Wczesnośredniowieczny gród z podgrodziem. |
W roku 1216 obaj rijkasi, razem z misjonarzem Chrystianem udali się do Stolicy Apostolskiej, gdzie odbywały się obrady Soboru Laterańskiego IV. Ten sam papież, który przyjmował świętego Franciszka z Asyżu przyjął i ochrzcił też władców z Ziemi Lubawskiej. Spróbujmy odtworzyć tamte chwile:
Surwabuno i
Warpoda, tak jak pozostali pruscy wojowie, byli dumnymi Prusami.
Pierwszy z plemienia Sasinów, a drugi z ludu Warmów. Ziemie pierwszego na
południu graniczyły z Mazowszem, a drugi władał terenami nad morzem położonymi
- blisko jego ziem Elbląg i gród Zantyr zbudowano, osada Truso też tam kiedyś stała,
a krainę do dziś dnia się Warmią nazywa. Obaj zapewne stanęli przed Innocentym
III z włócznią i tarczą (słynnym pruskim pawężem). Z pewnością przybyli do
Stolicy Apostolskiej razem ze swoimi drużynami, a więc grupą najmężniejszych
wojowników. Obaj władcy oddali swe ziemie, grody i pola pod opiekę papieża,
przyjęli sakrament chrztu i zdecydowali się odstąpić od religii przodków. Dawni
poganie, dzielni pruscy wojownicy byli zapewne wstrząśnięci widząc bogactwo i poziom infrastruktury w
Państwie Kościelnym. Wkraczając do Rzymu musieli być pełni podziwu i zarazem
przerażenia, że stawiali kiedyś zbrojny opór cywilizacji stojącej od nich na o
wiele wyższym poziomie. Utwierdzili się zapewne w tym, że przyjęcie chrześcijaństwa
jest dla nich jedynym i najlepszym rozwiązaniem. Razem z chrześcijaństwem
szedł wyższy poziom życia, pewna gwarancja bezpieczeństwa, edukacja - wszak
przez setki lat duchowni kształcili prostych i możnych, budowali szkoły
parafialne i tłumaczyli poganom, że natura, gwiazdy, drzewa, kamienie itp. nie
są bogami.
Jakże
wielkie musiało być zdumienie papieża Innocentego III? Ciekawe czy tak jak na
filmie pt. "Święty Franciszek z Asyżu" wstał on ze
swego tronu i podszedł tak jak do św. Franciszka przywitać nowo nawróconych
dumnych i dzielnych wojowników, których przodków nie dał rady pokonać nawet
Bolesław Krzywousty podczas licznych wypraw wojennych. Wydarzenie to było
zapewne wyjątkowe i przejmujące, a papież potwierdził je specjalną bullą wydaną
18 lutego 1216 roku, w której po raz
pierwszy w historii użyto nazwy "terra
Lubouia", czyli Ziemia Lubawska. Tak oto chrzest przyjęli i od ślepej
wiary w pogańskich bogów odstąpili: Warpoda z Ziemi Łężańskiej - Lanzanią przez
wielu nazywanej położonej w północnej części Wysoczyzny Elbląskiej - i Surwabuno, rijkas z grodu, który dziś Lubawą nazywamy.
Powyższa historia dotyczy wydarzenia historycznego, jednak sam opis jest stworzoną przeze mnie fikcją literacką. Faktem jest jednak, że nawrócenie obu władców przez Chrystiana było wydarzeniem tak znacznym i doniosłym, że w nagrodę w 1216 roku papież Innocenty III mianował Chrystiana biskupem całych Prus. Całe Prusy, a więc Ziemia Sasinów również stały się jego diecezją. Biskup Chrystian otrzymał wiele przywilejów: dysponował wyłącznym prawem do udzielania zezwoleń na wchodzenie zbrojnych oddziałów do Prus, był odpowiedzialny za prowadzenie misji chrystianizacyjnych, nadawanie odpustów uczestnikom krucjat oraz za karanie nieposłusznych karami kościelnymi.
W tym miejscu
warto dodać, że biskup Chrystian nawracał Prusów w sposób pokojowy, w
przeciwieństwie do Krzyżaków, którzy pojawili się na Ziemi Sasinów i w Lubawie
ok. 1230 roku.
Biskup Chrystian na terenie Ziemi Sasinów założył wiele szkół
misyjnych, zbudował liczne kościoły oraz wykupywał dziewczynki pruskie, które
poganie czasem mieli w zwyczaju zabijać. Dlaczego to robili? Ciężko
jednoznacznie stwierdzić, zbyt duża ilość dziewczynek w okresie nieurodzaju,
wojen, była dla nich zapewne problematyczna. Poza tym wierzyli, że każdy zabity
Prus odrodzi się jako daleki krewny, a jego życie będzie bardziej dostatnie od
obecnego. Na wiarę w życie pozagrobowe Prusów nieco światła rzuca (stronniczy i anty pruski) traktat dzierzgoński z 7 lutego 1249 roku. Oto jego fragment, w którym pokonani przez Krzyżaków Prusowie mieli obiecać odstąpienie od pogańskich praktyk: "Zaniechają dorocznych ofiar z owoców ziemi składanych bóstwu, które nazywają Kurche albo wszystkim innym bóstwom, bo te przecież nie są stworzycielami nieba i ziemi. Prusowie przyobiecali wytrwać w posłuszeństwie Kościołowi Katolickiemu. Obiecali też zrezygnować i nie korzystać z wyroczni wróżbitów nazywanych tulissones i ligossones, bo są to zwykli szarlatani i kłamcy. Oni zło nazywają dobrem, bo na pogrzebach sławią zmarłych za ich grzeszne czyny, takie jak napady i morderstwa. Ci wróżbici do góry wznoszą głownie i wołają, że widzą zmarłego na koniu pośrodku nieba, przy odzianego w lśniącą zbroję w orszaku innych rycerzy. Takimi to mamidłami karmią oni ludzi. Prusowie przyobiecali tych wieszczów ze swego środowiska wyeliminować".
Lubawa
pierwszym miastem w całych Prusach?
Wiemy, że dokument papieski "terra Lubouia" w którym Innocenty III przejmuje pod opiekę włości
Surwabuny jest datowany na 18
lutego 1216 roku. Mamy więc jakieś czternaście lat zanim na tym terenie
pojawią się Krzyżacy. Niewiele się mówi i pisze o tym okresie czasu, większość
autorów koncentruje się na chrystianizacji prowadzonej przez Zakon krzyżacki,
zapominając, że rycerze w białych płaszczach z czarnymi krzyżami, po dotarciu na
Ziemię Lubawską (czyli Zachodnią część Ziemi Sasinów) zastali drewniane
kościoły, wielu ochrzczonych mieszkańców oraz coś niespotykanego wśród
pogańskich Prusów, czyli "miasto" (osadę? Duży gród z podgrodziem?) o nazwie Lubawa oraz pierwsze wsie.
Podobny stan rzeczy Krzyżacy zastali na Ziemi Łężańskiej u rijkasa Warpody, który w 1216 roku przyjął chrzest razem z Surwabuno. Kiedy w XIII wieku rycerze Zakonu krzyżackiego dotarli na tereny Warmii to Mistrz Krajowy Hermann von Balk odstąpił od zamiaru podboju "już ochrzczonej" Lanzanii. Ataki Zakonu dużym łukiem obeszły te ziemie i ruszyły dalej na północny wschód.
Dziś obecność miast na terenie
województwa warmińsko-mazurskiego jest czymś normalnym, wiemy czym jest wieś,
wiemy jak wygląda miasto. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że Prusowie nie
budowali miast ani wsi. Pierwszym miastem, nie tylko na Ziemi Sasinów, ale
prawdopodobnie w całych pogańskich Prusach (obszar województwa
warmińsko-mazurskiego i obwodu kaliningradzkiego) była właśnie Lubawa. Pozostałe
miasta zakładali już Krzyżacy albo biskupi, np. Królewiec (Kaliningrad) w 1255
roku, Toruń w 1230 roku, Olsztyn w roku 1353. Żadne z tych miast nie ma tak
wczesnego rodowodu jak Lubawa.
Fakty i hipotezy
Na początku należy wyjaśnić dlaczego
Prusowie nie budowali miast i wsi. Otóż sprawa jest dość złożona i wymaga
dogłębnego wyjaśnienia. Rozpocznę od krótkiego przedstawienia pruskiego
"podziału administracyjnego" oraz opisu fauny i flory na Ziemi
Sasinów, czyli jednej z "krain" znajdujących się na terenie Prus. Na
początku XIII wieku znaczna część Prusów, właśnie z Ziemi Sasinów, dzięki
działalności biskupa Chrystiana przyjęła chrzest. Działalność biskupa, budowa
Lubawy, kościołów, krzewienie chrześcijaństwa sprawiły, że zachodnią część
Ziemi Sasinów chrześcijanie zaczęli nazywać Ziemią Lubawską. Obszar na wschód
od Lubawy, a precyzyjniej na wschód od obecnych wsi Gierłoż i Zajączki oraz na
wschód od rzeki Gizeli (dopływu Drwęcy) dalej zamieszkiwali pogańscy Prusowie z
plemienia Sasinów. Dlatego na niektórych mapach Prus nie ma Ziemi Lubawskiej, a
jest sama Ziemia Sasinów, na innych mapach są natomiast obie krainy. Wszystko
zależy od tego, czy mapa przedstawia Prusy, przed, czy po chrzcie Surwabuny i
wystawieniu papieskiej bulli ""terra Lubouia" 18 lutego 1216
roku. Warto też mieć świadomość, że niektóre mapy są po prostu wykonane błędnie.
Oto kilka przykładów takich map:
Ziemia Sasinów
podczas wypraw krzyżowych Bolesława Krzywoustego w XII wieku
(Okulicz –
Kozaryn Łucja, Dzieje Prusów., s. 243)
|
Największym
obszarem "administracyjnym" były opisane przez kronikarza Piotra z
Dusburga tzw. terry - krainy (Sasinia,
Galindia, Pomezania, Pogezania, Warmia, Natangia, Sambia, Barcja, Nadrowia,
Skalowia, Jaćwingowie). Od ich nazw
pochodzą też nazwy pruskich plemion.
Nazwa każdej terry pochodzi od nazwy zamieszkującego
ją pruskiego plemienia. Terry składały się z kilku mniejszych ziem zwanych terrulami, które z kolei dzieliły się na
lauksy. Niestety nie wiemy na ile terulli
i lauksów była podzielona Ziemia Sasinów. Wiemy natomiast, że terulle były
tworami autonomicznymi. Mieszkańcy konkretnej terulli, wedle własnego uznania
decydowali o wzięciu udziału w wojnie prowadzonej przez inną terrulę (mieli
pełną swobodę decyzji). Czasem dochodziło do wojen między Prusami, np. Prusowie
z plemienia Sasinów zamieszkujących jedną terrulę mogli walczyć z
przedstawicielami tego samego plemienia zamieszkującymi sąsiednie terrule.
Dochodziło też do starć między terrami, czyli plemionami. Oczywiście prowadzono
też najazdy (tzw. rajdy) na ziemie nawróconych w 966 roku na chrześcijaństwo
Polaków (Słowian, Polan). Słowianie, głównie z Mazowsza i Ziemi Chełmińskiej
również urządzali liczne wyprawy wojenne na ziemie zamieszkiwane przez Prusów.
W
społeczeństwie pruskim funkcjonowały różne warstwy społeczne. Kiedyś niektórzy
historycy (a wśród nich ja) uważali, że Prusowie byli ludem hierarchicznym.
Mylnie twierdzono, że najwyżej hierarchii stał nobil niżej pospólstwo, a na
samym końcu niewolnicy. Ponad to uważano, że nobil był władcą zarządzającym
jednym lub kilkoma terrulami bądź lauksami. Za najbardziej znanych nobilów z
Ziemi Sasinów uważano Surwabuno (władcę grodu Lubawa) i Warpodę (władcę Łążyna
i prawdopodobnie grodziska nad Jeziorem Zwiniarz). Dziś wiemy, że Prusowie
raczej nie mieli władców "nobilów", książąt, królów itp. Wśród Prusów
i prawdopodobnie również u Słowian (Polan) w czasach pogańskich ludzie żyli bez
władców. Jedynie podczas wojen wybierano rijkasów, którzy byli dowódcami danego
lauksu albo terruli. Skoro wśród Prusów nie było władzy centralnej nie
wykształtowała się potrzeba zbierania podatków. Nam ludziom XXI wieku to może
wydawać się dziwne ale Prusowie faktycznie żyli bez podatków, nawet gdyby
chcieli je płacić to i tak nie mieli komu ponieważ nie funkcjonowała u nich
żadna zwierzchnia władza. Czyż to nie jest niesamowite?
Oczywiście we wszystkich pruskich
plemionach np. u Sasinów, Pomezan, Pogezan, Warmów i innych istnieli ludzie
szanowani bardziej od innych. Niewątpliwie powszechnym szacunkiem cieszyli się
kapłani (wajdeloci) i kapłanki oraz starszyzna. Kapłani potrafili czytać z ruchu gwiazd,
organizowali wiec i prowadzili religijne obrzędy. Natomiast kapłanki były
pośredniczkami między wiernymi i żeńskimi boginiami takimi jak np. bogini Kurke. Dużo ciekawych informacji na ten
temat znajduje się w traktacie
dzierzgońskim z 1249 roku, oto dwa ciekawe fragmenty: składają doroczne
ofiary "z owoców ziemi składanych
bóstwu, które nazywają Kurche albo wszystkim innym bóstwom (...)".
Korzystają "z wyroczni wróżbitów
nazywanych tulissones i ligossones (...) Oni zło nazywają dobrem, bo na
pogrzebach sławią zmarłych za ich grzeszne czyny, takie jak napady i
morderstwa. Ci wróżbici do góry wznoszą głownie i wołają, że widzą zmarłego na
koniu pośrodku nieba, przy odzianego w lśniącą zbroję w orszaku innych
rycerzy".
Najważniejsze decyzje najstarsi i najbardziej doświadczeni Prusowie
podejmowali wspólnie na wiecach jako ludzie równi sobie. Tylko podczas wojen
wybierali rijkasa, czyli kogoś kogo człowiek XXI wieku nazwałby dyktatorem
powoływanym na czas wojny. Czy w starożytnej republice rzymskiej nie czyniono
podobnie? Kto wie może Prusowie handlujący od czasów starożytnych z wieloma
cywilizacjami przejęli od nich niektóre zwyczaje. A może tamte cywilizacje
przejęły coś od Prusów? Pytania te pozostawiam otwarte.
Warto zapamiętać jeden
podstawowy fakt. W każdej terulli, a niekiedy w każdym lauksie znajdował się
przynajmniej jeden warowny gród. Kiedyś myślano, że w takich grodach mieszkali
lokalni władcy. Dziś panuje przekonanie, że grody Prusowie z okolicy
utrzymywali wspólnie, budowali w nich spichlerze, kopali studnię i trzymali
zwierzynę. W każdym grodzie znajdowała się wysoka wieża obserwacyjna, w której
pełniono warty. W chwili zagrożenia wartownicy ogłaszali alarm. Jeśli ktoś nie
zdążył w porę się schronić w grodzie pozostawała mu ucieczka do lasu albo próba
obrony na swoim gospodarstwie. W tym miejscu warto dodać, ze gospodarstwo
każdego Prusa było ufortyfikowane. Gród
nie był miastem, bardziej możemy go porównać do małego zamku z drewna.
Samo pruskie słowo lauks oznacza pole. Wyobrażajcie je sobie jako kilku, kilkunasto kilometrowy
obszar na którym są rozsiane pojedyncze drewniane, kryte słomianą strzechą
chaty o kamiennych fundamentach. Lauks w niczym nie przypominał
wsi, budowanych w krainie Polan (Słowian) np. na sąsiednim Mazowszu.
Chrześcijańskie wsie charakteryzowały się zwartą zabudową, a w pruskich lauksach
zabudowa była rozproszona.
Gospodarstwa pruskie stanowiły organizm autonomiczny, każdy Prus miał
gospodarstwo i sam na siebie pracował. Poza tym były one rozsiane po
całym lauksie. Najczęściej lokowano je na wzniesieniach, pośród
jezior, rozlewisk oraz trudnych do przebycia bagien. Dzięki takiej lokalizacji,
w razie odcięcia drogi do grodu, podczas niespodziewanego najazdu, rodzina
zamieszkująca gospodarstwo miała większe szanse odparcia wrogich Prusów z
innego lauksu albo z innej krainy np. Pomezanii lub odparcia
ataków chrześcijan z np. z Mazowsza.
Wiemy
już, że najważniejsze były lauksy,
słowo to w języku Prusów oznacza pole.
Większe podziały o których wspomniałem, czyli na trerry i terulle miały
mniejsze, wręcz marginalne znaczenie. Analizując najmniejsze obszary, lauksy, musimy wziąć pod uwagę przyrost
demograficzny ludności pruskiej oraz spełnianie potrzeb codziennego życia.
Ciężko jest uwierzyć, że na początku XIII wieku na każdym lauksie stał gród i w bardzo dużej odległości od siebie, pochowane
między drzewami i bagnami były rozrzucone pojedyncze chatki. Samo określenie
chatki jest nieprecyzyjne, to były raczej gospodarstwa (kaym) rozsiane po całym polu (lauksie).
Na
każdy kaym składało się kilka, a
czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Całość była
ogrodzona drewniano-ziemnymi wałami i cały czas gotowa do obrony. Na takie
gospodarstwo składały się: chata w której mieszkała głowa rodu razem z żonami
(często wieloma) oraz ich dzieci, dom dla niewolników, spichlerz na ziarno,
stodoła, stajnia, suszarnia na zboże, studnia i łaźnie. Gospodarstwa takie były
rozsiane po całym lauksie.
Puszcze
zamieszkiwane przez Prusów były bogate w zwierzynę łowną (między innymi dzikie
konie i tury), liczne jeziora obfitujące w ryby oraz roślinność nadającą się jako
pokarm dla zwierząt hodowlanych takich jak: konie, bydło i trzoda.
Warto
odnotować jeszcze kilka słów o pruskich łaźniach, chociażby z tego powodu aby
rozwiać jeden z mitów, który mówi, że ludzie w średniowieczu się nie myli. Otóż
myli się, łaźnie stały we wsiach i miastach Polan oraz w pruskich
gospodarstwach (kaym). U Prusów w każdej łaźni znajdował się piec z polnych
kamieni, na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny. Prusowie
lubili dbać o swoją higienę i myli się często.
Można
powiedzieć, że puszcza była przyjaciółką Prusów, oni oddawali jej cześć, a ona
karmiła hodowane przez nich zwierzęta, dawała im zwierzynę, z której mogli
pozyskać mięso i futra, oferowała, pszczoły dające miód oraz dzikie rośliny
służące za pokarm podczas nieurodzajów, srogich zim i wojen. Dziewicza puszcza
dawała Prusom schronienie oraz torfowiska bogate w rudę darniową, z której w piecach
dymarkowych (hutniczych) i warsztatach Prusowie wytwarzali swoją broń. Jako
ciekawostkę warto przytoczyć, że ruda darniowa stanowiła naturalny piorunochron
średniowiecznych budynków, działo się tak z powodu jej budowy - obiekty przy wznoszeniu
których wykorzystywano rudę, były zawsze suche, budulec ten posiada właściwości
wentylacyjne i estetyczne.
Jeden z lauksów znajdował się po obu stronach rzeki Gizeli (lewy dopływ
Drwęcy). Jak już wspominałem po 1216 roku rzeka ta stanowiła wschodnią granicę
Ziemi Lubawskiej. Grzegorz Białuński (Pruthenia,
IV, 2009 r.) uważa, że na istnienie lauksu
po obu stronach rzeki może wskazywać powstanie w tym miejscu dwóch osad
nawiązujących do nazwy pola - Gierłoż (Girlosse).
Na południowy-wschód od obu wsi Gierłoż znajduje się wieś Zajączki (gmina Ostróda),
a na jej terenie grodzisko pruskie o nazwie Sassenpils (gród Sasinów). Grodzisko jest otoczone wysokim 8
metrowym wałem, a jego kształt przypomina ogromne wzgórze. W jego
zachodniej części korona wału ma wyraźne obniżenie, będące najpewniej
pozostałością po bramie wjazdowej. Na szczycie grodziska znajduje się ogromne
wgłębienie, które może pomieścić ok. 100 osób.
Archeolodzy ustalili, że od strony zachodniej i południowej znajdowało się podgrodzie. Wieś Zajączki po raz pierwszy odnotowano w źródłach pisanych w 1328 r. jako dobra rycerskie. Natomiast wzmianki o okolicznym grodzie odnotowano w dokumencie z 1303 roku, w którym osada ta jest nazwana valum Sassenpile, czyli gród Sasinów (Zajęcy). Grodzisko znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich. Niedaleko w miejscowości Wysoka Wieś w lesie jest pruski „kamień ofiarny”. Na jego wierzchołku widnieją trzy owalne otwory możliwe, że w czasach pogańskich składano na nim ofiary z ludzi.
Archeolodzy ustalili, że od strony zachodniej i południowej znajdowało się podgrodzie. Wieś Zajączki po raz pierwszy odnotowano w źródłach pisanych w 1328 r. jako dobra rycerskie. Natomiast wzmianki o okolicznym grodzie odnotowano w dokumencie z 1303 roku, w którym osada ta jest nazwana valum Sassenpile, czyli gród Sasinów (Zajęcy). Grodzisko znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich. Niedaleko w miejscowości Wysoka Wieś w lesie jest pruski „kamień ofiarny”. Na jego wierzchołku widnieją trzy owalne otwory możliwe, że w czasach pogańskich składano na nim ofiary z ludzi.
W tym
miejscu chciałbym zwrócić waszą uwagę na ciekawe znalezisko dokonane we wsi
Gierłoż, tam gdzie prawdopodobnie znajdowało się wspomniane pruskie pole (lauks). Otóż od czasów starożytnych na
Ziemi Lubawskiej krzyżowały się dwa szlaki bursztynowe wiodące do Bałtyku (do
półwyspu sambijskiego). Wyprawy do Prus po
bursztyn organizowali już starożytni Rzymianie. Bursztyn bałtycki, czyli
zastygłą w głębi morskiej przed milionami lat kopalną żywicę drzew iglastych
znano i ceniono również w Helladzie, Arabii, Egipcie oraz Persji. Rzymianie
kochający luksus i bogactwo często próbowali zdobyć ten "skarb
Bałtyku". Z jego powodu Prusów często napadali Wikingowie oraz Brytowie i
Polanie. Już w I w. n.e. na Ziemi Sasinów przecinały się dwa szlaki bursztynowe: rzymski
i wołyński. Pierwszym z nich zagraniczni kupcy podążali po bursztyn nad Bałtyk,
a drugim od ujścia Wisły przez Wołyń nad Morze Czarne. Jednym ze znalezisk dowodzących obecności Rzymian na tych terenach jest
skarb składający się z 1134 monet rzymskich z lat 54 – 211 n.e. znaleziony w
1740 roku we wsi Gierłoż (gm. Lubawa) położonej
nad Gizelą. Innym dowodem dalekosiężnych kontaktów handlowych jest
pierścień ze złota wykopany pod Byszwałdem (gm. Lubawa), srebrny naszyjnik
znaleziony w Rybnie Lubawskim oraz dwie monety rzymskie znalezione w Łąkorzu
wsi położonej w powiecie nowomiejskim, w gminie Biskupiec. Monety przedstawiają
Antoniusza Piusa władającego Imperium Rzymskim w latach 131 – 161 n.e. oraz
jego żonę Faustynę, zmarłą w 141 roku.
Dziewicza puszcza
Podróżnicy, którzy zapuszczali się
bez przewodników do Prus często tonęli w bagnach bądź padali ofiarą dzikiej
zwierzyny. Naturalne przeszkody w postaci puszczy, bagien oraz licznych jezior
uniemożliwiały lub utrudniały podróż każdemu śmiałkowi, kupcowi lub wrogim
wojskom, które bez przewodnika mogłyby nie dotrzeć do żadnego z lauksów. Trzeba było poruszać się
krętymi ścieżkami, niektóre były tak wąskie, że ledwo dwa konie mogły jechać
obok siebie. Puszcza była gęsta i przepełniona niebezpieczeństwami, które
czyhały na podróżników nie znających tutejszych szlaków. Wiele dróżek
prowadziło donikąd, niektóre mogły doprowadzić wprost do bagna, ruchomych
piasków albo legowiska wilków.
Obszar Ziemi Lubawskiej w czasach
nam współczesnych należy do południowo-zachodniej części województwa
warmińsko-mazurskiego. Wyobraź sobie czytelniku, że przenosisz się w czasie do
pierwszej połowy wieku XIII, do czasów Surwabuny, Warpody i biskupa Chrystiana.
Na próżno mógłbyś się rozglądać za asfaltowymi ulicami, droga krajowa nr 15
prowadząca do Lubawy nie istnieje, na jej miejscu znajduje się bujna
roślinność, bagna, drzewa i jeziora, których kiedyś było o wiele więcej niż
dziś. Ścieżki i skróty które znasz powstaną za kilkaset lat. Tam gdzie dziś są
pola kiedyś znajdowały się drogi, w miejscu w którym dziś rośnie las kiedyś
mogło stać potężne grodzisko, a w jego pobliżu pruskie chaty i pola uprawne.
Dlatego warto rozglądać się chodząc po polu albo po lesie. Jeśli dostrzeżesz
kamień z tajemniczymi wgłębieniami albo znakami, gdzieś w środku lasu,
odkopiesz taki kamień na polu, to wiedz czytelniku, że może to być stary
pogański kamień ofiarny (z wgłębieniem) albo kamień graniczny (tajemnicze
znaki) oddzielający jeden pruski lauks
od drugiego. Mniej też świadomość, że w czasach biskupa Chrystiana Nowe Miasto
Lubawskie, Kurzętnik i Lidzbark Welski nie istnieją, zostaną zbudowane dopiero
w kolejnym wieku. W ich miejscu może mieszkali wówczas jacyś Prusowie, a może
znajdowały się same bagna. Któż to wie?
Gęsta prastara dziewicza puszcza
pokrywała nie tylko Ziemię Sasinów ale całe Prusai
(Prusy) aż po rzekę Pregołę i Niemen (obwód kaliningradzki). Było to królestwo
roślin, zwierząt, obszar na którym królowała natura i współżyjący z nią w
zgodzie Prusowie. Prastara dziewicza puszcza, warstwa torfowisk, moczarów,
bagnisk i mokradeł. Kraina połyskująca lustrem niezliczonych rozlewisk i jezior,
które znamy dzisiaj pod takimi nazwami jak: Jezioro Skarlińskie, Jezioro
Partęczyny Wielkie, Jezioro Grądy, Jezioro Tarczyńskie, Jezioro Rubkowo,
Jezioro Zwiniarz i wiele innych.
Czytelniku powinieneś jeszcze mieć
świadomość tego, czego współcześni mieszkańcy Ziemi Lubawskiej (zachodnia część
dawnej Ziemi Sasinów) nie uważają za wyjątkowe, ponieważ jest to ich
codziennością i się do tego widoku przyzwyczaili. Otóż jadąc z Brodnicy, dawnej
Ziemi Michałowskiej, drogą krajową nr 15 do Nowego Miasta Lubawskiego po chwili
dostrzeżesz liczne wzniesienia, pagórki małe i całkiem wysokie góry. Tak
czytelniku, twoje domysły są słuszne, nie dość, że opisywaną krainę pokrywała
bujna roślinność i gęsta puszcza to jeszcze był (i dalej jest) to obszar
górzysty, z licznymi dolinami. Tysiące polodowcowych wzniesień, charakterystycznych dla
obszarów górskich, mnogość rzecznych dolin, musisz to wszystko uwzględnić
czytając mój artykuł.
Niezwykle gęsta puszcza była dla
Prusów naturalnym "murem" obronnym, była to naturalna zapora, która
od południa i zachodu oddzielała Ziemię Sasinów od chrześcijan żyjących na
Ziemi Chełmińskiej i Ziemi Dobrzyńskiej, w której od XI wieku głównym centrum
był gród (potem osada i miasto) Dobrzyń. Puszcze i bagna ochraniały też przed
niebezpieczeństwem płynącym z Mazowsza, na którym już od X wieku głównym
ośrodkiem miejskim był Płock. Z tych trzech regionów od setek lat przybywali
Polanie, dawniej Słowianie, którzy w 966 roku dzięki Mieszkowi, zwanemu też
Dagobert, przyjęli chrzest. Od tamtej pory chcieli oni zaszczepić swoją nową
wiarę u Prusów. Ziemię Sasinów najeżdżali synowie i następcy Mieszka. Bolesław
nazwany Chrobrym dotarł nawet do rzeki Osy, która stanowiła granicę za którą
żyły pruskie (sasińskie) plemiona. Bardzo dotkliwe były najazdy Bolesława po
śmierci nazwanego Krzywoustym, który władał Polanami w latach 1102-1138.
Prusowie nie pozostawali dłużni i organizowali liczne ataki odwetowe na ziemie
chrześcijan. Obie strony plądrowały domostwa nieprzyjaciela, gromadziły liczne
skarby i brały w niewolę mężczyzn, kobiety oraz dzieci. Nie można jednych
nazwać dobrymi, a drugich złymi. Obie strony chciały zdobyć liczne łupy, obie
strony zabijały i brały w niewolę.
Model grodziska wczesnośredniowiecznego w Muzeum
Przyrody w Jeleniu.
Chrzest i budowa Lubawy
Nadszedł rok 1215. Na wschodniej części Ziemi Sasinów
pojawił się pewien dostojnik. Przedarł się wąskimi szlakami przez puszczę,
przybył razem ze swoją świtą. Wkroczył do krainy Prus. Czy zabiją mnie tak jak zabili Św. Wojciecha? Myśl taka zapewne
zakwitła w jego umyśle, szedł jednak naprzód. W końcu napotkał Prusów z
plemienia Sasinów, którzy zaczęli się przyglądać nieznajomemu. Dostojnik
wiedział, że św. Wojciech zginął ponieważ bez pozwolenia wszedł do Świętego
Gaju, postanowił, że nie popełni jego błędów i nie będzie naruszał niczego co
dla Prusów jest święte.
Dostojnik przyglądał się im, a oni
jemu. Nie atakował więc i oni nie zaatakowali. Zapewne znał ich język, w którym
poprosił o gościnę. Prusowie byli znani ze swojej gościnności, więc mu nie
odmówili. Zabrali dostojnika do swojego lauksu.
Tak się złożyło, że był tam Surwabuno, zasłużony i zamożny Prus, często wybierany na rijkasa,
z lauksu położonego na pięknych terenach przez które przepływały trzy rzeczki:
Sandela, Jesionka i Elszka.
Okazało się, że Surwabuno pochodzi potężnego lauksu, na którym znajduje się potężny gród
nazywany później przez chrześcijan Lubawą. Był to duży gród z podgrodziem. Dlaczego tak go wyolbrzymiam?
Otóż jak Zauważa Jan Falkowski (Ziemia
Lubawska, s. 106) nie tylko na początku XIII wieku ale nawet w wieku XII
był to pruski główny ośrodek polityczny i handlowy oraz potężna osada obronna,
czyli gród z mieszkalnym podgrodziem. Można śmiało stwierdzić, że na Ziemi
Lubawskiej (lub w zachodniej części Ziemi Sasinów) był to największy lauks, który prawdopodobnie podbił
sąsiednie lauksy.
Nie potrafię jednoznacznie
stwierdzić jakich argumentów użył Chrystian aby przekonać Surwabuno i innych
Prusów zamieszkujących te ziemie. Faktem
jest jednak to, że Surwabuno oraz rijkas w plemienia Warmów o imieniu Warpoda (z Ziemi Łężańskiej zwanej też Lansanią) przyjęli chrzest.
Faktem jest też to, że niedaleko Lubawy (w Lipach) znajdował się pruski Święty
Gaj, w którym płonął wieczny ogień i stały święte drzewa lipowe. W gaju tym
byli wajdeloci (pogańscy kapłani). Było to miejsce pogańskich pielgrzymek,
podobne jak w Świętym Gaju nad Drwęcą (w Łąkach Bratiańskich). Posiadamy też
wzmianki o jeszcze dwóch Świętych Gajach, jeden nazywany Ciemnikiem znajdował się niedaleko obecnej wsi Kurzętnik, a drugi
przy grodzisku we wsi Nielbark (kilka km na południe od Kurzętnika). Pisze o
nim między innymi Robert Klimek na swojej niezwykle ciekawej, poświęconej
grodziskom stronie: http://grodziska.eu/c57.html. A oto fragment jego opisu grodziska w Nielbarku: "Wg.
legendy niedaleko Nielbarka znajdował się niegdyś święty gaj Prusów, w którym
biskup Chrystian ściął toporem lipę (święte drzewo utożsamiane u Prusów z
symbolem żeńskim). Później na miejscu ściętego drzewa ukazała się podobno
biskupowi Matka Boska".
Strzałka wskazuje grodzisko we wsi Nielbark. Po lewej w stronę Kurzętnika i Nowego Miasta Lubawskiego przebiega droga krajowa nr 15. |
Teren pogranicza
Wiemy
już, że Prusowie, którzy "nie znali" wsi i miast, lubili żyć w
chatkach rozproszonych po całym lauksie,
a największymi budowlami, z którymi mieli do czynienia były grody (czasem grody
z przylegającymi do nich podgrodziami). Mógłbym
się zgodzić z tym stwierdzeniem ale niestety do końca nie mogę. Wszystko, co
wam napisałem jest oczywiście prawdą ale musicie zrozumieć, że Ziemia Lubawska
jest obszarem wyjątkowym, jest to obszar pogranicza słowiańsko-pruskiego, a od
lat 30 XX wieku, polsko-krzyżackiego. Faktem jest, że Prusowie nie budowali
miast i wsi jednak wszystkie te opisy dotyczące Prusów warto odnieść do plemion
żyjących dalej w głębi "kraju" we wschodniej Sasinii, Galindii,
Barcji czy Nadrowii.
U nas, na Ziemi Lubawskiej,
położonej blisko Ziemi Michałowskiej, Mazowsza i Ziemi Dobrzyńskiej, kultura
pruska przenikała się z kulturą słowiańską. Prawda jest taka, że
chrześcijaństwo przenikało tu od kiedy Mieszko przyjął chrzest w 966 roku.
Działo się tak między innymi dzięki kupcom oraz targom.
Znamy dwa miejsca, w których całe
wieki przed przybyciem biskupa Chrystiana i budową miasta Lubawa (w miejscu
grodu Surwabuna albo blisko niego) znajdowały się targowiska. Jednak nie były
to targowiska takie jak je znamy obecnie. Piszą o nich między innymi Wojciech
Kętrzyński w książce pt: "O ludności
polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich" oraz Robert Klimek na swojej
stronie internetowej (ten sam link, który prędzej podałem). W tym miejscu
oddajmy głos Wojciechowi Kętrzyńskiemu: "Nie
istniała więc żadna władza centralna u Prusaków i żadna hierarchia a
społeczeństwo całe przestawia dziwny obraz rozbicia i rozproszenia na atomy. Są
jednak ślady pewnego skupienia się i to w dwóch kierunkach. Potrzeba bowiem
wymiany produktów krajowych na towary zagraniczne, a mianowicie na broń, żelazo
i sól, otworzyła już wcześnie miejsca, w których nie tylko krajowcy się
schodzili, aby nawzajem wymieniać swe towary, lecz gdzie kupcy pograniczni i
nawet zamorscy z towarami swoimi stawali. Aby to umożliwić w kraju takim jak
Prusy, miejsca takie i targi same musiały mieć jakiś charakter święty,
zapewniający wolność i bezpieczeństwo tak osób jak też towarów, bo inaczej by
na targ taki nikt nie jechał. Nie powinniśmy jednak sobie wyobrażać, jakoby
miejsca, na których targi się odbywały, były podobne w czemkolwiek do miast
naszych. Bynajmniej. Nie istniały w Prusiech miasta, tem mniej miasta handlowe,
a to, co dotąd za takowe uważano, były tylko targowiska, w których w pewnych
dniach lub pewnej porze roku ludność i kupcy się schodzili. Podczas targu
panowało tam życie i ruch, były szałasy i stragany, lecz po skończonym targu
było to znów pole puste i bezludne (...) takie
miejsce przeznaczone dla handlu leżało w niegdyś pruskiej ziemi pod samą
Lubawą, gdzie miejscowość Targowisko położenie jego dokładnie oznacza".
Kętrzyński zapisał te słowa w
drugiej połowie XIX wieku. Mimo upływu czasu w wielu kwestiach dalej należy się
z nim zgodzić. Po pierwsze ok. 3-4 km na południe od Lubawy znajduje się wieś
Targowisko (dwa sołectwa Targowisko Dolne i Targowisko Górne). Wiemy, że setki
lat przed chrztem Surwabuno (w 1216 roku) w miejscu obecnej wsi znajdował się
pruski targ, taki o jakim wspominał Kętrzyński (patrz powyższy cytat pisany
kursywą). Później, po chrzcie miejsce targowych spotkań przeniosło się do
Lubawy. I targ odbywał się już cały czas, a nie tylko okresowo. Dlaczego?
Powodów jest kilka: Lubawa z grodu zaczęła się przeradzać w miasto, chrzest
wiązał się z tworzeniem całej infrastruktury. Pamiętajmy, że papież Innocenty
III mianował Chrystiana biskupem całych Prus, dał mu tym samym ogromną władzę.
Wiemy, że w widłach rzek Sandela i Jesionka do 1260 roku stał drewniany
zameczek. Siłą rzeczy musiał go zbudować biskup, ewentualnie Surwabuno, który
przecież dla wielu Prusów dalej był kimś ważnym, kogo wybierano na rijkasa. U Prusów musiał więc być osobą o znacznym statusie
społecznym.
Wiemy też, że poza drewnianym
zamkiem w widłach rzek oraz poza budowanym miastem stał w pobliżu pruski gród,
w którym zapewne Prusowie chronili się w razie niebezpieczeństwa. Grodzisko, czyli pozostałość po
grodzie, znajdowało się jeszcze kilkadziesiąt lat temu w zachodniej części
miasta, nad rzeką Sandelą. Osada została całkowicie zniszczona ponieważ na jej
miejscu zbudowano żwirownię. Jedyne co nam po niej pozostało to źródła i
legendy. Wiemy, że gród był użytkowany w
średniowieczu.
Lubawa - pierwsze miasto na Ziemi Lubawskiej?
Jak już wspominałem Ziemia Lubawska
jest obszarem specyficznym. Kętrzyński i wielu innych (np. Lech Z. Niekrasz w książce
pt: "Gdzie jesteście Prusai?"),
piszą, że Prusowie nie znali miast, obce im było budowanie osad ze zwartą
zabudową. Badania archeologiczne prowadzone na Ziemi Lubawskiej częściowo
zaprzeczają tej tezie. Dlaczego częściowo? Dlatego, że odkopano osadę ale
znajduje się ona wręcz na granicy Ziemi Lubawskiej i Mazowsza. Mam na myśli
osadę położoną niedaleko wsi Tarczyny (gmina Lidzbark, powiat działdowski), w okolicy
Jeziora Tarczyńskiego i Jeziora Grądy (patrz poniższa mapa). Podjęto tam próbę rekonstrukcji osady
położonej w pobliżu grodziska. Gród znajdował się na półwyspie Jeziora
Grądy i prawdopodobnie spełniał rolę warowni obronnej, w której chronili
się okoliczni mieszkańcy w razie zagrożenia. Dzięki badaniom przeprowadzonym
przez Kazimierza Grążawskiego wiemy, że Gród był średnich rozmiarów, posiadał
wały obronne o wysokości 10 – 12 m oraz fosę. Od jego południowo – zachodniej strony
znajduje się rozległa na 50 arów, otoczona rowem osada przygrodowa, którą częściowo zrekonstruowano: odbudowano
wiele domów, wał z płotem oraz bramę wjazdową. Zarówno osada jak i gród były
zamieszkiwane od IX do XIII w. Zobacz zdjęcia: http://grodziska.eu/c5715.html
Osada w Tarczynach należy do najlepiej przebadanych osiedli mieszkalnych na Ziemi Lubawskiej. Archeolodzy znaleźli tam m.in. 87 jam, 17 palenisk oraz pozostałości czterech pieców. Poza tym odkopano fundamenty dwóch budowli naziemnych i jednej budowli słupowej oraz wielu domów mieszkalnych. Do bardziej tajemniczych nalezą obiekty nazywane jamami. Mają one różne rozmiary i przeważnie owalne kształty o średnicy od 05 do 1,30 m oraz są zagłębione w ziemi na głębokości od 0,60 do 0,90 m.
Osada w Tarczynach należy do najlepiej przebadanych osiedli mieszkalnych na Ziemi Lubawskiej. Archeolodzy znaleźli tam m.in. 87 jam, 17 palenisk oraz pozostałości czterech pieców. Poza tym odkopano fundamenty dwóch budowli naziemnych i jednej budowli słupowej oraz wielu domów mieszkalnych. Do bardziej tajemniczych nalezą obiekty nazywane jamami. Mają one różne rozmiary i przeważnie owalne kształty o średnicy od 05 do 1,30 m oraz są zagłębione w ziemi na głębokości od 0,60 do 0,90 m.
Jaki płynie z tego
wniosek? Otóż taki, że w czasach przed przybyciem Krzyżaków ciężko jest
jednoznacznie stwierdzić, gdzie kończyła się Ziemia Lubawska i rozpoczynało
Mazowsze. Był to teren pogranicza, dlatego w osadzie tej, oraz w wielu
grodziskach na Ziemi Lubawskiej archeolodzy odnajdują przedmioty związane
zarówno z Prusami jak i z Polanami (Słowianami).
Budowa miasta Lubawa
Dotarliśmy w końcu do samej Lubawy. Jak ją zbudowano?
Pierwsze budynki były zapewne z drewniane, kościół, którego budowę rozpoczął
biskup Chrystian w 1215 lub 1216 roku też był z drewna, tak samo zamek budowany
w widłach rzek Sandela i Jesionka.
Czytelniku w tym miejscu warto
puścić wodze fantazji. Wyobraź sobie, że stoisz na jednym ze wzgórz
otaczających Lubawę. Jest rok 1220, od przyjęcia chrześcijaństwa już minęło
kilka lat. Co widzisz? Ja widzę coś niesamowitego. Obserwuję teren, który
zachwycił mnie swym pięknem. Ze wzgórza na którym stoję widzę wszystko
doskonale. Jedna mała rzeczka płynie sobie spokojnie od zachodu. Od wschodu
natomiast dostrzegłem dwie kolejne rzeki. Widok zapiera dech w piersiach.
Obserwuję budowę miasta! Wszędzie kręci się wiele osób. Ze wzgórza dostrzegłem
duży gród, a na wschód od niego, w widłach dwóch rzek widzę budowę drewnianego
zamku. Jednak największe wrażenie na mnie zrobił ogromny plac budowy znajdujący
się pomiędzy grodem i budowanym zamkiem.
Od razu domyśliłem się, że jest tam budowane coś większego niż gród, czy
zamek. Tam wznoszą miasto! Widzę jak na wydzielonych placach ludzie wznoszą
drewniane domy oraz warsztaty, w środku miasta jest już zbudowany drewniany
kościół. Naokoło całego placu budowy jacyś ludzie wznoszą drewniane umocnienia,
jeszcze inni kopią wzdłuż tych umocnień głęboki rów - to będzie fosa. Przy pobudowanym
kościele, jest duży plac na którym znajdują się kramy kupieckie, stragany,
wielu rzemieślników sprzedaje na nich swoje wyroby, ze wzgórza dostrzegłem też
liczne wozy kupieckie.
A co sprzedają? Znaleziska
archeologiczne udowadniają, że Prusowie handlowali z wieloma ludami, znajdziesz
tu wyroby wikingów, bursztyn sprowadzony znad Bałtyku, broń (włócznie i miecze
wikingów, pruskie pawęże), futra i kaftany ze zwierzęcych skór, miód pitny,
kumys, czyli napój pity przez pruskich nobilów i najbogatszych wojowników.
Wiking, przybysz z Brytanii, Litwin, Słowianin (z kraju Polan), a nawet
mieszkańcy Normandii - ich obecność na pruskich targach nie powinna dziwić.
Targ niewolników - zakończenie
Zdaję sobie sprawę, że tylko zarysowałem temat. O
historii Ziemi Lubawskiej w okresie "przed-krzyżackim" można (i w
przyszłości trzeba) napisać o wiele więcej. Moim zadaniem było zaciekawić,
podkreślić wyjątkowość Lubawy. Bo, czy tak stary rodowód miasta i tak fascynujące dzieje nie są powodem do dumy dla mieszkańców miasta i całej Ziemi Lubawskiej?
Na zakończenie chciałbym poruszyć
temat mało znany, słabo opisany i moim zdaniem warty dokładnego zbadania. W
średniowieczu niewolnictwo było czymś normalnym, Prusowie najeżdżający Polan
(Polaków, Słowian) setki razy porywali ze sobą mężczyzn, kobiety i dzieci w
niewolę. Ich losy bywały różne. Pozwolę sobie zacytować bardzo ciekawy opis z
bloga Pruski Horyzont:
(http://pruskihoryzont.blogspot.com/2012/11/prusai-prusowie-cz2.html):
(http://pruskihoryzont.blogspot.com/2012/11/prusai-prusowie-cz2.html):
"Niewolnicy stanowili najniższy stopień pruskiej drabiny
społecznej, pozyskiwani byli głównie podczas wypraw łupieżczych i uprowadzani w
dożywotnią niewolę w Prusach. Tradycja niewolnictwa pośród Prusów miała
wielowiekową tradycję i nie była wytworem związanym z zaognieniem się stosunków
z sąsiadami. Już w dawnych wiekach Prusowie i ich przodkowie porywali ludność
napadniętej ziemi i wcielali ją w ramy swej rodziny. Początkowo Prusowie
ograniczali się do brania w niewolę kobiet i dzieci, mężczyzn zabijając na
miejscu, z czasem widząc korzyści płynące z potencjalnego okupu poczęli ich
oszczędzać. Kobiety uprowadzone w niewolę czekał dwojaki los, kończyły jako
pruskie żony lub jako żywy towar sprzedawany kupcom, pobratymcom lub obcym.
Porwane przez Prusów dzieci o pochodzeniu innym niż pruskie ulegały
prutenizacji i wychowywane w pruskim domu przyzwyczajały się do traktowania go
jak własny, a otaczających je ludzi jako rodziny. Pochodzenie etniczne pruskich
jeńców było co ciekawe szalenie zróżnicowane, i tak poza ludnością pruską która
dostawała się do niewoli w wyniku wojny jednej ziemi z drugą jej proweniencja
była także bałtyjska, skandynawska, słowiańska czy fińska. Niewolnicy nie mieli
de facto żadnych praw, byli własnością ruchomą i ich życie lub śmierć była w
gestii Prusa do którego należeli. Kwestia brania ludzi w niewolę nie czyniła
Prusów wyjątkowymi w skali Europy, zwyczaj ten był powszechny, a los ludności
wziętej w jasyr w wypadku innych grup etnicznych był czasem o wiele gorszy.
Inną sprawą jest fakt, iż część niewolnych jako własność ruchoma trafiała do
prawowitych spadkobierców a część dzieliła stos ze swym panem. Czyniona tak
przez wzgląd na to, iż wierzono w ich odrodzenie u boku swego pana w
zaświatach. Kończąc dodam, iż kroniki zakonne często wzmiankowały o współpracy
i obopólnym oddaniu pana i niewolnego".
Do
powyższego fragmentu warto jeszcze dodać informacje z książki pt: "Gdzie jesteście Prusai?" Pana Lecha Z. Niekrasza, który twierdzi, że
pruskie lauksy oraz plemiona walczyły
między sobą i często Prusowie brali w niewolę innych Prusów. Poza tym: "w niewolę Prusów popadali również
Słowianie, Germanie a nawet i Skandynawowie. Jak na niewolników przystało, byli
oni pozbawieni wszelkich praw, a pruski właściciel bywał ich panem i władcą.
Wychowywane pod dachem Prusów potomstwo niewolnika zwykło często traktować ten
dom jak własny a rodzinę pruskiego pana jak swoich najbliższych".
Co robiono z niewolnikami? Otóż w średniowieczu, co
najmniej do przełomu XII, a zapewne w XIII wieku jeszcze też, niewolnictwo było
powszechne, a schwytani w niewolę stawali się własnością swojego nowego pana.
Prusowie oczywiście nie byli tu wyjątkiem, nie łudźmy się. Kobiety, mężczyzn i
dzieci w niewolę porywali Polanie, Litwini, wikingowie i inni. Praktycznie każde duże miasto miało swój
targ niewolników. Niewolnice i niewolników wprowadzano, ze skrępowanymi
rękoma, na specjalne drewniane podwyższenie, a potencjalni kupcy licytowali się
kto da więcej. Na terenie Prus, w miejscach targowych zapewne też sprzedawano
niewolników i niewolnice. Istnieją nawet grupy rekonstruktorskie odtwarzające
targi niewolników, w sposób zabawny i znacznie odbiegający od dramatyzmu i
tragedii jakie się w rzeczywistości na takich targach odbywały.
Zagadnienie niewolnictwa i targów niewolników jest mało znane szerszemu gronu odbiorców. Wydaje się, że wiele osób "koloruje sobie" obraz średniowiecza i często zapomina o jego "czarnych stronach", tak samo jak niektórzy wyobrażają sobie pogańską religię Celtów, Prusów i Słowian jako piękny kult natury bez żadnych wad. Takie wypaczone wizje zawdzięczamy w dużym stopniu różnego rodzaju filmom i literaturze, w których magia, czary, druidzi i kult natury są często przedstawione w sposób baśniowy i oderwany od rzeczywistości. Podobnie średniowiecze, o którym ludzie mają często nierzeczywiste wyobrażenia. Jedni myślą, że był to okres ciemnoty, a inni twierdzą, że w średniowieczu dzielni rycerze całymi dniami myśleli tylko o tym jak zdobyć serce niewiasty. Obie strony są w błędzie. W średniowieczu sacrum, czyli to co święte, często mieszało się z profanum (z tym co nieczyste, złe). Z jednej strony ludzie średniowiecza mieli zupełnie inne podejście do religii, inaczej patrzono na Boga (często karano ludzi nie tylko za przestępstwa ale też za grzechy) - sprawy takie jak grzech, zbawienie, piekło, Niebo traktowano z wielką powagą. Mentalność ludzi średniowiecza była zupełnie inna od naszej, inaczej patrzono na śmierć, nie bano się jej tak jak teraz. Ludzie powszechnie wierzyli w życie po śmierci, tak samo jak pogańscy Prusowie mocno wierzyli (byli tego pewni), że po śmierci ich dusza się odrodzi albo przejdzie przez dziewięć bram do podziemnego raju.
Fakty są takie, że poganie składali ofiary z ludzi, a w średniowiecznych miastach, mimo silnych wpływów chrześcijaństwa, organizowano targi niewolników, kaci wykonywali wyroki śmierci, i torturami wymuszali zeznania. W większości średniowiecznych miast stały domy publiczne (tzw. zamtuzy). Z drugiej strony kłamstwem jest oskarżanie ludzi średniowiecza o masowe mordowanie czarownic. W średniowieczu silnie wierzono, że czary nie istnieją ponieważ człowiek nie posiada żadnej nadprzyrodzonej mocy. W tamtej epoce w powszechnym przekonaniu była wiara w absolutną moc Boga. Masowe mordowanie kobiet i polowania na czarownice wystąpiły później w XVI wieku kiedy uczeni opowiadali o renesansie (odrodzeniu) i narodził się luteranizm oraz kalwinizm. Reformacja, nowe prądy w nauce to było przyczyną wielkich polowań na czarownice w wiekach XVI i XVII. Nawet słynna książka Malleus Maleficarum (Młot na czarownice) została opublikowana przez dominikanów pod koniec XV wieku (schyłek średniowiecza). Apogeum okrucieństw, które przyniosła ta księga przypada na kolejne wieki ale to już nie było średniowiecze.
Musicie mieć świadomość, że średniowieczna Lubawa w XIII wieku nie była wyjątkiem. Wyroki śmierci, ludzie zakuci w dyby, handel niewolnikami i niewolnicami schwytanymi gdzieś w odległych krainach, pojedynki na śmierć i życie, to wszystko było codziennością również na Ziemi Lubawskiej. Tu również podobnie jak w innych średniowiecznych miastach były w użyciu np.: dyby.
Zagadnienie niewolnictwa i targów niewolników jest mało znane szerszemu gronu odbiorców. Wydaje się, że wiele osób "koloruje sobie" obraz średniowiecza i często zapomina o jego "czarnych stronach", tak samo jak niektórzy wyobrażają sobie pogańską religię Celtów, Prusów i Słowian jako piękny kult natury bez żadnych wad. Takie wypaczone wizje zawdzięczamy w dużym stopniu różnego rodzaju filmom i literaturze, w których magia, czary, druidzi i kult natury są często przedstawione w sposób baśniowy i oderwany od rzeczywistości. Podobnie średniowiecze, o którym ludzie mają często nierzeczywiste wyobrażenia. Jedni myślą, że był to okres ciemnoty, a inni twierdzą, że w średniowieczu dzielni rycerze całymi dniami myśleli tylko o tym jak zdobyć serce niewiasty. Obie strony są w błędzie. W średniowieczu sacrum, czyli to co święte, często mieszało się z profanum (z tym co nieczyste, złe). Z jednej strony ludzie średniowiecza mieli zupełnie inne podejście do religii, inaczej patrzono na Boga (często karano ludzi nie tylko za przestępstwa ale też za grzechy) - sprawy takie jak grzech, zbawienie, piekło, Niebo traktowano z wielką powagą. Mentalność ludzi średniowiecza była zupełnie inna od naszej, inaczej patrzono na śmierć, nie bano się jej tak jak teraz. Ludzie powszechnie wierzyli w życie po śmierci, tak samo jak pogańscy Prusowie mocno wierzyli (byli tego pewni), że po śmierci ich dusza się odrodzi albo przejdzie przez dziewięć bram do podziemnego raju.
Fakty są takie, że poganie składali ofiary z ludzi, a w średniowiecznych miastach, mimo silnych wpływów chrześcijaństwa, organizowano targi niewolników, kaci wykonywali wyroki śmierci, i torturami wymuszali zeznania. W większości średniowiecznych miast stały domy publiczne (tzw. zamtuzy). Z drugiej strony kłamstwem jest oskarżanie ludzi średniowiecza o masowe mordowanie czarownic. W średniowieczu silnie wierzono, że czary nie istnieją ponieważ człowiek nie posiada żadnej nadprzyrodzonej mocy. W tamtej epoce w powszechnym przekonaniu była wiara w absolutną moc Boga. Masowe mordowanie kobiet i polowania na czarownice wystąpiły później w XVI wieku kiedy uczeni opowiadali o renesansie (odrodzeniu) i narodził się luteranizm oraz kalwinizm. Reformacja, nowe prądy w nauce to było przyczyną wielkich polowań na czarownice w wiekach XVI i XVII. Nawet słynna książka Malleus Maleficarum (Młot na czarownice) została opublikowana przez dominikanów pod koniec XV wieku (schyłek średniowiecza). Apogeum okrucieństw, które przyniosła ta księga przypada na kolejne wieki ale to już nie było średniowiecze.
Musicie mieć świadomość, że średniowieczna Lubawa w XIII wieku nie była wyjątkiem. Wyroki śmierci, ludzie zakuci w dyby, handel niewolnikami i niewolnicami schwytanymi gdzieś w odległych krainach, pojedynki na śmierć i życie, to wszystko było codziennością również na Ziemi Lubawskiej. Tu również podobnie jak w innych średniowiecznych miastach były w użyciu np.: dyby.
DYBY:
Dyby stawiano
na rynkach oraz w okolicy bram miejskich. Były to narzędzia wręcz
"obowiązkowe" we wszystkich średniowiecznych miastach. Stanowiły
część całej serii przyrządów służących do wymierzania kar cielesnych, które wykonywano
publicznie, tak aby wszyscy widzieli, co spotkało np.: złodzieja bądź żebraka,
który odważył się obrazić kogoś o wyższym statusie. Same dyby nie służyły
zadawaniu bólu stanowiły jedynie ostrzeżenie i były przeznaczone głównie dla
oszustów, złodziei, pijaków, kłótliwych kobiet. Z jednej strony była to najlżejsza
forma średniowiecznych kar, a z drugiej szybko mogła się przerodzić w prawdziwą
torturę, kiedy nieszczęśnika bądź nieszczęśniczkę z unieruchomionymi w dybach
rękami i szyją ktoś z tutejszych albo obcych mógł obić kijem, spoliczkować,
obrzucić kamieniami itp. Zdarzało się, że dla żartu łaskotano skazanego co mogło
tę "łagodną" karę przemienić w nieznośną torturę.
Skazana czeka na wyrok |
KAT:
W największych średniowiecznych miastach mieszkał kat, który wykonywał wyroki śmierci, torturował skazańców i spełniał usługi medyczne. Kat był drogą instytucją i szczególnie mniejsze miasteczka często wolały wypożyczyć zawodowca z większych ośrodków miejskich niż utrzymywać swojego. Kat jako osoba, która często musiała torturować kogoś przez wiele dni lub tygodni potrafił łamać kości i następnie je nastawiać. Znał się na ziołach zatrzymujących krwawienie i potrafił nastawić złamaną nogę albo wytrącony bark. Do kata udawali się mieszkańcy równie często jak do cyrulika (lekarza, często Żyda). W Lubawie w pierwszej połowie XIII wieku zapewne też mieszkał ktoś trudniący się tą profesją. W różnych okresach to się zmieniało ale możemy ogólnie założyć, że w średniowieczu kat wykonywał wyrok śmierci na trzy sposoby poprzez ścięcie skazańca mieczem, toporem albo powieszenie. Tym pierwszym zabijano osoby o wyższym statusie społecznym (stan rycerski, który w XV wieku zmienił się w szlachtę). Topór był dla mieszczan, a sznur i szubienica (lub gałąź) dla chłopów i ludzi nieszlacheckiego (nierycerskiego) pochodzenia którzy dopuścili się licznych kradzieży. Jako ciekawostkę warto dodać, że czasem toporem ścinano też szlachciców - szczególnie w Anglii. Jeśli rycerz lub szlachcic dokonał wyjątkowo wielu przestępstw to mógł nawet zostać powieszony i spalony na stosie jak zwykły heretyk. Poza tym warto wiedzieć, że żona kata najczęściej prowadziła zamtuz, czyli dom publiczny.
Kat - średniowiecze |
Pamiętajmy, że w
rzeczywistości na targach niewolników sprzedawano kogoś, kto prędzej został
uprowadzony - np. Polka schwytana na Mazowszu albo Ziemi Chełmińskiej podczas
pruskiego najazdu mogła zostać sprzedana gdzieś na terenie Prus wikingowi,
który ją wywiózł za Morze Bałtyckie. Los niewolników był często tragiczny i raz
uprowadzeni chłopi i chłopki najczęściej już nigdy nie wracali do domu, do
swoich bliskich. Poniżej przedstawiam kilka filmów z rekonstruktorami:
Rekonstrukcje,
targi
niewolników.
Polecam:
Zobacz jak
zrekonstruowano wczesnośredniowieczny gród.
Autor: Tomasz Chełkowski
Kontakt:
ziemialubawska@protonmail.com
Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)
Ostatnia aktualizacja artykułu: 11 XI 2014