Poniższa mapka stanowi wprowadzenie do rozdziału drugiego, który rozpoczyna się podczas oblężenia grodu zwanego Pikową Górą. Jest to gród, który istniał naprawdę. Jego pozostałości (zwane grodziskiem) znajdują się w Nowym Dworze Bratiańskim, małej wsi położonej w granicach historycznej Ziemi Lubawskiej (w czasach pogańskich zwanej Ziemią Sasinów). Na początku tego rozdziału pada nazwa Dreuanza, oczywiście dotyczy ona rzeki Drwęcy.
Jako ciekawostkę warto podać, że nazwa Drwęca w źródłach pisanych pojawiła się po raz pierwszy w 1222 roku i brzmiała właśnie Dreuanza. Wiemy, że takim określeniem posługiwali się zarówno Słowianie, Prusowie, jak i przedstawiciele innych ludów wielokrotnie odwiedzających te malownicze tereny. Mieczysław Łydziński twierdzi, że etymologia (pochodzenie) nazwy wiąże się z wedyjskim słowem dreva, łacińskim Dreuentia, germańskim druhen lub staropruskim dreoso – słowa te w tłumaczeniu na język polski znaczą: bieg rzeki.
Święty Gaj, o którym jest mowa na początku rozdziału w XIII wieku znajdował się w Łąkach Bratiańskich (mniej więcej tam gdzie dziś są ruiny klasztoru).
P.s. tym którzy nie czytali rozdziału pierwszego przypominam, że powieść jest wzbogacona o dopiski historyczne, czyli fakty, legendy, podania, które rozpoczynają się i kończą kwadratowymi nawiasami:
[ ].
[ ].
ROZDZIAŁ 2
SPOTKANIE
Oblężenie
trwa już od siedmiu dni. Niedaleko przepływa rzeka Dreuanza, a przy niej znajduje się lipowy Święty Gaj, z
dębem i wiecznym ogniem. Lokalni Prusowie, podobnie jak jeszcze niektórzy w
okolicach Lubawy, cały czas oddają w nim cześć Pani Pergurbii, zwanej też Majumą
oraz bogini Kurke. Dusze matek i sióstr tutejszej ludności mieszkają tam w
świętych lipach. Wiem to od naszych jeńców, których schwytaliśmy na początku
oblężenia. Ludzie ci dalej wierzą w starych bogów. Ja jednak jestem inny, tak
jak Surwabuno, władca Lubawy, od siedmiu lat jestem chrześcijaninem. Surwabuno
nawrócił się na nową wiarę w roku 1215, a rok później zabrał mnie, swojego
wiernego sługę do Rzymu - tam nauczyłem się pisać i czytać. Te niesamowite
budynki, większe od naszych grodów, zbudowane z kamienia i tworzywa twardszego
niż drewno - zwanego cegłą. Uzbrojenie tamtejszych wojów i ogromne bogactwo. To, co ujrzały moje oczy przekonało mnie, że Bóg chrześcijan jest silniejszy od
naszych bogów. Oj! Gdyby ci jeńcy i załoga grodu widzieli to, co ja widziałem! Wtedy by się
tak kurczowo nie trzymali dawnej wiary, nie stawialiby oporu i nie atakowali
nas, dlatego, że odeszliśmy od wierzeń przodków. Dziś musimy to zakończyć i
zdobyć gród. Ale co ze Świętym Gajem? Czy będziemy musieli tam wkroczyć i ściąć
drzewa? Słyszałem takie plotki. Mimo przyjęcia nowej religii boję się gniewu
starych bogów, mam nadzieję, że biskup Chrystian nie wyda nam takich rozkazów. Skoro
gaj przy Lubawie biskup oszczędził, z szacunku dla starych bóstw, albo ze
strachu przed buntem, to zapewne oszczędzi też tutejsze święte miejsca, w
których starzy bogowie objawiają swoją moc.
Muszę przerwać pisanie i odłożyć
pergamin, ponieważ rijkas Surwabuno, właśnie kazał nam wznowić oblężenie.
- Divan, członek drużyny rijkasa z Lubawy, siódmy dzień oblężenia Pikowej Góry. Rok 1222.
Surwabuno tradycyjnie został wybrany na wodza wyprawy, której zadaniem było nawrócenie ostatnich w tej części Ziemi Sasinów opierających się chrześcijaństwu niepokornych Prusów. Rijkas z Lubawy, był dzielnym wojownikiem, który właśnie próbował namówić obleganych do poddania grodu. Przemówił do nich w języku pruskim tymi oto słowami: "dzielni wojownicy, którzy nie chcecie odstąpić od religii przodków, przyjmijcie chrzest, a w zamian oszczędzimy wasze kamienie ofiarne i gaje. Nie skrzywdzimy wajdelotów i kapłanek, nie zgasimy świętego ognia w waszym gaju. Tylko przyjmijcie chrzest i nade wszystko przysięgnijcie, że nie będziecie najeżdżać ziem naszych, biskupa Chrystiana i chrześcijan z Mazowsza. Pan nasz Chrystian obiecał uszanować wasze tradycje, jeśli przyjmiecie chrzest i oddacie swoje grody pod jego władanie. Czy liczne wyprawy chrześcijan z Mazowsza, które po moim chrzcie, przybywały, aby ochronić nas, nowo nawróconych neofitów niczego was nie nauczyły?".
- Divanie, mój przyjacielu, powiedziałem to, tak jak mi doradziłeś, jednak czy nie byłoby lepiej gdybyśmy podpalili gród?
- Panie, wiem, że oni twardo stoją przy wierze przodków, nie chcą nawet słyszeć o odejściu od swojej religii. W okolicy Pikowej Góry mieszka wiele kapłanek i kapłanów, wiara przodków zawsze była tu silna. Wierzę jednak, że z czasem nawet oni przyjmą chrzest. Lepiej jest ich przekonać, aby do nas dołączyli. Im więcej osób przyrzeka ci wierność, tym lepiej dla ciebie. Divan zbliżył się do rijkasa i szeptem dodał: lepiej niech przyrzekają wierność tobie, niż biskupowi. On i tak ma się za Pana tych ziem, ale prawda jest taka, że gdyby nie twoje poparcie to nikt biskupa by nie słuchał. Gdybyś ty nie przyjął chrztu to nikt w okolicy Lubawy by tego nie zrobił, a przynajmniej większość z nich by się nie dała ochrzcić. Oni tak naprawdę idą za tobą Surwabuno. Jak myślisz, dlaczego po twoim, naszym chrzcie, biskup Chrystian sprowadził do Lubawy tylu chrześcijańskich rycerzy? Zapytał Divan i po chwili sam odpowiedział: bo biskup bał się, że my nowo nawróceni poganie, neofici powrócimy do starych wierzeń i zaatakujemy chrześcijan.
- Ale dlaczego mają mi przyrzekać wierność? Dopytywał Surwabuno. Przecież ja nie jestem żadnym księciem ani władcą.
- Teraz musimy wybrać sobie władcę, czasy wolności, w których powoływaliśmy rijkasa tylko podczas wojen odeszły. Po przyjęciu chrześcijaństwa wielu się od nas odwróciło, oskarżyli nas o zdradę starych bogów. Biskup Chrystian został mianowany przez papieża biskupem całych Prus. Stał się władcą wszystkich pruskich plemion aż po Sambię i Nadrowię. Potrzebujemy kogoś, kto byłby naszym pruskim księciem, za którym będziemy mogli iść. Widziałeś Rzym? Papież jest władcą Kościoła, biskupi są władcami w diecezjach, na ziemiach Polan są wojewodowie i książęta. A u nas? U nas każdy żyje jak chce i to nas zgubi. Plemiona Pomezan, Pogezan, Warmowie, Natangowie i pozostałe pruskie plemiona próbują żyć po staremu i zachowują się tak jakby chrześcijanie nie istnieli. U nas nie ma króla, który by mógł zjednoczyć przeciwko chrześcijanom wszystkich Prusów. Musimy żyć zgodnie z zasadami nowej wiary, jeśli chcemy przetrwać. Potrzebujemy silnego przywódcy. Za biskupem Chrystianem do Prus zaczęło przybywać wielu chrześcijan, lokują tu swoje wsie, a my Prusowie tak jak dawniej mieszkamy w lasach i budujemy grody, w których chowamy się tylko w razie niespodziewanego ataku. Tak dalej być nie może, potrzebujemy władcy, który będzie nas reprezentował wobec biskupa i przybywających z Zachodu rycerzy. Nie zapominaj tego, co biskup opowiedział o księciu Polan, Mieszkiem zwanym...
- A wracając
do pomysłu podpalenia grodu - Divan zmienił temat ponieważ wiedział, że to nie
jest dobry moment na kolejną rozmowę o Mieszku. - Masz waleczne serce ale czasem zapominasz o
okazywaniu litości, którego uczy nowa religia.
- Litości? Przyjacielu, co masz na myśli?
- Tak
litości. Kiedy byliśmy w Rzymie, ty przebywałeś cały czas z biskupem Chrystianem, a ja
pobierałem nauki od pewnego duchownego. Zrozumiałem wówczas, że warto okazywać
litość, że zabijanie, czy składanie ofiar z ludzi nie jest niczym chwalebnym.
Kiedyś po każdej wygranej bitwie składaliśmy w ofierze bogom jednego z jeńców,
a w okresie wojen zabijaliśmy dziewczynki wierząc, że odrodzą się, jako nasi
krewni i będzie im lepiej. Ale czy mieliśmy do tego prawo? Albo, czy ma sens
spalanie pokarmów i złowionych ryb na kamieniach, jako ofiary dla bogów? Nowa
wiara uwalnia nas od wielu zbędnych rytuałów, wystarczy tylko chodzić na mszę
do kościoła i słuchać nauk duchownych, którzy przybyli z biskupem Chrystianem. Uczestnictwo
we mszy jest jedyną ofiarą, jaką każą nam składać. Dzięki nowej wierze
zrozumiałem, że wolę zabijać tylko tych, którzy mnie atakują, a jeśli sam muszę
zaatakować to tylko w ostateczności, kiedy mam pewność, że atakuję w słusznej
sprawie. Poza tym, jeśli okażesz im litość to pozostali mogą to docenić i tak
jak my przyjąć chrzest. Jeśli jednak będziesz bezlitosny to oni wszyscy
utwierdzą się w starych wierzeniach i będą naszymi wrogami.
Surwabuno
chwilę zastanawiał się nad słowami swojego przyjaciela. Ostatecznie po raz
kolejny utwierdził się w tym, że nowe wierzenia są lepsze. Rozmyślałby dalej,
gdyby nie strzała wystrzelona z łuku i przelatująca tuż nad jego lewym uchem.
Załoga grodu widocznie nie zgadzała się z wcześniejszymi słowami Surwabuno i
postanowiła dziś pierwsza zaatakować.
[ Rijkas
słowo to było znane każdemu Prusowi. Oznaczało władcę, wodza, naczelnika.
Rijkasa powoływano tylko podczas wojen, organizowania łupieżczej wyprawy na
ziemie chrześcijan lub na ziemie innych plemion pruskich. W życiu codziennym, w
okresie pokoju, Prusowie nie potrzebowali wodzów, władców, książąt i królów.
Tak samo było u Słowian aż do przyjęcia w 966 roku chrześcijaństwa przez
Mieszka I. Prusowie z Ziemi Sasinów na terenie, której zbudowano Lubawę również
przez tysiące lat żyli, jako ludzie wolni, bez władzy centralnej, bez podatków z
rijkasami wybieranymi tylko w czasach wojen. Sprawa skomplikowała się dopiero w
pierwszej połowie XIII wieku z powodu chrześcijaństwa zapuszczającego korzenie
w Lubawie i okolicach. ]
Dzień
upłynął na wzajemnym ostrzale. Ostatecznie nie
zdecydowano się na próbę podpalenia grodu i spalenia żywcem wszystkich obrońców
oraz mieszkańców. Widocznie, rijkas Surwabuno uwierzył, że uda mu się zdobyć
gród i dołączyć go do ziem rządzonych przez chrześcijan. Pomiędzy Lubawą i
Pikową Górą udało się pokonać wielu pruskich buntowników, niektórzy zginęli, a
inni przysięgli wierność biskupowi Chrystianowi oraz księciu z Lubawy (coraz
więcej osób tak nazywało Surwabunę, książę
z Lubawy, książę Prusów albo władca Prusów tak brzmiały najpopularniejsze
z tytułów, które zaczęto do niego "przyszywać" po przyjęciu w Rzymie
chrztu). W każdym z podbitych miejsc zbudowano drewniany kościółek i uczono
pruskich Sasinów o nowej religii. Oczywiście pospólstwo i niewolnicy musieli
przyjąć chrzest i ustnie zobowiązać się, że odstąpią od religii przodków. Największy
problem stanowili wajdeloci, pruscy kapłani dalej wyznający wiarę w wielu bogów
oraz osoby najstarsze, które nawet nie chciały słyszeć o zmianie wyznawanej
religii.
Wzajemny
ostrzał, podobnie jak podczas poprzednich dni oblężenia, nie odniósł większego
skutku. Nikt się nie spodziewał tego, że tej nocy wszystko się zakończy w
sposób o wiele bardziej krwawy niż by sobie tego życzył Divan.
Tymczasem Surwabuno
zauważył, że budowniczy sprowadzony przez biskupa Chrystiana właśnie się
zbliża.
- Panie
dziś przed zmrokiem skończymy budowę, a jutro o świcie będziemy mogli
zaatakować. Gdybym był na miejscu od pierwszych dni oblężenia to ten gród
zamieszkiwany przez plugawych pogan już dawno byłby nasz.
- Mistrzu
Jarosławie, powiedz mi więcej o tych machinach, czy naprawdę są one tak
skuteczne?
- Książę
Surwabuno, dwa duże trebusze, które
zbudowaliśmy z okolicznych drzew w zupełności wystarczą. Wystarczy o świcie
zmylić obrońców i podciągnąć je pod obwarowania grodu.
- A jak one
działają? Dopytywał Surwabuno, który nie mógł się nadziwić licznym wynalazkom
sprowadzonym na jego ziemie przez chrześcijan.
- Książę
musisz...
- Jestem
pruskim rijkasem, nie musisz mnie nazywać księciem.
- Wybacz
książę, ale Jego Świątobliwość, Chrystian biskup Prus twierdzi, że jesteś
księciem z Lubawy. Poza tym właśnie tak nazywają Cię zachodni rycerze, mówią o
Tobie książę Prusów nawrócony na chrześcijaństwo i pasowany na rycerza przez
biskupa oraz ochrzczony przez samego papieża Innocentego III.
Surwabuno chwilami miał problemy z
zaakceptowaniem i przyzwyczajeniem się do tylu zmian, które nastąpiły po
przyjęciu chrześcijaństwa. Mimo tego milczał i cierpliwie słuchał wywodu
mistrza Jarosława.
- musisz
Panie wyznaczyć wojowników, którzy będą miotaczami. Ich zadaniem będzie
uzbrajanie trebuszy w wielkie kamienie, które będą miotane w stronę grodu. W
tym samym czasie łucznicy będą ostrzeliwali gród, a kolejna machina zwana taranem zostanie podepchnięta pod bramę.
Zapewniam Cię, że drewniana brama długo nie wytrzyma uderzeń tarana.
- Jutro
zrobimy tak jak powiedziałeś mistrzu Jarosławie. Jeśli dzięki twoim machinom
zdobędziemy Pikową Górę to nagroda cię nie ominie.
- Mistrz
Jarosław słysząc te słowa uśmiechnął się, a następnie pokłonił księciu i
oddalił.
Dzień chylił
się ku końcowi. Słońce już zachodziło za nieboskłonem. Zakończono wzajemny ostrzał,
więc Divan wrócił na swoje legowisko. Czekał tam na niego WÎTRA, tak miał na imię jego koń, który parsknął i zaczął machać ogonem widząc jak Prus
się do niego zbliża. Samo słowo, Witra, w języku Sasinów oznaczało wiatr. Divan nadał mu je, ponieważ w
chwili jego narodzin faktycznie wiało bardzo mocno.
Pruski
wojownik, chwycił za swoje płaty płótna, na których zapisywał wszystko to, co
się działo dookoła niego. Umiejętność pisania piórem gęsim na płótnie, czyli
zwierzęcej skórze, nabył jeszcze w Rzymie. Pisanie było umiejętnością, która w Prusach
podobnie jak u Polan była znana tylko wąskiemu gronu ludzi wykształconych.
Przed przybyciem biskupa Chrystiana, tylko nieliczni kupcy docierali poprzez
puszcze i bagna do Ziemi Sasinów. Divan pamięta jak niektórzy z nich piórem
rysowali coś na pergaminach. Wówczas jednak nie miał pojęcia, co oni robią, czym
są litery, nie pojmował jak przydatne może być opanowanie sztuki pisania i
czytania.
- Cieszę
się, że w Rzymie, kierowany ciekawością, pomyślał Divan, zapytałem jednego z
duchownych: dlaczego rysujesz piórem po zwierzęcej skórze? Czy tworzysz jakieś
znaki, takie jak my Prusowie rysujemy na kamieniach granicznych?
- Duchowny,
o imieniu Tomasz, odpowiedział: jesteś jednym z Prusów przyprowadzonych przez
Chrystiana, którego nasz Ojciec Święty mianował biskupem całej ziemi pruskiej.
Chodź ze mną, wyjaśnię ci, co robię.
-
Przeszliśmy przez kilka rzymskich uliczek do małego kościółka, przy którym
ojciec Tomasz miał swoją pracownię. Pierwszy raz w życiu widziałem tyle
zwierzęcych skór pokrytych dziwnymi znakami! Było w tym coś magicznego, coś
podobnego do znaków tworzonych na kamieniach przez wajdelotów, naszych pruskich
kapłanów starej wiary. Obudziła się wówczas we mnie ciekawość. Bardzo chciałem
zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
- Widzę, że
zaciekawiły cię te płótna. Wiesz, co na nich jest?
- Jakieś
magiczne znaki? Odpowiedział Divan.
-Tomasz
roześmiał się głośno i odpowiedział, że nie ma w tym nic magicznego. Każdy może
się tego nauczyć. Ty również, oczywiście, jeśli tego chcesz?
- Chcę.
- Więc
słuchaj uważnie. Pismo jest systemem znaków, dzięki którym utrwalamy na płótnach
i drewnianych tabliczkach język mówiony. Przyjmujemy umownie, że dane znaki
oznaczają to i to. Pojedynczy znak nazywamy literą, a kilka znaków połączonych
razem tworzy wyraz...
- Czułem
jak jego słowa przeszywają mnie całego. To tak jakbym za życia doświadczył
kontaktu z bogami. Czułem się niesamowicie, chciałem coraz więcej i więcej.
Cieszyłem się, że mój Pan, Surwabuno zabrał mnie ze sobą do tego pięknego
miasta. Każdego dnia odwiedzałem Tomasza, który uczył mnie pisać i czytać,
czułem, wówczas, że coś się we mnie zmienia, że już nigdy nie będę taki jak
kiedyś. Był to dla mnie kolejny znak, znak, który pchał mnie ku nowej,
potężniejszej wierze. Mój kontakt ze starymi bogami był coraz słabszy...
Nagle jego rozmyślanie
o przeszłości przerwały odgłosy walki. Wyszedł zza drzewa, przy którym leżał,
było już ciemno, wszędzie biegali ludzie z pochodniami. Od razu uświadomił
sobie, co się stało. Zapasy jedzenia w grodzie musiały się skończyć, dlatego
oblegani postanowili zaatakować pod osłoną ciemności. Woleli honorową śmierć w
walce od powolnego odchodzenia w zaświaty z powodu głodu.
Surwabuno
pospiesznie wydawał rozkazy. Walka była krwawa, jednak z góry było wiadomo, że
liczniejsza armia oblężnicza ma przewagę nad tymi, którzy zdołali się schronić
w grodzie. Przy boku rijkasa z Lubawy natychmiast pojawili się członkowie jego drużyny:
potężny Graude władający ogromnym
toporem, waleczny Gudicus ze swoim
mieczem wykonanym, zgodnie ze sztuką przodków, przez starego pruskiego kowala.
Po chwili obok Surwabuny stanął również wierny przyjaciel Divan, władający swoim tajemniczym mieczem oraz pozostali: Ruzgas, Wymój, Stenke, Wope, Gryźlin [bohater powieści mieszkający w laukssie na północ od Pikowej Góry - obecnie jezioro i wieś
Gryźliny] oraz dzielny Rayde, który
natychmiast zaatakował wojownika nacierającego na Surwabuno.
Wszystko działo się szybko. Potężny Prus,
należący do obrońców grodu, rzucił we władcę Lubawy swoją włócznią jednak
metalowe ostrze napotkało przeszkodę w postaci pawęża Raydego. Włócznia wbiła
się w tarczę nie dała jednak rady przejść przez nią na wylot. Rayde próbował ją
wyjąć, co było błędem, ponieważ wróg właśnie wyciągnął z pochwy przytwierdzonej
do pasa miecz, którym błyskawicznie zaatakował. Surwabuno w ostatniej chwili
ochronił głowę Raydego swoją migdałową tarczą. Po sparowaniu ciosu wymierzył uderzenie
mieczem - rijkas zawsze w walce korzystał z miecza i tarczy - którym odciął
napastnikowi rękę. Krew zaczęła tryskać, jednak z gardła Prusa z Pikowej Góry
nie wydobył się żaden dźwięk. Próbował jeszcze zaatakować znienawidzonego
Surwabuno lewą ręką, kiedy Rayde podbiegłszy zadał mu śmiertelny cios włócznią
wyjętą przed chwilą z tarczy. Włócznia przebiła dzielnemu obrońcy Pikowej Góry
krtań, jego głowa praktycznie zwisała na strzępach mięśni, które pozostały z
szyi.
Po chwili zwłoki
leżały już na ziemi, a obok kolejne. Teren był usłany dziesiątkami ciał
obrońców drewnianej warowni. Jedne bez głowy, inne bez ręki, nogi i innych kończyn.
Zdarzały się też ciała, których głowy były rozgniecione przez końskie kopyta. Byli
tez tacy, którzy spłonęli żywcem. Przy
wejściu do grodu walczył jeszcze jakiś zamożny Prus mający przy boku kilku
wojowników. Był to zapewne rijkas, czyli przywódca wyznaczony do obrony Pikowej
Góry.
- Odejdźcie
od niego, nie atakujcie go! Słowa Surwabuna wywołały u wszystkich zdziwienie,
jednak wojownicy natychmiast zaprzestali walki.
- Surwabuno
widząc go zadał pytanie: jak ci na imię
dzielny wojowniku?
- Jestem
Wyndeko, zarządzam tym grodem i bronię dostępu do Świętego Gaju Pani Kurke.
- Zaiste
wojowniku dzielnie wywiązujesz się ze swoich obowiązków wobec rodu i bogów.
Jednak rozejrzyj się dookoła. Zostałeś tylko ty i kilku twoich przybocznych,
reszta odradza się już, jako przodkowie, lub ich dusze znalazły się w drzewach
świętych dębów. Możliwe, że kilku z nich się nie odrodzi, ponieważ dostąpili
zaszczytu przejścia przez dziewięć bram do podziemnego raju, którym władają
bogowie.
- Mówisz
tak jak nasi kapłani, odparł Wyndeko. Tylko, że oni mówili o tobie rzeczy straszne.
Odstąpiłeś od wiary przodków, w Świętym Gaju przy Lubawie kręci się wielu
chrześcijan, zbudowałeś liczne drewniane kościoły, ścinając pod ich budowę drzewa.
Dlaczego więc teraz opowiadasz mi o religii przodków, skoro od niej odstąpiłeś?
- Mówię tak, ponieważ misjonarze, których sprowadził Pan nasz Chrystian nikogo siłą nie
zmuszają do odstąpienia od dawnych wierzeń. Jednak, jeśli przyjmiesz chrzest i
dowiesz się więcej o nowej religii sam dostrzeżesz, że starzy bogowie są
słabsi, a moc Boga Jedynego chrześcijan jest potężniejsza.
- Łżesz!
Krzyknął ze złością Wyndeko i ruszył na Surwabuna. Ten gestem ręki nakazał, aby
inni się nie wtrącali do walki.
Starcie
było bardzo zacięte, okazało się, że Wyndego biegle włada mieczem i nie
ustępuje kroku Prusowi z Lubawy.
Nagle
Wyndeko, powiedział:
- wajdelota,
zawsze po obrzędach w Świętym Gaju ostrzegał nas przed tobą. Pobierasz nauki u
chrześcijan, przeciągasz wszystkich na swoją stronę, a potem powoli sprawiasz,
że wszyscy zaczynają odchodzić od starych wierzeń. Powiadają, że Święty Gaj za
Lubawą jest już zdominowany przez chrześcijan, że chcecie ściąć święty dąb i
zgasić wieczny ogień. Nie składacie już ofiar i mówicie, że dusze się nie
odradzają.
- Wyndeko,
dzielny z ciebie wojownik, ale krótkowzroczny. Ci, którzy nie przyjmą nowej
religii zginą, a z czasem pamięć o nich zaniknie. Nie byłeś w Rzymie u papieża,
tak chrześcijanie nazywają swojego króla, nie widziałeś tego, co ja...
Kolejny
cios Surwabuna zakończył walkę.
Nieruchome
ciało Wyndeka osunęło się na ziemię, a krew wyleciała z rany na brzuchu.
Obserwujący pojedynek, nieliczni żyjący jeszcze obrońcy grodu widząc to poddali
się.
Divan
obserwował walkę, a kiedy było już po wszystkim powrócił do swoich notatek
pozostawionych za drzewem. Pozostali członkowie drużyny oraz Surwabuno poszli
szukać skarbów we wnętrzu grodu, jednak poza grupą niewolników, wśród których
były młode dziewczęta zapewne porwane podczas wyprawy na ziemie chrześcijan,
nie znaleźli zbyt wiele. Trochę łuków, mieczy i tarcz. Pusty spichlerz, w którym
nie było jedzenia oraz narzędzia i rozbite gliniane naczynia. Nadzorca grodu
nie posiadał płótna ani drewnianych tabliczek, zapewne nie potrafił pisać ani
tym bardziej czytać. A co za tym idzie nie posiadał skarbów, które by mogły
zainteresować Divana.
Pochodnie płonęły dając wystarczające
oświetlenie. Jak rozpocząć opisywanie tego, co się właśnie stało? Zastanawiał
się Divan. Gdyby poczekali jeszcze trochę aż wykorzystamy machiny oblężnicze.
Wtedy opis byłby o wiele ciekawszy. Ani się obejrzał jak słonce zaczęło
wschodzić pokonując noc i rozświetlając ciemności. Już zasypiał przy swoich
notatkach, kiedy nagle usłyszał trzask pękających gałęzi. W jego stronę zbliżał
się Rayde.
- Dlaczego
nie wszedłeś z nami do grodu?
- Jakoś nie
miałem ochoty.
- Wiesz
Divan, nie rozumiem cię, od kiedy wróciliśmy z Rzymu nie robisz nic innego tylko
zapisujesz te dziwne znaki piórem na płótnie. Nasz Pan, biskup Chrystian
wspominał, że to, co robisz jest ważne, ja jednak nie rozumiem, co w tym takiego
wyjątkowego?
- Wiesz, Rayde,
pamiętasz jak krótko po moim powrocie z Rzymu walczyliśmy z Sasinami ze
wschodu, którzy zaatakowali nas za to, że razem z Surwabuno przyjęliśmy nową
wiarę? Pamiętasz to?
-
Stoczyliśmy tyle walk. - Odpowiedział Rayde. - Odkąd przyjęliśmy chrzest atakowano nas
dziesiątki razy, często my organizowaliśmy też wyprawy na Sasinów ze wschodu i
na Pomezan z północy.
- O
widzisz! Nie pamiętasz tej jednej konkretnej bitwy. Zapamiętać je wszystkie
jest ciężko, ale nie musisz tego robić. Pokarzę ci:
Divan wstał
podszedł do swojego konia i wyjął z worka kilka zwierzęcych skór mających po
lewej stronie dwie dziurki, przez które przechodził mały sznurek. Przekręcił
kilka stronic i zaczął czytać:
"...przygotowywaliśmy
się do święta plonów, kiedy nagle do grodu w Lubawie wpadł konno Wymój wysłany
kilka tygodni wcześniej na wschód do grodu granicznego na Górze Dylewskiej.
Wymój zaalarmował nas, że nasz gród Sassenpils jest oblegany przez Sasinów
przybyłych ze wschodu. Natychmiast wyruszyliśmy z odsieczą i obroniliśmy
wschodnie granice ziem Surwabuny i biskupa Chrystiana...".
- Mam tu
opisaną całą historię, nie muszę pamiętać szczegółów. Wystarczy, że wiem, jakim
słowom odpowiadają te znaki...
- Dla mnie
to zbyt skomplikowane, odparł Rayde. Może Surwabuno zechce się tego nauczyć?
- Może. Coś
mi się wydaje, że nie przyszedłeś do mnie rozmawiać o nauce pisania. Prawda,
Rayde?
- A no
prawda! Podczas przeszukiwania grodu...
- Rayde nie
musisz się ze mną niczym dzielić - uciął rozmowę Divan - moje ziemie, domostwo oraz możliwość walki u
boku Surwabuno. To mi wystarczy.
-
Wiedziałem, że to powiesz. Jednak ta niewolnica jest wyjątkowa.
- Jaka
niewolnica? Mam już wielu niewolników.
- Ta
niewolnica jest wyjątkowa, odparł Rayde. Mówi w języku podobnym do mowy Polan i
jest bardzo agresywna.
- Do mowy
Polan?
- Tak, ale
mówi bardziej jak kupcy, nie tak jak osadnicy z Mazowsza, których poznaliśmy w
Lubawie.
- Więc
przyprowadź mi ją.
- Ona już tu
jest, dodał pospiesznie Rayde.
- Po tych słowach podniosłem głowę i
przestałem patrzeć w swoje zapiski. Dopiero teraz spostrzegłem, że Rayde w
prawej ręce trzyma sznurek na końcu, którego stoi, przewiązana nim w pasie,
młoda dziewczyna. Jej ręce były mocno związane za plecami innym, krótszym
sznurkiem. W ustach miała knebel zrobiony ze skrawka materiału, zawiązany na
supeł z tyłu głowy. Faktycznie musiała być agresywna - pomyślałem. Rayde
pospiesznie dał mi długi sznurek i oddalił się. Sprawiał wrażenie człowieka
uwolnionego od solidnego ciężaru. Dziewczyna miała długie, rozpuszczone, czarne
włosy oraz zielone oczy, którymi się we mnie wpatrywała. Jej spojrzenie było
pełne pewności siebie i agresji, jednak od razu zauważyłem, że jest to tylko
maska, a dziewczyna jest po prostu przerażona.
- Oni mnie
zabiją, złożą swoim bogom w ofierze. Nie chcę tu zginąć. Najpierw nas napadli, spalili
wieś, zabili ojca, a mnie pojmali. Teraz moich porywaczy zabili inni Prusowie.
Co się ze mną stanie?
- Kiedy w
jej głowie myśli szalały Prus o większej posturze oddał sznurek którym była
przewiązana w pasie mniejszemu towarzyszowi. Nie znała ich języka, nie
rozumiała więc, o czym rozmawiali. Teraz liczyło się tylko to, że została sama z
jednym barbarzyńcą (tak w Płocku ludzie nazywali Prusów), który był tylko trochę
od niej wyższy. Musiała szybko coś wymyślić.
- Divan z
ciekawością zbliżył się do dziewczyny. Ich pierwsze spotkanie rozpoczął od
wyjęcia jej z ust knebla...
Wszystko
potoczyło się lotem błyskawicy. Jej ślina trafiająca w oczy Divana i cios
kolanem w krocze. Już uciekała z rękoma związanymi na plecach, udałoby się jej,
gdyby nie fakt, że zapomniała o sznurku, którym była przewiązana w pasie. Prus
pociągnął za niego, a dziewczyna upadła na ziemię.
- O
bogowie, pomyślał Divan. Ogień, a nie kobieta! Po czym rozejrzał się dookoła,
czy nikt nie widział całego zajścia. Gdyby rozniosła się plotka, że powaliła go
kobieta, na dodatek ze związanymi rękoma, to inni wojowie nie dali by mu żyć
przez wiele lat (bądź w ich rozumieniu przez wiele okresów od jednych plonów do
drugich). Byłby długo pośmiewiskiem.
Była
przerażona. Myślała, że uda jej się uciec.
- Ten
barbarzyńca teraz mnie zgwałci i zabije - pomyślała ze strachem.
Leżąc słyszała jego kroki, po chwili stał tuż obok. Nagle zaczął coś do niej mówić w mowie Prusów, nic nie rozumiała - to była jej pierwsza "wizyta" na ziemiach pruskich. Wyciągnął ręce i zaczął ją dotykać, myślała, że to już koniec, ale on tylko pomógł jej wstać. Nagle odezwała się do niego:
Leżąc słyszała jego kroki, po chwili stał tuż obok. Nagle zaczął coś do niej mówić w mowie Prusów, nic nie rozumiała - to była jej pierwsza "wizyta" na ziemiach pruskich. Wyciągnął ręce i zaczął ją dotykać, myślała, że to już koniec, ale on tylko pomógł jej wstać. Nagle odezwała się do niego:
- Daj mi
spokój barbarzyńco! Odejdź!
- Nagle
ogarnęło ją wielkie zdziwienie. Prus odezwał się do niej w mowie, która nie
była jej obca - zna naszą mowę, tak samo jak zakapturzony w Płocku, pomyślała.
- Twój
język. Pochodzisz z Mazowsza, czy z Małopolski? Twoja mowa jest podobna do mowy
mieszkańców tych krain.
- Na to
zdumiona dziewczyna odparła: wiele razy podróżowałam do miasta założonego przez
króla Kraka...
- Masz na
myśli Kraków? Dodał pospiesznie Prus, co tylko pogłębiło jej zdziwienie.
- Tak
Kraków, bywałam też w Sandomierzu, Gnieźnie i w Płocku. Mój ojciec był kupcem,
od kiedy tylko sięgam pamięcią jeździłam z nim na wozie z towarami. W wielu
miastach kraju Polan sprzedawaliśmy swoje produkty. Wszędzie mowa była różna,
dlatego moje słowa mogą ci się wydawać niezrozumiałe, to przez...
- Ależ ja
to wszystko rozumiem! Odparł Prus. Podróżowałem z moim Panem Surwabuno aż do
Rzymu. Byliśmy u papieża Innocentego. Mój Pan siedem lat temu przyjął wiarę w
jednego Boga. W Rzymie przebywaliśmy przez wiele miesięcy, a w drodze
powrotnej, razem z biskupem Chrystianem zatrzymywaliśmy się na kilka dni, a
czasem tygodni w wielu polskich miastach. Znam waszą mowę, nawet poznałem w
Rzymie trochę łaciny i nauczyłem się sztuki pisania oraz czytania.
- Jestem
jego niewolnicą, pobiłam go, a on rozmawia ze mną tak jakbym była jego siostrą.
Człowiek znający naszą mowę, oraz potrafiący pisać. Może śmierć nie jest mi
jeszcze pisana? Potok myśli w jej głowie był ogromny, a strach toczył wojnę ze
zdziwieniem, a następnie oboje ustępowali miejsca fascynacji nad postacią
tajemniczego Prusa. Później pierwsze skrzypce znów zaczynało odkrywać uczucie
strachu i tak cały czas...
- Nie bój
się. Powiedział nagle, tak jakby czytał w jej myślach.
- Nic mi
nie zrobisz?
- Nie.
- Więc
wypuścisz mnie?
- Nie
wypuszczę. Sama zdana tylko na siebie zginiesz w puszczach Sasinii. Jest tu
jeszcze wielu, którzy wyznają starą wiarę i mogliby Cię złożyć bogom w ofierze,
wziąć w niewolę albo zgwałcić i zabić lub zgwałcić i skazać na los służącej. Jest
wiele możliwości - mówił to uśmiechając się jakby do siebie. Zabiorę Cię ze
sobą do mojego lauksu.
- Co to
jest lauks?
- My
Prusowie tak nazywamy pole, to taki obszar, na którym jest rozsianych wiele
domów, ale nie tak jak u was jeden przy drugim. Wy budujecie domy blisko siebie
i nazywacie takie miejsca wsiami. My Prusowie mamy pola i grody. Domy na polach
stoją daleko od siebie, a w chwilach zagrożenia wszyscy szukamy schronienia w
najbliższym grodzie. Mój gród posiada wieżę obserwacyjną i podgrodzie, na którym
mieszkam. Właśnie tam cię zabieram - skłamał, naprawdę miał zamiar sprzedać
dziewczynę w Lubawie na targu niewolników, kłamstwo miało ją uspokoić.
- Jak masz
na imię, zapytała?
- Divan, a
ty?
- Mnie
nazywają Mojmirą.
- Mojmira w
języku Słowian oznacza "mój
skarb" - dodał Divan, po czym się roześmiał i powiedział. Mojmiro
teraz jesteś moim skarbem, zabieram cię ze sobą.
- W jej
umyśle ponownie zaczęło wygrywać uczucie strachu. Więc jednak mnie nie wypuści.
Tak oto
wyglądała ostatnia bitwa stoczona przez obrońców Pikowej Góry. Po zwycięskim
oblężeniu spalono drewniany gród. Przez pierwsze miesiące pozostawały po nim
zgliszcza, po latach były widoczne szczątkowe ślady. Kiedy upływały kolejne
dziesiątki lat i pomarli ludzie biorący udział w bitwie pozostały już tylko
opowieści, w których jedne twierdziły, że gród się obronił, a inne, że został
zdobyty i spalony. Mijały setki lat, opowieści zmieniły się w legendę o
oblężeniu Pikowej Góry w Nowym Dworze Bratiańskim.
[ Z czasem samo grodzisko zaczęto
nazywać szwedzkim szańcem, myśląc, że jest to pozostałość po umocnieniach
szwedzkich z XVII wieku. W drugiej połowie XX wieku znajomość legendy była tak
mała, że grodzisko zaczęto dewastować i wydobywać z niego żwir. Dopiero w XXI
wieku pojawił się archeolog z Brodnicy, który przerwał dewastację i zaczął
badać historię Pikowej Góry, ale to już inna historia.
Czytelniku
w tym miejscu chciałbym przerwać na chwilę naszą opowieść i przedstawić kilka
faktów historycznych, które pomogą Ci zrozumieć przeszłe i przyszłe wydarzenia.
Wiedz, że Prusowie poza religią zupełnie odmienną od chrześcijaństwa, mieli
również zupełnie inny "podział administracyjny". Największym obszarem
"administracyjnym" były opisane przez kronikarza Piotra z Dusburga
tzw. terry - krainy (Sasinia, Galindia, Pomezania,
Pogezania, Warmia, Natangia, Sambia, Barcja, Nadrowia, Skalowia, Jaćwingowie). Od ich nazw pochodzą też nazwy
pruskich plemion.
Nazwa każdej terry pochodzi od nazwy zamieszkującego
ją pruskiego plemienia. Terry składały się z kilku mniejszych ziem zwanych terrulami, które z kolei dzieliły się na
lauksy. Niestety nie wiemy na ile
terulli i lauksów była podzielona Ziemia Sasinów. Wiemy natomiast, że terulle
były tworami autonomicznymi. Mieszkańcy konkretnej terulli, wedle własnego
uznania decydowali o wzięciu udziału w wojnie prowadzonej przez inną terrulę
(mieli pełną swobodę decyzji). Czasem dochodziło do wojen między Prusami, np.
Prusowie z plemienia Sasinów zamieszkujących jedną terrulę mogli walczyć z
przedstawicielami tego samego plemienia zamieszkującymi sąsiednie terrule.
Dochodziło też do starć między terrami, czyli plemionami. Oczywiście prowadzono
też najazdy (tzw. rajdy) na ziemie nawróconych w 966 roku na chrześcijaństwo
Polaków (Słowian, Polan). Słowianie, głównie z Mazowsza i Ziemi Chełmińskiej
również urządzali liczne wyprawy wojenne na ziemie zamieszkiwane przez Prusów.
W
społeczeństwie pruskim funkcjonowały różne warstwy społeczne. Kiedyś niektórzy
historycy (a wśród nich ja) uważali, że Prusowie byli ludem hierarchicznym.
Mylnie twierdzono, że najwyżej hierarchii stał nobil niżej pospólstwo, a na
samym końcu niewolnicy. Ponad to uważano, że nobil był władcą zarządzającym
jednym lub kilkoma terrulami bądź lauksami. Za najbardziej znanych nobilów z
Ziemi Sasinów uważano Surwabuno (władcę grodu Lubawa). Dziś wiemy, że Prusowie
raczej nie mieli władców "nobilów", książąt, królów itp. Wśród Prusów
i prawdopodobnie również u Słowian (Polan) w czasach pogańskich ludzie żyli bez
władców. Jedynie podczas wojen wybierano rijkasów, którzy byli dowódcami danego
lauksu albo terruli. Skoro wśród Prusów nie było władzy centralnej nie
wykształtowała się potrzeba zbierania podatków. Nam ludziom XXI wieku to może
wydawać się dziwne ale Prusowie faktycznie żyli bez podatków, nawet gdyby
chcieli je płacić to i tak nie mieli komu ponieważ nie funkcjonowała u nich
żadna zwierzchnia władza. Czyż to nie jest niesamowite?
Oczywiście we wszystkich pruskich
plemionach np. u Sasinów, Pomezan, Pogezan, Warmów i innych istnieli ludzie
szanowani bardziej od innych. Niewątpliwie powszechnym szacunkiem cieszyli się
kapłani (wajdeloci) i kapłanki oraz starszyzna. Kapłani potrafili czytać z ruchu gwiazd,
organizowali wiec i prowadzili religijne obrzędy. Natomiast kapłanki były
pośredniczkami między wiernymi i żeńskimi boginiami takimi jak np. bogini Kurke. Dużo ciekawych informacji na ten
temat znajduje się w traktacie
dzierzgońskim z 1249 roku, oto dwa ciekawe fragmenty: „składają doroczne
ofiary z owoców ziemi składanych bóstwu,
które nazywają Kurche albo wszystkim innym bóstwom (...)". Korzystają "z wyroczni wróżbitów nazywanych
tulissones i ligossones (...) Oni zło nazywają dobrem, bo na pogrzebach sławią
zmarłych za ich grzeszne czyny, takie jak napady i morderstwa. Ci wróżbici do
góry wznoszą głownie i wołają, że widzą zmarłego na koniu pośrodku nieba, przy
odzianego w lśniącą zbroję w orszaku innych rycerzy".
Najważniejsze decyzje najstarsi i najbardziej doświadczeni Prusowie
podejmowali wspólnie na wiecach, jako ludzie równi sobie. Tylko podczas wojen
wybierali rijkasa, czyli kogoś, kogo człowiek XXI wieku nazwałby dyktatorem
powoływanym na czas wojny. Czy w starożytnej republice rzymskiej nie czyniono
podobnie? Kto wie może Prusowie handlujący od czasów starożytnych z wieloma
cywilizacjami przejęli od nich niektóre zwyczaje. A może tamte cywilizacje
przejęły coś od Prusów? Pytania te pozostawiam otwarte.
Warto zapamiętać
jeden podstawowy fakt. W każdej terulli, a niekiedy w każdym lauksie znajdował
się przynajmniej jeden warowny gród. Kiedyś myślano, że w takich grodach
mieszkali lokalni władcy. Dziś panuje przekonanie, że grody Prusowie z okolicy
utrzymywali wspólnie, budowali w nich spichlerze, kopali studnię i trzymali
zwierzynę. W każdym grodzie znajdowała się wysoka wieża obserwacyjna, w której
pełniono warty. W chwili zagrożenia wartownicy ogłaszali alarm. Jeśli ktoś nie
zdążył w porę się schronić w grodzie pozostawała mu ucieczka do lasu albo próba
obrony na swoim gospodarstwie. W tym miejscu warto dodać, ze gospodarstwo
każdego Prusa było ufortyfikowane. Gród
nie był miastem, bardziej możemy go porównać do małego zamku z drewna.
Samo pruskie słowo lauks oznacza pole. Wyobrażajcie je sobie, jako kilku, kilkunasto kilometrowy
obszar, na którym są rozsiane pojedyncze drewniane, kryte słomianą strzechą
chaty o kamiennych fundamentach. Lauks w niczym nie przypominał
wsi, budowanych w krainie Polan (Słowian) np. na sąsiednim Mazowszu.
Chrześcijańskie wsie charakteryzowały się zwartą zabudową, a w pruskich lauksach
zabudowa była rozproszona.
Gospodarstwa
pruskie stanowiły organizm autonomiczny, każdy Prus miał gospodarstwo i sam na
siebie pracował. Poza tym były one rozsiane po całym lauksie.
Najczęściej lokowano je na wzniesieniach, pośród jezior, rozlewisk oraz
trudnych do przebycia bagien. Dzięki takiej lokalizacji, w razie odcięcia drogi
do grodu, podczas niespodziewanego najazdu, rodzina zamieszkująca gospodarstwo
miała większe szanse odparcia wrogich Prusów z innego lauksu albo
z innej krainy np. Pomezanii lub odparcia ataków chrześcijan z np. z Mazowsza.
Wiemy
już, że najważniejsze były lauksy,
słowo to w języku Prusów oznacza pole.
Większe podziały, o których wspomniałem, czyli na trerry i terulle miały
mniejsze, wręcz marginalne znaczenie. Analizując najmniejsze obszary, lauksy, musimy wziąć pod uwagę przyrost
demograficzny ludności pruskiej oraz spełnianie potrzeb codziennego życia.
Ciężko jest uwierzyć, że na początku XIII wieku na każdym lauksie stał gród i w bardzo dużej odległości od siebie, pochowane
między drzewami i bagnami były rozrzucone pojedyncze chatki. Samo określenie
chatki jest nieprecyzyjne, to były raczej gospodarstwa (kaym) rozsiane po całym polu (lauksie).
Na
każdy kaym składało się kilka, a
czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Całość była
ogrodzona drewniano-ziemnymi wałami i cały czas gotowa do obrony. Na takie
gospodarstwo składały się: chata w której mieszkała głowa rodu razem z żonami
(często wieloma) oraz ich dzieci, dom dla niewolników, spichlerz na ziarno,
stodoła, stajnia, suszarnia na zboże, studnia i łaźnie. Gospodarstwa takie były
rozsiane po całym lauksie.
Puszcze
zamieszkiwane przez Prusów były bogate w zwierzynę łowną (między innymi dzikie
konie i tury), liczne jeziora obfitujące w ryby oraz roślinność nadającą się, jako
pokarm dla zwierząt hodowlanych takich jak: konie, bydło i trzoda.
Warto
odnotować jeszcze kilka słów o pruskich łaźniach, chociażby z tego powodu, aby
rozwiać jeden z mitów, który mówi, że ludzie w średniowieczu się nie myli. Otóż
myli się, łaźnie stały we wsiach i miastach Polan oraz w pruskich
gospodarstwach (kaym). U Prusów w każdej łaźni znajdował się piec z polnych
kamieni, na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny. Prusowie
lubili dbać o swoją higienę i myli się często.
Można
powiedzieć, że puszcza była przyjaciółką Prusów, oni oddawali jej cześć, a ona
karmiła hodowane przez nich zwierzęta, dawała im zwierzynę, z której mogli
pozyskać mięso i futra, oferowała, pszczoły dające miód oraz dzikie rośliny
służące za pokarm podczas nieurodzajów, srogich zim i wojen. Dziewicza puszcza
dawała Prusom schronienie oraz torfowiska bogate w rudę darniową, z której w piecach
dymarkowych (hutniczych) i warsztatach Prusowie wytwarzali swoją broń. Jako
ciekawostkę warto przytoczyć, że ruda darniowa stanowiła naturalny piorunochron
średniowiecznych budynków, działo się tak z powodu jej budowy - obiekty przy wznoszeniu, których wykorzystywano rudę, były zawsze suche, budulec ten posiada właściwości
wentylacyjne i estetyczne. ]
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)
Spis Treści. Moja powieść i przerywniki z nią związane:
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 3 DROGA DO LUBAWY)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 4 W LUBAWIE)
Dnia 5 sierpnia Roku Pańskiego 1222 biskup Chrystian otrzymał Ziemię Chełmińską
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 6 BISKUP CHRYSTIAN I OBJAWIENIE MATKI BOSKIEJ W LIPACH ZA LUBAWĄ)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 7 LAUKS DIVANA NAD JEZIOREM ZWINIARZ POCZĄTEK KRUCJATY 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych bogów (ROZDZIAŁ 8 POŁOWICZNY „SUKCES” KRUCJATY PAŹDZIERNIK 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych Bogów (ROZDZIAŁ 7 LAUKS DIVANA NAD JEZIOREM ZWINIARZ POCZĄTEK KRUCJATY 1222 ROK)
Ziemia Lubawska zmierzch starych bogów (ROZDZIAŁ 8 POŁOWICZNY „SUKCES” KRUCJATY PAŹDZIERNIK 1222 ROK)
Autor: Tomasz Chełkowski
Kontakt:
ziemialubawska@protonmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)