ROZDZIAŁ 5
RYCERZ KTÓRY STARA
SIĘ PRZESTRZEGAĆ KODEKSU
[ Tyle bólu i cierpienia. Miasto płonęło, wiele osób płomienie trawiły
żywcem, a ich krzyk było słychać z oddali. Płacz dzieci był taki głośny. I
pomyśleć, że to wszystko było dziełem chrześcijan, którzy Roku Pańskiego 1202
wyruszyli do Ziemi Świętej na wyprawę krzyżową. Niestety siły piekielne i
chciwość ludzka sprawiły, że europejscy rycerze zamiast pogan na Bliskim Wschodzie
zaatakowali Konstantynopol. Po oblężeniu nastąpiła rzeź mieszkańców miasta. Jak
do tego doszło? Dlaczego europejscy rycerze zabijali chrześcijańskich
mieszkańców Konstantynopola? Czy ich serca i umysły opanowały siły piekielne?
Nikt tego nie wiedział. Faktem jest jednak to, że mord na mieszkańcach miasta w
1204 roku był straszny. Z czasem wydarzenia z lat 1202-1204 nazwano czwartą
wyprawą krzyżową. ]
Ścibor obudził się zlany potem.
Znowu ten sam sen o rzezi mieszkańców Konstantynopola. Te wydarzenia zmieniły
go na zawsze, prześladowały każdej nocy w snach, krwawych, okrutnych,
pokazujących, do czego z powodu żądzy władzy i bogactwa mogą posunąć się ludzie.
Był wówczas giermkiem, usługującym swojemu panu, marzącym o przygodach, walce z
potworami i dostąpieniu godności rycerskiej. Myślał, że na wyprawie krzyżowej
zyska chwałę, że dzięki posługiwaniu swojemu panu sam zostanie pasowany na
rycerza. Co też nastąpiło, ponieważ zabił łucznika, który wbrew zasadom honoru
chciał zastrzelić jego pana, rycerza. Wszyscy wiedzieli, że honorowa walka
rycerzy to walka jeden na jednego. Do walki takiej osoby trzecie nie miały
prawa się wtrącać. Rycerze brzydzili się walki bronią dystansową i wierzyli, że
tylko starcie jeden na jednego, konno na kopie lub pieszo na miecze jest
honorowe. A przynajmniej powinni się brzydzić. Niestety wśród nich wielu było
takich, którzy walczyli tylko dla łupów, nie zważając na honor i kodeks. Ścibor
po pasowaniu na rycerza i opuszczeniu swojego pana postanowił, że będzie inny,
przyrzekł, że zawsze będzie żył zgodnie z zasadami rycerskiego kodeksu.
Podszedł do okna i otworzył
drewnianą okiennicę. Na zewnątrz cały czas królowała noc, jednak dzięki jasnym
promieniom księżyca było widać brukowaną ulicę ciągnącą się przy karczmie. Była
to jedna z wielu karczm stojących w Płocku, w którym cały czas nie odbudowano
wszystkich budynków po ataku pogańskich Prusów. Kiedy wieści o najeździe na
Michałowo i Płock, o uprowadzeniu w niewolę wielu mieszkańców oraz o licznych
ofiarach dotarły do jego uszu postanowił, że stawi czoło ohydnym poganom,
którzy trwają przy wierze w swoje bóstwa i odrzucają zbawienie, które oferuje
im Chrystus. Okazja nadarzyła się szybko, ponieważ Chrystian, biskup, który
nawrócił wielu pogan mając poparcie papieża po raz kolejny wzywał wszystkich
chrześcijańskich rycerzy, aby wkroczyli do wielkiej puszczy na Północ od Płocka
i walczyli z poganami - oczywiście z tymi, którzy dalej trwają przy swoich
bogach. Podobno biskupowi udało się nawrócić potężnego pruskiego władcę o
imieniu Surwabuno, który był tak bogaty i wpływowy, że dostąpił zaszczytu
audiencji u samego Ojca Świętego Innocentego III.
Jego rozmyślania o biskupie i
poganach nagle przerwał dźwięk dochodzący z sąsiedniej uliczki. Jakby odgłosy
kroków i brzęk metalu. Zdziwił się, ponieważ nocą, po zamknięciu bram miejskich
do pilnowania porządku i sprawdzania, czy ktoś nie łamie ciszy nocnej
wyznaczano żołnierzy - tzw. straż lub milicję miejską. Ludzie tacy byli w
każdym mieście, zawsze za dnia i po zmroku, kiedy zamknięto bramy miejskie,
podniesiono mosty zwodzone pilnowali oni porządku. Dodatkowo w nocy patrolowali
ulice i sprawdzali, czy nikt nie zapala ognia, ponieważ w mieście, w którym
większość budynków była drewniana ogień mógł wywołać pożar.
Ścibor postanowił, że sprawdzi skąd
dochodzą te tajemnicze odgłosy. Natychmiast założył gruby, wykonany z lnianego
płótna pikowany kaftan nazywany przeszywanicą, spodnie z tego samego
wzmacnianego materiału, pikowany kaptur i rękawice. Następnie przez głowę narzucił
na siebie kolczugę. Przewiązał się pasem rycerskim, założył na nogi skurzane
buty, a potem ostrogi. Herbu swego nie posiadał. Mając już na sobie wszystkie
atrybuty rycerza chwycił za miecz umieszczony w pochwie, którą przywiązał do
pasa, zrobił znak krzyża i zszedł schodami na dół. Następnie wyszedł z karczmy
na brukowaną kamieniami ulicę. Zdziwił się, że nigdzie nie było widać żadnych
miejskich strażników. Przeszedł dookoła karczmy i nie natrafił nawet na jeden
patrol. Wiedział, że w Płocku jest wielu rycerzy. Na wezwanie do walki z
poganami ogłoszone przez biskupa Chrystiana do miasta zjechały się liczne hufce
rycerskie. Każdemu z nich przewodził książę pochodzący z jednej z wielu gałęzi
piastowskich. Na czele tutejszych Płockich zbrojnych oraz rycerzy stał Konrad
mazowiecki zaliczający się do gałęzi mazowieckich Piastów. Można go było
rozpoznać po herbie z białym orłem na czerwonej tarczy i ubraniu zakładanym na
kolczugę. Mazowieccy Piastowie razem ze swoim księciem stanowili największą
grupę rycerzy i zwykłych zbrojnych nie pasowanych, która w liczbie ok.
sześciuset planowała wyruszyć do Lubawy, aby wspomóc biskupa Chrystiana. Kolejną, ale już nie tak liczną, bo zaledwie czterystuosobową grupę tworzyli Piastowie
śląscy, którym przewodził książę Henryk Brodaty tytułujący się herbem z czarnym
orłem na złotej tarczy. Orzeł ten miał charakterystyczny znak w postaci
srebrnej przepaski sierpowej biegnącej przez jego pierś i skrzydła. Przepaska
ta była zwieńczona krzyżem. Kolejną osobistością, która zdecydowała się na
wyprawę krzyżową do Prus był Władysław Odonic z linii wielkopolskich Piastów.
Nazywano ich również Piastami z Wielkiej Polski lub Starszej Polski. Ich herb
był taki sam jak Piastów mazowieckich i małopolskich czyli biały orzeł na
czerwonej tarczy [ należy mieć na uwadze, że syn Władysława Odonica
Przemysł I, który urodził się w roku 1220 był zafascynowany legendami
arturiańskimi i wprowadził używanie herbu Lanselota, czyli wspiętego –
stojącego na dwóch łapach – lwa oraz trzech lilii ]. Niestety na
wezwanie biskupa nie odpowiedział Leszek Biały książę krakowski z małopolskich
Piastów nazywanych Piastami z Małej Polski. Nie stawili się również do walki z
pogaństwem przedstawiciele dynastii Gryfitów ale ich postawa jest w pełni
usprawiedliwiona. Gryfici byli w trudnej sytuacji ich władca książę szczeciński
i pomorski Bogusław II zmarł niespełna rok temu [w 1221 r.], a jego syn Barnim
I ma dopiero dwanaście lat [urodził się w 1210 r.]. Jest więc za młody aby
podjąć się walki w pruskiej puszczy. Poza tym jego księstwo szczecińskie musi
być czujne, aby nie dać się zaskoczyć wrogim rycerzom niemieckim z Marchii
Brandenburskiej. Poza nimi w Płocku stawiły się hufce rycerskie z wielu
niemieckich krain. Najbardziej liczny przybył właśnie z Brandenburgii.
Jedyny
problem dla śmiałków pragnących zapewnić sobie zbawienie walką z poganami stanowiła
przeprawa przez puszczę, która bez przewodników była praktycznie niemożliwa.
Dlatego rycerstwo czekało na przewodników, których biskup przebywający obecnie
w Grudziądzu obiecał przysłać do Płocka i innych miejscowości, w których
zbierało się rycerstwo chcące odkupić swoje grzechy podczas walki z Prusami,
wrogami wiary w Chrystusa.
[
Godło
Piastów śląskich oraz portret Henryka I Brodatego.
Mniej
więcej tak wyglądał rycerz w XIII wieku. Zwróćcie uwagę na to, że w tym okresie
nie było jeszcze zbroi płytowych, które pojawiły się dopiero w późnym
średniowieczu. Największą ochronę u rycerzy z XIII w. stanowiła wystająca spod
stroju kolczuga. Pod kolczugą znajdował się gruby materiał zwany przeszywanicą.
Poza tym rycerz nosił dwa pasy. Pierwszy był tzw. pasem rycerskim, który każdy książę/giermek
otrzymywał podczas pasowania na rycerza. Natomiast do drugiego pasa podczepiano
sakiewki i pochwę miecza. Jeśli zaś chodzi o ostrogi to są to te małe „kółeczka
wystające za piętą”. Widać je na załączonym obrazku. ]
Ścibor
tymczasem szedł ulicą i dziwił się coraz bardziej.
- Gdzie się podziali strażnicy
miejscy? Pytał sam siebie. Przecież co najmniej dwa patrole powinny tędy
przechodzić. Po chwili jego rozmyślania przerwał dźwięk dochodzący z małej
uliczki za budynkiem miejskiego browaru. Położył rękę na rękojeści miecza,
który cały czas znajdował się w pochwie przymocowanej do jego pasa i ostrożnie
zaczął iść w tamtą stronę.
W wąskiej uliczce zdążył zauważyć
ciała czterech żołnierzy, którzy mieli za zadanie strzec Płocka podczas nocy, po
czym do jego uszu dobiegł ostrzegawczy krzyk: Uważajcie Panie on strzela z łuku! W tym momencie akcja zaczęła
toczyć się bardzo szybko. Łucznik, choć niewątpliwie wytrawny, ponieważ dał radę
bez obudzenia mieszkańców miasta zastrzelić czterech strażników, tym razem nie
trafił. Wypuścił w stronę Ścibora jedną strzałę, a potem następną ten jednak
zręcznie poruszał się w ciemnościach i schował za stojącymi w pobliżu pustymi
beczkami po piwie. Zamachowiec był niewidoczny w wąskiej uliczce, Ścibor
wiedział, że jeden błąd może pozbawić go życia. Musiał myśleć szybko. Czas
działał na jego korzyść, ponieważ ostrzegawczy krzyk chłopca, którego nigdzie
nie mógł teraz dostrzec obudziły kilku mieszkańców. Niektóre okiennice zaczęły
się otwierać, kilku mieszkańców zapaliło nawet pochodnie, którymi oświetlali
ulice wypatrując, co się dzieje. Ścibor nagle usłyszał dobiegający znad jego
głowy odgłos skrzypiącego drewna, wiedział, co to oznacza, dlatego natychmiast
wypuścił z ręki miecz i chwycił za sztylet znajdujący się w małej pochwie
przymocowanej do jego rycerskiego pasa. Po czym odwrócił się najszybciej jak
potrafi i rzucił nim w stronę celującego do niego z dachu browaru łucznika.
Łucznik zasłonił się łukiem, dzięki
czemu ostrze sztyletu nie było w stanie wbić się w jego ciało. Uderzenie było
jednak na tyle silne, że stracił równowagę i spadł ze szpiczastego dachu.
Upadek z małej wysokości nie zrobił mu krzywdy, mimo tego Ścibora zaskoczyła
szybkość jego reakcji ledwo, co dotknął ziemi, a już stał na nogach i ze swoim
mieczem nacierał na rycerza.
- Ki czort? To jakieś licho, czy co?
Może to demon, który z puszczy zapuścił się aż tu?
- Najpierw łuk, a teraz miecz? Kim on jest? Myśli takie narodziły się
w tym momencie w głowie rycerza. Mimo zaskoczenia obcy nie był w stanie zadać
mu żadnej rany. Umiejętności prawdziwego rycerza, który siekał już niejednego
poganina były nieporównywalnie wyższe od umiejętności zwykłych wojów
strzegących Płocka. Łucznik musiał już sobie zdawać z tego sprawę, ponieważ jego
mina była niezwykle skupiona. Każdy cios, który zadawał mieczem wydawał się być
przemyślany. Nagle jednak szczęście go opuściło, ponieważ Ścibor sparował cios,
który miał rozpłatać mu czaszkę i swoim kontruderzeniem prawie odciął głowę
tajemniczego łucznika. Nie miał zbyt wiele czasu na przyjrzenie się jego
zwłokom, podobnie z rozglądaniem się za właścicielem głosu, który go ostrzegł.
Hałas w mieście robił się coraz większy, ludzie zaczynali wychodzić z domów, a
Ścibor nie chciał żeby go znaleziono samego przy zwłokach miejskich żołnierzy i
ich zabójcy, dlatego wrócił do swojego pokoju w karczmie.
Już nie zasnął tej nocy. Nad ranem
cały Płock żył opowieściami o zwłokach, które odnaleziono nie tylko przy
budynku miejskiego browaru. Okazało się, że tej nocy widziano zakapturzone,
tajemnicze postacie w kilku miejscach. Podczas snu zabito kilkunastu rycerzy z
Brandenburgii oraz wielu strażników miejskich. Kim byli zakapturzeni mordercy
pozostawało tajemnicą. Wszyscy szemrali, że to byli pruscy szpiedzy.
-
Jeśli wszyscy Prusowie – zastanawiał się - posiadają takie umiejętności to
walka z nimi nie będzie łatwa. Ścibor był pod wrażeniem spustoszenia jakiego
byli w stanie dokonać podczas jednej nocy.
Całe
miasto żyło plotkami i różnymi wersjami wydarzeń. Jedni opowiadali o tym, że
wartownicy i rycerze zginęli walcząc z demonami, które zesłali na miasto
pogańscy kapłani. Jeszcze inni twierdzili, że prawdziwym celem był niemiecki
książę przebywający w grodzie w obronie, którego stanęli rycerze z
Brandenburgii. Inni ich wyśmiewali i przekonywali, że to pruscy szpiedzy, którzy
wkradli się do miasta i zostali zauważeni przez strażników. Jeszcze inni
twierdzili, że byli to najemnicy niezwiązani z poganami mieszkającymi w
puszczy. Jak to ludzie w mieście każdy uważał się za nieomylnego, każdy był
przekonany, że jego wersja jest prawdziwa, wszyscy wyśmiewali tych, którzy
mieli inne zdanie niż oni.
Ścibor spacerował po mieście okryty
płaszczem i nadstawiał ucha. Ucieszył go fakt, że w żadna z plotek nie wspomina
o samotnym rycerzu, który zabił zakapturzoną postać i oddalił się z miejsca
zbrodni. Wydaje się, że nikt go nie zauważył.
W Kościele katolickim w średniowiecznej Polsce
przedtrydencka Msza święta była niezwykłym przeżyciem. Życie ludzi w tamtych
czasach było kompatybilne z kościelnym rokiem liturgicznym. Dzwony kościelne o
poranku spełniały rolę zegara oznaczając początek dnia. Podobnie dzwony
wzywające na Msze wieczorną świadczyły o tym, że dzień chyli się ku końcowi.
Ścibor właśnie wchodził do pięknej płockiej katedry na Wzgórzu Tumskim. Najpierw
przystąpił do spowiedzi, wiedział, że zakapturzony człek, którego zabił był wrogiem, ale mimo wszystko należało się z tego czynu wyspowiadać przed przyjęciem
Komunii świętej. Ksiądz potwierdził, że najwspanialszą pokutą dla Jezusa będzie
wzięcie udziału w krucjacie do Prus. Po przyjęciu sakramentu pokuty usiadł w
jednej ze środkowych ławek w nawie głównej i podziwiał gotyckie wnętrze
świątyni. Po chwili zadumy rozpoczęła się Msza, najpierw śpiew w języku
łacińskim, a potem formuła „In nomine
Patris et Filii et Spiritus Sancti” (W
imię Ojca i Syna i Ducha Świętego). W średniowieczu Credo śpiewano po
łacinie zaraz po ewangelii. Dopiero potem kapłan mówił kazanie. Cała Biblia
była oczywiście napisana w tym języku, fragmenty Starego Testamentu, listów
apostolskich i Ewangelii również były odczytywane po łacinie. Biblię mogli
czytać tylko duchowni. Księga ta była trudno dostępna dla zwykłych ludzi. Ci, którzy nie znali języka łacińskiego oraz ci, którzy uczyli się na pamięć Ojcze
Nasz i Wierzę w Boga nie rozumiejąc, co te modlitwy oznaczają w języku polskim
nie byli w stanie pojąć znaczenia fragmentów Biblii czytanych podczas Mszy. Dopiero
kazanie mówione w języku polskim było zrozumiałe dla wszystkich wiernych.
Oczywiście kapłan odprawiał Mszę świętą tyłem do ludzi, a przodem do Ołtarza
(przodem do Boga).
Po wyjściu z katedry poczuł się
lepiej. Kazanie o odpuszczeniu grzechów dla tych, którzy podejmą się walki z
poganami utwierdziło go w tym, że warto udać się do pruskiej puszczy. Przechadzał
się uliczkami Płocka i oglądał towary oferowane przez kupców w kramach oraz
przez przekupki. Po kliku godzinach zgłodniał i postanowił wstąpić do pierwszej
napotkanej karczmy. Na szyldzie wiszącym nad drzwiami wejściowymi widniała jej
nazwa „Pod rozbrykanym kucykiem”. W środku było wielu zbrojnych oraz rycerzy,
którzy pili piwo i byli pochłonięci rozmową o nadchodzącej wyprawie krzyżowej
do Prus. Ścibor usiadł przy pustym stoliku, zamówił kufel piwa oraz porcję
baraniny z warzywami. Do tego podpłomyki. Pił jadł i nasłuchiwał. Wiedział z
doświadczenia, że w miejscach tego typu można zdobyć wiele ciekawych
informacji, ludzie, którzy za dużo wypili potrafią powiedzieć więcej niż
powinni.
Czterej zbrojni siedzący przy
stoliku po jego prawej stronie wyraźnie nie mogło się doczekać, kiedy ich książę
Konrad mazowiecki wyda rozkaz wymarszu do puszczy. Pan Mazowsza słynął ze swego
zaangażowania w walkę z poganami, co było oczywiste biorąc pod uwagę, że ci
poganie bezpośrednio z nim graniczyli i stanowili zagrożenie dla Płocka i Ziemi
Chełmińskiej, którą w tym roku książę przekazał biskupowi Chrystianowi. Rycerze
nie ukrywali swego podniecenia, śmiali się z pogan, którzy nie znają wiary w
prawdziwego Boga i modlą się do drzew. Podkreślali ich prymitywizm i zacofanie.
Poza tym byli żądni zemsty za spalenie ich miasta i grodu w Michałowie.
W innej części karczmy było słychać
rozmowę po niemiecku, był to język, którego Ścibor nie lubił. Jakoś
instynktownie nie trawił Niemców, mieszkańców krain na zachód od rzeki Odry.
Uważał ich za ludzi podstępnych, wyniosłych i niegodnych zaufania.
- Biskup Chrystian od tych dzikusów
kupuje dziewczynki. Zasłyszane w języku polskim słowa wyraźnie zainteresowały
Ścibora, który pił piwo i dalej nasłuchiwał.
- Ci poganie, jak ich tam zowią,
Prusowie podczas wojen i w trudnym okresie zabijają dziewczynki wierząc, ze te
odrodzą się w lepszym świecie.
- Dasz wiarę?
- I biskup poświęca swój majątek,
żeby te biedactwa ratować, ochrzcić i uczyć w Lubawie i Grudziądzu o prawdziwej
wierze.
- Tak wspaniały i miłosierny jest to
człowiek.
- Poza tym papież zdecydował, że
biskup, jako jedyny będzie miał władzę nad tym, co się dzieje w Prusach. Nikt
uzbrojony nie może bez pozwolenia biskupa wejść do Prus.
- Ścibor z ciekawością nadstawiał
uszu. Jednak nie dowiedział się niczego nowego, nic nie wzbudziło w nim
większego zainteresowania. Kiedy postanowił zapłacić i wyjść z karczmy spojrzał
na niebo. Położenie słońca wskazywało, że jest wczesne popołudnie. Po przejściu
kilkudziesięciu metrów zdał sobie sprawę, że ktoś go śledzi, dlatego natychmiast
się odwrócił.
- Może mi się zdawało? - Pomyślał.
Patrzył uważnie jednak nie dostrzegł niczego dziwnego. Kilku starych Żydów
przechadzało się po brukowanych uliczkach, żebracy też już siedzieli na swoich
miejscach i wyczekiwali aż ktoś im da jałmużnę, dyby stały puste, kupcy stali przy swoich kramach z towarami, zamtuz z prostytutkami był cały czas zamknięty, co zrozumiałe, ponieważ te kobiety pracują do późna, a do południa śpią.
- Chyba faktycznie mam jakieś
przywidzenia. To pewnie, dlatego, że tak mało sypiam. Pomyślał jeszcze chwilę i
ruszył dalej przed siebie. Po kilku minutach dziwne uczucie, że jest śledzony
powróciło, dlatego postanowił przyspieszyć swój marsz. Po chwili skręcił w
pierwszą boczną uliczkę, która się pojawiła na jego drodze.
W tym momencie tajemnicza postać,
która kryła się za jednym z kupieckich wozów zauważyła, że rycerz skręca w
boczną uliczkę.
- Zgubię go - pomyślał i pobiegł w
tamtą stronę. Na pierwszy rzut oka uliczka była pusta. Z lewej strony stały
jakieś skrzynie jedna na drugiej, kilka metrów dalej do bocznej ściany budynku
przylegały schody, które prowadziły do wejściowych drzwi.
- Poszedł prosto, czy wszedł do
budynku? Nieznajomy wypowiedział te słowa cicho zastanawiając się nad
odpowiedzią.
- Ani jedno, ani drugie chłopcze - słowa, które usłyszał za swoimi
plecami bardzo go wystraszyły. Odwrócił się gwałtownie i zaczął cofać przed
podchodzącym coraz bliżej rycerzem.
Chłopczyk tak się wystraszył, że
zaczął uciekać jak szalony w głąb uliczki. Po chwili dobiegł do końca i wyłonił
się na jednej z większych ulic Płocka. Wystraszony uciekał dalej, nie zauważył
kobiety niosącej dzban z wodą, na którą przez przypadek wpadł. Miał pecha, ponieważ woda wylała się na jednego z trzech przechodzących obok mężczyzn. Cała
trójka była uzbrojona w miecze i tarcze. Nosili stroje bojowe typowe dla
biednych zbrojnych, których nie stać na kolczugę. Gruby pikowany kaftan zwany przeszywanicą
oraz spodnie stanowiły dla nich jedyną ochronę przed ciosami. Tylko zamożne
osoby było stać na dodatkowe elementy uzbrojenia takie jak m.in. kolczuga i np.
kolczy kaptur. Jeden z mężczyzn uderzył przepraszającą za wylanie na niego wody
kobietę, a drugi podszedł do chłopca.
- Żebraku ja cię nauczę pokory powiedział ze złością, po czym uderzył
go kolanem z całej siły w brzuch. Chłopiec upadł na ziemię.
- Takich żebraków jak ty powinno się zabijać na miejscu. Mieszczanie z
nich jest jeszcze jakiś pożytek, ale wy żebracy jesteście bezużyteczni.
Towarzyszący mu dwaj mężczyźni zaczęli się śmiać i przytakiwać z aprobatą
słysząc te słowa. Ten, który kopnął chłopca wyjął z pochwy swój miecz i
powiedział: o jednego żebraka będzie mniej.
Już szykował się do zadania chłopcu śmiertelnego ciosu, kiedy nagle jego i
licznych gapiów uwagę zwrócił mężczyzna w płaszczu.
- Dlaczego znęcasz się nad chłopcem i pozwalasz na bicie kobiet? Kimże ty jesteś żeby odbierać żebrakom prawo
do życia? - Pytania Ścibora wyraźnie rozzłościły trzech mężczyzn.
- A kim ty jesteś, że nas pouczasz? Kolejny żebrak. Cała trójka
ponownie wybuchnęła śmiechem. Po chwili jeden z nich odpowiedział: odejdź
żebraku, bo zabijemy ciebie razem z chłopcem, kobietę też zabijemy. Jesteśmy
rycerzami, więc stoimy ponad żebrakami i mieszczanami.
- Rzekłeś, że jesteście rycerzami -
odrzekł spokojnie Ścibor. A gdzie są wasze pasy i ostrogi? Nie wiedzę ich.
- Pasy i ostrogi? - Zapytał jeden z
mężczyzn.
- Uważacie się za rycerzy, a nie
wiecie, że każdy, kto dostąpi zaszczytu pasowania na rycerza otrzymuje pas i
ostrogi? Nie znacie kodeksu, który zakazuje atakowania kobiet i dzieci? Nie
wiecie, że rycerz powinien szanować wszystkich chrześcijan? I co najważniejsze
nie pojmujecie, że rycerz ma obowiązek pomagać słabszym i być dobrym dla dam
oraz sierot?! Wy nie jesteście rycerzami, stoicie niżej niż ten chłopiec.
Jesteście ludźmi, którzy budzą we mnie współczucie i smutek, wstręt i odrazę.
Widziałem wielu łajdaków takich jak wy podszywających się pod rycerzy.
Całą trójkę ogarnął szał po jego
słowach. Wyjęli z pochew swoje miecze i okrążyli Ścibora, który cały czas stał
nieruchomo, a jego ciało dokładnie zakrywał płaszcz z kapturem. Nagle jeden z
mężczyzn zamachnął się mieczem w stronę jego głowy jednak nie dosięgnął celu, ponieważ rycerz zrobił unik.
- Odejdźcie, nie musicie tu ginąć.
Jeszcze macie szansę na odkupienie swoich grzechów. Ostrzegł ich spokojnie.
Jego miecz dalej spoczywał w pochwie zakryty płaszczem. W tym samym czasie
liczni gapie rozmawiali między sobą, kim jest ten szaleniec, który wyzwał do
walki trzech mężczyzn. Ktoś innych już plotkował, że cała trójka to rycerze,
jeszcze inni twierdzili, że ci trzej są demonami, a nieznajomy w płaszczu jest
aniołem. Masy plotkowały, a mężczyźni nie posłuchali ostrzeżenia i ponownie
ruszyli do ataku. Wszystko działo się niezwykle szybko. Gapie nawet nie potrafili
dokładnie powiedzieć, kiedy mężczyzna dobył miecza z pochwy pod płaszczem, jak
on to zrobił, że jeden z napastników leżał martwy z rozpłataną klatką
piersiową, a dwaj pozostali jęczeli z bólu na kamiennym bruku. Wyższy miał
odcięty nadgarstek, a u niższego po lewej ręce, w której trzymał miecz pozostał
tylko sterczący kikut.
Oszołomiony chłopiec, kobieta i
liczni gapie patrzyli z osłupieniem na utalentowanego wojownika, który właśnie
chował miecz do pochwy i zrobił znak krzyża dziękując Bogu za zwycięstwo.
Doprawdy na prostych ludziach, żebrakach, kilku chłopach, którzy przywędrowali
ze wsi - zapewne na miejski targ - oraz na mieszczanach widok ten musiał robić
ogromne wrażenie. Wielu nie odróżniało rycerza od zwykłego woja, nieliczni
wiedzieli, że rycerza można poznać po noszonym ubiorze. Rycerze byli niegdyś
zwykłymi wojownikami, giermkami, których pasowano, wyniesiono do godności
rycerskiej. Nie każdy mógł zostać rycerzem. Tylko ci, którzy opanowali dobrze
sztukę walki, byli pobożni, wyróżniali się odwagą na polach bitw mogli zostać
pasowani na rycerzy przez biskupa albo monarchę. Nie wiadomo ilu gapiów
obserwujących całą sytuację miało na ten temat jakieś pojęcie.
Kiedy na miejsce przybyła straż
miejska Ścibor zdążył już się oddalić. Udał się do jednej z płockich stajen, w
której zostawił swego rumaka. Następnie przez miejską bramę ruszył w stronę
Michałowa, grodu, za którym rozciągała się pruska puszcza, w której biskup
Chrystian nawracał pogan na wiarę w Chrystusa.
Kiedy już znalazł się poza Płockiem
odetchnął z ulgą. Cieszył się, że szczęśliwie może kontynuować swoją podróż na
ziemie pogan. Nagle jego spokój zagłuszyło wołanie dobiegające zza pleców.
Chudy, mały wyrostek, który najpierw go śledził i którego potem uratował teraz
biegł za jego koniem. Ścibor przez chwilę patrzył na niego z podziwem, ponieważ
był w stanie biec za nim niezmordowanie aż z Płocka. Postanowił się zatrzymać.
- Zdyszany chłopiec... po chwili
rzekł: Panie wybacz mi moją śmiałość. Panie, czy Ty jesteś rycerzem?
- Pytanie oraz śmiałość żebraka
wyraźnie zaskoczyły Ścibora postanowił jednak odpowiedzieć: tak jestem
rycerzem.
- Panie będę harował jak woły ciągnące pługi w polu, przyodziewku mi nie
trzeba, mogę cały czas biec za Twoim koniem. Panie proszę weź Ty mnie na giermka.
Słyszałem, że rycerze biorą młodych chłopców na giermków, którzy po wielu
latach ciężkiej pracy mogą stać się rycerzami. Panie proszę! Pozwól mi kroczyć
u Twego boku!
-Więc chcesz zostać moim sługą? Nie brak ci
odwagi. Jak cię zwą chłopcze?
- Izbor, Panie.
- Izbor powiadasz. To dobre
słowiańskie imię, które pasuje do osoby walczącej, pasuje do rycerza. Ale ty
chłopcze jesteś żebrakiem, dlaczego chcesz zostać rycerzem? Dla sławy? Dla
pieniędzy? Pragniesz żeby cię wszyscy otaczali szacunkiem, pragniesz opanować
sztukę władania bronią, aby krzywdzić innych? Dlaczego chłopcze powinienem cię
zabrać ze sobą?
- Panie pókim Cię nie spotkał żyłem
kradnąc jedzenie albo żebrząc. Nigdym nie doświadczył dobroci, jaką Ty mi Panie
okazałeś. Uratowałeś mnie Panie, gdyby nie Ty Panie to ten człek by mnie
mieczem posiekał i tamtą kobietę również. Panie dzięki Tobie zrozumiałem, że
można żyć inaczej, że nie muszę kraść i żebrać. Proszę Panie naucz mnie
walczyć.
- A kiedy już cię nauczę walczyć to, co uczynisz?
- Będę potrafił się bronić przed
takimi ludźmi jak tamci w Płocku.
- Chłopcze lepiej wróć do Płocka, ja
udaję się za wielką puszczę do kraju pogańskich Prusów. Tam mam zamiar z nimi
walczyć w imię Boże. Zginiesz jadąc ze mną.
- Chłopiec po namyśle powiedział:
Panie skoro jedziesz do Prusów to zapewne udasz się po drodze do Michałowa.
Żyje tam pewien kupiec, który udawał się za pruską puszczę na targi i powracał
stamtąd cały i zdrowy. Zabierz mnie panie ze sobą, a pokażę ci, który to jest.
Wiele razy, kiedy był w Płocku, dawał mi jałmużnę i pozwalał oglądać swoje
towary. On Panie wie jak szczęśliwie przejechać przez niebezpieczne ziemie
Prusów, wie jak ustrzec się przed ich bogami i demonami strzegącymi puszczy.
- Ścibor po namyśle wyciągnął rękę
do małego chudzielca. Chodź chłopcze, nie pozwolę ci całą drogę biec za koniem.
Może faktycznie nasze spotkanie nie było przypadkowe.
Im bliżej grodu w Michałowie tym
mniej domów mijali. Wiele wsi było opuszczonych po ostatnich atakach, po innych
pozostały tylko zgliszcza. W jeszcze innych mieszkańcy pozostali i starali się
odbudować spalone budynki. Atak, do którego doszło latem [1222 roku] nie był
jedyny. Po nim nadeszły kolejne fale, których twierdza w Michałowie nie była w
stanie zatrzymać. Puszcza była zbyt rozległa, a ataki mogły nastąpić
praktycznie z każdej strony. Okoliczna ludność żyła, więc w ciągłym strachu.
Wielu tutejszych nawoływało do zbrojnej wyprawy przeciwko pogańskim Prusom.
Ścibor jechał konno i obserwował niedolę chłopów w przygranicznych wsiach.
Wiedział, że mieszkanie blisko pogan, którzy zamordowali św. Wojciecha wiąże
się z ciągłym zagrożeniem. Prusowie podobnie jak na innych terenach Jaćwięgowie
albo Litwini, potrafili dokonać łupieżczego najazdu każdego dnia. Byli tak samo
groźni dla chrześcijańskiej Polski jak muzułmanie zwani Saracenami dla Italii i
Konstantynopola. Walki na terenie Mazowsza i Ziemi Chełmińskiej stały się
bardzo zaciekłe, dochodziło do nich coraz częściej. Było to zapewne spowodowane
działalnością biskupa Chrystiana, który udał się do pogańskiej puszczy, na
ziemie plemienia Sasinów i nawrócił wielu Prusów, sprawił, że zaczęli oni
walczyć między sobą. Ci, którzy przyjęli chrzest nie stanowili już zagrożenia
dla mieszkańców kraju Polan. Problem stanowili ci, którzy kuszeni przez diabła uparcie
dalej wyznawali wiarę w starych bogów.
Izbor jechał na koniu za plecami
rycerza. Chłopiec był podekscytowany tym, że opuszcza Płock. Był zafascynowany
jeźdźcem, który wziął go ze sobą. Nigdy dotąd nie widział kogoś takiego. Jego
zbroja i miecz wyglądały na bardzo drogie, zapewne warte tyle, co cała wieś, a
może i dwie wsie. Jeden z płockich kupców opowiadał mu kiedyś, że uzbrojenie
rycerza jest bardzo kosztowne, często droższe niż kilka wsi.
Ścibor wśród rycerzy faktycznie
zaliczał się do elity. Jego zachowanie było godne pochwały, a wygląd
jednoznacznie pokazywał, do jakiego stanu się zalicza. W średniowieczu rycerza
można było poznać po wyglądzie. Oczywiście Ścibor nie był tu wyjątkiem. O tym,
że jest rycerzem świadczyły przyczepione do pięt ostrogi oraz pas. Sama nazwa
pasowanie na rycerza oznacza nic innego jak właśnie wręczenie rycerskiego pasa.
Ścibor nosił pas rycerski, z przytwierdzonymi metalowymi płytkami, wykonany ze
zwierzęcej skóry. Poza tym jego pas był ozdobiony srebrną klamrą, która pełniła
rolę sprzączki. Do drugiego, zwykłego pasa była przymocowana skórzana pochwa, w
której znajdował się solidnie wykonany miecz. Ubranie Ścibora również
wskazywało na jego zamożność. Nogawice oraz kaftan wykonane z drogiej skóry i
oczywiście kolczuga stalowa, z siatki dokładnie wiązanej. Przy kolczudze zwisał
czepiec - kaptur - który założony na głowę ciasno obejmował skronie i podbródek
zostawiając odsłonięte tylko oczy, nos i policzki.
[ Wiele osób słysząc hasło „wyprawy krzyżowe” zawsze
opowiada o walce z Saracenami na Bliskim Wschodzie. Niewielu wie, że papieże
ogłaszali również krucjaty do Prus, między innymi na tereny Ziemi Chełmińskiej
i Ziemi Lubawskiej. Pisał o tym Wojciech Kętrzyński w książce pt.: ”O ludności polskiej w Prusiech niegdyś
krzyżackich” (Olsztyn 2009; s. 73-75). Na Ziemi Sasinów, terenie misyjnym
biskupa Chrystiana Ojciec Święty zwoływał wyprawy krzyżowe w latach 1217, 1218,
1220 i 1221. Poza tym w latach 1222
i 1223 na wezwanie biskupa Chrystiana, który miał od papieża uprawnienia do
zwoływania krucjaty w Prusach, przybyło wiele hufców rycerskich z
chrześcijańskiej Europy. Każdy kto zdecydował się na walkę z poganami w
pruskiej puszczy zyskiwał odpuszczenie grzechów tak samo jak podczas wypraw
krzyżowych do Ziemi Świętej. Przypominam, że akcja naszej powieści cały czas
toczy się w roku 1222, w którym latem Prusowie spalili Płock i uprowadzili
Mojmirę do Pikowej Góry, gdzie przebywała przez kilka tygodni. Później
nastąpiło siedmiodniowe oblężenie grodu. ]
[ Oto mapa,
którą znalazłem w Internecie. Na potrzeby powieści muszę wyjaśnić kilka
kwestii. Po pierwsze Ziemię Chełmińską w formie kasztelanii majątkowej biskup
Chrystian otrzymał od Konrada mazowieckiego w roku 1222. Na mapie znajduje się
Toruń miasto, które zostało założone przez Krzyżaków dopiero w 1231 roku, a prawa miejskie uzyskało w roku 1233 (w
mojej powieści póki co o Krzyżakach ani widu, ani słychu). Prędzej w miejscu Torunia
znajdował się pruski lub słowiański gród strzegący przeprawy przez Wisłę. Podobnie było z
Chełmnem, które było zwykłym grodem i dopiero w latach 1228-1230 zostało
rozbudowane i wybrane na stolicę Ziemi Chełmińskiej przez Zakon krzyżacki. Prawa miejskie Chełmno tak samo jak Toruń uzyskało w roku 1233. Warto dodać, że sama nazwa "gród Chełmno" pojawia się już w traktacie łowickim z roku 1222, w którym książę Konrad mazowiecki przekazał Ziemię Chełmińską biskupowi Chrystianowi. Natomiast
Grudziądz już w 1218 r. został przekazany biskupowi Chrystianowi przez księcia
Konrada mazowieckiego. Jeśli zaś chodzi o widoczny na mapie Zantyr to wiedzcie,
że założył owe miasto (gród?) biskup Chrystian już w roku 1210. Jego
lokalizacja nie jest ustalona. Możliwe, że naprawdę znajdował się w Lanzanii,
czyli tam gdzie był lauks Warpody (okolice Elbląga, Pogezania). W 1233 roku
Grudziądz stał się centralnym ośrodkiem misyjnym biskupa Chrystiana. Poza tym
zwróćcie uwagę, że na mapie widać rozgraniczenie chrześcijańskiej Ziemi
Lubawskiej od zapewne jeszcze pogańskiej „Sasna” (Ziemi Sasinów). Prędzej przed
misją Chrystiana istniała tylko jedna, duża, wyznająca pruską religię Ziemia
Sasinów. Ładnie to ukazuje poniższa mapa. ]
[ Warto wiedzieć, że w średniowieczu ludzie
byli przyzwyczajeni do bólu i śmierci. W tamtej epoce ciężko było znaleźć osobę
dwudziestoletnią, która by nigdy nie widziała czyjejś śmierci bądź sama kogoś
nie zabiła. Niebezpieczeństw czyhających na ludzi było wówczas wiele. Na
szlakach kupieckich grasowali bandyci, wsie były palone i plądrowane przez
przechodzące wojska. Występowała wysoka śmiertelność podczas porodów.
Średniowieczne chłopki i mieszczanki często rodziły nawet dziesięcioro dzieci,
z czego zawsze kilkoro umierało podczas porodu albo w pierwszych miesiącach
życia. Wypadki, w których ginęły dzieci i osoby dorosłe również były częste. Wystarczyło
drobne przestępstwo, aby zostać ukaranym karą zakucia w dyby lub gąsior na
jednej z miejskich ulic albo przykucia do pręgierza, czyli wysokiego słupa
stojącego na rynkach większości średniowiecznych miast. Za kradzież obcinano
rękę, a za grzech cudzołóstwa jedna z kar polegała na tym, że brano delikwenta
na most, przybijano jego jądra do poręczy mostu i dawano nóż, aby obciął sobie
„interes” lub spadł z poręczy mostu. Żonę, która zdradziła mąż mógł ukamienować
albo ukarać łagodniej, czyli wziąć szczenięta suki i przyłożyć jej do piersi.
Szczenięta ssały piersi kobiety, którą od tej pory nazywano „suką”. Z drugiej
strony w średniowieczu żyło wielu wspaniałych świętych i mistyków, ludzi,
którzy potrafili się zdecydować na wiele wyrzeczeń i poświęceń, aby dostąpić
zbawienia. Taka to była epoka, w której sacrum
i profanum codziennie ścierały się ze
sobą. Można dodać, że nie było w średniowieczu środków znieczulających, więc
wyrywanie zęba, nastawianie złamanej nogi/ręki, leczenie otwartego złamania itp.
czynności wykonywano „na żywca”. Ludzie na pewno byli silniejsi fizycznie i
bardziej odporni na ból on osób żyjących w naszych czasach. Niezwykle ważna w
tamtej epoce była wiara. Nauka Kościoła katolickiego była dla ludzi w całej
Europie zachodniej fundamentem. Wierzono w dosłowne przesłanie Biblii, dla
ludzi było oczywiste, że po śmierci zostaną osądzeni przez Boga i pójdą do
Piekła lub do Nieba. Trzecią możliwość dla duszy po śmierci, czyli czyściec
wprowadził dopiero Sobór Florencki, którego obrady odbywały się w latach 1439 –
1442. Ich wiara była inna niż ludzi w XXI wieku. W średniowieczu wierzono, że
zbawienie jest możliwe tylko dla osób ochrzczonych przez Kościół katolicki.
Wyznawcy innych religii (np. muzułmanie, Prusowie) byli uznawani za pomioty
szatana, a walkę z nimi uznawano za czyn chwalebny. Poniższe fragmenty pochodzą
z niesamowicie fajnej książki Erica
Christiansena pt.: „Krucjaty północne” i pokazują jak w
średniowieczu niektórzy chrześcijanie traktowali pogan:
Str. 114: Eric
Christiansen pisze: „(…) cel uświęca
środki; bój w obronie Ziemi Świętej może przynieść nagrodę duchową; muzułmanie
są tylko bezwolnym narzędziem w rękach szatana. Tego typu przekonania były
podówczas nie tylko popularne, ale i uważane za szczytne – szczególnie wśród
samych krzyżowców. Autor Pieśni o Rolandzie podsumował je, każąć arcybiskupowi
Karola Wielkiego pobłogosławić armię przed bitwą z Saracenami, „a za pokutę
zadać im natarcie”. „Jeśli polegniecie staniecie się świętymi męczennikami w
raju zasiądziecie”.
W
dalszej części książki Christiansen pisze: „Taka
postawa nie miała wyraźnie określonego fundamentu teologicznego. Od czasów
Grzegorza Wielkiego wielu teologów opowiadało się za łagodnym, racjonalnym i
tolerancyjnym podejściem do niewiernych. Sam Bernard - z Clairvaux – miał później dowodzić, że skoro przeznaczeniem Kościoła jest
doprowadzić cały świat do Chrystusa przez nawracanie, lepiej pogan przekonywać
niż się z nimi bić”.
Str. 94:
Eric Christiansen cytuje fragment opisu misji Ottona z Bambergu w Szczecinie
(w 1127 r.), który jest doskonałym przykładem metody pracy ówczesnych krzewicieli
chrześcijaństwa: Oto ten fragment:
Pewnego dnia Otton napotkał bawiących się na ulicy
chłopców, których pozdrowiwszy w ich barbarzyńskiej mowie i pobłogosławiwszy w
imię Pańskie znakiem krzyża, okiem łaskawym przypatrywał się ich rozrywkom. Oni
zaś wkrótce porzucili grę i otoczyli go kręgiem, po pacholęcemu dziwując się
jego cudzoziemskiej szacie i postawie. Sługa Boży zatrzymał się i przemówił do
nich łagodnie, pytając, czy są wśród nich ochrzczeni. Popatrzywszy po sobie,
malcy wskazali tych, którzy chrzest przyjęli. Biskup wziął ich na stronę i
spytał, czy chcą trwać przy wierze, na którą się nawrócili; gdy zaś wolę taką
potwierdzili, rzekł: „Jeśli chcecie być chrześcijanami i wiary swojej
dotrzymać, nie powinniście pozwalać tym niewiernym poganom przyłączać się do
waszej zabawy”. Podzielili się tedy zaraz, stająć z podobnymi sobie i ci, co do
Kościoła należeli odtrącili tych drugich, do zabawy ich nie dopuszczając. Zaiste
piękny był to widok, jak owi chłopcy radowali się swym przywiązaniem do imienia
Chrystusowego, ochoczo słuchając nauczyciela nawet przy swawoli, podczas gdy
inni trzymali się z dala jakoby skonfundowani i wystraszeni niewiernością
swoją”. ]
Spis Treści. Moja powieść i przerywniki z nią związane:
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 3 DROGA DO LUBAWY)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 4 W LUBAWIE)
Dnia 5 sierpnia Roku Pańskiego 1222 biskup Chrystian otrzymał Ziemię Chełmińską
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 6 BISKUP CHRYSTIAN I OBJAWIENIE MATKI BOSKIEJ W LIPACH ZA LUBAWĄ)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 7 LAUKS DIVANA NAD JEZIOREM ZWINIARZ POCZĄTEK KRUCJATY 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych bogów (ROZDZIAŁ 8 POŁOWICZNY „SUKCES” KRUCJATY PAŹDZIERNIK 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 7 LAUKS DIVANA NAD JEZIOREM ZWINIARZ POCZĄTEK KRUCJATY 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych bogów (ROZDZIAŁ 8 POŁOWICZNY „SUKCES” KRUCJATY PAŹDZIERNIK 1222 ROK)
Autor: Tomasz Chełkowski
Kontakt:
ziemialubawska@protonmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)