Ze wsi Mikołajki pochodził ks. Jan Ewertowski, który w latach 1689-1740 był proboszczem parafii pw.
św. Tomasza Apostoła w Nowym Mieście Lubawskim. Ks. Jan Ewertowski mimo tego,
że pochodził z rodziny chłopskiej zdobył staranne wykształcenie (doktorat obojga
praw). Sama wieś Mikołajki jest położona w malowniczym miejscu, na uboczu,
dookoła rozciągają się piękne widoki.
W tym artykule pragnę przybliżyć Wam postać
proboszcza Ewertowskiego, którego zasługi dla kościoła w Nowym Mieście
Lubawskim są nie do przecenienia. Był on bowiem proboszczem przez pół wieku, a ślady
jego działalności znajdują się w naszym kościele do dnia dzisiejszego.
Początek pięknej historii…
Zaiste dawne to dzieje, sięgające lat
1655-1660, czyli wojny polsko-szwedzkiej (zwanej potocznie potopem szwedzkim).
To właśnie podczas tej krwawej, wyniszczającej wojny niejaki Paweł Ewert (chłop
pochodzenia niemieckiego) wyruszył w drogę szukać nowego domu. Ostatecznie
zamieszkał u swojej ciotki, we wsi Mikołajki – blisko Nowego Miasta
Lubawskiego.
Paweł Ewert zmarł w roku 1704 w wieku
80 lat. Jego żona, Dorota odeszła z tego świata dziesięć lat później. Pozostawili
po sobie dwóch synów (chyba tylko ich, ale nie jestem pewny). W każdym razie
jednym z ich synów był Jan, który zdobył bardzo wysokie jak na tamte czasy
wykształcenie – uzyskał bowiem doktorat obojga praw. Dnia 30 maja 1689 roku tenże
Jan został wyznaczony na proboszcza kościoła w Nowym Mieście Lubawskim.
W pewnym momencie swego życia Jan
zmienił swoje niemieckie nazwisko Ewert
na polsko brzmiące Ewertowski. Początki
„kariery” proboszcza były dla niego trudne, dochody kościoła nowomiejskiego
były bardzo skromne. Mimo początkowych trudności dzięki swej wierze i talentom
ekonomicznym udało mu się doprowadzić do rozkwitu parafii. Jego zasługi
doceniono w 1728 r., kiedy to biskup chełmiński Feliks Ignacy Kretkowski
przedłożył na posiedzeniu kapituły katedralnej swój zamiar nagrodzenia
proboszcza Ewertowskiego kanonią honorową chełmińską i w tym celu zalecił
kapitule aby go zainstalowała.
Dekoracje malarskie oraz epitafium ks. Ewertowskiego w prezbiterium (fot. ja)
Epitafium proboszcza Ewertowskiego
Ołtarz Ostatniej Wieczerzy - fundacja ks. Ewertowskiego (1725 rok) |
Walka proboszcza Ewertowskiego z cechami (gildiami):
Nie uznawał małżeństw mieszanych
(katolików z protestantami). Walczył z protestantami i pragnął pomniejszyć ich
rolę i znaczenie w Nowym Mieście Lubawskim. W czasach, w których żył proboszcz Ewertowski
istniały różne cechy (gildie)
rzemieślnicze. W tamtych czasach cechy nie były tylko zrzeszeniami
rzemieślników o konkretnej profesji. Cechy (gildie) były dla rzemieślników jak
rodzina. Członkowie cechu wszystko robili razem, tworzyli takie małe
organizacje, które rządzą się swoim wewnętrznym prawem. Nawet podczas Mszy
świętej w kościele każdy cech stał razem.
W dawnych czasach nawet żebracy,
bezdomni tworzyli grupy, które miały swojego przywódcę.
Najbardziej zasłużeni członkowie grupy żebraczej mogli prosić o jałmużnę w
najbardziej zatłoczonych miejscach w mieście - na targach i przy kościołach.
Trafnie ukazał krakowskich żebraków Józef Ignacy Kraszewski w powieści pt.
"Zygmuntowskie czasy".
O żebrakach w Nowym Mieście Lubawskim
niestety nic nie wiemy ale posiadamy za to informacje o cechach rzemieślniczych. Były to grupy rzemieślników
specjalizujących się w tym samym rzemiośle. Na czele każdego cechu stała
starszyzna cechowa. Cech składał się z mistrzów, czyli rzemieślników
prowadzących własny warsztat. Niżej stał czeladnik (fachowiec bez własnego
warsztatu) pracujący u mistrza, a jeszcze niżej uczeń. Uczeń dopiero po
przepracowaniu określonego czasu w warsztacie i zdaniu egzaminu mógł zostać
czeladnikiem. Wiele statutów cechowych podkreślało tymczasowość pozycji ucznia
i czeladnika, czasem zabraniano im ożenku póki nie zostaną mistrzami. Bywało
też tak, że czeladnicy w mieście czuli się wykorzystywani przez cech i
mistrzów. Wówczas tworzyli tzw. cechy czeladnicze.
Zarówno w dużych jak i w małych
miastach rzemieślnicy stanowili znaczącą grupę zawodową. Jednak musimy
pamiętać, że rzemieślnicy w małych miastach często łączyli swój fach z uprawą
roli. Zdarzało się też, że rzemieślnik działał jako drobny kupiec, rolnik,
karczmarz lub młynarz. W małych miastach zdarzały się również sytuacje, w
których młynarz łączył swój fach z pracą stolarza, kamieniarza albo cieśli.
Natomiast karczmarz często był też piwowarem, rzeźnikiem lub piekarzem.
Podobnie szewc zajmował się nie tylko szyciem butów ale też zróżnicowaną
produkcją skórną.
Wydaje się, że w małych miastach
najbardziej wyspecjalizowanymi fachowcami byli kowale. Zajmowali się oni trudną
obróbką żelaza, wyrabiali podkowy, gwoździe, naprawiali pługi oraz produkowali
i naprawiali miecze.
W
Nowym Mieście Lubawskim znajdowało się kilka cechów rzemieślniczych, z
których największe znaczenie mieli mistrzowie i czeladnicy z cechu sukienników.
Cech ten odgrywał rolę tak znaczną, że władze miejskie 14 sierpnia 1418 roku
wydały dla niego oddzielne rozporządzenie dotyczące cięcia sukna. Poza nim w
Nowym Mieście Lubawskim istniały jeszcze cechy: szewców, krawców, kołodzieji,
bednarzy, garncarzy, ślusarzy, kuśnierzy, piekarzy i rzeźników. Dzięki
obliczeniom prof. Mariana Biskupa wiemy, że w mieście w XVI wieku mieszkało
razem z rodzinami 27 rzemieślników. Większość mieszkańców miasta utrzymywała
się z pracy na roli, a rzemieślnicy należeli do mniejszości - dodajmy, że była
to mniejszość zasłużona bez której miasto nie mogłoby prawidłowo funkcjonować.
Rzemiosło zaspokajało potrzeby mieszkańców miasta oraz pobliskich wsi, w
których przeważała ludność polska. Chłopi ze wsi przychodzili do miasta podczas
targów, a w późniejszym okresie jarmarków. Sprzedawali swojej wiejskie wyroby,
handlowali i kupowali.
Spośród wymienionych chciałbym
poświęcić nieco miejsca cechowi szewców, który produkował buty. Dzięki
wykopaliskom archeologicznym wiemy jak wyglądały buty ludzi prostych.
Najczęściej były to podeszwy z nieobrobionej skóry albo z drewna. Były podobne
do współczesnych drewniaków. Zużywały się szybko, przyszywano do nich płótno,
ewentualnie miękką skórę i obwiązywano sznurowadłami oraz sznurkami do kostek.
Pracownie szewskie obok cechów sukienników były jednymi z najbardziej prężnie
działających w XIII i XIV wieku.
Średniowieczne drewniaki. Eksponat w Muzeum Ziemi Lubawskiej w Nowym Mieście Lubawskim (zdjęcie z mojej kolekcji)
Historia cechów rzemieślniczych z
punktu widzenia historyka jest bardzo ciekawa. W czasach proboszcza
Ewertowskiego cechy stanowiły dla niego poważny problem. Zwłaszcza szanowany w
Nowym Mieście Lubawskim cech sukienników,
w którym wielu członków stanowiły mieszane małżeństwa katolików i protestantów.
Proboszcz Ewertowski zwalczał tego typu związki, uważał, że nie wolno kalać
prawdziwej katolickiej wiary. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować fragment z
książki pt.: „Nowe Miasto Lubawskie.
Zarys dziejów” (pod redakcją Mieczysława Wojciechowskiego, 1992 r. s. 79): „Pierwsze uderzenie wymierzył ks. J.
Ewertowski w powszechnie szanowany w mieście cech sukienników. Jako pretekst do
wystąpienia wykorzystał organizowane przez cech zapustowe zabawy, a szczególnie
pochody urządzane każdego roku przed ratuszem. Pochody te miały formę maskarad,
w których chętnie uczestniczyli młodsi i starsi mieszkańcy miasta, bawiąc się
wspólnie przy kuflu piwa, słuchając przemówień członków cechu. Sprzyjało to bez
wątpienia integracji ludności katolickiej i protestanckiej miasta, której
proboszcz był przeciwny. Występował zresztą także przeciw „mieszanym”
małżeństwom. Uznawał również za niedopuszczalne formy kultu związane z
pochówkiem zmarłych – odmienne niż w tradycji katolickiej. Interwencje ks. J.
Ewertowskiego okazały się skuteczne. Biskupi sąd konsystorski w Chełmży zakazał
surowo zarówno organizowania przez protestantów pogrzebów ze śpiewem, jak
również pochodów. Cech sukienników, jako główny organizator owych imprez
skazany został 5 XII 1692 r. na 300 guldenów kary, która to suma miała być
przeznaczona na restaurację kościoła”.
Walki z cechem sukienników były tylko
jednym z elementów bogatej działalności proboszcza Ewertowskiego. Zasłynął on
jako fundator niektórych zabytkowych ołtarzy, które możecie podziwiać na moich
zdjęciach w tym i innych artykułach mojego autorstwa. Warto dodać, że
nowomiejski proboszcz walczył o to żeby cechy rzemieślnicze miały katolicki
charakter. Wiemy, że w latach 1693-1698 udało się mu pozyskać i odbudować
wpływy Kościoła katolickiego w cechach szewców, krawców, kowali, ślusarzy i
kuśnierzy. Zapewne dzięki datkom od katolickich cechów rzemieślniczych
proboszczowi Ewertowskiemu udało się ufundować ołtarze w naszym nowomiejskim
kościele.
Proboszcz do końca swych dni starał
się nawracać wszystkich na wiarę katolicką. Najbardziej bolało go to, że
niektórzy woleli być protestantami. We wspomnianej prędzej książce znalazłem
informacje o tym, że proboszcz Ewertowski nawracał często ludzi starych i
chorych. Jedną z takich osób był Piotr Lemba, członek rady miejskiej, który
przez całe życie był gorliwym protestantem. Innym protestantem nawróconym na
katolicyzm był mieszczanin Paweł Metza.
Proboszcza Ewertowskiego mocno finansowo
wspierał starosta bratiański Tomasz Działyński. Dzięki niemu oraz proboszczowi
szybko udało się odbudować zniszczenia po potopie szwedzkim. Mało tego
odnowiono cały kościół, zbudowano we wnętrzu kościoła bramy triumfalne, podłogę
wyłożono nowymi płytkami sprowadzonymi z Gdańska (wówczas potężnego,
nadmorskiego miasta). Z tamtego okresu pochodzą również ołtarze, które
prezentuję na swoich zdjęciach.
Ołtarz Matki Boskiej Nowomiejskiej ufundowany w 1702 r.
Widok z chóru na nawę główną (fot. Ja) |
Autor: Tomasz Chełkowski
Kontakt:
ziemialubawska@protonmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)
Polecam moje artykuły: