Wstęp.
Ochotnicze Straże Pożarne są jedną z
najpopularniejszych organizacji społecznych. Wiele z nich powstało jeszcze w
okresie zaborów i od początku swojego istnienia odwoływało się do swojej
polskości. Druhowie z licznych OSP, we wszystkich zaborach organizowali życie
kulturalne na wsi. Okoliczna ludność często mogła bawić się w remizach, które
były najczęściej jedynym miejscem rozrywki, miejscem promowania polskiej
kultury i polskich wartości. Organizacje takie jak OSP niewątpliwie przyczyniły
się do odzyskania przez Polskę niepodległości w roku 1918.
Wiele
jednostek strażackich ma bardzo długi rodowód, długoletnie tradycje są w nich
przekazywane z pokolenia na pokolenie. Tradycje te są bardzo ważne, szczególnie
w obecnych czasach zdominowanych przez rozmaite prądy niszczące wartości takie
jak rodzina, wiara i ojczyzna. Mimo tego druhowie z OSP dalej trwają przy
swoich wartościach, nie boją się narażać życia kiedy bliźni jest w potrzebie,
nie wstydzą się pokazywać swojego przywiązania do ojczyzny.
Na chwilę obecną nie dysponujemy
materiałem, który by pozwolił ustalić dokładną datę powstania straży
w Gwiździnach (wsi położonej w okolicy Nowego Miasta Lubawskiego), najbardziej
odległa w czasie wzmianka dotycząca sikawki gaśniczej oraz remizy strażackiej
zbudowanej w tej miejscowości pochodzi z lat 90 – tych XIX wieku. Oznacza to,
że istniała już wówczas jakaś zorganizowana grupa ludzi odpowiedzialna za gaszenie
pożarów. Gdyby udowodniono, że grupa ta była zarejestrowaną Ochotniczą Strażą
Ogniową to wówczas OSP w Gwiździnach zaliczałaby się do najstarszych na Ziemi
Lubawskiej. W pozostałych wsiach straże powstały w: Skarlin 1900 r., Radomno
1902 r., Nowy Dwór 1903 r., Mroczno 1905 r., Mroczenko 1906 r., Jamielnik
1919 r., Marzęcice 1912 r., Łąkorz 1923 r., Tereszewo 1926 r. oraz w
Bratianie w roku 1926.
Ochotnicza Straż Pożarna w Gwiździnach
Początki jednostki pożarniczej z Gwiździn są owiane nutką
tajemnicy. Na chwilę obecną nie znamy dokładnej daty powstania jednostki.
Najstarsza znana nam wzmianka zapisana w szkolnej kronice pochodzi z ostatnich
lat XIX wieku. Ówczesny kierownik szkoły, Niemiec Franz Lahsmann, który
prowadził kronikę od 20 IV 1894 do 1 VI 1899 roku zapisał, że „w ostatnim czasie
została zbudowana przy wiejskiej kuźni remiza strażacka, żeby sikawka pożarna
była w każdej chwili do dyspozycji mieszkańców w przypadku pożaru”. We wsi była więc sikawka, którą
zakupiono jeszcze przed wybudowaniem remizy. Mało prawdopodobne jest to, że w
razie pożaru gaszono ogień w myśl zasady „kto pierwszy
dobiegnie do sikawki ten gasi”. Moim
zdaniem sołtys oraz dziedzic z majątku (folwarku) w Gwiździnach wybrali kilka
osób, które stworzyły pierwszą straż ogniową we wsi.
Prawdopodobnie twórcą pierwszej straży ogniowej, a później
Ochotniczej Straży Pożarnej był dziedzic z majątku w Gwiździnach, którym od
1854 był kapitan Conrad, a
po nim od 1886 do 1899 roku jego syn, porucznik
Ernst Conrad. Zasługi pierwszego ze wspomnianych dziedziców są bardzo duże.
Kapitan Conrad odbudował stary dwór na majątku we wsi, kazał rozebrać
zniszczone upływem czasu budynki, a w ich miejsce wznieść nowe, powiększył
majątek kupując 10 chat chłopskich (prędzej należących do wsi) i przyczynił się
do rozwoju majątku, a później wsi – m.in. dzięki niemu powstał nowy trakt
(droga) z Gwiździn do Nowego Miasta Lubawskiego. W Kronice Szkoły w Gwiździnach
odnotowano, że za jego rządów ilość mieszkańców folwarku wzrosła do 160, a wsi
do ok. 500. Dla porównania obecnie wieś, łącznie z terenami po dawnym majątku
liczy ok. 800 mieszkańców. Jest wielce prawdopodobne, że dziedzic ten chcąc
zadbać o dobrze prosperujący majątek oraz przylegającą do niego wieś w okresie
swoich rządów (1854 – 1886) zakupił wzmiankowaną w kronice sikawkę pożarniczą.
![]() |
Przedwojenne zdjęcie z członkami Ochotniczej Straży Ogniowej w Gwiździnach przy nieistniejącej już remizie, która znajdowała się obok kuźni za szkołą. Po wojnie oba budynki należały do kowala Władysława Jabłońskiego. Niestety tożsamość większości z tych osób pozostaje dla nas tajemnicą. Wiemy tylko, że w przedostatnim rzędzie od prawej stoi Dąbrowski, obok niego Konstanty Kopański (Kostek); czwarty od prawej w tym samym rzędzie to Leonard Domżalski, sołtys wsi, któremu w kwietniu 1939 roku spłonął dom kryty strzechą. W pierwszym siedzącym rzędzie (na krzesełkach) po lewej stronie tajemniczej postaci w kapeluszu (nauczyciela? Wójta?) w czapce, bez munduru siedzi Jan Cegielski – w jego domu, w latach 1934 – 1937, znajdowała się opisana prędzej kaplica, w której odprawiano Mszę św. (fot. Krzysztof Kliniewski). |
Folwark
i wieś
W tym miejscu chciałbym
poświęcić kilka słów dziejom dworu (folwarku) w Gwiździnach. Najpierw należy
wyjaśnić, że od czasów średniowiecznych folwark i wieś stanowiły dwa oddzielne
organizmy. Wieś była zarządzana przez sołtysa, a w folwarku rozporządzał
szlachcic, zwany też dziedzicem, a w dawniejszych czasach prawdopodobnie rycerzem.
Określenie folwark nie tyczy się tylko samego dworu, ale też wielu hektarów pól
i chłopskich chat, których mieszkańcy należeli do pana z folwarku, byli jego
pracownikami, odrabiali u niego pańszczyznę. W Gwiździnach od najdawniejszych
czasów graniczyły, więc ze sobą oba organizmy, zarówno folwark jak i wieś, w
której znajdowało się jedno większe gospodarstwo sołtyskie i kilkanaście
mniejszych.
Najstarsze wzmianki o wsi pochodzą z 1414 roku. Posiadamy jednak o
wiele starsze informacje na temat tak zwanego klucza kurzętnickiego. Już
wyjaśniam, o co chodzi. W
XIII wieku Ziemię Lubawską podzielono administracyjnie na trzy „części”, tzw.
klucze. Podział ten utrzymywał się przez setki lat. Były to: klucz kurzętnicki należący do kapituły
chełmżyńskiej mającej swojego przedstawiciela na zamku w Kurzętniku; wójtostwo bratiańskie z siedzibą na
zamku w Bratianie pozostające we władaniu Zakonu krzyżackiego oraz klucz lubawski należący do biskupa
diecezji chełmińskiej rezydującego na zamku w Lubawie.
Gwiździny od
początku swego istnienia znajdowały się w granicach klucza kurzętnickiego. Najstarsze
wzmianki opisujące ten teren, na którym później powstały m.in. wsie Gwiździny,
sąsiednie Krzemieniewo oraz zamek i miasto Kurzętnik pochodzą z roku 1291. Biskup diecezji chełmińskiej Werner oddał wówczas wszystkie
posiadłości z klucza kurzętnickiego kapitule chełmżyńskiej, która sprawowała
nad nimi rządy do 1772 roku, czyli pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej. Jeden
z duchownych należących do kapituły, której siedziba znajdowała się przy
katedrze w Chełmży pełnił stanowisko kasztelana na zamku w Kurzętniku.
Kasztelan mieszkał na zamku w Kurzętniku, zarządzał okolicznymi dobrami i
zbierał podatki dla kapituły.
Podatkami
w średniowieczu była dziesięcina oraz naturalia np. zboże. Zobowiązane do ich
płacenia były wszystkie wsie, których właścicielem była kapituła, a więc
Gwiździny, Mroczno, Krzemieniewo, Boleszyn, Tylice i inne miejscowości znajdujące
się w granicach klucza kurzętnickiego. Warto dodać, że chłopi musieli odrabiać
pańszczyznę w folwarkach. W Gwiździnach folwark, w średniowieczu zwany
gospodarstwem rycerskim był „na miejscu”. Pańszczyzna wynosiła ok 40 dni w roku
i aż do początków XVI wieku w Polsce i na Ziemi Lubawskiej nie była ona dla
chłopów zbyt uciążliwa. Poza tym chłopi czerpali z niej liczne korzyści,
ponieważ Pan, któremu służyli dbał o nich, zapewniał opiekę medyczną i robił
wszystko, co było możliwe, aby chłop zdrowo żył i był w stanie pracować.
Niestety nie
dysponujemy zbyt wieloma źródłami, które by nam przybliżyły wzajemne relacje
między panem z dworu i sołtysem ze wsi. Wiemy, że w czerwcu 1446 roku kapituła
chełmżyńska, do której należała ta część Ziemi Lubawskiej (tzw. klucz
kurzętnicki), sprzedała Kacprowi Bertoldowi cztery włóki ziemi na sołectwo. Pierwsze
dokumenty, w których wzmiankuje się o folwarku pochodzą z XVII wieku. Najstarszy
z nich wspomina, że w roku 1605: „wieś
Gwiezdziny ma włok wszystkich 89. Plebańskich włok 5. Lemanskich włok 2.
Folwarku włok 12. Gburskich 48. Naiemnych włok 22”. W
tym samym dokumencie odnotowano nazwiska ówczesnych mieszkańców: Chanzelek,
Kośmider, Naygucki, Noszka, Smaka, Sołyga, Serwathka, Drya, Szymanski, Suszk,
Chmiel, Piotrek, Pyk, Stary Casper, Pyczka, Gbur, Bartnik, Słomka, Swider,
Sobieray, Lukasz, Gayda, Przytuła, Dias, Faltyn, Kuśnierz, Pewny. Poza tym
wiemy, że w XVII wieku w Gwiździnach przy folwarku znajdowało się więzienie.
Warto jeszcze
dodać, że w 1605 r. buntownicy (rokoszanie) Mikołaja Zebrzydowskiego zniszczyli
we wsi wiele budynków oraz wypędzili z Gwiździn mieszkańców folwarku. Mikołaj
Zebrzydowski był marszałkiem wielkim koronnym, który w 1605 r. stanął na czele
buntowników sprzeciwiających się reformom wprowadzanym przez króla Zygmunta III
Wazę. Był to bunt szlachty przeciw polskiemu królowi, który zakończył się
krwawą bitwą 5 lipca 1607 r. pod Guzowem. Liczącą ok. 10 tys. piechoty i ponad
3000 jazdy armią króla polskiego dowodzili hetman polny koronny Stanisław
Żółkiewski i hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz.
Ciekawe
wzmianki dotyczące Gwiździn podaje Stanisław Grabowski, który cytuje ze starych
źródeł, że we wsi w 1570 roku było „Kmieci
osiadłych 26, włók 80 z sołtyskiemi; z każdej włóki gr. 20. Kowal z rzemiosła
gr. 2. 3 krawcy z rzemiosła gr. 6. Ogrodnik z kupnego ogrodu gr. 6. Ogrodników
13, którzy robią panom swym od każdego po 2 gr. Z karczmy kupnej gr. 20, od
gorzałki palenia gr. 12, od gorzałki szynkowania gr. 6”.
Kolejnym
źródłem informacji o folwarku i wsi jest Kronika
Szkoły w Gwiździnach, w której
niemiecki nauczyciel w drugiej połowie XIX wieku zapisał, że miejscowość
Gwiździny składa się ze wsi i majątku Gwiździny. „Do wsi należą 52 chaty, do majątku 20 chat". Wcześniej domy mieszkalne
obu miejscowości były ze sobą bardziej związane niż dzisiaj.
W 1854 roku
właściciel ziemski kapitan Conrad, którego starszy syn, porucznik Ernst Conrad
jest właścicielem od roku 1886, kupił ten majątek. Założył on obecny obszerny
dwór. Kazał zlikwidować drewniane, stare i małe budynki gospodarcze, w miejsce,
których nakazał wznieść okazałe, masywne budynki. Piękny dom mieszkalny też
został zbudowany przez niego. Conrad polecił także zlikwidować w większości z
gliny zbudowane chaty i postawić budynki mieszkalne leżące w kierunku Neumark
(Nowe Miasto). Zakupił on również 10 chat chłopskich, przez co majątek
Gwiździny znacznie się powiększył. Natomiast we wsi Gwiździny w tym czasie
liczne gospodarstwa upadły”.
Obecny dwór
został zbudowany w latach 20 – tych XX wieku na fundamentach poprzedniego wzniesionego
w XIX wieku przez kapitana Conrada, który kupił majątek Gwiździny w 1854 roku. Zwrot
„założył on obecny obszerny dwór”
zawarty w cytowanym prędzej fragmencie kroniki szkolnej może sugerować, że dwór
został zbudowany od podstaw. Niestety nie wiemy zbyt wiele o losach majątku
przed 1854 rokiem. Prawdopodobnie wszystkie wzmianki, zarówno te najstarsze,
jak i współczesne dotyczą budynku, który stał w tym samym miejscu i był
wielokrotnie palony oraz odbudowywany. Nie mamy podstaw, aby przypuszczać, że
dwór napadnięty i prawdopodobnie zniszczony w 1605 roku przez buntowników
(rokoszan Zebrzydowskiego) znajdował się w innym miejscu.
![]() |
Zdjęcie strażaków z Gwiździn, które zdobyłem pod koniec 2014 roku od Pani Edyty Tochy wnuczki Jana Domżalskiego. |
![]() |
Zdjęcie strażaków z Gwiździn, które zdobyłem pod koniec 2014 roku od Pani Edyty Tochy wnuczki Jana Domżalskiego. |
Kiedy powstała jednostka OSP Gwiździny?
Niestety jak
już wspomniałem nie znamy dokładnej daty powstania Ochotniczej Straży Pożarnej
w Gwiździnach. W powszechnym przekonaniu panuje pogląd, że OSP Gwiździny
utworzono w 1910 r. Myślę, że data ta jest bardzo prawdopodobna, co postaram
się wykazać w dalszej części artykułu. Ciekawe jest to, że najstarsza znana nam
wzmianka zapisana w szkolnej kronice pochodzi z ostatnich lat XIX wieku.
Ówczesny kierownik szkoły w Gwiździnach, Niemiec Franz Lahsmann, który
prowadził kronikę od 20 IV 1894 do 1 VI 1899 roku zapisał, że „w ostatnim czasie została zbudowana przy
wiejskiej kuźni remiza strażacka, żeby sikawka pożarna była w każdej chwili do
dyspozycji mieszkańców w przypadku pożaru”.
We wsi była, więc sikawka, którą zakupiono jeszcze przed wybudowaniem remizy. Kronika
nie wspomina jednak nic o utworzeniu profesjonalnej straży posiadającej własne
organy.
Moim zdaniem pod
koniec XIX w. sołtys oraz dziedzic z majątku (folwarku) w Gwiździnach zbudowali
remizę dla zakupionej prędzej sikawki, o której wspomina kronika szkolna, a
następnie wybrali kilka osób, które stworzyły podwaliny przyszłej straży ogniowej
we wsi. Moim zdaniem taka interpretacja powyższego fragmentu kroniki z 1899 r.
jest najbardziej rozsądna. Były to etapy tworzenia profesjonalnej jednostki,
którą oficjalnie zarejestrowano w roku 1910. Stąd tak silne przekonanie
mieszkańców, że to właśnie wtedy powstała w ich wsi OSP.
Niestety remiza
oraz kuźnia, które znajdowały się za szkołą (przy drodze na cmentarz) nie
dotrwały d o naszych czasów. Wiemy, że w okresie powojennym do lat 70 – tych XX w. budynki te jeszcze istniały i należały do kowala Władysława Jabłońskiego. Po śmierci właściciela zostały zburzone – obecnie w tym miejscu znajduje się parking szkolny. W Gwiździnach stoi, co prawda stara remiza, ale przy drodze głównej (koło Rogozińskich – Wiśniewskich), w zupełnie innym miejscu niż ta wzmiankowana w kronice. Możliwe, że jeszcze w okresie międzywojennym stara remiza została przebudowana na dom mieszkalny, a na potrzeby straży w 1936 roku zbudowano nowy, mniejszy budynek – widoczny na zdjęciu na początku artykułu.
W moim
mniemaniu powinno się przyjąć, że Ochotnicza Straż Pożarna w Gwiździnach powstała
w 1910 roku. Wydaje się, że ta data jest poprawna. Warto jednak zaznaczyć, że
we wspomnianej Kronice Szkoły w Gwiździnach ówczesny kierownik szkoły Sadowski zapisał,
że w roku 1910 „w gminie nie zaszły żadne
zmiany godne odnotowania. Żniwa wypadły tego roku dobrze. Zboże, szczególnie
jare opłacało się znakomicie, a ceny były wysokie. Bydło i świnie długo
utrzymywały dobrą cenę. Przez to sytuacja chłopów znacznie poprawiła się. Wraz
z dobrobytem silnie zakorzeniły się w gminie egoizm i ciemnota. Na skutek
budowy kolei z Nowego Miasta [Lubawskiego – przyp. autora] do Zajączkowa zostanie latem 1910 roku
przekształcona w trakt droga pomiędzy Tylicami a Gwiździnami, dotąd zimą
zupełnie nieprzejezdna. Na jej budowę gmina przyznała pomoc 200 marek. Za to
mieszkańcy wsi mają wygodną ulicę do Tylic”.
To już cały wpis odnoszący się do roku 1910. Może się wydawać, że gdyby
wówczas faktycznie we wsi powstała straż pożarna to nauczyciel odnotowałby tak
ważne wydarzenie. Ja jednak uważam inaczej. Tradycje pożarnicze we wsi były o
wiele starsze, stąd wzmianka, z 1899 r. o budowie remizy i sikawce. Rejestracja
jednostki w 1910 r. była raczej formalnością, prawnym uregulowaniem, o którym
kronikarz nie miał powodu wspominać. W każdej społeczności żyją ludzie, którzy
lubią pomagać, na ochotnika zgłaszają się do np. do gaszenia pożarów. Gwiździny
nie są tu wyjątkiem. Podejrzewam, że już w XIX w. kiedy wybuchał pożar w stronę
sikawki w remizie nie biegli wszyscy mieszkańcy wsi. Pożar gasili ochotnicy
zaakceptowani przez sołtysa, dziedzica i zapewne proboszcza, ochotnicy, którzy
z biegiem czasu utworzyli prawdziwą jednostkę straży pożarnej i zarejestrowali ją w roku 1910.
Kronikarska
wzmianka o budowie remizy w drugiej połowie XIX wieku, w której przechowywano
sikawkę wydaje się potwierdzać to, co prędzej napisałem. Prawdopodobnie twórcą pierwszej
straży ogniowej, a później Ochotniczej Straży Pożarnej był dziedzic z majątku w
Gwiździnach, którym od 1854 był kapitan Conrad, a po nim od 1886 do 1899 roku
jego syn, porucznik Ernst Conrad. Zasługi pierwszego ze wspomnianych dziedziców
są bardzo duże. Kapitan Conrad odbudował stary dwór na majątku we wsi, kazał
rozebrać zniszczone upływem czasu budynki, a w ich miejsce wznieść nowe,
powiększył majątek kupując 10 chat chłopskich (prędzej należących do wsi) i
przyczynił się do rozwoju majątku, a później wsi – m.in. dzięki niemu powstał
nowy trakt (droga) z Gwiździn do Nowego Miasta Lubawskiego. W Kronice Szkoły w
Gwiździnach odnotowano, że za jego rządów ilość mieszkańców folwarku wzrosła do
160, a wsi do ok. 500. Dla porównania obecnie wieś, łącznie z terenami po
dawnym majątku liczy ok. 800 mieszkańców. Jest wielce prawdopodobne, że
dziedzic ten chcąc zadbać o dobrze prosperujący majątek oraz przylegającą do
niego wieś w okresie swoich rządów (1854 – 1886) zakupił wzmiankowaną w kronice
sikawkę pożarniczą.
W 1886 roku
majątek w Gwiździnach przejął porucznik Ernst Conrad. Za jego czasów Gwiździny
obejmowały obszar „5590 mórg,
140 budynków oraz 63 domy mieszkalne”. Poza tym we wsi mieszkało 498
katolików i 52 ewangelików.
Warto wspomnieć, że przewaga katolików nad ewangelikami była charakterystyczną
cechą miast oraz wsi na Ziemi Lubawskiej. Dla porównania w tym samym okresie w
Kurzętniku mieszkało 892 katolików i 135 ewangelików.
Porucznik Ernst
Conrad, właściciel majątku w latach 1886 – 1899, wydzierżawił ziemię kapitanowi
Wilhelmowi Modrowowi z Alt Paleschken (Starych Polaszek) pod Berent. Wspominają
o nim różne rolnicze czasopisma z drugiej połowy XIX oraz z pierwszej połowy XX
wieku, w których wychwala się hodowane przez niego od 1887 roku w Gwiździnach w
powiecie lubawskim ziemniaki odmiany Modrow.
Wieś
oraz majątek dzięki uprawie ziemniaków, a w okresie międzywojennym i odrodzonej
po zaborach Polsce dodatkowo dzięki hodowli kwiatów i sadownictwie, stała się
dość znana w regionie. Latem 1899 roku Wilhelm Modrow odkupił majątek i
dzierżawioną ziemię od kapitana Conrada. Jak podaje kronika szkolna: „Tym samym po 45 latach majątek przeszedł w
inne ręce”.
W 1925 roku przekazał go synowi Henrykowi, który rządził nim do 1945 roku. W
styczniu tego roku na teren Ziemi Lubawskiej wkroczyli Rosjanie (Armia Czerwona), którzy
wypędzili Niemców i zakończyli rządy rodziny Modrowów w Gwiździnach.
![]() |
Członkowie Ochotniczej Straży Pożarnej w Gwiździnach przy sikawce zakupionej w roku 1918. Zdjęcie zrobiono w okresie międzywojennym przy bramie wjazdowej na gospodarstwo Kopańskich. Strażak pierwszy od prawej nazywa się Dembieński Jan, obok niego stoi Kopański. Drugi od lewej również nazywa się Kopański. Trzeci od prawej, w czapce i bez munduru to Jan Cegielski. Za Janem Cegielskim, drugi od prawej siedzi na sikawce Urbański (fot. Krzysztof Kliniewski) |
![]() |
OSP Gwiździny w okresie międzywojennym (fot. Krzysztof Kliniewski) |
Ochotnicza Straż
Pożarna w Gwiździnach w okresie II RP (1920 – 1939)
Niestety
niewiele wiemy o działalności Ochotniczej Straży Pożarnej w Gwiździnach po
odzyskaniu niepodległości oraz w całym okresie międzywojennym. Pewne jest to, że
po odrodzeniu Rzeczypospolitej majątkiem bez zmian zarządzał Wilhelm Modrow, a
od 1925 do 1945 roku jego syn Henryk. Wilhelm zmarł przed wybuchem II wojny
światowej i został pochowany w ogrodzie niedaleko dworu. Dzięki przekazom
ustnym wiemy, że w 1918 roku Wilhelm dał pieniądze na dwie nowoczesne sikawki
niemieckiej produkcji Gustava Evalda z Kostrzyna nad Odrą. Jedną z nich
przekazał strażakom we wsi, a drugą zabrał na swój majątek. Sikawki przywieźli
do Gwiździn Walenty Tafel, Konstanty Kopański i Domżalski Leon. Niestety nie wiadomo,
co stało się ze starą sikawką (wzmiankowaną w szkolnej kronice), zakupioną w
drugiej połowie XIX wieku.
![]() |
Jedna z dwóch sikawek zakupionych w 1918 roku przez dziedzica Wilhelma Modrowa. Obecnie znajduje się przed remizą Ochotniczej Straży Pożarnej w Gwiździnach (fot. z archiwów własnych). |
Pierwszym prezesem lub naczelnikiem Ochotniczej
Straży Pożarnej w Gwiździnach, utworzonej jeszcze przed wybuchem I wojny
światowej (1914 – 1918) był prawdopodobnie Antoni Domżalski, a po nim jego syn
oraz sołtys Gwiździn – Leonard. Podczas okupacji, od września 1939 do stycznia
1945 roku, strażą pożarną kierował Henryk Modrow. Mimo, że był ewangelikiem,
ochraniał mieszkańców wsi oraz katolickich duchownych przed terrorem okupantów.
Po wkroczeniu Rosjan w styczniu 1945 r. na tereny powiatu lubawskiego musiał
uciekać do Niemiec. Po wojnie, funkcje prezesa pełnili:
Teofil Dembiński (1945 – 1951), Domżalski Leon (1945 – 1955), Flaszyński (1951
– 1960), Stefan Chała (1960 – 1988 roku), Tafel Feliks (1960 – 1985) oraz
Kazimierz Waruszewski (od 1988 roku). Stefan Chała i Tafel Feliks w latach 1960
– 1988 zamieniali się co cztery lata stanowiskami, zawsze jeden z nich był
prezesem, a drugi naczelnikiem.
Sytuacja
ekonomiczna straży w Gwiździnach, na tle biedy panującej w województwie
pomorskim, przedstawiała się nieźle. Z jednej strony członkowie OSP posiadali
własną sikawkę, widoczną na zdjęciach dość dużą remizę oraz własne mundury, na
które w tamtych czasach mogły sobie pozwolić tylko nieliczne ochotnicze placówki
pożarnicze na Pomorzu. W Przeglądzie Pożarniczym, miesięczniku wydawanym od
1927 roku w województwie pomorskim czytamy, że „(…) na całym Pomorzu (…) 60% strażaków nie posiada umundurowania i
uzbrojenia osobistego”. Gwiździny
prawdopodobnie dzięki ofiarności dziedzica Wilhelma Modrowa, a od 1925 roku
jego syna Henryka zaliczały się do mniejszego grona lepiej wyposażonych OSP.
W okresie
międzywojennym (1920 – 1939) w województwie pomorskim często dochodziło do umyślnych
podpaleń. Na pożarach dobrze ubezpieczonych budynków gospodarskich można było
zyskać pokaźną sumę. Dlatego lokalne władze oraz mieszkańcy nie troszczyli się
o rozwój straży pożarnych, wręcz przeciwnie, często starali się utrudniać
powstawanie i rozwój palcówek ogniowych. „W
przypadku braku straży ogniowej nie dochodziło do gaszenia pożaru co
odpowiadało podpalaczowi i posterunkowemu. Ten występował z wnioskiem o
umorzenie śledztwa, nie komplikując sprawy protokołem z ustaleniami
wyszkolonych pożarników”.
Do próby
łatwego zdobycia pieniędzy z odszkodowania (tzw. pensji asekuracyjnej)
dochodziło w wielu pomorskich wsiach. W latach 30 – tych najwięcej umyślnych
podpaleń odnotowano w powiecie lubawskim - również w Gwiździnach. W czerwcu
1932 roku niedaleko wiejskiej szkoły, na gospodarstwie Leona Zakrzewskiego
dwukrotnie wybuchł pożar, który jak się później okazało był podpaleniem. Za
pierwszym razem zapaliła się stodoła, a za drugim (po kilku dniach) szopa.
Gospodarza oskarżono o podpalenie i aresztowano zaraz po pierwszym pożarze. Okazało
się, że miał on długi i wynajął on jakiegoś zbira, któremu kazał podpalić jego
gospodarstwo. Prędzej ubezpieczył całość na wysoką sumę. Albin Gessek ówczesny
dyrektor (kierownik) szkoły w Gwiździnach dość obszernie opisał całe zdarzenie „(…) właściciela zaraz po pierwszym wybuchu
pożaru osadzono w areszcie sądowym. Pomimo to, pożar szopy wybuchł poraz drugi.
Tym razem o mało nie spłonęły zabudowania szkolne, gdyż wiatr pędził całe
chmury iskier na budynki szkolne i tylko dzięki temu, że budynki szkolne kryte
są dachem twardym – niełatwopalnym – uniknięto pożaru. Za drugim razem pożar
wszczęty był umyślnie, bo znaleziono w pobliżu palącej się szopy, na podwórzu,
opróżnioną butelkę od nafty. Opinia powszechna tłumaczy to sobie, że właściciel
musiał jakiegoś łotra przekupić i ten umyślnie podpalił budynki. Wypadków
takich na Pomorzu było dużo i gazety rozpisywały się o tem obszernie, a nasz
powiat lubawski zyskał nawet tę smutną sławę, że najwięcej pożarów było właśnie
w naszym powiecie i to prawie wszystkie umyślnie wszczęte dla zyskania pensji
(…)”.
W dalszej części kronikarz pisze o bezwzględnej walce władz z przestępczością
tego typu. Podpalaczy karano więzieniem oraz pozbawiano możliwości otrzymania
pensji asekuracyjnej na prowadzenie gospodarstwa.
Kolejny pożar w
okresie międzywojennym wybuchł 4 lutego 1937 roku. Z powodu nieostrożności w
Gwiździnach zapalił wówczas dom mieszkalny kryty papą, niestety nie posiadamy
bliższych informacji o akcji gaśniczej.
Wiemy natomiast dużo o kolejnej tragedii, do której doszło w kwietniu 1939
roku. Zapalił się wówczas dach, a dokładnie strzecha pokrywająca dom sołtysa Leonarda
Domżalskiego. Strażacy i policja ustalili, że do pożaru doszło w trakcie
pieczenia chleba. Poza domem spaliła się jeszcze szopa oraz stodoła. Jak podaje
kronikarz: „W kilka minut wszystkie trzy
budynki stały już w płomieniach. Ocalała tylko stajnia murowana kryta papą.
Spaliły się maszyny rolnicze jako to: młocarnia szerokomłotna, sieczkarnia,
bryczka, i in. Inwentarz żywy wyratowano, spaliło się tylko kilkoro ptactwa
domowego (…)”. Sołtys Domżalski opłacał niskie ubezpieczenie na budynki
gospodarskie, a inwentarza nie miał w ogóle ubezpieczonego, dlatego jego straty
były ogromne.
Dzięki rozmowie
z Teresą Kasprowicz (z domu Domżalską), córką sołtysa Leonarda wiemy, że
Ochotnicza Straż Ogniowa w Gwiździnach przystąpiła do gaszenia pożaru jej domu.
Strażacy wykorzystali zaprzęg konny jednego z mieszkańców wsi, do którego
podczepili sikawkę. Pani Teresa pamięta nieudane próby gaszenia domu krytego
strzechą, który palił się bardzo szybko.
Mimo dość
nowoczesnego, jak na tamte czasy sprzętu, którym dysponowali druhowie z
Gwiździn gaszenie, najczęściej drewnianych i do tego krytych słomą zabudowań
gospodarskich nie przynosiło należytych efektów. Przypomnijmy, że od 1918 roku
w ich posiadaniu była przecież sikawka zakupiona przez Wilhelma Modrowa. Poza
tym w remizie prawdopodobnie znajdowała się stara sikawka z końca XIX wieku
zakupiona przez kapitana Conrada – dziedzica, który mieszkał na majątku do 1899
roku.
W tamtych
czasach wiejskie OSP w sytuacjach kryzysowych napotykały na wiele przeszkód
np.: nie posiadały funduszy na utrzymywanie własnych zaprzęgów konnych, które
były niezbędne do transportu sikawek, beczek wodnych i wozów rekwizytowych z
ludźmi. Wiejskie ochotnicze straże nie mogły sobie pozwolić na luksus
posiadania własnych koni z powodu znacznych kosztów związanych z budową stajni
i kupna paszy. Bardzo często, kiedy wybuchał pożar strażacy musieli biegać po
wiejskich gospodarstwach i prosić o konie, które by pociągnęły ich sprzęt
gaśniczy. W Gwiździnach sytuacja wyglądała podobnie. Tamtejsi strażacy mimo
wsparcia finansowego dziedzica z okolicznego majątku nie posiadali własnego
zaprzęgu konnego.
Ochotnicza Straż
Pożarna w Gwiździnach w okresie PRL-u (1945 – 1989)
Okupacja
hitlerowska na Ziemi Lubawskiej zakończyła się 20 stycznia 1945 roku, wraz z
wkroczeniem wojsk sowieckich, a dokładnie żołnierzy z II Frontu Białoruskiego
do Lidzbarka Welskiego, a później w godzinach przedpołudniowych do Lubawy i
Nowego Miasta Lubawskiego. Sowieci po „wyzwoleniu” Polski nie oddali władzy w
ręce legalnego rządu polskiego przebywającego w Londynie. Wręcz przeciwnie
przystąpili do tworzenia własnej administracji państwowej, traktując Polskę jak
kraj podbity. Pod koniec stycznia 1945 roku w miastach i wsiach na Ziemi Lubawskiej
powstały Polskie Komitety Obywatelskie, a przy każdym z nich mieszkańcy
utworzyli Straż Obywatelską. Dnia 8 lutego w Lubawie powołano Tymczasową Radę
Miejską, a 18 lutego wybrano pierwszego powojennego burmistrza, którym został
Stanisław Boryna. Pierwszym krokiem nowych władz, które siłą przejęły rządy w
Polsce była reforma rolna polegająca na rozparcelowaniu 13 tys. hektarów ziemi,
z czego ok. 38% przypadło chłopom, a 31% przeznaczono na nowo utworzone
Państwowe Gospodarstwa Rolne (PGR).
Majątek w
Gwiździnach zaraz po wojnie przejął Skarb Państwa i przeznaczył na PGR
Mszanowo. W dworku, którego przez pokolenia mieszkańcami byli członkowie szlacheckiej
rodziny Modrowów, a prędzej przed 1899 rokiem rodziny Conradów, zamieszkali
pracownicy państwowych gospodarstw.
![]() |
OSP Gwiździny po II wojnie światowej. Uroczyste wręczenie jednostce motopompy (fot. Krzysztof Kliniewski) |
Polscy chłopi dzięki reformie rolnej
przeprowadzonej przez władze socjalistyczne otrzymali po kilka hektarów ziemi,
z których ciężko było się utrzymać. Ponad to zmuszano ich by przyłączyli się do
spółdzielni produkcyjnych oraz państwowych gospodarstw rolnych. W 1950 roku
władze podniosły podatki gruntowe, czym chciały zmusić gospodarzy do rezygnacji
z prywatnych gospodarstw i dołączenia do spółdzielni. Wielu opornych chłopów
bito i terroryzowano, zabierano im zboże, zwierzęta oraz zajmowano ziemie i
budynki. Najbardziej opornych zamykano w więzieniach i obozach pracy. „Odwilż”
nastąpiła dopiero w 1956 roku, wraz ze śmiercią Bolesława Bieruta I sekretarza
KC PZPR.
Placówki strażackie
w całej Polsce po wkroczeniu Armii Czerwonej początkowo nie podlegały żadnemu
centralnemu organowi, który by koordynował ich działanie. Dopiero w marcu 1946
roku utworzono Wydział Ochrony przed Pożarami, który od 1947 roku działał jako
Wydział Pożarnictwa w Departamencie Politycznym Ministerstwa Administracji
Publicznej. Głównym Inspektorem Pożarnictwa w Kraju został przedwojenny oficer
pożarnictwa Eugeniusz Doering. Jego podstawowym zadaniem było: „prowadzenie nadzoru fachowego nad
całokształtem prac pożarniczych wynikających z ustawy z dnia 13 marca 1934 roku
o ochronie przed pożarami i innymi klęskami”.
Członkowie OSP
w całym kraju zaraz po wojnie przystąpili do remontów remiz oraz zdobywania
sprzętu, głównie motorowego – to, co posiadali w okresie II RP zrabowała lub
zniszczyła Armia Czerwona. W 1945 roku sytuacja w powiecie lubawskim była
tragiczna, placówki ogniowe miały duże kłopoty z wyposażeniem jednostek
strażackich w odpowiedni sprzęt. Sikawki w 40% były zniszczone (w wielu z nich
Rosjanie pokradli koła), brakowało węży tłoczonych, samochodów, a na wsiach
zaprzęgów konnych.
W wielu
placówkach remontowano i przystosowywano do potrzeb straży pojazdy, które przed
wojną służyły do innych celów. I tak np.: w Nowym Mieście Lubawskim
przystosowano do potrzeb Ochotniczej Straży Pożarnej poniemiecki, pocztowy
samochód półciężarowy marki „Hanomag”. Strażacy
z Gwiździn niestety nie zdobyli żadnego auta i byli zmuszeni do korzystania z
sikawki zakupionej w roku 1918 oraz zaprzęgów konnych, o które w sytuacji
kryzysowej musieli prosić mieszkańców wsi. Sytuacja uległa zmianie w 1956 roku.
Druhowie z OSP dzięki hojności Straży Pożarnej z Nowego Miasta Lubawskiego otrzymali
wówczas motopompę, którą wykorzystywali do lat 90 – tych XX wieku. Aby
pełnoprawnie używać nowy sprzęt strażacy musieli wytypować jedną osobę, która
uda się na kurs mechanika. Padło na Jana Jonowskiego z Gwiździn.
Świadectwo Eugeniusza Domżalskiego z 1962 roku. Otrzymane za ukończenie szkolenia w zakresie I stopnia na zawodach rejonowych w Mrocznie. |
W roku 1962 we
wsi odrodziło się przedwojenne Kółko Rolnicze,
które należało do spółdzielni i było przez okolicznych mieszkańców określane
skrótem SKR (Spółdzielnia Kółek Rolniczych). Po otrzymaniu motopompy, starą
sikawkę przeniesiono do remizy przy głównej drodze – stała tam do pierwszej
dekady XXI wieku. W Gwiździnach SKR ściśle współpracował z Ochotniczą Strażą
Pożarną. Współpraca ta polegała na tym, że prezes Chała udostępniał dla sprzętu
(ciągników oraz przyczep) Kółka swoją ziemię, a w zamian w razie pożaru
strażacy otrzymywali ciągnik oraz przyczepę, na której transportowali swoją
motopompę. To były ciężkie czasy, wystarczy wyobrazić sobie jak taka sytuacja
utrudniała akcję gaśniczą. Kiedy wybuchał pożar osoba odpowiedzialna za
transport musiała szybko udać się na podwórko komendanta Chały, podłączyć
przyczepę do ciągnika, podjechać pod remizę, przy której pozostali członkowie
OSP ładowali motopompę na przyczepę, następnie sami na nią wsiadali i udawali
się na miejsce pożaru. Taka sytuacja trwała aż do kupna pierwszego pojazdu
(żuka) w roku 1993.
W trudnych
powojennych czasach, kiedy Polska była zniewolona przez komunizm (1945 – 1939)
w Gwiździnach doszło do kilku pożarów. W 1962 wybuchł pożar u rolnika Milewskiego,
niestety nie wiemy nic o przebiegu akcji gaśniczej. W roku 1986 wybuchły dwa
pożary: w pierwszym przypadku zapalił się dach kryty strzechą na jednym z
wiejskich budynków gospodarczych, który gasiło pięć sekcji OSP (łącznie 30
osób), a w drugim, z powodu spięcia instalacji elektrycznej zapaliła się kabina
kierowcy w samochodzie ciężarowym (ogień gasiła 1 sekcja OSP). Członkowie OSP
Gwiździny poza działalnością gaśniczą zajmowali się organizowaniem konkursów
oraz zawodów sportowych. W 1986 roku zajęli III miejsce w spółzawodnictwie
między jednostkami strażackimi. Poza tym druhowie zawsze pełnią straż przy
grobie Pana Jezusa, w Wielki Piątek i Wielką Niedzielę oraz uczestniczą w
procesji Bożego Ciała.
Warto poświęcić
kilka słów problemowi, jakim było zdobycie mundurów w okresie powojennym. Mundury,
które nosili strażacy w okresie II RP (widoczne na zdjęciach w poprzednim
podrozdziale) niestety nie przetrwały zawieruchy wojennej. W 1945 roku spośród
kilkunastu członków Ochotniczej Straży Pożarnej w Gwiździnach mundur miał tylko
Feliks Tafel. Dzięki dokumentom z archiwum OSP wiemy, że do roku 1985 jednostka
liczyła 19 druhów, z których dziesięciu posiadało własne mundury. Poza tym w
uchwale Zarządu Jednostki z dnia 28 listopada 1985 r. czytamy, że sekretarz
powinien poczynić starania o zakup dziewięciu mundurów dla pozostałych
członków. W innym miejscu są nawet wypisane ich nazwiska: Kitłowski Tadeusz,
Sławiński Marek, Sławiński Andrzej, Dembiński Józef, Meller Henryk, Gawski
Sławomir, Tafel Piotr, Urbański Zdzisław, Waruszewski Kazimierz (prezes od 1988
roku).
OSP Gwiździny w III RP
Lata 90 – te XX wieku były przełomowe dla Ochotniczej Straży Pożarnej w Gwiździnach. Dnia 14 czerwca 1990 roku poświęcono remizę, którą strażacy budowali od 1985 roku, a w 1993 roku kupiono pierwszy samochód – żuka. Rozpoczęła się era nowoczesnego sprzętu i pełnej samodzielności. Czasy, w których służby ogniowe musiały transportować swoją motopompę za pomocą ciągnika i przyczepy z Kółka Rolniczego lub sikawkę za pomocą zaprzęgów konnych ostatecznie przeszły do historii. Poza tym razem ze zmianą ustroju w OSP pojawili się nowi członkowie oraz wybrano nowy zarząd. Najpierw, jeszcze w 1988 roku na miejsce Stefana Chały wybrano nowego prezesa, którym został Kazimierz Waruszewski, a później w latach 1989 – 1990 przyjęto do jednostki sześciu nowych członków, zwiększając tym samym liczebność stowarzyszenia do 25 osób.
![]() |
Remizę w Gwiździnach budowano przez 5 lat, od 1985 do 1990 roku. Z tamtego okresu zachowało się jedno zdjęcie. (fot. Jolanta Jarmużewska) |
W nowej remizie
strażackiej, którą oddano do użytku w maju 1990 roku, urządzono siłownię dla
młodzieży, postawiono stół do tenisa oraz organizowano imprezy, z których
dochód był przeznaczany na potrzeby OSP. W roku 1990 udało się zorganizować
sześć imprez, z których łączny dochód wyniósł 3.945.000 zł. Kwotę tę przeznaczono
na zakup mundurów dla nowych druhów. W tym samym roku zarząd OSP odbył sześć
posiedzeń, na których wyznaczono osoby do przeprowadzania kontroli
przeciwpożarowych w domach prywatnych i budynkach gospodarczych.
Wspomniane
mundury zakupiono od druhów z Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Mieście
Lubawskim. Nota uznaniowa, poświęcona temu wydarzeniu, datowana na 28.03.1991,
podpisana przez prezesa OSP w Gwiździnach Kazimierza Waruszewskiego brzmi
następująco: „My Zarząd Jednostki O.S.P.
w Gwiździnach postanawiamy wygospodarować z kasy Jednostki kwotę 155.000 za
zakup jednego munduru w dniu 20. stycznia oraz 800.000 za zakup 5 mundurów w
dniu 28. marca razem 955.000 (…) przekazano Prezesowi Jednostki w celu
odkupienia w/w mundurów od strażaków zawodowych i przekazać je strażakom w
naszej OSP”.
![]() |
Obecna,
nowoczesna remiza OSP Gwiździny. Zbudowana w latach 1985 – 1990, poświęcona 14
VI 1990 roku (fot. z archiwów własnych)
|
Poza wzmożoną
działalnością kulturalną, oddaniem do użytku remizy oraz przyjęciem w poczet
członków nowych druhów w latach 1989 – 1990 wybuchły w Gwiździnach dwa pożary,
w gaszeniu, których czynny udział brała Ochotnicza Straż Pożarna. Najpierw u
Wojciechowskiego zapaliła się obora, a potem w listopadzie 1990 roku zapaliły
się budynki po Państwowym Gospodarstwie Rolnym (PGR), w których znajdowała się
trzoda chlewna. Dzięki szybkiej interwencji druhów z Ochotniczej Straży
Pożarnej uratowano 227 prosiąt.
Kolejny i zarazem najbardziej dotkliwy dla lokalnej kultury pożar wybuchł 7
grudnia 1990 roku w Tylicach. W akcji gaśniczej zabytkowego kościoła brały
wówczas udział jednostki straży pożarnej Nowego Miasta Lubawskiego i
okolicznych wsi. Ks. Rutkowski, proboszcz parafii w Tylicach, naoczny świadek w
następujący sposób opisywał tamte wydarzenia: „Pożar miał miejsce 7 grudnia ok. godz. 22. Pierwszym, który go
zauważył, był sołtys Dąbrowski, który wraz z synami energicznie włączył się do
akcji gaszenia. Powiadomiona przez niego jednostka straży pożarnej w NML,
przybyła w ciągu kilku minut. Od razu mieszkańcy wsi rozpoczęli niebezpieczną
akcję ratowania cennych eksponatów (…) 21 jednostek na zmianę gasiło kościół do
godz. 330, a całkowicie akcję zakończono o godz. 700”.
Działalność
straży pożarnej nie ogranicza się do gaszenia pożarów, ale obejmuje też
interwencje podczas wypadków drogowych oraz kontrolę pożarową domów, mieszkań i
gospodarstw. W archiwum OSP Gwiździny znajduje się nawet upoważnienie z datą 13
marca 1990 roku. Jego treść jest następująca: „Na podstawie (…) rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 23.
III.1976 r. w sprawie kontroli stanu ochrony przeciwpożarowej, określenia
wykroczeń, na które członkowie ochotniczych straży pożarnych są upoważnieni do
nakładania grzywien w drodze mandatu karnego oraz zasad i sposobu wydawania
upoważnień (Dz. U. nr 13 poz. 94) UPOWAŻNIAM Samsel Jan (…) do przeprowadzenia
kontroli stanu ochrony przeciwpożarowej w nieuspołecznionych gospodarstwach
rolnych i innych obiektach budowlanych (…) oraz do nakładania grzywien w drodze
mandatu karnego (…)”. Upoważnienie było ważne tylko dla wsi Gwiździny, od
23 marca roku 1990 do 2 kwietnia tego samego roku.
Innym przejawem aktywności OSP Gwiździny po 1989 roku są
interwencje podczas wypadków drogowych. Do jednej z nich doszło 4 listopada
2004 roku na trasie Gwiździny – Mroczno. Na miejscu wypadku stawiły się zastępy
z JRG PSP w Nowym Mieście Lubawskim oraz OSP Gwiździny. Przybyłe na miejsce
zdarzenia zastępy zastały samochód osobowy marki Smart, który bocznym uderzeniu
w drzewo został odrzucony na pobocze drogi. Wewnątrz pojazdu znajdowała się
jedna osoba. Była to kierująca autem kobieta. „Ratownicy przeprowadzili rozpoznanie i zabezpieczyli miejsce
zdarzenia. Poszkodowanej założono kołnierz ortopedyczny, po czym ewakuowano z
pojazdu na nosze typu deska i przekazano przybyłej na miejsce obsadzie karetki
pogotowia. Poszkodowana została przetransportowana na SOR w Iławie. Zastęp OSP
przy użyciu narzędzi hydraulicznych odgiął prawe drzwi pojazdu w celu
odłączenia akumulatora. Ruch na drodze w czasie prowadzonych działań był
całkowicie zamknięty. Następnie wyciągnięto pojazd na drogę i udzielono pomocy
przy załadunku na lawetę. Uprzątnięto miejsce zdarzenia i dokonano sorpcji
niewielkiej ilości płynów eksploatacyjnych pojazdu, po czym przywrócono ruch na
drodze. Akcja trwała 1,5 godziny, przyczyną powstania zdarzenia było
niedostosowanie prędkości do aktualnie panujących warunków na drodze”.
W roku 2003
Starosta Nowomiejski Pan Stanisław Czajka przysłał naczelnikowi Ochotniczej
Straży Pożarnej w Gwiździnach specjalne podziękowanie za akcję usuwania szkód
spowodowanych ulewami. Starosta w swoim piśmie wyraża wdzięczność „za profesjonalizm i odpowiedzialną postawę
podczas usuwania szkód wywołanych intensywnymi opadami deszczu”.
Druhowie z
Ochotniczej Straży Pożarnej w Gwiździnach, w okresie III Rzeczypospolitej (1989
– 2011) mogą się pochwalić wieloma pucharami oraz dyplomami zdobytymi na gminnych,
powiatowych oraz wojewódzkich zawodach sportowo – pożarniczych. W tym miejscu
warto przybliżyć częstotliwość organizowania zawodów tego typu w naszym kraju.
Zawody gminne są organizowane, co roku przez Zarząd Oddziału Gminnego ZOSP RP i
Komendę Powiatową Państwowej Straży Pożarnej (PSP). Natomiast za organizację
zawodów powiatowych, co dwa lata, jest odpowiedzialny Zarząd Oddziału Gminnego
ZOSP RP i Komenda Powiatowa PSP. Kolejne na szczeblu regionalnym są
organizowane, co cztery lata przez Zarząd Oddziału Wojewódzkiego ZOSP RP i
Komendę Wojewódzką PSP zawody wojewódzkie. Najlepsi z najlepszych na zawodach
wojewódzkich mogą wziąć udział w zawodach krajowych organizowanych, co cztery
lata przez Zarząd Główny ZOSP i Komendę Główną Państwowej Straży Pożarnej.
Okres po 1989
roku dla OSP Gwiździny jest czasem rozkwitu przejawiającego się w wielu
sukcesach sportowych. Już 5 maja 1991 roku druhowie zajęli szóste miejsce w
Gminnych Zawodach Sportowo – Pożarniczych. W 2003 męska drużyna OSP Gwiździny
zajęła III miejsce na II Wojewódzkich Zawodach Sportowo – Pożarniczych w
Gródkach. Pierwsze miejsce zajęła OSP Miłomłyn, a drugie OSP Jedwabno. W
2005 roku (22 maja) w grupie seniorów na Zawodach Sportowo – Pożarniczych Gminy
Nowe Miasto Lubawskie grupa seniorów OSP Gwiździny zajęła pierwsze miejsce. Na
tych samych zawodach Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza Dziewcząt uplasowała się na
IV miejscu. Natomiast w czerwcu roku 2006 na zawodach tego samego szczebla
grupa dziewcząt OSP Gwiździny zajęła II miejsce. Podium na zawodach gminnych
zapewniło dziewczętom awans do zawodów powiatowych (17 czerwca 2007), na
których zajęły pierwsze miejsce i awansowały na zorganizowane 23 czerwca 2007
roku III Wojewódzkie Zawody Sportowo – Pożarnicze OSP Woj. Warmińsko –
Mazurskiego. Dziewczyny z OSP Gwiździny dwa razy zajęły trzecie miejsce: w
klasyfikacji generalnej oraz w konkurencji „Ćwiczenia bojowe”.
V Powiatowe
Zawody Sportowo – Pożarnicze w czerwcu 2007 roku zakończyły się zwycięstwem
kobiecej drużyny pożarniczej z OSP Gwiździny. Natomiast w Gminnych Zawodach
Sportowo – Pożarniczych Nowe Miasto Lub. – Tylice, zorganizowanych 27 maja 2007
roku, pierwsze miejsce zdobyła grupa seniorów z OSP Gwiździny. Dnia 1 czerwca
2008 roku na Gminnych Zawodach Sportowo – Pożarniczych grupa mężczyzn
Ochotniczej Straży Pożarnej w Gwiździnach zajęła pierwsze miejsce. Na kolejnych
zawodach tego samego szczebla, które odbyły się 24 maja 2009 roku obie drużyny,
męska i żeńska, zajęły pierwsze miejsce na podium.
Dzień 31 maja
1993 roku na zawsze pozostanie w pamięci członków Ochotniczej Straży Pożarnej w
Gwiździnach. Tego dnia kupiono pierwszy pojazd, żuka. Kupno auta zakończyło erę
problemów z dojazdem do miejsca pożaru. Prędzej strażacy musieli korzystać z
ciągnika i przyczepy Kółka Rolniczego. Teraz w końcu mieli swój środek
transportu, na którym mogli przewozić motopompę. Nowy pojazd poświęcił ks.
Marek Woziński, ówczesny proboszcz parafii pw św. Jana Bosko w Gwiździnach.
Rok 1993. Po poświęceniu żuka ks. Marek Woziński oraz członkowie OSP Gwiździny zrobili sobie zdjęcie przy zabytkowej sikawce z 1918 roku (fot. Zdzisław Domżalski) |
Rok 1993. Poświęcenie żuka przez proboszcza Marka Wozińskiego |
Rok 1993. Pamiątkowe zdjęcie po poświęceniu żuka przez
proboszcza Marka Wozińskiego (fot. Zdzisław Domżalski)
|
W 1995 roku
biskup Chrapek dokonał wizytacji parafii, druhowie z OSP Gwiździny pełnili
wówczas straż w kościele.
W
okresie III Rzeczypospolitej jednym z najważniejszych wydarzeń dla Ochotniczej
Straży Pożarnej w Gwiździnach było nadanie sztandaru oraz zakup dwóch nowych
aut, które zastąpiły wysłużonego żuka. Powagę uroczystości z 3 maja 2007 roku
najlepiej oddadzą słowa zapisane we wstępie Regulaminu
Sztandarów wydanego Przez Związek Straży Pożarnych RP: „Sztandar, dawna chorągiew, stanowi symbol
charakteryzujący godność jednocząc ludzi we wspólnym działaniu dla ogólnego
dobra. Chlubne tradycje strażackie wiążą się z odwagą i gotowością do niesienia
bezinteresownej pomocy w obliczu zagrożonego zdrowia, życia i mienia. W
okresach szczególnie trudnych dla niepodległości Ojczyzny brać strażacka
stawała w jej obronie, dając przykłady głębokiego patriotyzmu. Wypełnianie
strażackich powinności wymagało i stale wymaga gotowości do największych
poświęceń. Właśnie takie przykłady strażackich postaw są źródłem
społecznego uznania i szacunku. Dowodem godności i honoru jakimi szczyci się
Ochotnicza Straż Pożarna lub oddział Związku Ochotniczych Straży
Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej jest posiadanie sztandaru. Natomiast fakt
jego ufundowania jest wyrazem najwyższego społecznego uznania”.
Sztandar
dla druhów jest czymś wyjątkowym, a uroczystość jego nadania zgodnie z
regulaminem, powinna być „ściśle związana
z rocznicą działalności OSP lub oddziału ZOSP RP, bądź stanowić główny element
programu Dnia Strażaka (…). Wręczenie
sztandaru powinno być połączone z indywidualnym uhonorowaniem strażaków i osób
wspierających ich działalność (…). Przebieg uroczystości wręczenia sztandaru
określa ceremoniał OSP”.
Wiele
radości druhom OSP z Gwiździn przyniósł dzień 1 stycznia 2015 r., w którym ich
jednostkę włączono do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego (KSRG). Jest to
jedenasta jednostka OSP z powiatu nowomiejskiego, która działa w strukturach
KSRG.
![]() |
Dzień 3 maja 2007, uroczysty pochód na Mszę świętą do kościoła pw św. Jana Bosko w Gwiździnach. Początek uroczystości nadania sztandaru i poświęcenia dwóch nowych samochodów (fot. Tomasz Waruszewski) |
Dzień 3 maja 2007. Poświęcenie aut przez kapelana Bernarda Zakrzewskiego. Na zdjęciu jest również obecny ks. proboszcz Piotr Hojak (fot. Zdzisław Domżalski) |
Artykuł pragnę zakończyć wybranymi zdjęciami
Zawody powiatowe Kurzętnik 2007
ZAWODY WOJEWÓDZKIE
Prezesi
OSP Gwiździny
|
Data
wstąpienia do straży
|
Zajmował
stanowisko prezesa w latach
|
Informacje
dodatkowe
|
Antoni
Domżalski[1]
|
1910 (?)
|
||
Leonard
Domżalski
|
? - 1939
|
Sołtys wsi Gwiździny do 1939 roku.
|
|
Henryk
Modrow
|
1939 - 1945
|
Dziedzic z majątku w Gwiździnach. Kierował strażą podczas okupacji. Mimo, że
był ewangelikiem, ochraniał mieszkańców wsi oraz katolickich duchownych przed
terrorem okupantów. Po wkroczeniu Rosjan na Ziemię Lubawską, w styczniu 1945
roku musiał uciekać do Niemiec.
|
|
Teofil
Dembiński
|
1945 - 1951
|
||
Flaszyński
|
1951 - 1960
|
||
Tafel
Feliks
|
1960 - 1985
|
W latach 1960 – 1985 wymiennie pełnił funkcję prezesa oraz
naczelnika. Co 5 lat zamieniał się ze Stefanem Chałą.
|
|
Stefan
Chała
|
1950 rok
|
1960 - 1988
|
Imię ojca: Franciszek.
Data urodzenia: 21 VII 1932.
|
Kazimierz
Waruszewski
Dariusz
Waruszewski
|
1988 – 2016
Od 2 stycznia 2016 r.
|
Tabela
przedstawia wszystkich Prezesów OSP Gwiździny
[1] Tezę, że właśnie on był
pierwszym prezesem lub naczelnikiem Ochotniczej Straży Pożarnej w Gwiździnach
opieram na wnioskach, które wyciągnąłem po przeczytaniu książki Stanisława
Gizińskiego, Pożarnictwo Pomorza
Nadwiślańskiego…. Autor twierdzi, że prezesami straży ochotniczych w XIX i
pierwszej połowie XX wieku byli najczęściej przedstawiciele władz
samorządowych. Rodzina Domżalskich zawsze była związana ze strażą, nawet
obecnie Zdzisław Domżalski jest naczelnikiem, a w roku 1939 Leonard Domżalski,
syn Antoniego był sołtysem wsi Gwiździny. Z tych przesłanek wyciągam wniosek,
że pierwszym prezesem był Antoni, a drugim Leonard Domżalski.
Autor: Tomasz Chełkowski
Kontakt:
ziemialubawska@protonmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)