Na wstępie chciałbym podziękować wszystkim, którzy okazali zainteresowanie moją powieścią. Nie sądziłem, że spodoba się ona tak wielu osobom. Dziękują Wam za tak dużo fajnych maili.
Pozdrawiam wszystkich czytelników oraz wszystkie czytelniczki :)
ROZDZIAŁ 4 W LUBAWIE
Król ptaków
rozpostarł swe skrzydła i wzbił się do lotu. Dumnie przeleciał nad Lubawą, a
dokładniej nad wielkim placem budowy. Orzeł spojrzał w locie na krzątających
się na dole ludzi. Obserwował narodziny nowego ładu, budowę miasta oraz
lokowanie wsi kilka kilometrów dalej. Widział pruskie małe „krainki” zwane
lauksami, które do niedawna były w pełni pogańskie. Lauksy, czyli obszary z
rozsianymi ufortyfikowanymi gospodarstwami oraz warownym grodem obecnie
przeżywały wielkie zmiany. W wielu z nich obok grodów wyrastały wsie zakładane
przez chrześcijańskich osadników, Prusowie, z których wielu mimo przyjęcia
chrztu modliło się do dawnych bogów w Świętych Gajach musieli żyć wspólnie z
chrześcijanami, dla których pogańskie wierzenia były czymś obcym i tajemniczym.
Jakże
spokojny był jego lot. Król latający po niebie w przeciwieństwie do ludzi
stąpających po ziemi nie miał trosk, nie musiał się przejmować tyloma rzeczami.
Jego powinnością było polowanie, najlepiej na ryby, których w licznych
jeziorach obecnych w pruskiej puszczy było pod dostatkiem. Zdobycie pokarmu i
dumne latanie po niebie wydawało się być dla niego sensem życia. Inaczej było z
ludźmi, którzy borykali się z wieloma problemami. Dla orła to był tylko lot,
przeleciał spokojnie nad Lubawą i popędził na wschód. Im dalej zmierzał tym
bardziej krajobraz się zmieniał. Obszary, na których karczowano lasy,
„zabijano” puszczę i lokowano wsie były coraz rzadsze. Ostatnie znajdowały się
przy ogromnej górze zwanej Górą Dylewską. Dalej rozciągała się wschodnia część
Ziemi Sasinów, do której chrześcijaństwo jeszcze nie dotarło. Tam tak jak
dawniej puszcza była gęsta, a drzewa wycinano tylko w ostateczności
pozostawiając kawałek pnia z korzeniami z szacunku dla dusz mieszkających w
drzewie. Tamtejsza ludność po staremu czciła naturę i wierzyła w bóstwa
posiadające różne imiona. Ważnym bogiem był dla nich Patrīmpus władający magią oraz Pikuls
lub Patollus będący bogiem śmierci. Ogromne
znaczenie miał też bóg błyskawic Perkūnas oraz
bogini Kurke (Kurche).
My jednak
nie będziemy dalej śledzić lotu niebiańskiego króla. Powrócimy teraz na ziemię,
gdzie toczy się akcja naszej powieści.
Brama przez, którą wjeżdżali do
miasta była już ukończona. Stały jeszcze przy niej, co prawda rusztowania, jednak wydawało się, że wszystko
jest już na swoim miejscu. Opuszczana krata była podniesiona, most zwodzony
opuszczony nad, póki, co jeszcze suchą fosą, a dokładniej fragmentem fosy, który
w tej części miasta był już wykopany. Jednak droga do całkowitego zakończenia
budowy miejskich fortyfikacji była jeszcze daleka. W wielu miejscach drewniana
palisada nie została jeszcze wzniesiona, a rów, który w przyszłości zostanie
wypełniony wodą okrążającą miasto nie był jeszcze wykopany we wschodniej i
południowej części miasta. W Lubawie znajdowało się kilka studni oraz już w
pełni zbudowany browar, który wykorzystywał z nich wodę. Dzięki temu Prusowie
mogli poznać smak piwa trunku, który dla Słowian [Polaków] ma wyjątkowe
znaczenie.
Kiedy
Surwabuno razem ze swoimi wojami wjechał między błotniste ulice Lubawy nakazał
kilku zbrojnym utorować ścieżkę przez ludzką ciżbę. Pokrzykiwali i poganiali
konie, niemalże gotowi stratować każdego, kto w porę nie ustąpi z drogi. Tłumy
schodziły na boki, niektórzy nieśmiało rzucali przelotne spojrzenia, nikogo nie
dziwili konni jeźdźcy, piesi wojownicy oraz niewolnicy. Taki widok mieszkańcy
średniowiecznych miejscowości obserwowali często i uznawali za coś naturalnego.
Mojmira z uwagą obserwowała ludzi
kłębiących się na targowisku. Osoby ubrane w zwykłe, najtańsze stroje i obuwie
oraz bogato wyglądające kaftany i płaszcze chodziły od jednego kramu
kupieckiego do drugiego. Wielu szczególnie na przedmieściach, czyli przed
murami Lubawy oraz w samym mieście paradowało w obszarpanych ubraniach. Na
drogie stroje mogli sobie pozwolić nieliczni. Ulice miasta tętniły jednak
życiem, a stragany były wypełnione różnymi towarami. Liczni kupcy zachwalali swoje
towary, właściciele kramów kupieckich namawiali przechodniów, aby kupili wyroby
ułożone na stołach. Mojmira dostrzegła wśród tłumu wielu sprzedawców owoców,
ostrzycieli noży, rzeźników, bartników i wielu innych mężczyzn i kobiet
oferujących swoje usługi albo towary. Lubawa podobnie jak inne średniowieczne
miasta tętniła życiem. Na ulicach dało się dostrzec wędrownych artystów,
bardów, minstreli, ludzi grających na harfach i fletach, którzy wykonywali
akrobacje lub żonglowali.
- Froum lubovie, tak przybysze z kraju Polan nazywają ten targ, powiedział
nagle Divan. Znajdziesz tu handlarzy z całych Prus oraz z kraju Brytów,
Wikingów, Mazowsza, a nawet z kraju Ślężan i z miasta króla Kraka. Kiedyś wielu
z nich z nami walczyło, a dziś dzięki biskupowi Chrystianowi budują nam miasto
i sprzedają u nas swoje rzemieślnicze wyroby. Niestety nad rzeką Drwęcą oraz na
północy w Pomezanii i we wschodniej Sasinii oraz Galindii żyje jeszcze wielu
Prusów, którzy trwają przy starych wierzeniach. Kto wie, może kiedy tu przybędą
i ujrzą rozrastającą się Lubawę to wówczas sami zechcą się zmienić?
- Myślę, że marzenie twojego władcy
się spełni. Biskup Chrystian faktycznie buduje wam piękne miasto. Odpowiedziała
Mojmira.
- Oczy córki handlarza natychmiast
zaczęły wędrować od jednego stoiska kupieckiego do drugiego. Niedaleko niej
jakiś Prus sprzedawał biżuterię wykonaną z bursztynu. Miał też na sprzedaż sam
bursztyn, który w kraju Polan uważano za jeden z największych skarbów ziem
pruskich znajdujących się nad Morzem Bałtyckim - najwięcej można go było
znaleźć na półwyspie Sambijskim [obecnie
obwód kaliningradzki].
[
Jako autor chciałbym w tym miejscu dopowiedzieć ci szanowny czytelniku, że wyprawy
do Prus po bursztyn organizowano od czasów starożytnego Rzymu, a może i jeszcze
prędzej. Znawcy tematu znają historię o "bursztynowych igrzyskach"
zorganizowanych przez cesarza Nerona w I w. n.e. Bursztyn bałtycki, czyli
zastygłą w głębi morskiej przed milionami lat kopalną żywicę drzew iglastych znano
i ceniono również w Helladzie, Arabii, Egipcie oraz Persji. Rzymianie kochający
luksus i bogactwo często próbowali zdobyć ten "skarb Bałtyku". Z jego
powodu Prusów często napadali Wikingowie oraz Brytowie i Polanie. Już w I w.
n.e. na Ziemi Sasinów przecinały się dwa szlaki bursztynowe: rzymski
i wołyński. Pierwszy wiódł do Italii, a drugi do Arabii, Egiptu, a od VII wieku
do "świata Islamu". Pierwszym z nich zagraniczni kupcy podążali po
bursztyn nad Bałtyk, a drugim od ujścia Wisły przez Wołyń nad Morze Czarne.
Spośród
licznych archeologicznych znalezisk (np.: naszyjnik z monet arabskich w Sambii;
rzymskie naczynia z II i III wieku n.e.; srebrne perskie monety z VI i VII w.
n.e.; liczne kolie bursztynowe i naszyjniki) chciałbym przybliżyć kilka z Ziemi
Lubawskiej dowodzących obecności Rzymian na tych terenach. Mam na myśli m.in. skarb
składający się z 1134 monet rzymskich z lat 54 – 211 n.e. znaleziony w 1740
roku we wsi Gierłoż (gm. Lubawa) położonej nad rzeką Gizelą, która kiedyś
przepływała przez jeden z pruskich lauksów.
Innym dowodem dalekosiężnych kontaktów handlowych jest pierścień ze złota
wykopany pod Byszwałdem (gm. Lubawa), srebrny naszyjnik znaleziony w Rybnie
Lubawskim oraz dwie monety rzymskie znalezione w Łąkorzu, wsi położonej w powiecie
nowomiejskim, w gminie Biskupiec. Monety przedstawiają Antoniusza Piusa
władającego Imperium Rzymskim w latach 131 – 161 n.e. oraz jego żonę Faustynę,
zmarłą w 141 roku. ]
Mojmira długo wpatrywała się w
stoisko z bursztynem, gdyby nie więzy to zapewne podeszła by bliżej pooglądać
bursztynową biżuterię. Później dostrzegła kolejnego kupca sprzedającego futra
oraz kaftany z upolowanej, w pruskiej puszczy zwierzyny, zauważyła, że jego
oferta jest dość szeroka - niedźwiedź, lis, wilk, tur, żubr, łoś, bóbr,
dziki koń i wiele innych skór z większej i z drobnej
zwierzyny. Na kolejnym stanowisku ktoś sprzedawał koninę - pruski przysmak, a
na jeszcze innym chleby, z wypieków, których Prusowie byli znani i cenieni.
Kolejne
stoisko było z bronią - miecze i włócznie oraz pruskie tarcze, które miejscowi
nazywają pawężami. Hełmy stożkowe, sztylety i kolczugi. Tuż obok ktoś miał
kolejne stanowisko ze zwierzęcymi skórami, ale wyglądającymi inaczej - czy to
skóry z Rusi? Zastanawiała się. Dalsze stoiska były już "typowo
pruskie", ponieważ oferowały to, czego tutejszym nigdy nie brakowało, czyli
wyroby wełniane oraz lniane. Mojmira zauważyła, że wielu
pruskich mężczyzn lubi nosić odzież wełnianą, a kobiety stroje lniane.
[
Ubraniami noszonymi przez Prusów były m.in. kaftany, płaszcze, koszule, futrzane czapki i spodnie
zwane lagno. ]
Tak
duże targi Mojmira widziała w Krakowie, Gnieźnie i Płocku. Nie spodziewała się
jednak, że ujrzy na własne oczy targ i miasto w kraju Prusów. Stoisk, handlarzy
i kupców było tu wiele. Nie brakowało jubilerów, krawców, szewców, kartografów,
cieśli, garncarzy, tkaczek, wytwórców łuków, wapienników, piekarzy, piwowarów,
kuśnierzy. Niedaleko targu stały dwie karczmy, w których Polanie oferowali piwo,
a Prusowie jakiś swój mleczny alkoholowy trunek [kumys]. Miasto żyło, a ludzie, którzy jeszcze kilka lat temu
byli wrogami teraz wspólnie budowali miejskie fortyfikacje, handlowali i
wyglądali na zadowolonych. Mojmira wiedziała jednak, że są to tylko pozory. Wielu
z nich zmuszono do zrezygnowania z religii przodków, inni żyli w Lubawie, ale
dalej trwali przy dawnych wierzeniach. Dziewczyna podejrzewała, że jest jeszcze
wielu Prusów, którzy podobnie jak ci z Pikowej Góry pragną walczyć z
chrześcijanami i wypędzić ich ze swoich ziem.
Oczy Mojmiry wędrowały z podziwem po
miejskich zabudowaniach. Teraz zatrzymały się na szkole parafialnej. Dziewczyna
widziała już takie przy kościołach w innych miastach. Pruskie i Słowiańskie dzieci
uczy się w nich śpiewu, łaciny, pisania, czytania, a czasem arytmetyki i
stylistyki, czyli umiejętności pisania listów, testamentów, zleceń. Ona, jako
córka kupca również potrafiła rachować, czytać i pisać. Wielu kupców w
kantorach uczyło swoje dzieci pisania i rachowania. Kupiec, który nie potrafił
liczyć nie miał szans przetrwać w tej branży. Inaczej było z kupcami, którzy potrafili
rachować (liczyć) ale nie posiedli umiejętności pisania i czytania. Musieli oni
korzystać z pomocy osób, które pisały zamiast nich listy i inne wymagane w zawodzie kupca pisma
- najczęściej usługi tłumaczy odpłatnie oferowali duchowni.
- Nagle Divan spojrzał w jej zielone
oczy jakby się nad czymś zastanawiał, ostatecznie jednak się do niej nie
odezwał. W międzyczasie w mowie pruskiej przemówił do wszystkich Surwabuno:
- Odnieśliśmy wielkie zwycięstwo nad
Pikową Górą, coraz mniej grodów w zachodniej Sasinii wyznaje wiarę w starych
bogów, jeszcze kilka zwycięskich wypraw i opanujemy wszystkie lauksy, aż po rzekę Osę. Poprzedniej
wiosny dołączył do nas Gryźlin, którego biskup Chrystian ochrzcił osobiście -
Surwabuno wypowiadając te słowa wskazał gestem na potężnie zbudowanego Prusa o
imieniu Gryźlin - niestety wojownicy z
Góry Pikowej nie mieli tyle rozsądku i woleli zginąć w walce. Teraz powróćcie na
swoje gospodarstwa, do swoich lauksów,
sprzedajcie na targu niewolników, albo zabierzcie ich ze sobą, cieszcie się
zdobytymi łupami i czekajcie na moje kolejne wezwanie.
Po tych słowach wszyscy zaczęli się
rozchodzić. Surwabuno z kilkoma przybocznymi ruszył w stronę grodu odpocząć po
ciężkiej wyprawie. Inni, łącznie z Divanem i Mojmirą ruszyli w stronę stajni, w
których prędzej zostawili konie. Zabudowania dla koni znajdowały się daleko od froum lubovie, przy bramie południowej.
- Oczy Mojmiry zwróciły się w stronę
związanych jeńców, były wśród nich płaczące kobiety i dzieci. Prusowie
prowadzili wszystkich w jedno miejsce.
- Gdzie oni ich prowadzą? Zapytała.
- Tam, gdzie my też się udamy, na
targ niewolników, znajdujący się za miastem odpowiedział Divan.
- W oczach dziewczyny pojawiły się
łzy, chciała uciec ale jej ręce cały czas były związane z przodu krótszym
sznurkiem, a dłuższy Divan prędzej przewiązał dookoła jej pasa aby mógł ją za
sobą prowadzić.
- Mojmira po zapachu wiedziała, że zbliżają
się do miejsca, w którym prędzej zostawili konie. Zbudowana kilka metrów na
zachód od stajni garbarnia wytwarzała nieprzyjemny, wręcz ohydny smród.
- Pewnie dlatego zbudowali te
budynki z drugiej strony miasta, daleko od targu, kościoła i ratusza - Mojmira
sama się zastanawiała dlaczego w takiej sytuacji w jej głowie rodzą się
rozmyślania o tak błahych sprawach.
- Kiedy zbliżali się na miejsce
mężczyźni przy garbarni zaczęli patrzeć w ich stronę. Mojmira czuła, że
wzbudziła ich ciekawość, może nawet współczucie?
- Ona również ze łzami w oczach
patrzyła w ich stronę. Warsztat garbarza znajdował się na podwórku obok
obdrapanego domu i składu. Po podwórzu, między budynkami biegał pies. Garbarz siedział i czyścił skórę - była to
robota brudna i cuchnąca. Drugi mężczyzna z koszykiem i kosturem podróżnym
siedział na pieńku obok rzemieślnika i pokazywał mu jakieś karciane sztuczki -
o czym świadczyła rozsypana obok niego talia kart.
- Może to jakiś podróżny minstrel
albo bard? Mojmira doszła do wniosku, że to musi być jakiś wędrowny artysta,
który robi sztuczki, opowiada historie, śpiewa i zabawia gawiedź oraz możnych. Nie
miała zbyt wiele czasu na zastanawianie się, kim jest ów wędrowiec, ponieważ po
chwili siedziała już z Divanem na koniu i jechała w nieznane.
Targ niewolników, kilka kilometrów za
miastem, wyglądał inaczej niż froum
lubovie. Na środku stało drewniane podwyższenie, na którym przywiązywano do
pala niewolnika albo niewolnicę. Zebrani Wikingowie, Brytowie, Polanie, Sasi,
Normani, przybysze z dalekiej Italii i z Egiptu oraz członkowie różnych
pruskich krain między innymi Natangowie i Warmowie, prześcigali się właśnie w
licytowaniu młodej dziewczyny o skandynawskich rysach twarzy. Jej jasna cera,
błękitne oczy oraz długie, jasne włosy zapewne urzekały większość zebranych.
Dziewczyna stała jakby zamroczona. Musiała pochodzić z dobrego domu. Na pewno
nie była to córka skandynawskiego chłopa, lecz kogoś bardziej zamożnego. Poparciem
tych domysłów był jej strój: nosiła suknię wykonaną z tkaniny wyglądającej na
drogą, tkanina przylegająca w górnej części do bioder opadała poniżej luźno
licznymi fałdami ku ziemi. Jej obuwie, pasek oraz nakrycie głowy również świadczyły
o zamożności. Poza tym na prawym nadgarstku nosiła szeroką bransoletę, której
jej zapewne nie zabrano, bo chciano podkreślić jej wysokie pochodzenie i uzyskać
wyższą cenę.
Mojmira zawsze ze współczuciem
obserwowała kobiety, mężczyzn i dzieci, którymi handlowano jak każdym innym
towarem. Jedni, ze związanymi sznurem rękoma, inni zakuci w gąsior, dyby lub
łańcuchy, a jeszcze inni przetrzymywani w stojących lub wiszących klatkach, wycieńczeni,
ze spojrzeniem, w którym ciężko było dostrzec coś pozytywnego. Ich rysy twarzy
były różne po jednych było widać, że pochodzą z dalekiej północy, Jutlandii
albo nawet zza morza. Natomiast inni wręcz przeciwnie przypominali Polan albo
Rusinów. Byli też tacy, którzy wyglądali tak dziwnie, tajemniczo. Mojmira nie
potrafiła rozszyfrować ich pochodzenia. Potencjalni kupcy licytowali się, kto da
więcej, a właściciele opowiadali o walorach sprzedawanych niewolników - silny,
pracowity, kobieta potrafi gotować, szyć i jest posłuszna. Towary, czyli ludzi
kupowano za pieniądze bądź wymieniano je na inne towary. Tak wyglądały targi
niewolników, które razem z ojcem spotykała - rzadziej w Europie Zachodniej i
częściej w kraju Polan. Natomiast w kraju Prusów podobnie jak w krajach
muzułmańskich niewolnictwo było bardzo powszechne, a targi niewolników liczne.
- Mojmira obserwowała licytację
dziewczyny o skandynawskich rysach twarzy ze współczuciem. To nie jest moja
pierwsza wizyta na targu niewolników, ale
niewolnicą jestem po raz pierwszy, pomyślała ze strachem.
Wrzaski nagle ustały, okazało się,
że dziewczę kupił jakiś możny, ubrany w drogie obuwie oraz szaty, z których
najbardziej rzucał się w oczy pourpoint
z wężowej skóry. Strój tego typu był rzadkością na tych terenach. Możny ten
prawdopodobnie przybył tu z jednego z zamorskich krajów, wysiadł w jednej z
nadmorskich pruskich albo wikińskich osad np. w Sambii i udał się w głąb lądu.
Tak zapewne trafił na targ niewolników za Lubawą. Możliwe też, że dostał się tu
poprzez Gdańsk i ziemie pruskich plemion Pomezan lub Pogezan.
- Mojmira, przestała patrzeć na
smutną dziewczynę, którą właśnie zabierał jej nowy właściciel. Dziewczyna
postanowiła rozejrzeć się dokładniej po targu: jej oczy zatrzymały się chwilę
na stojących w znacznej odległości od niej i Divana Prusach, z którymi przybyła
do Lubawy. Pilnowali oni niewolników schwytanych przy Pikowej Górze - zapewne
czekają na swoją kolej, aby ich sprzedać - Pomyślała dziewczyna. Po chwili
spojrzała na swoje więzy, a potem na stojącego po jej prawej stronie Divana -
on patrzył na kolejnego niewolnika wprowadzonego właśnie na podwyższenie - i po
raz kolejny uświadomiła sobie, że zapewne ją czeka taki sam los.
- Po chwili jednak rozwiała
negatywne myśli i zaczęła się przyglądać młodej dziewczynie zamkniętej w
klatce, która stała na ziemi. Kilka razy widziała na targach niewolników ludzi
zamkniętych w klatkach, które stały na ziemi albo nad nią wisiały. Mimo
tego nie potrafiła oderwać oczu od tej dziewczyny. Tak jakby coś w niej ją
przyciągało.
- W umyśle Divana trwał prawdziwy
spór - jest młoda, ma najwyżej 20 lat, i do tego jest ładna. Uzyskałbym za nią
pokaźną sumę. Są tu kupcy z różnych krain, możliwe, że zapłacą mi monetami arabskimi, albo weneckimi cekinami - z drugiej strony zapłata "po
staremu" w towarze też by była miła, przydałby mi się nowy kaftan, może
nawet ktoś zapłaci mi za dziewczynę przeszywanicą z kolczugą? Kolczuga wykonana
z drobnych stalowych kółek oraz nowa przeszywanica, gdybym takie miał to nie
musiałbym się obawiać ciosów zadawanych mieczem. Kto wie może nawet Rayde ze
swoim toporem nie byłby w stanie mnie zranić! Te zwierzęce skóry są coraz mniej
skuteczne i słabsze od pancerzy chrześcijańskich rycerzy z Mazowsza.
- Divan nagle przerwał swoje
rozmyślanie i skierował ponownie oczy na stojącą obok niego dziewczynę. Ona
akurat nie zwracała na niego uwagi, on jednak, po raz kolejny, zaczął uważnie
się jej przyglądać. Faktycznie jest ładna, te jej zielone oczy i długie czarne
włosy. To jak zachowywała się od naszego pierwszego spotkania, na pewno bardzo
się boi, a jednak stara się ukrywać ten strach. Jest ubrana jak zamożniejsi
kupcy, a raczej była, bo obecnie jej płaszcz jest podarty, brudny i do tego
śmierdzi. Prusowie z Pikowej Góry jej go nie zabrali, więc pewnie podarł się
prędzej już podczas pojmania. Divan nagle uświadomił sobie, że wzrok dziewczyny
jest skupiony na czymś, co znajduje się za jego plecami.
- Na co tak patrzysz? Zapytał nagle.
- Mojmira aż drgnęła zaskoczona
pytaniem. Patrzę na tamtą dziewczynkę, zamkniętą w klatce. Wygląda na
przerażoną, jest młoda, ma najwyżej dziesięć lat. Co się z nią stanie?
- Divan usłyszawszy jej słowa poczuł
się dziwnie. Ta dziewczyna powinna martwić się o siebie. Jak ona może w takiej
sytuacji myśleć o innych? Potem przypomniał sobie o naukach, które pobierał w
Rzymie u ojca Tomasza, o Ewangelii, którą tłumaczył mu on ustnie z łaciny na
zrozumiały dla niego język. Te wszystkie opowieści o byciu dobrym, przykazania,
nauki. Zasady obowiązujące w nowej religii, które kłębiły się w jego głowie
były bardzo dziwne, nowe, obce, tajemnicze i zupełnie inne od rodzimych
wierzeń.
-
Po chwili przypomniał sobie dokładnie ostatnią z lekcji, jakie pobierał w 1216
roku w Rzymie u ojca Tomasza:
- Więc do niedawna
wierzyliście w wielu bogów? Zapytał Tomasz.
- Tak, mamy Święte
Gaje, w których składamy bogom ofiary.
- Czy ofiary z ludzi
też składacie?
- Tak, takie ofiary
również są wymagane przez bogów.
- Wasi bogowie są
okrutni - mówił ojciec Tomasz - Jezus, Bóg Wszechmogący każe nam się wzajemnie
szanować. Ofiary z ludzi by go tylko
rozgniewały. Dla Niego najlepszą ofiarą jest bycie dobrym człowiekiem i
wykonywanie Jego przykazań.
- Wierzycie w
zbawienie? Co się z wami dzieje po śmierci, wiesz, czym jest Piekło, Niebo, Raj?
- Wierzymy - mówił
Divan - w wędrówkę dusz, nasze dusze po śmierci
opuszczają ciało i wcielają się w drzewa, dusze męskie w dęby, a kobiece w
lipy. Dusze mieszkają we wszystkich roślinach i zwierzętach. Później dusza odradza się jako jeden z naszych dalekich krewnych. Końcem wędrówki duszy, którego doświadczają tylko najodważniejsi i najbardziej waleczni Prusowie jest podziemny
raj bogini Kurke [Kurche], do którego wchodzi się przez dziewięć bram.
- Ojciec Tomasz po
chwili namysłu odpowiedział. I do tego raju idą najodważniejsi i najbardziej
waleczni? A co z tymi, którzy są słabi albo chorowici? A co z dziećmi, które
giną za młodu? Co z kobietami, które umierają rodząc dzieci?
- Divan, nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć stwierdził tylko, że na szacunek bogów zasługują
najsilniejsi.
- A ja ci powiadam,
że Bóg jest jeden i kocha wszystkich, a Raj jest w Niebie, a nie pod ziemią. I
po śmierci dusza się nigdzie nie odradza albo idziesz do Piekła, ponieważ byłeś
złym człowiekiem, albo byłeś dobry i pójdziesz do Nieba. Jeśli ktoś był bogaty i
waleczny, ale zabijał dla przyjemności, a nie w obronie własnej, walczył, choć
nie musiał, gwałcił i plądrował to taka osoba choćby była bardzo silna i
budziła strach nie zostanie przez Boga wpuszczona do Raju. Bóg prędzej wpuści
tam żebraka, który przez całe życie nikogo nie skrzywdził.
- Divan,
wstrząśnięty odpowiedział: żebrak byłby dla Boga ważniejszy od wojownika?
- Dla Boga liczą się
twoje uczynki, a nie wielkość miecza i zawartość sakiewki, Bóg patrzy na twoje
serce, na to co myślisz, na to jak traktujesz innych.
- Pamiętaj o jednym.
Skoro przyjąłeś chrzest i jesteś już jednym z nas to dam ci radę:
będziesz oglądał w swoim życiu wiele okrucieństw,
część z twojego ludu zapewne stawi zbrojny opór przeciwko nam chrześcijanom, zabili Wojciecha i innych misjonarzy, więc będą również prześladować ciebie,
tobie podobnych i biskupa Chrystiana. Pamiętaj, że w chwili zwątpienia, powinieneś zawsze kierować się tym, co czujesz w
sercu. Jeśli serce podpowiada
ci, że coś jest złe to nie rób tego, nawet, jeśli będzie to niezgodne z tym, co
nakazują ci władcy. Zawsze kieruj się swoim wnętrzem. I pamiętaj, że jeśli
kiedyś pojawią się ludzie, którzy będą się
uważać za ludzi wiary, za chrześcijan, a zamiast miłością będą nawracali Prusów
mieczem i przemocą, pamiętaj wówczas żeby nigdy nie stawać po ich stronie.
Przemocą nigdy nikogo szczerze nie nawrócisz.
- Po wypowiedzeniu
tych słów ojciec Tomasz dał mi prezent, powiedział, że jest to nasze ostatnie
spotkanie. Tym prezentem był miecz z tajemniczymi
znakami i zdobieniami. Prosiłem go o dalsze nauki, tłumaczyłem, że jeszcze
wielu rzeczy nie rozumiem. Lecz on odrzekł mi, że w przyszłości wszystko
zrozumiem.
- Kiedy kolejnego
dnia przyszedłem na miejsce naszych spotkań zastałem, tak jak każdego dnia,
mały kościółek, jednak pomieszczenie w którym mieściła się pracownia ojca Tomasza
było puste. Próbowałem o niego pytać jednak nikt go nie znał, nikt o nim nie
słyszał...
- Divan nagle się ocknął ze
wspomnień, znowu był na targu niewolników. Po chwili zauważył wikinga
zbliżającego się do klatki z dziewczyną.
Wikingowie byli groźnymi wojownikami
z ziem skandynawskich położonych za Morzem Bałtyckim. Budzili strach wśród
wielu ludów, byli uzbrojeni w potężne miecze, często z dekoracjami, niektórzy z
nich władali włócznią bądź toporem. Wiking zbliżający się do klatki z
dziewczyną miał kolczugę i zdobiony miecz, co dowodziło jego wysokiego statusu.
Otworzył klatkę i złapał dziewczynę za włosy. Dziewczyna płakała, próbowała
bronić się swoimi drobnymi rękami jednak w starciu z potężnie zbudowanym
wojownikiem nie miała żadnych szans. Takie sceny na targu niewolników były
czymś normalnym, dlatego poza Mojmirą i Divanem, niewiele osób patrzyło w
stronę klatki.
- Nagle zirytowany wiking uderzył
pięścią dziewczynę w brzuch. Krzyczał na nią w swoim języku, następnie złapał
swoją ogromną ręką jej gardło i podniósł do góry.
- On ją udusi pomyślała Mojmira, z
jej oczu popłynęła mała łza, łza poświęcona tej młodziutkiej dziewczynie.
Chciała, chociaż w ten sposób okazać jej współczucie. Wiem, że nie jestem w
stanie jej pomóc, sama zapewne jeszcze dziś zostanę sprzedana, może mnie też
ktoś będzie bił.
- Mojmira stała pogodzona już z tym,
że za chwilę ujrzy, jak wiking na śmierć zatłucze nieszczęśniczkę. Postanowiła,
że do końca będzie patrzyła, że przynajmniej ona nie będzie obojętna na to, co
się z nią dzieje. Uprowadzona, zapewne gdzieś w dalekiej krainie - z wyglądu
nie przypominała ani Prusów ani tym bardziej Polan, stąd domysł, że jest z
daleka - i następnie przywieziona na
targ niewolników. Mojmira kątem oka zauważyła, że Divan również spogląda na
katowaną dziewczynkę. Ciekawe, o czym on teraz myśli? Pozostałe osoby obecne na
targu niewolników nie przejmowały się pospolitymi wydarzeniami tego typu, do
których często dochodziło.
- Mojmira ponownie spojrzała w
stronę klatki i nagle zobaczyła nie dwie, ale trzy postacie: wikinga, duszoną -
jedną ręką - dziesięciolatkę i Divana! Kiedy on tam dotarł? Przecież przed
chwilą stał obok mnie pomyślała przerażona.
- Po co on tam pobiegł? Czy chce
kupić tę dziewczynkę od wikinga?
- Zbliżywszy się Mojmira
spostrzegła, że Divan próbuje się porozumieć z przybyszem, który dalej trzymał w
powietrzu za szyję, jedną ręką, biedną przerażoną dziewczynkę.
- Wiking spojrzał ze złością na
Prusa.
- Tak jednak chce ją kupić -
stwierdziła - widząc jak Divan łapie za swoją sakiewkę z pieniędzmi, którą
nosił przypiętą do pasa. Wiking bardzo się zdziwił, jednak gestem ręki odprawił
Divana.
- To już koniec pomyślała Mojmira.
- Wiking wyciągnął mały sztylet.
- On ją zabije, jednak wszędzie jest
tak samo, słabi giną z ręki silnych. Mojmira po raz kolejny zdała sobie sprawę,
że wypowiedziała swoje myśli głośno, poza tym podeszła tak blisko całego
zajścia, że zapewne słyszała ją cała trójka - oczywiście jeśli dziewczyna była
w stanie jeszcze coś słyszeć, a wiking rozumiał jej język.
- "...jednak wszędzie jest tak samo, słabi giną z ręki silnych"
Divan słysząc te słowa po raz kolejny poczuł wewnątrz siebie to dziwne uczucie.
Ręka wikinga tymczasem razem ze
sztyletem zmierzała w stronę jego własności, czyli duszonej dziewczyny. Nagle
cały tłum spojrzał w stronę klatki, w jednej chwili wszyscy zaczęli się
interesować tym co się tam dzieje.
- Mojmira również patrzyła z
przejęciem i nie wierzyła własnym oczom.
Divan najpierw złapał wikinga za
nadgarstek prawej ręki, ścisnął tak mocno, że ten wypuścił sztylet.
Rozzłoszczony wiking rzucił dziewczyną w Prusa z całych sił. Divan się tego
spodziewał i złapał ją. Jego ruchy zrobiły wrażenie na ludziach obserwujących
całe zajście. Podszedł do Mojmiry, trzymając na rękach zapłakaną, pobitą,
przerażoną i nie mającą pojęcia, co się dzieje dziewczynkę. Następnie położył ją
na ziemi - z bólu nie potrafiła ustać na nogach - i wyjął sztylet, którym
przeciął więzy Mojmiry.
- Pilnuj tej dziewczynki. Następnie
wolnym krokiem szedł w stronę wikinga, który wyciągnął z pochwy swój ogromny
ozdobiony rozmaitymi wzorami miecz.
- Divan nie spodziewał się, że
Wiking posunie się tak daleko. Wyjęcie sztyletu i próba zabicia niewolnika nie stanowiło
naruszenia żadnego prawa, co innego wyciągnięcie miecza z pochwy i próba ataku
kogoś o znacznym statusie. Nie mając wyboru Divan również wyjął swój miecz, ten
sam, który otrzymał od ojca Tomasza w Rzymie. Na jego rękojeści i pochwie był
wygrawerowany jednorożec - Divan od dawna się zastanawiał nad znaczeniem tych
tajemniczych zdobień.
Wiking zaczął krzyczeć na Divana w niezrozumiałym
języku. Później na jego ustach pojawił się uśmiech, górował nad Prusem wzrostem
i muskulaturą.
- Divan dobył swojego miecza, od
którego odbiły się promienie słoneczne - obrona słabszych, walka w słusznej
sprawie, słowa ojca Tomasza nagle mu się przypomniały - takiej stali
zgromadzeni na targu musieli jeszcze nie widzieć, ponieważ było słychać z ich
ust różne pomruki i gesty niedowierzania. Prędzej wielu postawiło swoje denary,
floreny lub inne monety na wikinga teraz coraz więcej osób zaczęło stawiać na
zwycięstwo pruskiego wojownika.
- Wydawało się, że miecz, w ręce
Divana, żyje własnym życiem, szybkość zadawanych przez niego ciosów, precyzyjne
parowanie uderzeń chaotycznie zadawanych przez wikinga. Pozy przyjmowane przez pruskiego
wojownika, precyzja, z jaką zadawał ciosy sprawiły, że ludzie zamarli. Obaj
walczący nie korzystali z tarcz, używali samych mieczy. Jednak wiking był
ubrany w kolczugę, ale bez kolczego kaptura, a Divan w zwykły skórzany kaftan. Mimo
tego Prus atakował z niesamowitą szybkością. Jego uderzenie wymierzone z góry
wiking sparował w ostatniej chwili ratując głowę. Pchnięcie stanowiące jego
kontratak nie zaskoczyło Divana, który zablokował je i zamachnął się na przeciwnika od lewej
strony na wysokości ramienia. Wiking został zepchnięty do defensywy, ledwo
blokował ciosy zadawane z niezwykłą szybkością. Po kilkunastu atakach Divanowi
udało się płynnym ruchem, dowodzącym jego rycerskiego wręcz kunsztu, wytrącić
miecz z ręki przeciwnika. Chciał na tym poprzestać, zrobił dwa kroki w tył,
odwrócił plecami do pokonanego przeciwnika i ruszył w stronę Mojmiry, która
znajdowała się jakieś dziesięć metrów od niego. Przeczucie mówiło mu jednak by
nie chował miecza do pochwy, dlatego szedł trzymając go w prawej ręce. W tym
momencie wiking dobył sztyletu, którym prędzej chciał zabić dziewczynę i rzucił
się na Divana. Jedyną szansą na zabicie kogoś, kto nosił kolczugę było
atakowanie głowy albo pchnięcie. Divan wybrał pierwszy wariant, nie chciał próbować
przebić zbudowanej z małych metalowych krążków kolczugi, więc zamachnął się z
całych sił ścinając wikingowi głowę, która potoczyła się między osoby
obserwujące walkę. Divan jako zwycięzca podszedł do ciała pokonanego
przeciwnika, ściągnął z niego kolczugę oraz zabrał sakiewkę z pieniędzmi.
Zgodnie z prawem mógł wziąć to, co należało do osoby, która bezprawnie go
zaatakowała na ziemiach biskupa Chrystiana. Tak, więc niewolnicy wikinga również
należeli do niego.
Ludzie przyglądający się walce po
chwili wrócili do swoich spraw, ciałem wikinga nikt się nie przejął. Licytowano
kolejnych niewolników, powróciły wrzaski i śmiechy.
- Divan podszedł do Mojmiry.
-
Zemdlała z bólu - powiedziała i pozwoliła mu wziąć dziewczynkę na ręce. Czy w
Lubawie albo w grodzie za miastem jest jakiś cyrulik? Zapytała.
- W Lubawie jest jeden ale zawsze tłumy czekają do niego. Ona potrzebuje
natychmiastowej opieki - odrzekł Divan. Poza tym ta dziewczynka ledwo żyje.
Zwykły medyk może nie wystarczyć. Chodź za mną.
-
Drewniana chata, nie różniła się niczym od tych, które budowali Polanie. Jedynym
wyjątkiem były charakterystyczne dla Prusów pale, na których stała cała
konstrukcja. Prusowie, którzy od setek lat żyli w puszczy wiedzieli, że
budowanie chat, albo grodów, na palach wbitych w ziemię lub w dno jeziora,
stanowi wspaniałe zabezpieczenie przed atakami dzikich zwierząt. Niska, o
owalnym kształcie, zwężającym się delikatnie od dołu do góry, kryta słomianą
strzechą. Otwór w ścianie, zwany lanxto,
był oknem i zarazem spełniał funkcje komina, czyli otworu na ujście dymu. Na
środku izby znajdowało się ognisko, przy którym na leżącym pniu drzewa siedziała
stara, licząca jakieś osiemdziesiąt lat kobieta. Nad ogniskiem wisiał duży
kocioł.
- Kobieta śpiewała jedną z pruskich
pieśni i przygotowywała jakąś ziołową miksturę. Nagle do jej uszu doleciał
dźwięk szczekających psów, a potem tętent końskich kopyt. Po chwili drzwi chaty
z hukiem otworzył Divan, wnosząc na rękach nieprzytomną i krwawiącą dziewczynkę.
Za nim weszła Mojmira.
- Stara kapłanko ona potrzebuje
pomocy.
- Czy twój nowy bóg nie potrafi jej
pomóc? Odpowiedziała Divanowi nie wstając nawet od kociołka.
- Cyrulik, który leczy ludzi w
Lubawie jak zawsze jest oblegany, a jego wiedza na temat ziół nie jest tak duża
jak twoja. Kobieto rusz się!
- Stara kapłanka zawsze darzyła
Divana sympatią, pamiętała jak w dzieciństwie z żarliwością oddawał cześć bogu
magii Patrīmpusowi i Perkunasowi, który w pruskich wierzeniach był bogiem błyskawic. Nawet
czasem powtarzał, że w przyszłości zostanie wajdelotą. Teraz jednak jego
marzenia z dzieciństwa nie miały znaczenia, były to tylko wspomnienia starej
kobiety.
-
Połóż ją na łóżku. Divan posłusznie
wykonał polecenie.
- Kobieta podeszła i zaczęła badać
pobitą dziewczynkę. Dotykała jej głowy, później przesuwała ręce nad jej
biodrami, brzuchem i nogami.
-
Jej życiowa energia jest ciągle silna, gdybyśmy zabrali ją do gaju, do miejsca
mocy to może...
- Wiesz, że chrześcijanie potępiają
miejsca mocy. Biskup Chrystian mówił, że moc płynąca z kamieni i drzew jest
mocą szatana, nawet jeśli czasem uzdrawia i leczy to jednak jest to złe.
- Matka Ziemia nie jest zła –
odpowiedziała staruszka – Przecież drzewa mają w sobie uzdrawiającą moc, dąb,
buk, kiedy je przytulasz czujesz się lepiej. Tak samo zioła są darem Matki
Ziemi.
- Biskup mówił, że zioła są dobre, ale korzystanie z energii płynącej z drzew, wód i kamieni biskup potępił.
- Staruszka wiedziała, że nie ma
sensu sprzeczać się z Divanem. Po chwili namysłu odrzekła: więc użyję ziół.
Podeszła do stołu, na którym leżały i nad którym wisiały różnego rodzaju zioła
oraz specyfiki. Najpierw nałożę na rany dziewczyny ziołowy balsam; następnie podam
jej wywar.
- Divan i Mojmira z uwagą obserwowali staruszkę.
- Kobieta nagle powiedziała głośno.
Nie stójcie tak! Divan wiesz jak wyglądają zioła, uczyłam cię przecież. Biegnij
do mojego ogródka za domem, a jak nie znajdziesz to pędź szukać w lesie.
Potrzebuję: krwawnika pospolitego, czosnku niedźwiedziego i babkę lancetowatą, bez niej nie wyleczę
płuc dziewczyny.
- No idź już, a Ty zostań
tu i mi pomóż.
- Mojmira dopiero teraz zauważyła,
że kobieta cały czas używała mowy Polan.
- Divan właśnie wybiegł, a Mojmira
wykonywała polecenia staruszki.
-
Obmyj jej rany, a ja przygotuję ziołowy balsam.
- Myślałam, że nie masz wszystkich
ziół.
- Staruszka uśmiechnęła się i
powiedziała: mam tu wszystko, czego mi potrzeba. Zioła, o które go prosiłam
zostawię sobie na inną okazję, poza tym w moim ogródku nie ma ziół, które
wymieniłam, więc będzie musiał iść na poszukiwania do lasu. Zdążymy porozmawiać
zanim wróci, nie za często miewam tu gości spoza Prus. Mój dom znajduje się
spory kawałek od Lubawy, nie prowadzi tu żadna ze znanych ścieżek. Tylko Divan
i kilku miejscowych o mnie pamięta. Przybysze raczej nigdy nie zapuszczą się tu
sami. Poza tym duchy mnie ochraniają?
- Mojmira właśnie skończyła obmywać
rany dziewczynki - Jakie duchy?
- Staruszka mówiła nakładając balsam
na obitą głowę: duchy przodków mieszkają w pobliskich drzewach, a leśny duch,
opiekun lasu, o imieniu Medinis
ochrania mnie, kapłankę wierzącą w starych bogów, wy tak ich nazywacie –
starymi bogami. Poza tym pamiętaj, że licho
nie śpi.
- Licho – zapytała Mojmira.
-
Licho jest słowiańskim demonem, który od dawna mieszka w pruskiej puszczy.
Teraz kiedy Słowianie są chrześcijanami i wycinają lasy wielu z ich demonów
schroniło się u nas. Licho nigdy nie śpi, zawsze jest gotowy do walki o dobro
puszczy.
-
Przecież demony są dziełem szatana, podobnie jak pogańska religia. Powiedziała
Mojmira.
-
Mówisz jak radykalni chrześcijanie, wyznawcy martwego boga, jakiegoś Chrysta
wiszącego na krzyżu, ale tak do końca nie wyglądasz na jedną z nich. Powinnaś
wiedzieć, że nikt nie ma prawa przekreślać całej religii i zmuszać ludzi do
odejścia od wierzeń przodków. Ja wolę swoich bogów, drzewa, puszczę, zwierzęta.
Bogowie są wszędzie, nawet teraz czuję ich obecność. Musisz być dobrym
człowiekiem skoro Medinis, bóg lasu
pozwolił ci odnaleźć moją chatę.
-
Słyszałam o tym Medinisie, zbrojny w Płocku mi o nim opowiadał to duch lasu,
który zabija każdego, kto mając wrogie zamiary wchodzi do puszczy.
- Tak było kiedyś jednak obecnie
jego moc osłabła z powodu chrześcijan - odparła staruszka. Ale moja chata dalej
jest pod jego ochroną nawet Surwabuno nie wie, że jeszcze tu żyję.
- Mojmira, zdziwiona zapytała: a
dlaczego mi o tym opowiadasz? Nie boisz się, że komuś powiem? Jestem przecież
chrześcijanką.
- Skoro Medinis ci zaufał to i ja ci
ufam.
- Mówiłam ci, że słyszałam o tym bogu, wiem
Mojmiro, że o nim słyszałaś. Powiedział mi o tym.
- Skąd znasz moje imię? Rozmawiasz z
tym bogiem? Dziewczyna zrobiła znak krzyża i zaczęła się rozglądać po chacie.
- Nie musisz się go bać odrzekła
staruszka, on krzywdzi tylko tych, którzy zagrażają naszym wierzeniom, tych
którzy chcą mnie skrzywdzić.
- Ale ja przecież jestem
chrześcijanką, zawsze z ojcem w niedzielę uczestniczyłam we Mszy świętej.
- Wasze msze, chrześcijaństwo, wasz
krzyż, pod jego znakiem wprowadzacie swoją religię, niszczycie puszczę, która
stała tu od tysięcy lat, niszczycie nasze wierzenia i zabijacie naszych bogów.
- A wy składacie ofiary z ludzi! Odrzekła
nagle Mojmira, czy płocki zbrojny, którego po naszym porwaniu spalono na stosie
był czemuś winien? Kto dał wam prawo decydować o życiu i śmierci? Nasz Bóg nie
wymaga krwawych ofiar, to Bóg miłości. A puszcza? Czy drzewa są ważniejsze od
człowieka? Drzewa, rzeki, kamienie, zwierzęta są Bożym dziełem, dzieło to ma
służyć człowiekowi. Wy modlicie się do tego, co Bóg stworzył, a powinniście
modlić się do Stworzyciela.
- Ofiary z ludzi są konieczne, nasi
bogowie ich od nas wymagają. Tak bardzo wierzysz w swojego Boga...
- Divan nagle wszedł do środka,
przerywając ich rozmowę.
- Przyniosłem wszystkie zioła.
- Połóż je na stole, odrzekła
pogańska kapłanka.
- Zostali w domu staruszki na noc,
wszyscy spali na podłodze owinięci zwierzęcymi skórami, których kobieta miała
dużo w swojej chacie.
-
Ranna dziewczynka w nocy jęczała, zapewne miała koszmarne sny. Starsza kobieta
kilka razy wstawała i wkładała jej pod język jakiś dziwny specyfik. Za każdym
razem najpierw upewniała się czy Divan śpi tak jakby robiła coś co on by od
razu potępił. Później w ciszy staruszka recytowała nad swoją pacjentką jakieś
słowa w języku Prusów. Mojmira udawała, że śpi jednak w rzeczywistości
obserwowała dziwne zachowanie gospodyni chatki. Ku jej zdziwieniu nad ranem
stan dziewczynki się poprawił. Rany przestały krwawić. Kolejna noc była już
spokojniejsza, co nie zmienia faktu, że staruszka kontynuowała za plecami
Divana swoje tajemnicze zabiegi medyczne.
Dwa
dni później, kilka godzin po świcie nieznajoma się obudziła. Najpierw lekko
podniosła powieki, następnie zaczęła z lękiem rozglądać się po chacie. Była
wyraźnie zdezorientowana, nie wiedziała gdzie jest.
-
Dopiero teraz Divan i Mojmira uświadomili sobie, że jej wygląd jest typowo
słowiański, niebieskie oczy, długie za pas włosy o słomianym kolorze, łagodne
rysy twarzy, rumiane policzki.
- Pochodzi z kraju Polan, Rusi albo
z kraju Czechów, powiedziała Mojmira - nie odrywając wzroku od twarzy
dziewczynki.
Mówili coś do niej, lecz ona
milczała.
- Może nie rozumie naszej mowy? -
Dopytywał Divan.
- Rozumie, ale boi się mówić,
widziała śmierć swoich rodziców, napadli ich na statku piraci. Powiedziała
staruszka, Divana w przeciwieństwie do Mojmiry nie zdziwiły jej słowa.
- Skoro tak mówisz to zapewne tak
właśnie było. Czy możemy ją zabrać ze sobą?
- Możecie, ale nie sadzajcie jej na
koniu, zaprzęgnijcie swojego konia do wozu za domem i jedźcie do Lubawy, a
potem zabierz dziewczynkę w miejsce, w którym będzie mogła wypocząć i nakarm ją.
Staruszka wypowiadała te słowa cały czas patrząc na Divana. I jeśli chcesz ją
zabrać poza Lubawę to niech leży na wozie, pamiętaj niech nie jedzie konno, bo
rany jej się otworzą.
- Mojmira uśmiechnęła się do
dziewczynki, wyciągnęła rękę i ucieszyła się widząc, że dziewczynka ją złapała.
Obie wyszły z chaty. Divan miał już iść za nimi, kiedy staruszka nagle się do
niego odezwała:
- Ta dziewczyna, dlaczego nie
sprzedałeś jej na targu niewolników? I czemu zaopiekowałeś się tą małą? Czy
chrześcijaństwo cię tak zmieniło? Dawny Divan by sprzedał tę zielonooką Mojmirę
na targu niewolników, a dziewczynkę pozwolił wikingowi zatłuc na śmierć.
- Dawny Divan nie potrafił nawet
czytać i pisać i jak sama powiedziałaś nie potrafił okazywać litości i
współczucia. Czy nie uważasz, że teraz, jako chrześcijanin jestem lepszym
człowiekiem?
- Staruszka milczała. Po chwili
dodała: Divan puszcza płacze. Oni nie szanują drzew, wycinają je pod budowę
ogromnych miast. Myślisz, że Kriwe z gaju w Romowe pozwoli im niszczyć puszczę
i naszych bogów?
-
Divan słysząc przydomek Kriwe poczuł uczucie strachu. Słyszał wiele razy
o potężnym wajdelocie, który był dla Prusów kimś kogo chrześcijanie nazwaliby
papieżem. Biskup Chrystian nie wierzył, że ktoś taki istnieje, niewielu było
takich, którzy twierdzili, że widzieli pruskiego papieża.
- Stara kapłanko, czy on naprawdę istnieje?
- Istnieje i jest potężny, starzy bogowie
mu sprzyjają, nauczyli go magii, obdarzyli mocami. Stoi przy nim wielu
potężnych rijkasów. Niedługo dojdzie do wojny, czuję, że w Świętym Gaju przy
Lubawie wydarzy się coś, co wszystko zmieni. Divan bądź ostrożny lepiej wyjedź
z Lubawy jak najszybciej. Udaj się do swojego lauksu. Gród nad Jeziorem
Zwiniarz jest potężny w połowie położony na jeziorze. Tam będziecie bezpieczni.
Słyszałam, że biskup Chrystian kazał lokować wieś na terenie twojego lauksu. Tak, więc nawet u ciebie są już domy wyznawców nowej krwi, nowej wiary.
- Taka jest cena naszego przejścia
na chrześcijaństwo - odparł Divan. Biskup Chrystian otrzymał od papieża w
Rzymie nasze ziemie. Nazwali te tereny Ziemią Lubawską. My teraz jesteśmy jego
sługami. Biskup jednak skupia się na budowie miasta i sprowadzaniu osadników, aby zakładali wsie. W moim lauksie stoi już drewniany kościół, a o świętych
kamieniach w lesie nikomu nie powiedziałem. Obiecałem ci przecież, że nie
powiem o nich nikomu. Jednak w moim grodzie pojawili się już kilka lat temu
zbrojni chrześcijanie. Ale całością cały czas zarządzam osobiście.
- Do czasu Divan, do czasu. Twój
biskup teraz zapewnia ciebie i Surwabuno, że możecie pozostać w swoich grodach.
Mówi wam, że wy rijkasi będziecie jak książęta u Polan.
- Surwabuno jest księciem poprawił
Divan. Ja służę jemu, a on biskupowi.
- Twój biskup zapewne jest wściekły
po tym jak Prusai czczący starych
bogów spalili Płock i wiele wsi. Medinis
doniósł mi, że biskup wraca do Lubawy z wieloma chrześcijańskimi wojami.
Zapewne wyruszą w głąb puszczy, ale najpierw rozprawią się z tymi, którzy
przeżyli przy Pikowej Górze, w Świętym Gaju w Lobnic [obecnie Łąki
Bratiańskie]. Później ruszą spalić Ciemnik i stojący na pobliskiej
górze gród [obecnie ruiny
zamku w Kurzętniku], w którym
mieszka rijkas Doroth.
- Zapewne tak właśnie będzie z
czasem chrześcijanie opanują całą Sasinię - odparł Divan i dodał: dziękuję ci
za pomoc kapłanko, masz w sobie dużo dobra. Po tych słowach wyszedł po schodach
na zewnątrz.
- Dużo dobra? Kapłanka po cichu powtórzyła
te słowa - wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Po chwili spojrzała na krzesło
stojące przy stole i zapytała jakby sama siebie: Medinisie czy te dwie są naprawdę tak ważne? Czy przeznaczenie ich obu splata się we wzorze bogów z przeznaczeniem
Divana? Skoro tak twierdzisz to proszę ochraniaj tych troje. Chroń ich
przed demonami oraz złymi i chciwymi ludźmi, których wielu przybyło razem z
chrześcijanami. Medinisie ja już jestem stara, nie jestem tak ważna jak on
proszę ochraniaj go. Po chwili krzesło się poruszyło, choć nikt na nim nie
siedział. W chacie zrobiło się cicho kobieta powróciła do śpiewu, a szumiący
wiatr poruszał drzewami tak jakby las chciał śpiewać razem z nią.
- Słuchaj śpiewu lasu Mojmiro,
wsłuchajcie się wszyscy w śpiew Matki Natury. Musicie zrozumieć, że bez puszczy
życie nie ma sensu, życie w ogromnych, brudnych miastach kosztem puszczy nie ma
sensu. Opamiętajcie się i powróćcie do starych bogów. Mówiła do siebie
staruszka jednak już nikt jej nie usłyszał.
Spis Treści. Moja powieść i przerywniki z nią związane:
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 3 DROGA DO LUBAWY)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 4 W LUBAWIE)
Dnia 5 sierpnia Roku Pańskiego 1222 biskup Chrystian otrzymał Ziemię Chełmińską
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 6 BISKUP CHRYSTIAN I OBJAWIENIE MATKI BOSKIEJ W LIPACH ZA LUBAWĄ)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 7 LAUKS DIVANA NAD JEZIOREM ZWINIARZ POCZĄTEK KRUCJATY 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych bogów (ROZDZIAŁ 8 POŁOWICZNY „SUKCES” KRUCJATY PAŹDZIERNIK 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 7 LAUKS DIVANA NAD JEZIOREM ZWINIARZ POCZĄTEK KRUCJATY 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych bogów (ROZDZIAŁ 8 POŁOWICZNY „SUKCES” KRUCJATY PAŹDZIERNIK 1222 ROK)
Autor: Tomasz Chełkowski
Kontakt:
ziemialubawska@protonmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)