Tur. Zwierzę, które żyło w pruskiej puszczy do XVI w. |
W
poprzednim artykule pisałem, że w pruskim "podziale administracyjnym"
najważniejsze były lauksy (pola),
czyli najmniejsze obszary. Większe podziały o których wspomniałem, czyli na trerry i terulle miały mniejsze, wręcz marginalne znaczenie. Analizując
najmniejsze obszary, lauksy musimy
wziąć pod uwagę przyrost demograficzny ludności pruskiej oraz spełnianie
potrzeb codziennego życia. Ciężko jest uwierzyć, że na początku XIII wieku na
każdym lauksie stał gród i w bardzo
dużej odległości od siebie, pochowane między drzewami i bagnami były rozrzucone
pojedyncze chatki. Samo określenie chatki jest nieprecyzyjne, to były raczej
gospodarstwa (kaym) rozsiane po całym
polu (lauksie).
Na
każdy kaym składało się kilka, a
czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Całość była
ogrodzona drewniano-ziemnymi wałami i cały czas gotowa do obrony. Na takie
gospodarstwo składały się: chata w której mieszkała głowa rodu razem z żonami
(często wieloma) oraz ich dzieci, dom dla niewolników, spichlerz na ziarno,
stodoła, stajnia, suszarnia na zboże, studnia i łaźnie. Gospodarstwa takie były
rozsiane po całym lauksie.
Puszcze
zamieszkiwane przez Prusów (obecnie województwo warmińsko-mazurskie i obwód
kaliningradzki) były bogate w zwierzynę łowną (między innymi dzikie konie i
tury), liczne jeziora obfitujące w ryby oraz roślinność nadającą się jako
pokarm dla zwierząt hodowlanych takich jak: konie, bydło i trzoda.
Warto
odnotować jeszcze kilka słów o pruskich łaźniach, chociażby z tego powodu aby
rozwiać jeden z mitów, który mówi, że ludzie w średniowieczu się nie myli. Otóż
myli się, łaźnie stały we wsiach i miastach Polan oraz w pruskich
gospodarstwach. U Prusów w każdej łaźni znajdował się piec z polnych kamieni,
na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny. Prusowie lubili
dbać o swoją higienę i myli się często. Poza tym bardzo lubili śpiew.
Można
powiedzieć, że puszcza była przyjaciółką Prusów, oni oddawali jej cześć, a ona
karmiła hodowane przez nich zwierzęta, dawała im zwierzynę, z której mogli
pozyskać mięso i futra, oferowała, pszczoły dające miód oraz dzikie rośliny
służące za pokarm podczas nieurodzajów, srogich zim i wojen. Miód musiał pełnić
ważny składnik w diecie Prusów, skoro jedną ze swoich krain nazwali Barcją (od
słów barcie, bartnik). Dziewicza puszcza dawała Prusom schronienie oraz
torfowiska bogate w rudę darniową, z której w piecach dymarkowych (hutniczych)
i warsztatach Prusowie wytwarzali swoją broń. Jako ciekawostkę warto
przytoczyć, że ruda darniowa stanowiła naturalny piorunochron średniowiecznych
budynków, działo się tak z powodu jej budowy - obiekty przy wznoszeniu których
wykorzystywano rudę, były zawsze suche, budulec ten posiada właściwości
wentylacyjne i estetyczne.
Powyższa mapa pokazuje obiekty współczesne oraz historyczne na Ziemi Lubawskiej (będącej do XIII w. zachodnią częścią pogańskiej Ziemi Sasinów). Wiemy, że na Ziemi Lubawskiej znajduje się wiele grodzisk, czyli pozostałości po średniowiecznych drewnianych warowniach (grodach). Nie wszystkie udało się zaznaczyć na powyższej mapie. Wiemy o grodach w: Gutowie, Nielbarku, Grodzicznie, Tylicach, nad Jeziorem Zwiniarz, w Sampławie i w Nowym Dworze Bratiańskim. Grodzisko w Nowym Dworze Bratiańskim jest nazywane Góra Pikowa (w okolicy jest jeszcze jedno małe grodzisko między Górą Pikową, a Świętym Gajem - warto dodać, że gaj ten znajdował się w obecnej wsi Łąki Bratiańskie). Na Ziemi Lubawskiej odnotowano również istnienie dwóch tzw. palifatów, czyli pozostałości po osadach, wzniesionych na palach wbitych w dna jezior. Osady te znajdowały się na jeziorach). Archeolodzy potwierdzili obecność obiektów tego typu na Jeziorze Łąkorz i Jeziorze Skarlińskim. Poza tym gród (zapewne o charakterze sakralnym) znajdował się na wyspie Jeziora Radomno. Warto jeszcze dodać, że archeolodzy znaleźli pozostałości dużej osady nad Jeziorem Tarczyńskim w okolicy wsi Tarczyn. Jest jeszcze gród Sassenpils (gród Sasinów na wschód od Lubawy - we wsi Zajączki).
Prusowie i ich sekret długiego życia
Powinniście wiedzieć, że w średniowieczu społeczeństwo
pruskie cieszyło się doskonałym zdrowiem, potwierdza to przekaz kronikarzy oraz
bardziej wiarygodne badania archeologiczno-antropologiczne. Masowe epidemie i
liczne w średniowieczu choroby dziesiątkujące społeczności wielu krajów, nie
dotykały Prusów żyjących w wielkiej dziewiczej puszczy. Wiele ciekawych
informacji, wyników najnowszych badań archeologiczno-antropologicznych oraz
analizy zapisków kronikarskich znajdziecie w książce:
Lech Z. Niekrasz, Gdzie
jesteście Prusai? - link do darmowej wersji elektronicznej: http://prusowie.pl/dane/Gdzie_jestes_Prusai.pdf
Nie pojmiemy sekretu długowieczności
Prusów bez prześledzenia ich codziennego życia. Co jedli? Czy dbali o higienę?
Jakie rośliny uprawiali? Czy lubili biesiady? Jacy byli? I szerzej: Jaką
religię wyznawali w dniu przybycia do nich biskupa Chrystiana? Czy od razu
wszyscy przeszli na chrześcijaństwo? Na te pytania postaram się znaleźć
odpowiedź w tym artykule.
Misjonarz z zakonu cystersów o
imieniu Chrystian rozpoczął swoją misję w 1212 roku. Pomysłodawcą
zorganizowania wyprawy do Prus był arcybiskup gnieźnieński Henryk Kietlicz.
Wiemy jeszcze, że 18 lutego 1216
roku papież Innocenty III wystawił bullę "terra
Lubouia", w której po raz pierwszy pada nazwa "Terra Lubawia"
(Ziemia Lubawska). Decyzję papieża poprzedziło przybycie do Stolicy
Apostolskiej Chrystiana oraz dwóch pruskich nobilów, których udało mu się
nawrócić na chrześcijaństwo. Surwabuno, nobil władający Lubawą otrzymał na
chrzcie imię Paweł, a Warpoda, nobil z Łążyna (i prawdopodobnie pan grodu nad
Jeziorem Zwiniarz) od tej pory nosił imię Filip. Więcej faktów historycznych
podaję w części pierwszej artykułu, a powyższy fragment przytoczyłem, aby
zarysować pewne ramy czasowe i przypomnieć, że opisuję to co działo się przed
przybyciem Zakonu Krzyżackiego na Ziemię Lubawską.
Wróćmy teraz na pruskie
gospodarstwo. Mamy początek XIII wieku, a o Chrystianie nikt tu jeszcze nie
słyszał. W obecnych wsiach Nielbark, Nowy Dwór Bratiański, Sampława, Skarlin,
Łąkorz, Grodziczno, Gutowo, Zajączki oraz Nad Jeziorem Zwiniarz, nad Jeziorem
Skarlińskim, na wyspie Jeziora Radomno, w mieście Lubawa - tam i w wielu innych
miejscach na Ziemi Lubawskiej (wszystkie nie sposób wymienić) na początku XIII
wieku znajdują się pruskie grody, niektóre mają dodatkowo podgrodzia. Cały
obszar jest podzielony na lauksy, z
licznymi pruskimi gospodarstwami. Dodatkowo całość pokrywa gęsta puszcza, w
której żyją między innymi tury i dzikie konie. Obszaru pod uprawę pół jest
niewiele ponieważ puszcza dla Prusów jest świętością, a drzewa wycina się w
ostateczności.
Jakimi ludźmi byli mieszkańcy Prus?
Jak podają kronikarze byli to ludzie kochający śpiew, bardzo gościnni, nie
wypuszczali gości głodnymi - wręcz karmili ich aż do momentu "ja już nie mogę, bo zwymiotuję".
Wielu mieszkańców województwa warmińsko-mazurskiego i obwodu kaliningradzkiego
dalej ma takie cechy w swoich genach - ile razy będąc na gościnie ktoś karmił
cię na siłę? "Zjedz jeszcze,
dlaczego już nie jesz? No jedz głodnego cię nie wypuszczę" Ilu z was
coś takiego słyszało? Czy nie jest to jakaś archetyp, który tutejsi
odziedziczyli po Prusach? Ile tak właściwie cech pruskich dotrwało do
naszych czasów?
Wspominałem Wam, że każde pruskie
gospodarstwo (kaym) było
ufortyfikowane, czyli otoczone drewniano-ziemnymi umocnieniami. Na
gospodarstwie mieszkała głowa rodu, z żoną albo wieloma żonami, z dziećmi i
niewolnikami. Na każdy kaym składało
się kilka, a czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Na
takie gospodarstwo składały się: chata lub kilka chat dla członków rodziny,
chaty dla niewolników, spichlerze na ziarno, stodoły, stajnie, suszarnie na
zboże, studnia i łaźnie.
Te ostatnie
były dla Prusów bardzo ważne. W każdej łaźni znajdował się piec z polnych
kamieni, na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny.
Prusowie lubili dbać o swoją higienę i myli się często. Nawet jeśli prędzej
pływali w jeziorze to i tak po powrocie na swoje gospodarstwo korzystali z
łaźni, w których gorąca woda wylewana na kamienie tworzyła parę, umożliwiającą
kąpiel parową. Jak to ładnie ujął polski kronikarz Jan Długosz: "łaźnie codzienną były potrzebą, równie
u mężczyzn jak i u kobiet; utrzymywali bowiem, że wypędzały z ciała chorobę
ostatniego przepicia i przedłużały życie".
Średniowieczni Prusowie pili
wiele rodzajów trunków np: kumys (mleko kobyle) i miód. Ten
pierwszy był dostępny najczęściej dla nobilów (władców mieszkających w
grodach) oraz najbardziej zamożnych wojowników. Miód był natomiast przeznaczony
dla pospólstwa i niewolników.
Kumys, czyli kobyle mleko, według Długosza było napojem alkoholowym: "pili
końskie mleko, a ono zwykle głowę zawraca" tak pisał nasz XV wieczny
kronikarz. Napój ten nie był znany Polanom ani Germanom, znali go natomiast
mieszkańcy zaludniający stepowe regiony Wschodu. Czy nie jest to dowód na to,
że Prusowie wywodzą się z tamtych ziem, znad Wołgi i Dniepru?
Miód był napojem syconym, czyli wymieszanym z wodą, gotowanym i
pozostawionym do skwaśnienia. Później zaprawiano go szyszkami chmielu, dzięki
czemu jego walory smakowe były zbliżone do trunków alkoholowych. Jako ciekawostkę
można podać, że Prusowie nie wytwarzali piwa - ulubionego trunku Słowian
(Polan). Owszem na Ziemi Sasinów (i w głębi Prus zapewne też) wiedziano czym
jest piwo, bliskość Mazowsza, wizyty kupców na przestrzeni wieków z Italii i
Bliskiego Wschodu, z krain Polan (szczególnie z Mazowsza) oraz z krain
skandynawskich zrobiły swoje, dzięki nim Prusowie poznali inne kultury i
wytwarzane przez nie produkty - co potwierdzają liczne znaleziska
archeologiczne o których będę pisał w dalszej części.
Wiemy
już, że Prusowie
słynęli ze swojej gościnności, dbania o higienę oraz zamiłowania do śpiewu
(śpiewali przy każdej okazji). Gdybyś czytelniczko, bądź czytelniku na początku
XIII wieku został ugoszczony (-ona) przez Prusów to posadzono by cię za wielkim
stołem, a pośladki twoje by spoczęły na krześle lub leżącym w chacie pniu
drzewa. Na środku chaty by płonęło ognisko, a dziurki w ścianie by spełniały
rolę okna oraz otworu przez który ulatuje dym.
Jednej potrawy na stole Prusów nigdy nie
brakowało, a było nią właśnie mięso. Prusowie, jako ludzie długowieczni
kochali ten zwierzęcy produkt. Jak zareagowali by dziś na ludzi, którzy niszczą
mięso chemicznymi dodatkami i opowiadają, że tak trzeba? Co by odpowiedzieli
tym, którzy dodają do mięsa konserwanty i spulchniacze? I wreszcie jak
zareagowaliby na tych, którzy mięsa nie jedzą? Otóż Prusowie by ich wyśmiali! I
postąpiliby słusznie. Dlaczego? Już odpowiadam.
Otóż jak już wspomniałem Prusowie słynęli z długowieczności, badania
archeologiczno-antropologiczne dowodzą, że lud ten cieszył się doskonałym
stanem zdrowia, a mężczyźni dożywali sędziwego wieku. Poza tym bardzo dużą
odpornością na choroby cieszyły się pruskie kobiety. Jak to ładnie ujął Lech Z.
Niekrasz: "Prusów nie doświadczały masowe i mordercze epidemie,
które wyludniały wielkie połacie średniowiecznej Europy". Czy
byłoby tak gdyby się źle odżywiali?
Prusowie jedli mięso w postaci surowej, gotowanej, pieczonej oraz
suszonej. Ze zwierząt hodowlanych preferowali: nierogaciznę, owce, kozy
i koninę. Poza tym konsumowali zwierzynę upolowaną, czyli dziczyznę, której
rodzajów dziewicza puszcza oferowała im wiele - wystarczy wymienić tylko
najważniejsze: niedźwiedź, lis, wilk,
tur, żubr (wyginął w wieku XVIII), łoś, bóbr (wytępiony w XIX wieku), dziki koń
(wyginął w XVII wieku) i wiele innych
skór z grubej i drobnej zwierzyny.
Prusowie specjalizowali się w
wyrabianiu kiełbas. Głównym składnikiem jednej z pruskich zup o nazwie iuse,
przyrządzanych w glinianych garnkach, były sproszkowane kawałki ususzonego
mięsa.
W tym miejscu warto dodać, że Prusom
nigdy nie brakowało owczej wełny i lnu. Pruscy mężczyźni nosili odzież
wełnianą, a kobiety lnianą.
Suris (sery) i auctan (masło),
poadamynan (surowe mleko), ructan-dadan (kwaśne mleko
kobyle). Przytoczone pruskie nazwy produktów mlecznych oraz badania
archeologiczne potwierdzają, że mleko kobyle i jego wyroby były ważnym
składnikiem pruskiej diety. Profesor Okulicz - Kozaryn trafnie zauważa, że "na
bardzo starą tradycję gospodarki nabiałowej wśród Prusów wskazuje fakt, że
wszystkie nazwy z nią związane posiadają rdzennie pruską etymologię i nie
zostały zapożyczone z języków obcych".
Prusowie w
swojej diecie preferowali zioła oraz jarzyny z przydomowych ogródków, w których
najczęściej rósł groch, bób, fasola, gryka, buraki, brukiew oraz rzepa.
Uprawiali też zieleninę w postaci lebiody, pokrzywy i szczawiu. Poza tym w
pruskich sadach rosły jabłka, gruszki, śliwki i wiśnie. Z "darów
puszczy" na pruskim stole można było znaleźć owoce leśne (jagody, jeżyny,
maliny i poziomki). Pruskie gospodynie przyrządzały z owoców susz na zimę,
którym urozmaicały liczne potrawy mączne.
Produkty rolne, zboże stanowiło
fundament diety Prusai. Przerabiali oni zboże w kamiennych żarnach na mąkę, z
której piekli wiele różnych gatunków chleba. Sompisenis (chleb gruby
razowy), geits (chleb żytni) to tylko niektóre z pruskich nazw. Meltan,
czyli potrawa z moczonych, suszonych i mielonych ziaren owsa. Jak zauważa Lech
Z. Niekrasz jest to potrawa podobna do czegoś co "zachowało się do
niedawna na Białorusi, gdzie z owsa przyrządzano gorzkawy w smaku i popijany
słodkim mlekiem kisiel".
Prusowie znali też technologię
tłoczenia oleju z maku, lnu i konopi. A na swoich polach uprawiali: żyto,
pszenicę, proso, jęczmień i owies.
Religia i "papież Prusów"
A teraz kilak słów o religii Prusów.
Tak wielu regionalistów i historyków pisze o chrystianizacji prowadzonej przez
Zakon Krzyżacki, niektórzy coś tam czasem wspomną i biskupie Chrystianie, który
przecież nawracał (pokojowo) na długo przed pojawieniem się tu rycerzy w
białych płaszczach z czarnym krzyżem.
Jeszcze bardziej nieliczni czasem rzucą jakieś hasło związane z religią
Prusów: Święte Gaje, kult natury, składanie ofiar ze zwierząt itp. Dobrze, że powstało Towarzystwo Naukowe Pruthenia, które
stara się wypełnić tę lukę.
Prusowie, z plemienia Sasinów
(zajęcy) zamieszkujący przez wiele wieków tereny Ziemi Lubawskiej stworzyli w
jej granicach trzy duże miejsca kultu: w Łąkach Bratiańskich (dawniej zwanych Lobnic),
Lipach (za Lubawą) i Kurzętniku (tzw. Ciemnik). Były to odpowiedniki
chrześcijańskich świątyń zwane Świętymi Gajami. Ich charakterystycznym
elementem były piękne drzewa, które czczono i wśród, których składano ofiary
licznym bogom. W centrum każdego gaju znajdowało się najstarsze drzewo (często
o wyjątkowym kształcie), które razem z wiecznie palącym się ogniem stanowiło
największą świętość.
Święty Gaj nad Drwęcą był miejscem
wyjątkowym, ponieważ znajdował się blisko granicy z Mazowszem. Odwiedzali go
zapewne Słowianie, którzy dawno temu, za księcia Mieszka przyjęli
chrześcijaństwo. Było pośród nich wielu odczuwających tęsknotę za dawnymi
wierzeniami dlatego przybywali co jakiś czas z kupcami i prosili wajdelotę
(kapłana) o możliwość złożenia ofiary. Pruską Pergurbię nazywali oni Majumą.
Często opowiadali o tym, że w kraju Polan, na Mazowszu i dalej było już
niewiele Świętych Gajów, przetrwali nieliczni z dawnych kapłanów. Ci, którzy
przybywali tu pierwszy raz byli zapewne pod wrażeniem wysokiego ogrodzenie
oddzielającego miejsce święte od pozostałych terenów. Nikt obcy, bez pozwolenia
wajdeloty, opiekuna wiecznego ognia i świętego dębu nie miał tu prawa wstępu.
Kiedyś do Świętego Gaju daleko poza granicami Ziemi Sasinów wszedł jeden
misjonarz, chrześcijanie nazywali go Wojciechem. Uczynił to bez pozwolenia,
zhańbił swoją obecnością święte miejsce, więc tamtejszy kapłan kazał go zabić.
Mam oczywiście na myśli św. Wojciecha.
Święty Gaj, nad Drwęcą podobnie jak
inne tego typu miejsca na terenie Ziemi Sasinów i innych pruskich krain, był
otoczony wysokim ogrodzeniem. Było to miejsce najświętsze dla okolicznych
mieszkańców. Żadna roślina, drzewo, żadem kamień położony w jego granicach,
strumyk przez niego przepływający nie mogły zostać w żaden sposób uszkodzone.
Bezprawne wejście na teren Świętego Gaju, polowanie, łowienie ryb były karane
śmiercią. Prusowie wierzyli, że duch znajdujący się w drzewie (w lipach żyły
dusze kobiet, a w dębach dusze mężczyzn) po ułamaniu gałęzi lub nacięciu kory
odczuwa ten sam ból co człowiek i każda rana drzewa może doprowadzić do śmierci
duszy, która nie zdąży się odrodzić jako jeden z przodków.
Każdy ze Świętych Gajów miał swojego
opiekuna, wybieranego spośród najmądrzejszych starców. Były to osoby darzone
wielkim szacunkiem, podobnie jak biskupi u chrześcijan. Opiekunów takich zwano
wajdelotami - w języku pruskim słowo wajdelota brzmiało: KRIWAÎTIS
W Lipach, Łąkach i Kurzętniku poganie
składali ofiary dwa razy w roku: wiosną oraz w okresie żniw. Schodzili się
wówczas wszyscy do świętych gajów, biesiadowali, modlili się i odprawiali w
nich różne inne obrzędy religijne. Sasini przy świętym drzewie oddawali cześć
najważniejszym bóstwom, a mniejszym bożkom poświęcali krzewy. Wiemy, że latem
obchodzono święto ku czci bogini Pergurbii, podczas którego kapłan (Wajdelota)
brał w prawą ręką płaski talerz, napełniał go nieznanym nam trunkiem i
wychwalał boginię Majumę (Pergubrię) tymi słowami: „O Panie Boże nasz
Pergubrio”. W dalszej fazie słowiańskiej liturgii odmawiał on dłuższą
modlitwę prosząc boginię o „odwrócenie zimy, a sprowadzenie miłej wiosny
bo przez ciebie i pola i osady się zielenią, przez ciebie gaje i lasy się
odświeżają”. Wajdelota po wypowiedzeniu wszystkich słów modlitwy brał
talerzyk w zęby i wypijał zawarty w nim trunek, potem nie dotykając talerzyka
rękami rzucał go przez głowę za siebie. Duchowni z plemienia Sasinów
zamieszkującego ziemię lubawską powtarzali ten sam obrządek na cześć innych
bogów np. Perkuna, który był panem deszczu i grzmotów oraz boga Kurcho i
Szwaikstyksta, którego proszono o paszę i trawę dla zwierząt hodowlanych.
Okoliczni mieszkańcy mieli także swojego boga żniw, a zwał się on Pilwit – prawdopodobnie na jego cześć
odprawiano podobne obrzędy.
Co
jeszcze wiemy? Otóż posiadamy informacje o tym, że w Świętym Gaju w Łąkach
Bratiańskich znajdował się pagórek na szczycie którego stał wizerunek (Pruska
Baba?) pogańskiego bóstwa. Pagórek ten nazywano Lelum-Polelum.
Dobrym dowodem na istnienie Lelum-Polelum
i gajów jest sprawozdanie z wizytacji biskupa chełmińskiego A. Olszewskiego z lat
1667 – 1672, w którym duchowny zanotował, że w Łąkach koło Bratiana znajdował
się kiedyś Święty Gaj. Sasini oddawali w nim cześć bogini Pergurbii (przez
Słowian nazywanej Majumą). W dalszej części biskup pisze o drugim Świętym Gaju
w Lipach koło Lubawy.
Sprawozdanie biskupa pochodzi z
drugiej połowy XVII wieku, co oznacza, że niektórzy mieszkańcy mimo przyjęcia
chrztu nadal czcili skrycie swych dawnych bogów. Było to zjawiskiem powszechnym
na chrystianizowanych terenach. Gaj w Łąkach zniszczono prawdopodobnie w
pierwszej połowie XIII wieku – podobno został on „(…) ścięty i zniszczony na
zarządzenie biskupa Chrystiana”.
Poza tym do naszych czasów zachowało
się trochę informacji dotyczących Lelum-Polelum. Otóż najstarsi mieszkańcy
opowiadają, że jeszcze w latach 90-tych XX wieku, za resztkami murów zakonu
braci franciszkanów w Łąkach Bratiańskich, był usypany pagórek na którym kiedyś
stał posąg pruskiego boga. Według podań ustnych
miejscowa ludność nazywała go „Lelum
– Polelum”. Jest nawet legenda, która następująco opisuje zniszczenie tego
miejsca: „(…) Tu zbierali się potajemnie jeszcze w
pierwszych wiekach chrześcijaństwa starzy zagorzali poganie, aby odprawić w skrytości
swoje nabożeństwa. Opowiadają, że po zburzeniu bóstwa pogańskiego przez
chrześcijan oraz po skasowaniu nabożeństw na jego cześć, które były raczej
igrzyskami i dzikiemi orgiami, połączonemi z pijaństwem, z obżarstwem i z
rozpustą, zagościły na owym pagórku złe duchy, które pod osłoną ciemnych nocy
wyprawiały harce piekielne, podobne do tych, jakie tu niegdyś czynili poganie.
Owe złe duchy stały się postrachem dla ówczesnych okolicznych mieszkańców. Aby
się ich pozbyć, wybudowano na tym pagórku kapliczkę. Od tego czasu złe duchy
Lelum – Polelum opuściły”.
W tym miejscu warto wyjaśnić, że w
przeciwieństwie do nas ludzi XXI wieku Prusowie dzielili rok, nie na cztery ale
na dwa okresy - lato i zimę. Początek lata, czyli ustąpienie lodu na licznych
jeziorach i rzekach, nazywali dagis,
a zimę określali słowem semo. Lato
było kresem radości, wielu obrzędów, dziękczynnych za ustąpienie zimy i próśb o
dobre zbiory. Na początku dagis
(lata) Prusowie oddawali cześć bogini Żeminele
(od słowa żemina - ziemia). Poza tym
latem oddawano cześć bogini Pergurbii,
przez Słowian zwanej Majumą. Wyjątkowo
uroczyście obchodzono też zakończenie żniw - tzw. dożynki. Prusowie obchodzili
dożynki przez wiele dni, pili kumys lub miód i jedli od świtu do nocy.
W
książce Lecha Niekrasza pt: "Gdzie
jesteście Prusai?" znalazłem ciekawy opis pruskich dożynek, któremu
przewodził wurszajtis (główny
ofiarnik, najstarszy, najbardziej szanowany mieszkaniec lauksu): "Wurszajtis, opasawszy się ręcznikiem, wzywa powtóre wszystkich
bogów mówiąc: To jest chwalebna ofiara i pamiątka ojców naszych, abyśmy
zgładzili gniew bogów swoich; po czym szepcząc obejdzie trzykroć byka około i
zarzezą go, a krwie nie rozlewają na ziemię, którą puściwszy w uszatek, czerpią
kauszykiem albo czarką, Wurszajtis kropi ludzi, a ostatek rozbierzą w garnuszki
i kropią każdy w domu swoim bydło". Następnie następowało pieczenie placków i mięsa nadzianych na
drągi „a chłopi siedzą około ognia, przed
których niewiasty przyniosą placki niepieczone, a oni ująwszy każdy po placku,
rzuca jeden drugiemu w ręce przez płomień, tak długo chwytając, aż się
upieką". Prusowie wierzyli w świętość ognia, a najświętszy był dla
nich wieczny ogień płonący w każdym Świętym Gaju. Dlatego po śmierci ubierali
zmarłych w najlepszy strój i po wielu dniach, a czasem tygodniach uczty (na
stypie) dokonywali obrządku pogrzebowego, który polegał na spaleniu zwłok. Jako
ciekawostkę warto podać fakt, że zmarły nawet podczas kilkutygodniowej stypy
nie rozkładał się ponieważ jego ciało cały czas było zamrożone - bądź
przebywało w bardzo niskiej temperaturze. Pisało o tym kilku kronikarzy,
spośród których postanowiłem zacytować żyjącego w IX wieku Wulfstana: "Gdy umrze tam jakiś człowiek, nie
spalony leży on w swym domu u rodziny i przyjaciół jeden miesiąc lub niekiedy
dwa; (…) niekiedy przez pół roku nie są oni spaleni i leżą na wierzchu w swoich
domach. A przez cały ten czas, kiedy nieboszczyk jest w domu, piją tam i bawią
się aż do dnia, w którym go spalą” (...) posiadają taką umiejętność, że potrafią
wytwarzać zimno. I dlatego nieboszczyk leży tam tak długo i nie rozkłada się,
ponieważ działają na niego zimnem (…). A jeżeli postawi się dwa naczynia pełne
piwa lub wody, potrafią oba zamrozić, obojętne, czy jest lato, czy zima”.
Wynalazek Prusów był zapewne
połączeniem soli i lodu. Jednak nie rozgryźli tego kronikarze, nawet Zakon
Krzyżacki nie dowiedział się jak Prusowie schładzają ciała swoich zmarłych.
Wizerunek świętego dębu i tzw. trójcy z Romowe (patrz opis poniżej) |
"Papież Prusów"
Istnieją wzmianki o pewnym pruskim
wajdelocie, który zyskał szacunek wśród wszystkich pruskich plemion. Niektórzy
nazywają go papieżem Prusów. Jego Święty Gaj znajdował się w Nadrowi, w
miejscowości Romowe, na północ od Jeziora Mamry. Wszyscy nazywali go Kriwe, czy było to jego imię? A może przezwisko od używanej przez
niego wysokiej laski zwanej kriwule?
Tego nie wiemy. Wajdelota z Romowe słynął z mocy nadprzyrodzonych, widział
dusze zmarłych, przepowiadał przyszłość i potrafił władać magią, której bogiem
był Potrimpus. Jego Święty Gaj, tak
jak wszystkie takie miejsca, był otoczony wysokim ogrodzeniem. W jego centrum
stał ogromny dąb, a z jego pnia wyrastały trzy ogromne gałęzie o niesamowitym
kształcie. Do każdej gałęzi było przyczepione wyobrażenie jednego z trzech
pruskich bogów: Patollusa (boga
śmierci), Potrimpusa (boga magii) i Perkunasa (boga błyskawic). Była to tzw.
trójca z Romowe.
Ziemia Lubawska pogańska, czy chrześcijańska? Jak było
przed przybyciem biskupa Chrystiana?
Odpowiedź na powyższe pytanie nie
jest łatwa. Zanim przedstawię Wam swoją hipotezę chciałbym odwołać się do
książek napisanych przez trzech różnych uczonych. Pierwszy z nich Kazimierz
Grążawski w publikacji pt.: "Ziemia Lubawska na pograniczu
słowiańsko-pruskim" zauważa, że w grodziskach w Nielbarku, w
okolicy Lidzbarka Welskiego (Nowy Dwór - Nick), w osadzie odkopanej przez
archeologów nad Jeziorem Tarczyńskim (okolice wsi Tarczyny) oraz w grodach w Zwiniarzu
i Gutowie mieszkali Słowianie - mają tego dowodzić liczne słowiańskie
znaleziska. Patrząc na powyższą mapę
i nakładając na nią to co proponuje prof. Grążawski zauważymy, że cała
południowa część (okolice Lidzbarka Welskiego aż po Tarczyny i Gutowo oraz
część zachodnia (Nielbark i zapewne też palifaty, czyli grody na Jeziorach:
Skarlińskim i Jeziorze Łąkorz) były zamieszkiwane przez Słowian (Polan). Owej
koncepcji dodaje mocy inny wybitny uczony Wojciech Kętrzyński, który żył w XIX
wieku i podkreślał, że wiele wsi na Ziemi Lubawskiej powstało w okresie
"przedkrzyżackim". Krzyżacy pojawili się na Ziemi Lubawskiej
najszybciej w 1230 roku, a przejęli ją podstępem w roku 1236/1234 roku kiedy biskup
Chrystian był więziony przez Prusów w Sambii.
Jednakże
z drugiej strony mamy Grzegorza Białuńskiego, który w artykule pt.: "O
zasiedlaniu Ziemi Lubawskiej w okresie przedkrzyżackim w świetle źródeł
pisanych i toponomastycznych" (Pruthenia, tom. IV Olsztyn 2009) pisze
o wsiach, których nazwy mogą wskazywać na korzenie pruskie. Oto cytat z
Białuńskiego: "udział ludności pruskiej w osadnictwie ziemi
lubawskiej nie ulega najmniejszej wątpliwości – jest potwierdzony zarówno w
1216, jak w 1240 i 1255 r. Trudniej wskazać konkretne punkty osadnicze, ale z
dużą dozą prawdopodobieństwa były to – Omule, Gierłoż Polska (i Gierłoż),
Lubawa i Targowisko, Sampława, Łążyn (Zwiniarz),
Szczepankowo (Skole)
i ewentualnie Gryźliny, Montowo, Gwiździny (z Krzemieniewem) oraz Grabowo".
Wiemy, że istniało imię pruskie Gryźlin, niektórzy uważają, że wsie o tej
nazwie wywodzą się właśnie od tego pruskiego imienia. W Nowym Dworze
Bratiańskim (powiat nowomiejski) niedaleko Łąk Bratiańskich (wsi sąsiadującej
od północy z Nowym Miastem Lubawskim) znajduje się wczesnośredniowieczne
pruskie grodzisko, a na północ od niego wieś Gryźliny. Możliwe, że jeszcze na
początku XIII wieku znajdowało się tam pruskie pole (lauks).
Kolejny lauks znajdował się zapewne na północ i północny-wschód od Lubawy.
Tam gdzie obecnie znajdują się wsie Gierłoż, Gierłoż Polska, Zajączki i Glaznoty.
W ich okolicy przepływa rzeczka Gizela, która następnie wpływa do Drwęcy. We
wsi Zajączki do dnia dzisiejszego znajduje się ogromna pozostałość (grodzisko)
po starym pruskim grodzie. Znamy nawet jego starodawną nazwę, która brzmi Sassenpils
(gród
Sasinów).
Kolejne zdjęcie satelitarne pokazuje (podobnie jak powyższe) wieś Zajączki (Sassenpils) oraz po lewej rzekę Drwęcę i wsie Gierłoż - pomiędzy nimi przepływa niewidoczna na zdjęciu mała rzeczka Gizela. |
Moja
hipoteza:
Zdaję
sobie sprawę, że mój artykuł, zarówno pierwsza jak i obecna druga część, są
skromne, stanowią zaledwie zarys historii, krótki, ogólnikowy wycinek. Daleko
mi do doskonałości, pasjonatów i naukowców takich jak Kazimierz Grążawski, Grzegorz
Białuński, Wojciech Kętrzyński, Robert Klimek i wielu innych. Jednak z
drugiej strony chciałbym zaproponować swoją hipotezę. Otóż zauważyłem, że
Ziemia Lubawska jako teren pogranicza, do 966 roku pogańsko-pogańskiego
(słowiańsko-pruskiego), a następnie chrześcijańsko-pogańskiego i wreszcie od
drugiej połowy XIII wieku polsko-krzyżackiego, sprawia badaczom wiele
problemów. Do kiedy pogańska, a od kiedy chrześcijańska? Pruska, czy polska? Czy
to już były Prusy? Czy wielka dziewicza puszcza to już Ziemia Lubawska? Ziemia
Sasinów i Ziemia Lubawska, czym się różnią? Pytania tego typu można mnożyć, a
odpowiedzi padają różne. Uczeni polemizują na temat przynależności etnicznej i
kulturowej tych terenów, trwa nawet spór o to od kiedy zachodnia część Ziemi
Sasinów stała się Ziemią Lubawską.
Wszyscy znamy opowieści o
zamordowanym w 1217 roku wojewodzie mazowieckim Krystynie, który zbudował
liczne grody i ochraniał Mazowsze przed pruskimi najazdami. Tylko dlaczego musimy
zaraz zakładać, że jego umocnienia sięgały aż po Ziemię Lubawską? Słyszałem
nawet teorie, że gród w Nielbarku to też były umocnienia wojewody Krystyna. Czy
nie jest to już lekka przesada? Rozumiem, że archeolodzy odkopali w tutejszych
grodziskach wiele słowiańskich przedmiotów ale na litość boską tu krzyżowały
się szlaki bursztynowe, przez te tereny wędrowało wielu kupców. Czy fakt, że na
terenie Prus odnajdywano monety perskie z VI i VII wieku oznacza, że tu
mieszkali Persowie? Albo monety i przedmioty z Rzymu, czy one oznaczają, że tu
był Rzym? W Lubawie, a prędzej we wsi Targowisko organizowano targi (również
targi niewolników) czy jeśli odkopiemy tam jakiś skarb wikingów, Duńczyków albo
Egipcjan to będziemy stawiać hipotezę, że to były ich ziemie? Wydaje mi się, że
nie. Dlaczego więc na siłę przeciąga się granice Mazowsza aż na południową i
zachodnią część Ziemi Lubawskiej? Moim zdaniem wyraźną granicę między Ziemią
Lubawską (Ziemią Sasinów) i Mazowszem stanowił gród w Michałowie (obecnie
Brodnicy), którego głównym zadaniem była ochrona ziem Polan przed atakami
Prusów. Taką samą rolę w czasach Bolesława Krzywoustego spełniał gród w Santoku
(województwo Lubuskie), który ochraniał ziemie Polan przed atakami Pomorzan -
pięknie tamte czasy opisał Józef Ignacy Kraszewski w książce pt.: "Królewscy
synowie" (polecam!).
Moim zdaniem tereny Ziemi
Lubawskiej, a szerzej na wschód Ziemi Sasinów były po prostu wyjątkowe i to pod
wieloma względami. W 966 roku Mieszko przyjął chrzest, Polanie zaczęli zrywać
kontakty ze starymi bogami. Ale czy
wszyscy tak po prostu zgodzili się odrzucić wierzenia swoich przodków? Oj
wydaje mi się, że nie. Ci najbardziej radykalni zapewne woleli odejść tam,
gdzie będą mogli spokojnie kontynuować tradycje religijne swoich przodków. Niektórzy z nich przywędrowali zapewne do
Prus, krain w których dalej stały Święte Gaje. Czy obszar pogranicza nie mógł
stanowić schronienia dla takich osób? I czy liczne opowieści o znanych (Święte
Gaje w Lipach i Łąkach Bratiańskich) i mniej znanych (Gaj Ciemnik w Kurzętniku;
Święty Gaj w Nielbarku; obiekt sakralny na wyspie Jeziora Radomno, święte
miejsce w Zwiniarzu) pogańskich świętych miejscach na Ziemi Lubawskiej nie
dowodzą, że do czasów biskupa Chrystiana raczej przeważał tu żywioł pogański?
Wiemy więc, że z jednej strony
tereny te zamieszkiwali na stałe Prusowie (z plemienia Sasinów), a Słowianie z kraju Polan często tu zaglądali, niektórzy może nawet mieszkali na Ziemi Lubawskiej. Z drugiej strony poza legendą o spaleniu
kościoła w XII wieku we wsi Brozie Polskie (obecnie powiat brodnicki) raczej
możemy mówić o niemalże stuprocentowej, wielowiekowej dominacji pruskiej
religii na Ziemi Lubawskiej, która zaczęła się załamywać dopiero po przybyciu Chrystiana z misjonarzami ok 1215
roku. Czy fakt ten nie potwierdza mojej hipotezy? Ziemia Lubawska, jako teren
pogranicza była azylem dla wyznawców starej wiary. Prusowie i Słowiane razem
modlili się tu w Świętych Gajach, i po staremu dziękowali bogom za odejście
złej zimy, razem zgodnie z odwieczną tradycją biesiadowali po udanych żniwach.
Wiara ich przodków musiała kwitnąć na tych terenach aż do czasów przybycia
Chrystiana, a potem zaczęli ją niszczyć Krzyżacy. Ostatecznie kultura i religia
Prusów nie wytrzymała starcia z protestantami i zanikła w XVII wieku. Jednak dzięki archeologom i kronikarzom w XXI
wieku zaczyna odradzać się ponownie - jak mityczny feniks odradzał się z
popiołów.
Objawienie
Matki Boskiej w Świętym Gaju w Lipach za Lubawą
W
moich rozważaniach niezwykle istotne są wszelkie wzmianki o Prusach i biskupie
Chrystianie w okresie przedkrzyżackim. Wszelkie zapiski i podania o Surwabuno,
pruskich miejscach sacrum, świętych
drzewach ścinanych przez chrześcijańskiego biskupa itp. dowodzą mojej hipotezy
o Ziemi Lubawskiej jako obszarze, w którym tradycyjna pruska religia była silna,
a okoliczna ludność wyznawała tu starych bogów, często wspólnie ze Słowianami. Biskup
Chrystian w to wszystko wszedł w ok. 1215 roku i jak podają niektóre legendy to
on, a nie Zakon krzyżacki nawrócił tutejszą ludność na chrześcijaństwo.
Jedną z takich wzmianek o Świętym
Gaju w Nielbarku znalazłem na fenomenalnej stronie Roberta Klimka: "Grodzisko użytkowane było
prawdopodobnie do początków XIII w., kiedy to zostało spalone –
o czym świadczą znalezione ślady spalenizny. Wg. legendy niedaleko
Nielbarka znajdował się niegdyś święty gaj Prusów, w którym biskup
Chrystian ściął toporem lipę (święte drzewo utożsamiane u Prusów
z symbolem żeńskim). Później na miejscu ściętego drzewa ukazała się
podobno biskupowi Matka Boska" - http://grodziska.eu/ziemia-sasinow/
Robi się
ciekawie prawda? Nie dość, że posiadamy wzmianki o Ciemniku, czyli gaju
położonym w okolicy zamkowej góry w Kurzętniku, nie dość, że Grążawski
sugeruje, że grodzisko na wyspie Jeziora Radomno miało charakter sakralny, a
Białuński pisze o świętym miejscu niedaleko grodziska nad Jeziorem Zwiniarz "nazwę pobliskiego
jeziora i wsi Zwiniarz (pierwszy raz jako Swiner, Swyner, 1336), które może powstało od pr. swints ‘święty’, a więc byłyby to okolice świętego
miejsca, zwykle położonego na krańcach osadnictwa"
to jeszcze do tego wszystkiego znamy dwie legendy o objawieniach Matki Boskiej
w dwóch pruskich Świętych Gajach w Łąkach Bratiańskich i w Lipach koło Lubawy.
Czy te wszystkie fakty nie są niesamowite? Tyle obiektów sakralnych o
charakterze pogańskim znajdowało się na Ziemi Lubawskiej, a niektórzy dalej
upierają się, że te tereny mogły należeć do Mazowsza. A przecież Mazowsze i
inne ziemie Polan przyjęły Chrześcijaństwo już w X wieku. Czy władcy Mazowsza
tolerowaliby tak liczne pogańskie miejsca kultu aż do czasu przybycia biskupa Chrystiana?
I jeśli tu było Mazowsze to kogo nawracał biskup Chrystian? Skoro Nielbark był
grodem mazowieckim (wojewody Krystyna) to dlaczego w pierwszej połowie XIII
wieku biskup Chrystian ścinał tu drzewo, stojące w centrum Świętego Gaju? Gdyby
to był obszar chrześcijan z Mazowsza to zamiast gaju powinien tu raczej stać
kościół.
Przejdźmy teraz do jednego z
najważniejszych pruskich miejsc kultu na Ziemi Lubawskiej. Mam oczywiście na
myśli Święty Gaj w Lipach koło Lubawy. Niezwykle ciekawe informacje na jego
temat znalazłem w czasopiśmie Pielgrzym (Pelplin; 23 i 30 VI 1991 R.II, nr 13), w artykule ks. Zygmunta
Gutowskiego pt.: "Patronka Ziemi Lubawskiej". Ksiądz Gutowski pisze w nim ciekawe rzeczy
np.: "Kult Matki Bożej Lipskiej jest
starszy niż cześć, jakiej doznaje Maryja na Jasnej Górze. Początkami sięga
prehistorii Ziemi Lubawskiej, czyli czasów kiedy Lubawę i jej okolicę
zamieszkiwały pogańskie plemiona Prusów (...) Czciły bożków pod drzewami w
świętych gajach lub na brzegach jezior. W Łąkach Bratiańskich koło Nowego
Miasta oraz w Lipach Lubawskich składały krwawe ofiary bogini Maiumie".
W podobnym, trochę antypruskim, deprecjonującym pruskie wierzenia, duchu brzmią
słowa spisane przez biskupa Andrzeja Olszewskiego w protokole wizytacyjnym z
lat 1667-1672: "Miejsce bardzo
starodawne, od niepamiętnych czasów uchodzące za święte przez czcicieli
poprzedniego zabobonu w uroczym gęstym gaju ocienione gałęziami bukowymi i
lipowymi. Prusowie, gdy wracali z okolic bratiańskich, gdzie obecnie Łąki
Bratiańskie, po bezbożnych uroczystościach ku czci Maiumy zmęczeni tu się
zatrzymywali by się pogańskim obyczajem oddawać rozpuście".
Wreszcie nadszedł czas na
przytoczenie legendy spisanej w XIX wieku przez lubawskiego proboszcza. Opis
jest oparty na starych kartach parafialnych i pradawnych wierzeniach okolicznych
mieszkańców. Całość znajduje się w książce ks. J. Fankidejskiego pt.: "Obrazy cudowne i miejsca w dzisiejszej
diecezji chełmińskiej - podług urzędowych aktów kościelnych i miejscowych
podań" (Pelplin 1880). Dziewiętnastowieczna relacja jest bardzo
ciekawa ponieważ nie wspomina o Krzyżakach, a skupia się na czasach pruskiego
nobila i biskupa Chrystiana. A oto jej treść: "Wnet po nawróceniu się
księcia Surwabuno jacyś ludzie zobaczyli w Lipach dziwną jasność, rozlaną wokół
korony starego drzewa lipowego, uchodzącego za święte. Przy wytryskującym u
jego stóp źródle składano od wieków krwawe ofiary. Jasność promieniowała z
niewielkiej figurki Matki Boskiej tkwiącej na gałęzi owego drzewa. Znalazcy
zanieśli figurę do kościoła już podówczas w Lubawie zbudowanego. Ale nie było
to zgodne z zamiarami Bogurodzicy. Nie miasto wybrała sobie na swą siedzibę. Objawiła
się, by pomóc w pracy misyjnej i wyrugować resztki pogaństwa z ziemi
lubawskiej. Najsilniej opierano się nowej wierze właśnie w Lipach. Tam gdzie od
niepamiętnych czasów zbierali się ku modlitwie Prusowie postanowiła pozostać. Figurka
znikła z lubawskiego kościoła w cudowny sposób i znowu ukazała się na drzewie
lipskiego uroczyska. Cud się powtórzył, gdy ją na powrót przeniesiono do
Lubawy. Wtedy dopiero stało się jasne, że Najświętsza Maryja Panna upodobała
sobie Lipy. Pod przewodnictwem Chrystiana i księcia Surwabuno z miasta wyszedł
w procesji cały lud nowo nawróconych lubawian. W lipskim gaju apostoł Lubawy
wygłosił płomienne kazanie wzywając do zaprzestania praktyk pogańskich w
miejscu objawienia Matki Bożej. Potem przypadł do pnia drzewa, które cześć
boską odbierało, i sam dokonał pierwszego cięcia siekierą. W jego ślady poszli
inni. Wiekowa lipa runęła na ziemię. W miejscu gdzie rosła, wzniesiono
drewnianą kapliczkę ku czci Matki Boskiej, ale cudownej figurki w niej nie
pozostawiono z obawy, by jej kto w odludnym gaju nie zbezcześcił. Umieszczono
ją w kościele parafialnym obiecując, że co roku w święta maryjne przenosić się
ją będzie do Lip i czcić w zbudowanej dla niej kaplicy".
Jak już wspomniałem w powyższej
relacji nie ma nawet najmniejszej wzmianki na temat Krzyżaków. Co to oznacza? A
no to, że opisywane wydarzenia rozgrywały się w przedziale czasu 1215 lub 1216
- 1230 (najpóźniej w 1236 roku). Rok 1236 stanowi ostateczną możliwość ponieważ
to właśnie wtedy Krzyżacy podstępem odebrali biskupowi Chrystianowi Ziemię
Lubawską. Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden fakt. Wszyscy piszą, że 18 lutego 1216 roku papież Innocenty
III nadał Ziemie pruskich nobilów, Surwabuno i Warpody, Chrystianowi i uczynił
go biskupem całych Prus. W podaniu jednak Surwabuno żyje w Lubawie (lub co
bardziej prawdopodobne w swoim grodzie niedaleko zbudowanego miasta - czyli
Lubawy) razem z biskupem Chrystianem, który zapewne rezydował w drewnianym
zamku wzniesionym w widłach rzek Sandela i Jesionka. Biskup zapewne nie mieszkał tam cały czas ponieważ posiadał jeszcze Grudziądz, Zantyr i inne grody. Mało tego, Surwabuno jest
tu nazywany księciem! Co to oznacza? Zapewne to, że Surwabuno z jednej strony
przyjął chrzest i poddał się (przynajmniej duchowej) władzy (zwierzchnictwu) Kościoła i biskupa
Chrystiana, a z drugiej strony dalej mieszkał w swoim grodzie, miał swoich
zbrojnych, dalej cieszył się poważaniem Prusów z pobliskich lauksów. Zmiana polegała na tym, że Surwabuno
zapragnął być taki jak zachodni książęta, może pomyślał, że będzie dla Prusów tym,
kim Mieszko był dla Polan? Tego nie wiemy, ale sam fakt, że nazywano go księciem,
a nie nobilem jest nader fascynujący.
O czasach pogańskich w Lubawie piszą
jeszcze autorzy "Słownika Geograficznego
Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich" (T. V, 1880 – 1992 Warszawa, s. 385. Wersja elektroniczna:
Według nich "Tylko
jeszcze stary dąb w gaju, był przeszkodą, który resztki pogan pruskich około
siebie gromadził. Jest do dziś dnia podanie, że w tym gaj podówczas Matka Boska
objawiła się i kaplicę jej chciano postawić. Ale biskup Chrystian rzekł:
"Nie może być Matka Najśw. czczona obok bożyszcza pogan; pójdźmy i dąb ów
obalmy. Poczem poszli z miasta w procesyi i dąb św. zerwali".
Zamiast
świętej lipy mamy dąb, reszta jednak nie ulega zmianie ani jednej wzmianki o Krzyżakach,
jest za to Surwabuno i biskup Chrystian. W tym samym Słowniku autorzy podają jeszcze
informację, która wzmacnia to co napisałem w poprzednim artykule. Mam na myśli teorię,
że Lubawa była pierwszym miastem w Prusach i zaczął ją budować biskup Chrystian
w miejscu (albo obok) grodu z podgrodziem, który zamieszkiwał nobil Surwabuno. Sami
autorzy XIX wiecznego Słownika podają następujące informacje: "Niektórzy piszą, że miasto założone w r.
1201, akta zaś lubawskie, nie wiadomo na czem oparte, utrzymują, że to się stało
r. 1214, kiedy Prusak nawrócony Surwabuno Chrystianowi zapisał Lubawę".
Wyobrażenie grodu z podgrodziem. Pozostałości takich miejsc (m.in. w Nielbarku, Grodzicznie, Nowym Dworze Bratiańskim, Gutowie, nad Jeziorem Zwiniarz) nazywamy grodziskami. |
Bursztyn - skarb Bałtyku
Wyprawy do Prus po bursztyn organizowano od czasów
starożytnego Rzymu, a może i jeszcze prędzej. Znawcy tematu znają historię o
"bursztynowych igrzyskach" zorganizowanych przez cesarza Nerona w I
w. n.e. Bursztyn bałtycki, czyli zastygłą w głębi morskiej przed milionami lat
kopalną żywicę drzew iglastych znano i ceniono również w Helladzie, Arabii,
Egipcie oraz Persji. Rzymianie kochający luksus i bogactwo często próbowali
zdobyć ten "skarb Bałtyku". Z jego powodu Prusów często napadali
Wikingowie oraz Brytowie i Polanie. Już w I w. n.e. na Ziemi Sasinów przecinały
się dwa szlaki bursztynowe: rzymski i wołyński. Pierwszy wiódł do Italii, a drugi
do Arabii, Egiptu, a od VII wieku do "świata Islamu". Pierwszym z
nich zagraniczni kupcy podążali po bursztyn nad Bałtyk, a drugim od ujścia Wisły
przez Wołyń nad Morze Czarne.
Spośród
licznych archeologicznych znalezisk (np.: naszyjnik z monet arabskich w Sambii;
rzymskie naczynia z II i III wieku n.e.; srebrne perskie monety z VI i VII w.
n.e. ; liczne kolie bursztynowe i naszyjniki) chciałbym przybliżyć kilka z
Ziemi Lubawskiej dowodzących obecności Rzymian na tych terenach. Mam na myśli m.in.
skarb składający się z 1134 monet rzymskich z lat 54 – 211 n.e. znaleziony w
1740 roku we wsi Gierłoż (gm. Lubawa) położonej nad rzeką Gizelą, która kiedyś
przepływała przez jeden z pruskich lauksów.
Innym dowodem dalekosiężnych kontaktów handlowych jest pierścień ze złota
wykopany pod Byszwałdem (gm. Lubawa), srebrny naszyjnik znaleziony w Rybnie
Lubawskim oraz dwie monety rzymskie znalezione w Łąkorzu wsi położonej w
powiecie nowomiejskim, w gminie Biskupiec. Monety przedstawiają Antoniusza
Piusa władającego Imperium Rzymskim w latach 131 – 161 n.e. oraz jego żonę
Faustynę, zmarłą w 141 roku.
Uwaga:
Prusów nie należy mylić z Niemcami.
Prusowie to nie są Niemcy tylko prawowici mieszkańcy
Prus,
czyli obecnego województwa warmińsko-mazurskiego i
obwodu kaliningradzkiego.
Uroda pruskich kobiet
Pruskie dziewczęta tak samo jak obecnie Polki były znane ze swej
urody. Były pożądane najczęściej przez Duńczyków i wikingów, którzy porywali je
przy każdej nadarzającej się okazji. Powiedzmy sobie szczerze piękna Prusinka
albo Polka (Słowianka) jako żona bądź służąca marzyła się wielu średniowiecznym
mężczyznom. Do dziś wielu mężczyzn z Zachodu zachwyca się urodą naszych
dziewcząt. Dlaczego Prusinki były takie ładne? Czy to z powodu zdrowego stylu
życia o którym już pisałem? Pewnie w znacznym stopniu tak, wszak wygląd
zewnętrzny oraz zdrowie są zależne od tego co człowiek je i pije oraz jak
spędza wolny czas.
"Ludzie ci mają błękitne oczy, czerwoną
twarz i długie włosy" tak o wyglądzie Prusów pisał żyjący w XII wieku
kronikarz Helmold. Opisy o niebieskich, błękitnych oczach pojawiają się u kilku
kronikarzy i pokrywają się z wynikami badań archeologicznych. Jak podaje Lech
Z. Niekrasz: "Prus, podobnie jak Polak i Skandynaw w wiekach średnich był
postawnym mężczyzną o jasnej cerze, jasnych włosach i oczach. Kobiety pruskie
swym wyglądem również przypominały Słowianki".
Cechą
charakterystyczną pruskich dziewcząt była umiejętność łączenia wielu
pozytywnych cech. Z jednej strony były piękne i potrafiły się ładnie ubrać, a z
drugiej w swoich domach na zwykłych krosnach
umiały wytwarzać wełniane i lniane ubrania (m.in. kaftany, płaszcze, koszule,
futrzane czapki i spodnie zwane lagno),
które mogły śmiało konkurować (jak byśmy to dziś nazwali) z zagraniczną
konkurencją.
Prusinki ceniły biżuterię, z
bursztynu, miedzi i mosiądzu. Lubiły bransolety
i naszyjniki oraz kółka wieszane na uszach. Znaleziska archeologiczne
dostarczają nam wielu informacji dowodzących tego, że Prusowie, a przede
wszystkim ich płeć piękna dbali nie tylko o higienę ale też o swój wygląd -
kościane grzebyki z brązowymi okuciami, ażurowe zapinki, zawieszki, naszyjniki,
wisiorki, zausznice i wiele innych ciekawych znalezisk zostało odkrytych dzięki
archeologom.
W wielu książkach możecie
przeczytać, że niby Prusowie nie cenili bursztynu, a pruskie kobiety nie nosiły
bursztynowej biżuterii. Sławomir Klec
Pilewski w swoim artykule (link - http://prusowie.pl/historia/dysputy_pilewski-1.php) podważa tego typu
teorie. Ja również się z nim zgadzam. Pisanie o Prusinkach, nie noszących
bursztynowej biżuterii jest (delikatnie mówiąc) niepoważne. Jak można mówić, że
Prusai nie cenili swojego skarbu, po który od setek (a może nawet tysięcy) lat przybywali kupcy z Italii i Bliskiego Wschodu? Moim zdaniem Prusinki lubiły
bursztynowe ozdoby, ponieważ był to ich "narodowy skarb", a ci którzy
piszą inaczej są w błędzie, mylą się tak samo jak osoby opowiadające teorie
typu: "ludzie w średniowieczu się nie myli i żyli krótko". Wszystko wskazuje na to, że w średniowieczu ludzie jednak się myli, a osób osiągających wiek 60-70 lat nie brakowało.
Naszyjnik bursztyn. |
Naszyjnik bursztynowy. |
Zapinki kapturowe brąz. |
Zapinki srebrne. |
Polecam artykuły:
Bursztynowa terra incognita - http://www.amber.com.pl/zasoby/historia-bursztynu/item/1276-bursztynowa-terra-incognita
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)
Ostatnia aktualizacja artykułu: 8 II 2014
Autor: Tomek Chełkowski
Kontakt:
ziemialubawska@protonmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)