wtorek, 27 września 2011

Krótka refleksja nad upadkiem II Rzeczpospolitej (1918 – 1939)



Rynek w Nowym Mieście Lubawskim przed II wojną światową


W II Rzeczpospolitej nie było supermarketów ani tworzyw sztucznych. W miastach, w przeciwieństwie do czasów obecnych, wszyscy byli nastawieni na regionalny handel. Towary spożywcze oraz usługi rzemieślnicze były domeną rodzin, które zajmowały się nimi z pokolenia, na pokolenie – syn szewca najczęściej zostawał szewcem, a syn handlowca handlowcem. Tylko najbardziej zdolna młodzież szła na studia. W latach 1918 – 1939 studiowali nieliczni ale za to jaki szacunkiem się cieszyli! Studenci, byli kształceni lepiej niż obecnie, a obywatele zaliczali ich do grona polskiej inteligencji, inteligencji, którą we wrześniu 1939 roku Niemcy (a później Rosjanie) zaczęli mordować. Dlaczego? Bo osoby te stanowiły trzon polskiego państwa, posiadały ogromną wiedzę i cieszyły się autorytetem. Polska inteligencja stanowiła przeszkodę zarówno dla planów Hitlera jak i Stalina. Dla obu Polacy mieli stanowić naród niewolników i służących.

Martyrologię Polaków najlepiej obrazują twarde statystyki. W latach 1939 – 1945 Niemcy: wywieźli 2,5 mln Polaków na przymusowe roboty, 200 tys. do obozów koncentracyjnych, 200 tys. dzieci w celu germanizacji.

Czystki dokonane przez Rosjan były równie okrutne: we wrześniu 1939 roku wywieziono do Rzeszy 230 tys. polskich obywateli, 10 II 1940 wywieziono 220 tys., 13 IV 1940 roku 320 tys., VI/VII 1940 240 tys., VI 1941 300 tys. oraz w latach 1944 – 1945 wywieziono wgłąb Rosji ok. 260 tys. Polaków w tym 50 tys. żołnierzy Armii Krajowej.



Mordowanie duchowych z Ziemi Lubawskiej

Jedną z grup którą Niemcy uznali za najbardziej niebezpieczną, patriotyczną i promującą polskie wartości byli Kapłani. Polscy duchowni, podobnie jak nauczyciele i politycy byli zaliczani przez Niemców do grona inteligencji, co w praktyce oznacza, że również zostali poddani prześladowaniom, byli torturowani, rozstrzeliwani oraz wysyłani do obozów koncentracyjnych. Dnia 5 września 1939 roku Selbschutz aresztował ks. Leona Prybę, proboszcza parafii pw św. Tomasza Apostoła w Nowym Mieście Lubawskim, który w okresie międzywojennym jako prefekt szkół średnich angażował się w patriotyczne wychowywanie polskiej młodzieży. W latach 1926 – 1930 był wykładowcą języka greckiego i niemieckiego w Seminarium Biskupim w Płocku, a od września 1930 roku wykładał w Collegium Marianum w Pelplinie. Ks. Pryba w latach 1931 – 1933 był prefektem w gimnazjum nowomiejskim, a od lipca do września 1939 roku tutejszym proboszczem. Niemcy wywieźli go do więzienia utworzonego we wsi Tannenberg (Grunwald), w którym panowały bardzo surowe warunki.

Ks. Pryba został zwolniony z więzienia 5 października 1939 roku. Niestety nie cieszył się zbyt długo wolnością ponieważ 5 listopada został ponownie aresztowany i uwięziony najpierw w Nowym Mieście Lubawskim, a następnie w Brodnicy, Rypinie i Oborach. Od 22 lutego 1940 roku nieszczęśnika przetrzymywano w Grudziądzu, a później w od końca marca w Stutthofie. Proboszcz nowomiejskiej parafii ostatecznie skończył w Dachau, gdzie przewieziono go 14 grudnia 1940 roku, z numerem 22588. Dnia 16 sierpnia 1942 roku ks. Prypa został zamordowany w wieku 42 lat. Na wieść o jego śmierci administrator parafii w Nowym Mieście lubawskim, ks. Jan Manthey rozkazał bić w dzwony kościelne, przez co naraził się Selbstschutzowi i gestapo. Do dnia dzisiejszego w Kaplicy Działyńskich w nowomiejskiej bazylice znajduje się tablica pamiątkowa poświęcona m.in. ks. Leonowi Prybie.

Innym duchownym, który zakończył swój żywot w Dachau był ks. wikariusz Aleksander Wilamowski, z tej samej parafii. Dużo więcej szczęścia miał inny nowomiejski wikariusz ks. Tadeusz Jasiński, który również trafił do Dachau z numerem 22767 i został wyzwolony przez armię amerykańską 29 kwietnia 1945 roku. Wielu duchownych z parafii rozsianych na terenie całej Polski i ziemi lubawskiej musiało się ukrywać przed Niemcami ze świadomością, że schwytanie oznacza automatyczne zesłanie do obozu. Jednym z takich duchownych był lokalny patriota ks. Józef Dembieński, prefekt wielu szkół średnich, redaktor naczelny endeckiej gazety Drwęca oraz kapelan domu zakonnego Zgromadzenia Sióstr miłosierdzia św. Wincentego a Paulo (szarytki) w Nowym Mieście Lubawskim, założyciel Towarzystwa Czytelni Ludowych w Łążynie i Towarzystwa Ludowego w Mostkach koło Chyloni. Duchowny przed wkroczeniem niemieckich wojsk do miasta wyjechał do rodziny mieszkającej na południu Polski. Następnie po kampanii wrześniowej w 1939 roku wrócił na Pomorze, gdzie ukrywał się, często zmieniając miejsca pobytu. 6 listopada 1939 roku został nawet aresztowany ale dzięki fałszywym dokumentom zwolniono go po kilku dniach. Później ukrywał się na południu kraju min. w Zebrzydowicach oraz w miejscowości Zarzyce Wielkie (powiat Wadowice), gdzie doczekał końca okupacji.

Wielu duchownych z Ziemi Lubawskiej ucierpiało w okresie okupacji. Nie sposób wszystkich wymienić. Chciałbym jednak wspomnieć o jeszcze kilku z nich. Jednym z księży, który nie przeżył zawieruchy wojennej był ks. Józef Szydzik, delegat biskupi na okręg Lubawa i zarazem tamtejszy proboszcz. W okresie międzywojennym przysłużył się swojej Ojczyźnie poprzez liczne akcje o oddźwięku patriotycznym. W 1926 roku założył, przy parafii chełmżyńskiej Katolickie Stowarzyszenie Robotników, a w roku 1928 wydał: „Kalendarz Kościelny dla Parafii Chełmżyńskiej na rok 1928. Posłaniec Błogosławionej Juty”. Został aresztowany przez gestapo we wrześniu 1939 roku. Przewieziono go do obozu w Bydgoszczy, gdzie między 20 a 29 września został zamordowany śmiertelnym zastrzykiem przez niemieckiego lekarza.


Tablica przedstawiająca pomordowanych z parafii w Rumianie na Ziemi Lubawskiej


Dalsze czystki…

Opisy zbrodni dokonane przez okolicznych Niemców (najczęściej członków Selbstschutzu) są bardzo drastyczne. Mnie osobiście bardzo zszokowała historia Władysława Mówki, właściciela jedynej taksówki w Nowym Mieście Lubawskim. Pan Mówka w 1936 roku poszedł na 3 – miesięczne szkolenie wojskowe i na ten czas zatrudnił Erwina Achilliusa Niemca, który miał odpowiednie uprawnienia do prowadzenia pojazdu i godnie go zastępował. Taksówkarz wyjeżdżając do wojska powiedział do swojej żony: „Masz mu dawać dobrze jeść, żeby nas nie obgadał przed ludźmi”. Pani Mówka miała o nowym pracowniku dobrą opinię, a oto jej własne słowa: „Erwin jadł to samo co my. Powodziło się nam nieźle. Erwin był zażenowany, prosił mnie: - Niech Pani nie daje takich smakołyków, nie potrzeba. – Sypiał u nas. Byłam z niego zadowolona. Po kolacji chodził zawsze na spacery. Był uczciwy, z zarobionych pieniędzy rozliczał się sumiennie”.

Wrzesień 1939 roku dokonał wielkich zmian w ludzkich sercach, a wspomniany Erwin razem z bratem zabijał Polaków nie oszczędzając taksówkarza. Dlaczego?


Oto słowa żony Władysława Mówki wypowiedziane już po śmierci męża:

"- Uprzedzali mnie znajomi Niemcy: „Jak mąż pani wróci z wojny, to niech się szybko ubiera i wyjeźdźa stąd” Powtórzyłam mu to. Oburzył się: „Ja się nie boję, nikomu nic złego nie zrobiłem, mam czyste sumienie”.
2 listopada wieczorem mąż leżał na kozetce i bawił się z sześcioletnią córeczką. Stęsknił się za nią, bo w domu był dopiero kilka dni. Baraszkowali. Małą śmiałą się i ściskała go za szyję. Nagle zaświecił ktoś latarką w okno. Pukanie do drzwi. Weszli Danger i Papst (Niemcy). „Czy tu mieszka Mówka?” Ubierać się. Pójdzie pan z nami!” Mąż pożegnał się ze mną i z dzieckiem. Więcej go nie widziałam. Na drugi dzień poszłam do Selbstschutzu. W wejściu spotkałam Achilliusa, brata tego, który u nas pracował przed wojną „Wczoraj wieczorem mego męża aresztowano. Chciałą się dowiedzieć, czy będzie wywieziony, czy pozostanie tutaj”. Zmierzył mnie wzrokiem i powiedział: „On tyle dostał, że już w życiu nic więcej nie będzie potrzebował”.
W kilka dni potem dowiedziałam się, że dwaj członkowie Selbstschutzu opowiadali sobie w restauracji o tym, jak katowali mojego męża. Podobno najpierw szarpał go pies, a potem rozebrali go i nagiego posadzili na rozpalonym piecyku. Jeszcze tej samej nocy wlekli go przywiązanego za samochodem do bratiańskiego lasku albo do Nawry, gdzie chowali pomordowanych”.




Pomnik upamiętniający 25 Polaków rozstrzelanych przez Selbstschutz 7 grudnia 1939 roku (15 w Nowym Mieście Lubawskim; 10 w Lubawie).




Pokrewne artykuły:
Obóz dla dzieci w Lubawie - http://ziemialubawska.blogspot.com/2010/01/oboz-dla-dzieci-w-lubawie.html

Mordy na Polakach - http://ziemialubawska.blogspot.com/2010/04/mordy-na-polakach.html

Jak Niemcy mordowali Polaków na ziemi lubawskiej - http://ziemialubawska.blogspot.com/2011/02/jak-niemcy-mordowali-polakow-na-ziemi.html

II wojna światowa na ziemi lubawskiej - http://ziemialubawska.blogspot.com/2011/08/ii-wojna-swiatowa-na-ziemi-lubawskiej.html

O bohaterach Armii Krajowej - http://ziemialubawska.blogspot.com/2011/03/pierwsze-lata-po-zakonczeniu-ii-wojny.html

Spotkanie z bohaterem Armii Krajowej Andrzejem Różyckim ps. „Zjawa” - http://ziemialubawska.blogspot.com/2011/06/spotkanie-z-bohaterem-armii-krajowej.html
7 grudnia 1939. Pamiętamy! - http://ziemialubawska.blogspot.com/2009/12/7-grudnia-1939-roku-pamietamy.html


Zdjęcia obrazujące codzienne życie mieszkańców ziemi lubawskiej w II Rzeczypospolitej (1918 - 1939):



Rynek w Nowym Mieście Lubawskim. Od lewej widzimy aptekę oraz sklep Bolesława Zimnego, który poza prowadzeniem własnej działalności był jeszcze organistą.

Na rynku w Nowym Mieście Lubawskim



Wiadukt w Nowym Mieście Lubawskim.


Rynek w Nowym Mieście Lubawskim.


Procesja Bożego Ciała na rynku w Nowym Mieście Lubawskim. Okres międzywojenny.


Rynek od ul. 19 Stycznia, okres międzywojenny.




A tak przed wojną wyglądał rynek w Nowym Mieście Lubawskim






Autor: Tomek

Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com






Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)