz - Kozaryn trafnie zauważa, że "na bardzo starą tradycję gospodarki nabiałowej wśród Prusów wskazuje fakt, że wszystkie nazwy z nią związane posiadają rdzennie pruską etymologię i nie zostały zapożyczone z języków obcych".

            Prusowie w swojej diecie preferowali zioła oraz jarzyny z przydomowych ogródków, w których najczęściej rósł groch, bób, fasola, gryka, buraki, brukiew oraz rzepa. Uprawiali też zieleninę w postaci lebiody, pokrzywy i szczawiu. Poza tym w pruskich sadach rosły jabłka, gruszki, śliwki i wiśnie. Z "darów puszczy" na pruskim stole można było znaleźć owoce leśne (jagody, jeżyny, maliny i poziomki). Pruskie gospodynie przyrządzały z owoców susz na zimę, którym urozmaicały liczne potrawy mączne.

            Produkty rolne, zboże stanowiło fundament diety Prusai. Przerabiali oni zboże w kamiennych żarnach na mąkę, z której piekli wiele różnych gatunków chleba. Sompisenis (chleb gruby razowy), geits (chleb żytni) to tylko niektóre z pruskich nazw. Meltan, czyli potrawa z moczonych, suszonych i mielonych ziaren owsa. Jak zauważa Lech Z. Niekrasz jest to potrawa podobna do czegoś co "zachowało się do niedawna na Białorusi, gdzie z owsa przyrządzano gorzkawy w smaku i popijany słodkim mlekiem kisiel".

            Prusowie znali też technologię tłoczenia oleju z maku, lnu i konopi. A na swoich polach uprawiali: żyto, pszenicę, proso, jęczmień i owies.




Religia i "papież Prusów"
            A teraz kilak słów o religii Prusów. Tak wielu regionalistów i historyków pisze o chrystianizacji prowadzonej przez Zakon Krzyżacki, niektórzy coś tam czasem wspomną i biskupie Chrystianie, który przecież nawracał (pokojowo) na długo przed pojawieniem się tu rycerzy w białych płaszczach z czarnym krzyżem.  Jeszcze bardziej nieliczni czasem rzucą jakieś hasło związane z religią Prusów: Święte Gaje, kult natury, składanie ofiar ze zwierząt itp. Dobrze, że powstało Towarzystwo Naukowe Pruthenia, które stara się wypełnić tę lukę.

            Prusowie, z plemienia Sasinów (zajęcy) zamieszkujący przez wiele wieków tereny Ziemi Lubawskiej stworzyli w jej granicach trzy duże miejsca kultu: w Łąkach Bratiańskich (dawniej zwanych Lobnic), Lipach (za Lubawą) i Kurzętniku (tzw. Ciemnik). Były to odpowiedniki chrześcijańskich świątyń zwane Świętymi Gajami. Ich charakterystycznym elementem były piękne drzewa, które czczono i wśród, których składano ofiary licznym bogom. W centrum każdego gaju znajdowało się najstarsze drzewo (często o wyjątkowym kształcie), które razem z wiecznie palącym się ogniem stanowiło największą świętość.

            Święty Gaj nad Drwęcą był miejscem wyjątkowym, ponieważ znajdował się blisko granicy z Mazowszem. Odwiedzali go zapewne Słowianie, którzy dawno temu, za księcia Mieszka przyjęli chrześcijaństwo. Było pośród nich wielu odczuwających tęsknotę za dawnymi wierzeniami dlatego przybywali co jakiś czas z kupcami i prosili wajdelotę (kapłana) o możliwość złożenia ofiary. Pruską Pergurbię nazywali oni Majumą. Często opowiadali o tym, że w kraju Polan, na Mazowszu i dalej było już niewiele Świętych Gajów, przetrwali nieliczni z dawnych kapłanów. Ci, którzy przybywali tu pierwszy raz byli zapewne pod wrażeniem wysokiego ogrodzenie oddzielającego miejsce święte od pozostałych terenów. Nikt obcy, bez pozwolenia wajdeloty, opiekuna wiecznego ognia i świętego dębu nie miał tu prawa wstępu. Kiedyś do Świętego Gaju daleko poza granicami Ziemi Sasinów wszedł jeden misjonarz, chrześcijanie nazywali go Wojciechem. Uczynił to bez pozwolenia, zhańbił swoją obecnością święte miejsce, więc tamtejszy kapłan kazał go zabić. Mam oczywiście na myśli św. Wojciecha.

            Święty Gaj, nad Drwęcą podobnie jak inne tego typu miejsca na terenie Ziemi Sasinów i innych pruskich krain, był otoczony wysokim ogrodzeniem. Było to miejsce najświętsze dla okolicznych mieszkańców. Żadna roślina, drzewo, żadem kamień położony w jego granicach, strumyk przez niego przepływający nie mogły zostać w żaden sposób uszkodzone. Bezprawne wejście na teren Świętego Gaju, polowanie, łowienie ryb były karane śmiercią. Prusowie wierzyli, że duch znajdujący się w drzewie (w lipach żyły dusze kobiet, a w dębach dusze mężczyzn) po ułamaniu gałęzi lub nacięciu kory odczuwa ten sam ból co człowiek i każda rana drzewa może doprowadzić do śmierci duszy, która nie zdąży się odrodzić jako jeden z przodków.

            Każdy ze Świętych Gajów miał swojego opiekuna, wybieranego spośród najmądrzejszych starców. Były to osoby darzone wielkim szacunkiem, podobnie jak biskupi u chrześcijan. Opiekunów takich zwano wajdelotami - w języku pruskim słowo wajdelota brzmiało: KRIWAÎTIS

            W Lipach, Łąkach i Kurzętniku poganie składali ofiary dwa razy w roku: wiosną oraz w okresie żniw. Schodzili się wówczas wszyscy do świętych gajów, biesiadowali, modlili się i odprawiali w nich różne inne obrzędy religijne. Sasini przy świętym drzewie oddawali cześć najważniejszym bóstwom, a mniejszym bożkom poświęcali krzewy. Wiemy, że latem obchodzono święto ku czci bogini Pergurbii, podczas którego kapłan (Wajdelota) brał w prawą ręką płaski talerz, napełniał go nieznanym nam trunkiem i wychwalał boginię Majumę (Pergubrię) tymi słowami: „O Panie Boże nasz Pergubrio”. W dalszej fazie słowiańskiej liturgii odmawiał on dłuższą modlitwę prosząc boginię o „odwrócenie zimy, a sprowadzenie miłej wiosny bo przez ciebie i pola i osady się zielenią, przez ciebie gaje i lasy się odświeżają”. Wajdelota po wypowiedzeniu wszystkich słów modlitwy brał talerzyk w zęby i wypijał zawarty w nim trunek, potem nie dotykając talerzyka rękami rzucał go przez głowę za siebie. Duchowni z plemienia Sasinów zamieszkującego ziemię lubawską powtarzali ten sam obrządek na cześć innych bogów np. Perkuna, który był panem deszczu i grzmotów oraz boga Kurcho i Szwaikstyksta, którego proszono o paszę i trawę dla zwierząt hodowlanych. Okoliczni mieszkańcy mieli także swojego boga żniw, a zwał się on Pilwit – prawdopodobnie na jego cześć odprawiano podobne obrzędy.


            Co jeszcze wiemy? Otóż posiadamy informacje o tym, że w Świętym Gaju w Łąkach Bratiańskich znajdował się pagórek na szczycie którego stał wizerunek (Pruska Baba?) pogańskiego bóstwa. Pagórek ten nazywano Lelum-Polelum. 

            Dobrym dowodem na istnienie Lelum-Polelum i gajów jest sprawozdanie z wizytacji biskupa chełmińskiego A. Olszewskiego z lat 1667 – 1672, w którym duchowny zanotował, że w Łąkach koło Bratiana znajdował się kiedyś Święty Gaj. Sasini oddawali w nim cześć bogini Pergurbii (przez Słowian nazywanej Majumą). W dalszej części biskup pisze o drugim Świętym Gaju w Lipach koło Lubawy.

            Sprawozdanie biskupa pochodzi z drugiej połowy XVII wieku, co oznacza, że niektórzy mieszkańcy mimo przyjęcia chrztu nadal czcili skrycie swych dawnych bogów. Było to zjawiskiem powszechnym na chrystianizowanych terenach. Gaj w Łąkach zniszczono prawdopodobnie w pierwszej połowie XIII wieku – podobno został on „(…) ścięty i zniszczony na zarządzenie biskupa Chrystiana”. 

            Poza tym do naszych czasów zachowało się trochę informacji dotyczących Lelum-Polelum. Otóż najstarsi mieszkańcy opowiadają, że jeszcze w latach 90-tych XX wieku, za resztkami murów zakonu braci franciszkanów w Łąkach Bratiańskich, był usypany pagórek na którym kiedyś stał posąg pruskiego boga. Według podań ustnych miejscowa ludność nazywała go „Lelum – Polelum”. Jest nawet legenda, która następująco opisuje zniszczenie tego miejsca: „(…) Tu zbierali się potajemnie jeszcze w pierwszych wiekach chrześcijaństwa starzy zagorzali poganie, aby odprawić w skrytości swoje nabożeństwa. Opowiadają, że po zburzeniu bóstwa pogańskiego przez chrześcijan oraz po skasowaniu nabożeństw na jego cześć, które były raczej igrzyskami i dzikiemi orgiami, połączonemi z pijaństwem, z obżarstwem i z rozpustą, zagościły na owym pagórku złe duchy, które pod osłoną ciemnych nocy wyprawiały harce piekielne, podobne do tych, jakie tu niegdyś czynili poganie. Owe złe duchy stały się postrachem dla ówczesnych okolicznych mieszkańców. Aby się ich pozbyć, wybudowano na tym pagórku kapliczkę. Od tego czasu złe duchy Lelum – Polelum opuściły”.

            W tym miejscu warto wyjaśnić, że w przeciwieństwie do nas ludzi XXI wieku Prusowie dzielili rok, nie na cztery ale na dwa okresy - lato i zimę. Początek lata, czyli ustąpienie lodu na licznych jeziorach i rzekach, nazywali dagis, a zimę określali słowem semo. Lato było kresem radości, wielu obrzędów, dziękczynnych za ustąpienie zimy i próśb o dobre zbiory. Na początku dagis (lata) Prusowie oddawali cześć bogini Żeminele (od słowa żemina - ziemia). Poza tym latem oddawano cześć bogini Pergurbii, przez Słowian zwanej Majumą. Wyjątkowo uroczyście obchodzono też zakończenie żniw - tzw. dożynki. Prusowie obchodzili dożynki przez wiele dni, pili kumys lub miód i jedli od świtu do nocy.

            W książce Lecha Niekrasza pt: "Gdzie jesteście Prusai?" znalazłem ciekawy opis pruskich dożynek, któremu przewodził wurszajtis (główny ofiarnik, najstarszy, najbardziej szanowany mieszkaniec lauksu): "Wurszajtis, opasawszy się ręcznikiem, wzywa powtóre wszystkich bogów mówiąc: To jest chwalebna ofiara i pamiątka ojców naszych, abyśmy zgładzili gniew bogów swoich; po czym szepcząc obejdzie trzykroć byka około i zarzezą go, a krwie nie rozlewają na ziemię, którą puściwszy w uszatek, czerpią kauszykiem albo czarką, Wurszajtis kropi ludzi, a ostatek rozbierzą w garnuszki i kropią każdy w domu swoim bydło". Następnie następowało pieczenie placków i mięsa nadzianych na drągi „a chłopi siedzą około ognia, przed których niewiasty przyniosą placki niepieczone, a oni ująwszy każdy po placku, rzuca jeden drugiemu w ręce przez płomień, tak długo chwytając, aż się upieką". Prusowie wierzyli w świętość ognia, a najświętszy był dla nich wieczny ogień płonący w każdym Świętym Gaju. Dlatego po śmierci ubierali zmarłych w najlepszy strój i po wielu dniach, a czasem tygodniach uczty (na stypie) dokonywali obrządku pogrzebowego, który polegał na spaleniu zwłok. Jako ciekawostkę warto podać fakt, że zmarły nawet podczas kilkutygodniowej stypy nie rozkładał się ponieważ jego ciało cały czas było zamrożone - bądź przebywało w bardzo niskiej temperaturze. Pisało o tym kilku kronikarzy, spośród których postanowiłem zacytować żyjącego w IX wieku Wulfstana: "Gdy umrze tam jakiś człowiek, nie spalony leży on w swym domu u rodziny i przyjaciół jeden miesiąc lub niekiedy dwa; (…) niekiedy przez pół roku nie są oni spaleni i leżą na wierzchu w swoich domach. A przez cały ten czas, kiedy nieboszczyk jest w domu, piją tam i bawią się aż do dnia, w którym go spalą” (...) posiadają taką umiejętność, że potrafią wytwarzać zimno. I dlatego nieboszczyk leży tam tak długo i nie rozkłada się, ponieważ działają na niego zimnem (…). A jeżeli postawi się dwa naczynia pełne piwa lub wody, potrafią oba zamrozić, obojętne, czy jest lato, czy zima”.

            Wynalazek Prusów był zapewne połączeniem soli i lodu. Jednak nie rozgryźli tego kronikarze, nawet Zakon Krzyżacki nie dowiedział się jak Prusowie schładzają ciała swoich zmarłych.          
Wizerunek świętego dębu i tzw.  trójcy z Romowe (patrz opis poniżej)


"Papież Prusów"
            Istnieją wzmianki o pewnym pruskim wajdelocie, który zyskał szacunek wśród wszystkich pruskich plemion. Niektórzy nazywają go papieżem Prusów. Jego Święty Gaj znajdował się w Nadrowi, w miejscowości Romowe, na północ od Jeziora Mamry.  Wszyscy nazywali go Kriwe, czy było to jego imię? A może przezwisko od używanej przez niego wysokiej laski zwanej kriwule? Tego nie wiemy. Wajdelota z Romowe słynął z mocy nadprzyrodzonych, widział dusze zmarłych, przepowiadał przyszłość i potrafił władać magią, której bogiem był Potrimpus. Jego Święty Gaj, tak jak wszystkie takie miejsca, był otoczony wysokim ogrodzeniem. W jego centrum stał ogromny dąb, a z jego pnia wyrastały trzy ogromne gałęzie o niesamowitym kształcie. Do każdej gałęzi było przyczepione wyobrażenie jednego z trzech pruskich bogów: Patollusa (boga śmierci), Potrimpusa (boga magii) i Perkunasa (boga błyskawic). Była to tzw. trójca z Romowe.




Ziemia Lubawska pogańska, czy chrześcijańska? Jak było przed przybyciem biskupa Chrystiana?

            Odpowiedź na powyższe pytanie nie jest łatwa. Zanim przedstawię Wam swoją hipotezę chciałbym odwołać się do książek napisanych przez trzech różnych uczonych. Pierwszy z nich Kazimierz Grążawski w publikacji pt.: "Ziemia Lubawska na pograniczu słowiańsko-pruskim" zauważa, że w grodziskach w Nielbarku, w okolicy Lidzbarka Welskiego (Nowy Dwór - Nick), w osadzie odkopanej przez archeologów nad Jeziorem Tarczyńskim (okolice wsi Tarczyny) oraz w grodach w Zwiniarzu i Gutowie mieszkali Słowianie - mają tego dowodzić liczne słowiańskie znaleziska. Patrząc na powyższą mapę i nakładając na nią to co proponuje prof. Grążawski zauważymy, że cała południowa część (okolice Lidzbarka Welskiego aż po Tarczyny i Gutowo oraz część zachodnia (Nielbark i zapewne też palifaty, czyli grody na Jeziorach: Skarlińskim i Jeziorze Łąkorz) były zamieszkiwane przez Słowian (Polan). Owej koncepcji dodaje mocy inny wybitny uczony Wojciech Kętrzyński, który żył w XIX wieku i podkreślał, że wiele wsi na Ziemi Lubawskiej powstało w okresie "przedkrzyżackim". Krzyżacy pojawili się na Ziemi Lubawskiej najszybciej w 1230 roku, a przejęli ją podstępem w roku 1236/1234 roku kiedy biskup Chrystian był więziony przez Prusów w Sambii.

            Jednakże z drugiej strony mamy Grzegorza Białuńskiego, który w artykule pt.: "O zasiedlaniu Ziemi Lubawskiej w okresie przedkrzyżackim w świetle źródeł pisanych i toponomastycznych" (Pruthenia, tom. IV Olsztyn 2009) pisze o wsiach, których nazwy mogą wskazywać na korzenie pruskie. Oto cytat z Białuńskiego: "udział ludności pruskiej w osadnictwie ziemi lubawskiej nie ulega najmniejszej wątpliwości – jest potwierdzony zarówno w 1216, jak w 1240 i 1255 r. Trudniej wskazać konkretne punkty osadnicze, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa były to – Omule, Gierłoż Polska (i Gierłoż), Lubawa i Targowisko, Sampława, Łążyn (Zwiniarz), Szczepankowo (Skole) i ewentualnie Gryźliny, Montowo, Gwiździny (z Krzemieniewem) oraz Grabowo". Wiemy, że istniało imię pruskie Gryźlin, niektórzy uważają, że wsie o tej nazwie wywodzą się właśnie od tego pruskiego imienia. W Nowym Dworze Bratiańskim (powiat nowomiejski) niedaleko Łąk Bratiańskich (wsi sąsiadującej od północy z Nowym Miastem Lubawskim) znajduje się wczesnośredniowieczne pruskie grodzisko, a na północ od niego wieś Gryźliny. Możliwe, że jeszcze na początku XIII wieku znajdowało się tam pruskie pole (lauks).

            Kolejny lauks znajdował się zapewne na północ i północny-wschód od Lubawy. Tam gdzie obecnie znajdują się wsie Gierłoż, Gierłoż Polska, Zajączki i Glaznoty. W ich okolicy przepływa rzeczka Gizela, która następnie wpływa do Drwęcy. We wsi Zajączki do dnia dzisiejszego znajduje się ogromna pozostałość (grodzisko) po starym pruskim grodzie. Znamy nawet jego starodawną nazwę, która brzmi Sassenpils (gród Sasinów).
      
Po lewej widzimy Lubawę, obrazki wskazują, że kiedy biskup Chrystian pojawił się na tych terenach to znajdował się tam gród z podgrodziem oraz pogański Święty Gaj. Dalej na wschód zaznaczyłem gród Sassenpils we wsi Zajączki. Natomiast kamień pokazuje, że tam w tym lesie znajduje się do dnia dzisiejszego pruskie sanktuarium, czyli święte kamienie ofiarne.

Kolejne zdjęcie satelitarne pokazuje (podobnie jak powyższe) wieś Zajączki (Sassenpils) oraz po lewej rzekę Drwęcę i wsie Gierłoż - pomiędzy nimi przepływa niewidoczna na zdjęciu mała rzeczka Gizela.


            Moja hipoteza:

            Zdaję sobie sprawę, że mój artykuł, zarówno pierwsza jak i obecna druga część, są skromne, stanowią zaledwie zarys historii, krótki, ogólnikowy wycinek. Daleko mi do doskonałości, pasjonatów i naukowców takich jak Kazimierz Grążawski, Grzegorz Białuński, Wojciech Kętrzyński, Robert Klimek i wielu innych. Jednak z drugiej strony chciałbym zaproponować swoją hipotezę. Otóż zauważyłem, że Ziemia Lubawska jako teren pogranicza, do 966 roku pogańsko-pogańskiego (słowiańsko-pruskiego), a następnie chrześcijańsko-pogańskiego i wreszcie od drugiej połowy XIII wieku polsko-krzyżackiego, sprawia badaczom wiele problemów. Do kiedy pogańska, a od kiedy chrześcijańska? Pruska, czy polska? Czy to już były Prusy? Czy wielka dziewicza puszcza to już Ziemia Lubawska? Ziemia Sasinów i Ziemia Lubawska, czym się różnią? Pytania tego typu można mnożyć, a odpowiedzi padają różne. Uczeni polemizują na temat przynależności etnicznej i kulturowej tych terenów, trwa nawet spór o to od kiedy zachodnia część Ziemi Sasinów stała się Ziemią Lubawską.

            Wszyscy znamy opowieści o zamordowanym w 1217 roku wojewodzie mazowieckim Krystynie, który zbudował liczne grody i ochraniał Mazowsze przed pruskimi najazdami. Tylko dlaczego musimy zaraz zakładać, że jego umocnienia sięgały aż po Ziemię Lubawską? Słyszałem nawet teorie, że gród w Nielbarku to też były umocnienia wojewody Krystyna. Czy nie jest to już lekka przesada? Rozumiem, że archeolodzy odkopali w tutejszych grodziskach wiele słowiańskich przedmiotów ale na litość boską tu krzyżowały się szlaki bursztynowe, przez te tereny wędrowało wielu kupców. Czy fakt, że na terenie Prus odnajdywano monety perskie z VI i VII wieku oznacza, że tu mieszkali Persowie? Albo monety i przedmioty z Rzymu, czy one oznaczają, że tu był Rzym? W Lubawie, a prędzej we wsi Targowisko organizowano targi (również targi niewolników) czy jeśli odkopiemy tam jakiś skarb wikingów, Duńczyków albo Egipcjan to będziemy stawiać hipotezę, że to były ich ziemie? Wydaje mi się, że nie. Dlaczego więc na siłę przeciąga się granice Mazowsza aż na południową i zachodnią część Ziemi Lubawskiej? Moim zdaniem wyraźną granicę między Ziemią Lubawską (Ziemią Sasinów) i Mazowszem stanowił gród w Michałowie (obecnie Brodnicy), którego głównym zadaniem była ochrona ziem Polan przed atakami Prusów. Taką samą rolę w czasach Bolesława Krzywoustego spełniał gród w Santoku (województwo Lubuskie), który ochraniał ziemie Polan przed atakami Pomorzan - pięknie tamte czasy opisał Józef Ignacy Kraszewski w książce pt.: "Królewscy synowie" (polecam!).


            Moim zdaniem tereny Ziemi Lubawskiej, a szerzej na wschód Ziemi Sasinów były po prostu wyjątkowe i to pod wieloma względami. W 966 roku Mieszko przyjął chrzest, Polanie zaczęli zrywać kontakty ze starymi bogami.  Ale czy wszyscy tak po prostu zgodzili się odrzucić wierzenia swoich przodków? Oj wydaje mi się, że nie. Ci najbardziej radykalni zapewne woleli odejść tam, gdzie będą mogli spokojnie kontynuować tradycje religijne swoich przodków.  Niektórzy z nich przywędrowali zapewne do Prus, krain w których dalej stały Święte Gaje. Czy obszar pogranicza nie mógł stanowić schronienia dla takich osób? I czy liczne opowieści o znanych (Święte Gaje w Lipach i Łąkach Bratiańskich) i mniej znanych (Gaj Ciemnik w Kurzętniku; Święty Gaj w Nielbarku; obiekt sakralny na wyspie Jeziora Radomno, święte miejsce w Zwiniarzu) pogańskich świętych miejscach na Ziemi Lubawskiej nie dowodzą, że do czasów biskupa Chrystiana raczej przeważał tu żywioł pogański?  


            Wiemy więc, że z jednej strony tereny te zamieszkiwali na stałe Prusowie (z plemienia Sasinów), a Słowianie z kraju Polan często tu zaglądali, niektórzy może nawet mieszkali na Ziemi Lubawskiej. Z drugiej strony poza legendą o spaleniu kościoła w XII wieku we wsi Brozie Polskie (obecnie powiat brodnicki) raczej możemy mówić o niemalże stuprocentowej, wielowiekowej dominacji pruskiej religii na Ziemi Lubawskiej, która zaczęła się załamywać dopiero po przybyciu Chrystiana z misjonarzami ok 1215 roku. Czy fakt ten nie potwierdza mojej hipotezy? Ziemia Lubawska, jako teren pogranicza była azylem dla wyznawców starej wiary. Prusowie i Słowiane razem modlili się tu w Świętych Gajach, i po staremu dziękowali bogom za odejście złej zimy, razem zgodnie z odwieczną tradycją biesiadowali po udanych żniwach. Wiara ich przodków musiała kwitnąć na tych terenach aż do czasów przybycia Chrystiana, a potem zaczęli ją niszczyć Krzyżacy. Ostatecznie kultura i religia Prusów nie wytrzymała starcia z protestantami i zanikła w XVII wieku. Jednak dzięki archeologom i kronikarzom w XXI wieku zaczyna odradzać się ponownie - jak mityczny feniks odradzał się z popiołów.

Święty Gaj


            Objawienie Matki Boskiej w Świętym Gaju w Lipach za Lubawą

            W moich rozważaniach niezwykle istotne są wszelkie wzmianki o Prusach i biskupie Chrystianie w okresie przedkrzyżackim. Wszelkie zapiski i podania o Surwabuno, pruskich miejscach sacrum, świętych drzewach ścinanych przez chrześcijańskiego biskupa itp. dowodzą mojej hipotezy o Ziemi Lubawskiej jako obszarze, w którym tradycyjna pruska religia była silna, a okoliczna ludność wyznawała tu starych bogów, często wspólnie ze Słowianami. Biskup Chrystian w to wszystko wszedł w ok. 1215 roku i jak podają niektóre legendy to on, a nie Zakon krzyżacki nawrócił tutejszą ludność na chrześcijaństwo.


            Jedną z takich wzmianek o Świętym Gaju w Nielbarku znalazłem na fenomenalnej stronie Roberta Klimka: "Grodzisko użytkowane było prawdopodobnie do początków XIII w., kiedy to zostało spalone – o czym świadczą znalezione ślady spalenizny. Wg. legendy niedaleko Nielbarka znajdował się niegdyś święty gaj Prusów, w którym biskup Chrystian ściął toporem lipę (święte drzewo utożsamiane u Prusów z symbolem żeńskim). Później na miejscu ściętego drzewa ukazała się podobno biskupowi Matka Boska" - http://grodziska.eu/ziemia-sasinow/      


            Robi się ciekawie prawda? Nie dość, że posiadamy wzmianki o Ciemniku, czyli gaju położonym w okolicy zamkowej góry w Kurzętniku, nie dość, że Grążawski sugeruje, że grodzisko na wyspie Jeziora Radomno miało charakter sakralny, a Białuński pisze o świętym miejscu niedaleko grodziska nad Jeziorem Zwiniarz "nazwę pobliskiego jeziora i wsi Zwiniarz (pierwszy raz jako Swiner, Swyner, 1336), które może powstało od pr. swints ‘święty’, a więc byłyby to okolice świętego miejsca, zwykle położonego na krańcach osadnictwa" to jeszcze do tego wszystkiego znamy dwie legendy o objawieniach Matki Boskiej w dwóch pruskich Świętych Gajach w Łąkach Bratiańskich i w Lipach koło Lubawy. Czy te wszystkie fakty nie są niesamowite? Tyle obiektów sakralnych o charakterze pogańskim znajdowało się na Ziemi Lubawskiej, a niektórzy dalej upierają się, że te tereny mogły należeć do Mazowsza. A przecież Mazowsze i inne ziemie Polan przyjęły Chrześcijaństwo już w X wieku. Czy władcy Mazowsza tolerowaliby tak liczne pogańskie miejsca kultu aż do czasu przybycia biskupa Chrystiana? I jeśli tu było Mazowsze to kogo nawracał biskup Chrystian? Skoro Nielbark był grodem mazowieckim (wojewody Krystyna) to dlaczego w pierwszej połowie XIII wieku biskup Chrystian ścinał tu drzewo, stojące w centrum Świętego Gaju? Gdyby to był obszar chrześcijan z Mazowsza to zamiast gaju powinien tu raczej stać kościół.


            Przejdźmy teraz do jednego z najważniejszych pruskich miejsc kultu na Ziemi Lubawskiej. Mam oczywiście na myśli Święty Gaj w Lipach koło Lubawy. Niezwykle ciekawe informacje na jego temat znalazłem w czasopiśmie Pielgrzym (Pelplin; 23 i 30 VI 1991 R.II, nr 13), w artykule ks. Zygmunta Gutowskiego pt.: "Patronka Ziemi Lubawskiej".  Ksiądz Gutowski pisze w nim ciekawe rzeczy np.: "Kult Matki Bożej Lipskiej jest starszy niż cześć, jakiej doznaje Maryja na Jasnej Górze. Początkami sięga prehistorii Ziemi Lubawskiej, czyli czasów kiedy Lubawę i jej okolicę zamieszkiwały pogańskie plemiona Prusów (...) Czciły bożków pod drzewami w świętych gajach lub na brzegach jezior. W Łąkach Bratiańskich koło Nowego Miasta oraz w Lipach Lubawskich składały krwawe ofiary bogini Maiumie". W podobnym, trochę antypruskim, deprecjonującym pruskie wierzenia, duchu brzmią słowa spisane przez biskupa Andrzeja Olszewskiego w protokole wizytacyjnym z lat 1667-1672: "Miejsce bardzo starodawne, od niepamiętnych czasów uchodzące za święte przez czcicieli poprzedniego zabobonu w uroczym gęstym gaju ocienione gałęziami bukowymi i lipowymi. Prusowie, gdy wracali z okolic bratiańskich, gdzie obecnie Łąki Bratiańskie, po bezbożnych uroczystościach ku czci Maiumy zmęczeni tu się zatrzymywali by się pogańskim obyczajem oddawać rozpuście".


            Wreszcie nadszedł czas na przytoczenie legendy spisanej w XIX wieku przez lubawskiego proboszcza. Opis jest oparty na starych kartach parafialnych i pradawnych wierzeniach okolicznych mieszkańców. Całość znajduje się w książce ks. J. Fankidejskiego pt.: "Obrazy cudowne i miejsca w dzisiejszej diecezji chełmińskiej - podług urzędowych aktów kościelnych i miejscowych podań" (Pelplin 1880). Dziewiętnastowieczna relacja jest bardzo ciekawa ponieważ nie wspomina o Krzyżakach, a skupia się na czasach pruskiego nobila i biskupa Chrystiana. A oto jej treść: "Wnet po nawróceniu się księcia Surwabuno jacyś ludzie zobaczyli w Lipach dziwną jasność, rozlaną wokół korony starego drzewa lipowego, uchodzącego za święte. Przy wytryskującym u jego stóp źródle składano od wieków krwawe ofiary. Jasność promieniowała z niewielkiej figurki Matki Boskiej tkwiącej na gałęzi owego drzewa. Znalazcy zanieśli figurę do kościoła już podówczas w Lubawie zbudowanego. Ale nie było to zgodne z zamiarami Bogurodzicy. Nie miasto wybrała sobie na swą siedzibę. Objawiła się, by pomóc w pracy misyjnej i wyrugować resztki pogaństwa z ziemi lubawskiej. Najsilniej opierano się nowej wierze właśnie w Lipach. Tam gdzie od niepamiętnych czasów zbierali się ku modlitwie Prusowie postanowiła pozostać. Figurka znikła z lubawskiego kościoła w cudowny sposób i znowu ukazała się na drzewie lipskiego uroczyska. Cud się powtórzył, gdy ją na powrót przeniesiono do Lubawy. Wtedy dopiero stało się jasne, że Najświętsza Maryja Panna upodobała sobie Lipy. Pod przewodnictwem Chrystiana i księcia Surwabuno z miasta wyszedł w procesji cały lud nowo nawróconych lubawian. W lipskim gaju apostoł Lubawy wygłosił płomienne kazanie wzywając do zaprzestania praktyk pogańskich w miejscu objawienia Matki Bożej. Potem przypadł do pnia drzewa, które cześć boską odbierało, i sam dokonał pierwszego cięcia siekierą. W jego ślady poszli inni. Wiekowa lipa runęła na ziemię. W miejscu gdzie rosła, wzniesiono drewnianą kapliczkę ku czci Matki Boskiej, ale cudownej figurki w niej nie pozostawiono z obawy, by jej kto w odludnym gaju nie zbezcześcił. Umieszczono ją w kościele parafialnym obiecując, że co roku w święta maryjne przenosić się ją będzie do Lip i czcić w zbudowanej dla niej kaplicy".

            Jak już wspomniałem w powyższej relacji nie ma nawet najmniejszej wzmianki na temat Krzyżaków. Co to oznacza? A no to, że opisywane wydarzenia rozgrywały się w przedziale czasu 1215 lub 1216 - 1230 (najpóźniej w 1236 roku). Rok 1236 stanowi ostateczną możliwość ponieważ to właśnie wtedy Krzyżacy podstępem odebrali biskupowi Chrystianowi Ziemię Lubawską. Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden fakt. Wszyscy piszą, że 18 lutego 1216 roku papież Innocenty III nadał Ziemie pruskich nobilów, Surwabuno i Warpody, Chrystianowi i uczynił go biskupem całych Prus. W podaniu jednak Surwabuno żyje w Lubawie (lub co bardziej prawdopodobne w swoim grodzie niedaleko zbudowanego miasta - czyli Lubawy) razem z biskupem Chrystianem, który zapewne rezydował w drewnianym zamku wzniesionym w widłach rzek Sandela i Jesionka. Biskup zapewne nie mieszkał tam cały czas ponieważ posiadał jeszcze Grudziądz, Zantyr i inne grody. Mało tego, Surwabuno jest tu nazywany księciem! Co to oznacza? Zapewne to, że Surwabuno z jednej strony przyjął chrzest i poddał się (przynajmniej duchowej) władzy (zwierzchnictwu) Kościoła i biskupa Chrystiana, a z drugiej strony dalej mieszkał w swoim grodzie, miał swoich zbrojnych, dalej cieszył się poważaniem Prusów z pobliskich lauksów. Zmiana polegała na tym, że Surwabuno zapragnął być taki jak zachodni książęta, może pomyślał, że będzie dla Prusów tym, kim Mieszko był dla Polan? Tego nie wiemy, ale sam fakt, że nazywano go księciem, a nie nobilem jest nader fascynujący.

          O czasach pogańskich w Lubawie piszą jeszcze autorzy "Słownika Geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" (T. V, 1880 – 1992 Warszawa, s. 385. Wersja elektroniczna:
Według nich "Tylko jeszcze stary dąb w gaju, był przeszkodą, który resztki pogan pruskich około siebie gromadził. Jest do dziś dnia podanie, że w tym gaj podówczas Matka Boska objawiła się i kaplicę jej chciano postawić. Ale biskup Chrystian rzekł: "Nie może być Matka Najśw. czczona obok bożyszcza pogan; pójdźmy i dąb ów obalmy. Poczem poszli z miasta w procesyi i dąb św. zerwali".

            Zamiast świętej lipy mamy dąb, reszta jednak nie ulega zmianie ani jednej wzmianki o Krzyżakach, jest za to Surwabuno i biskup Chrystian. W tym samym Słowniku autorzy podają jeszcze informację, która wzmacnia to co napisałem w poprzednim artykule. Mam na myśli teorię, że Lubawa była pierwszym miastem w Prusach i zaczął ją budować biskup Chrystian w miejscu (albo obok) grodu z podgrodziem, który zamieszkiwał nobil Surwabuno. Sami autorzy XIX wiecznego Słownika podają następujące informacje: "Niektórzy piszą, że miasto założone w r. 1201, akta zaś lubawskie, nie wiadomo na czem oparte, utrzymują, że to się stało r. 1214, kiedy Prusak nawrócony Surwabuno Chrystianowi zapisał Lubawę".

Wyobrażenie grodu z podgrodziem. Pozostałości takich miejsc (m.in. w Nielbarku, Grodzicznie, Nowym Dworze Bratiańskim, Gutowie, nad Jeziorem Zwiniarz) nazywamy grodziskami.
         



Bursztyn - skarb Bałtyku

            Wyprawy do Prus po bursztyn organizowano od czasów starożytnego Rzymu, a może i jeszcze prędzej. Znawcy tematu znają historię o "bursztynowych igrzyskach" zorganizowanych przez cesarza Nerona w I w. n.e. Bursztyn bałtycki, czyli zastygłą w głębi morskiej przed milionami lat kopalną żywicę drzew iglastych znano i ceniono również w Helladzie, Arabii, Egipcie oraz Persji. Rzymianie kochający luksus i bogactwo często próbowali zdobyć ten "skarb Bałtyku". Z jego powodu Prusów często napadali Wikingowie oraz Brytowie i Polanie. Już w I w. n.e. na Ziemi Sasinów przecinały się dwa szlaki bursztynowe: rzymski i wołyński. Pierwszy wiódł do Italii, a drugi do Arabii, Egiptu, a od VII wieku do "świata Islamu". Pierwszym z nich zagraniczni kupcy podążali po bursztyn nad Bałtyk, a drugim od ujścia Wisły przez Wołyń nad Morze Czarne.

            Spośród licznych archeologicznych znalezisk (np.: naszyjnik z monet arabskich w Sambii; rzymskie naczynia z II i III wieku n.e.; srebrne perskie monety z VI i VII w. n.e. ; liczne kolie bursztynowe i naszyjniki) chciałbym przybliżyć kilka z Ziemi Lubawskiej dowodzących obecności Rzymian na tych terenach. Mam na myśli m.in. skarb składający się z 1134 monet rzymskich z lat 54 – 211 n.e. znaleziony w 1740 roku we wsi Gierłoż (gm. Lubawa) położonej nad rzeką Gizelą, która kiedyś przepływała przez jeden z pruskich lauksów. Innym dowodem dalekosiężnych kontaktów handlowych jest pierścień ze złota wykopany pod Byszwałdem (gm. Lubawa), srebrny naszyjnik znaleziony w Rybnie Lubawskim oraz dwie monety rzymskie znalezione w Łąkorzu wsi położonej w powiecie nowomiejskim, w gminie Biskupiec. Monety przedstawiają Antoniusza Piusa władającego Imperium Rzymskim w latach 131 – 161 n.e. oraz jego żonę Faustynę, zmarłą w 141 roku.




Uwaga:


Prusów nie należy mylić z Niemcami.


Prusowie to nie są Niemcy tylko prawowici mieszkańcy Prus,


czyli obecnego województwa warmińsko-mazurskiego i obwodu kaliningradzkiego.




Uroda pruskich kobiet

            Pruskie dziewczęta  tak samo jak obecnie Polki były znane ze swej urody. Były pożądane najczęściej przez Duńczyków i wikingów, którzy porywali je przy każdej nadarzającej się okazji. Powiedzmy sobie szczerze piękna Prusinka albo Polka (Słowianka) jako żona bądź służąca marzyła się wielu średniowiecznym mężczyznom. Do dziś wielu mężczyzn z Zachodu zachwyca się urodą naszych dziewcząt. Dlaczego Prusinki były takie ładne? Czy to z powodu zdrowego stylu życia o którym już pisałem? Pewnie w znacznym stopniu tak, wszak wygląd zewnętrzny oraz zdrowie są zależne od tego co człowiek je i pije oraz jak spędza wolny czas.

            "Ludzie ci mają błękitne oczy, czerwoną twarz i długie włosy" tak o wyglądzie Prusów pisał żyjący w XII wieku kronikarz Helmold. Opisy o niebieskich, błękitnych oczach pojawiają się u kilku kronikarzy i pokrywają się z wynikami badań archeologicznych. Jak podaje Lech Z. Niekrasz: "Prus, podobnie jak Polak i Skandynaw w wiekach średnich był postawnym mężczyzną o jasnej cerze, jasnych włosach i oczach. Kobiety pruskie swym wyglądem również przypominały Słowianki".

            Cechą charakterystyczną pruskich dziewcząt była umiejętność łączenia wielu pozytywnych cech. Z jednej strony były piękne i potrafiły się ładnie ubrać, a z drugiej w swoich domach na zwykłych krosnach umiały wytwarzać wełniane i lniane ubrania (m.in. kaftany, płaszcze, koszule, futrzane czapki i spodnie zwane lagno), które mogły śmiało konkurować (jak byśmy to dziś nazwali) z zagraniczną konkurencją.

            Prusinki ceniły biżuterię, z bursztynu, miedzi i mosiądzu. Lubiły bransolety i naszyjniki oraz kółka wieszane na uszach. Znaleziska archeologiczne dostarczają nam wielu informacji dowodzących tego, że Prusowie, a przede wszystkim ich płeć piękna dbali nie tylko o higienę ale też o swój wygląd - kościane grzebyki z brązowymi okuciami, ażurowe zapinki, zawieszki, naszyjniki, wisiorki, zausznice i wiele innych ciekawych znalezisk zostało odkrytych dzięki archeologom.  

            W wielu książkach możecie przeczytać, że niby Prusowie nie cenili bursztynu, a pruskie kobiety nie nosiły bursztynowej biżuterii. Sławomir Klec Pilewski w swoim artykule (link - http://prusowie.pl/historia/dysputy_pilewski-1.php) podważa tego typu teorie. Ja również się z nim zgadzam. Pisanie o Prusinkach, nie noszących bursztynowej biżuterii jest (delikatnie mówiąc) niepoważne. Jak można mówić, że Prusai nie cenili swojego skarbu, po który od setek (a może nawet tysięcy) lat przybywali kupcy z Italii i Bliskiego Wschodu? Moim zdaniem Prusinki lubiły bursztynowe ozdoby, ponieważ był to ich "narodowy skarb", a ci którzy piszą inaczej są w błędzie, mylą się tak samo jak osoby opowiadające teorie typu: "ludzie w średniowieczu się nie myli i żyli krótko". Wszystko wskazuje na to, że w średniowieczu ludzie jednak się myli, a osób osiągających wiek 60-70 lat nie brakowało.
Naszyjnik bursztyn.


Naszyjnik bursztynowy.


Zapinki kapturowe brąz.


Zapinki srebrne.
           






Polecam artykuły:

Dysputy o historii. Prusowie w archeologii, handlu, Chrześcijaństwie, demokracji i historii - http://prusowie.pl/historia/dysputy_pilewski-1.php


Bursztynowa terra incognita - http://www.amber.com.pl/zasoby/historia-bursztynu/item/1276-bursztynowa-terra-incognita 





Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com






Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)





         
Ostatnia aktualizacja artykułu: 8 II 2014