wtorek, 29 października 2013

Chrzest Ziemi Lubawskiej i budowa Lubawy - część I


Wczesnośredniowieczny gród z podgrodziem.


Wszystkiemu dał początek arcybiskup gnieźnieński Henryk Kietlicz, który w 1212 roku postanowił zorganizować misję chrystianizacyjną w Prusach. Na jej czele postawił Chrystiana, mnicha z opactwa cystersów w Oliwie. Biskup Chrystian dzielnie nawracał Prusów, a w 1216 roku udało mu się namówić do przyjęcia Chrztu dwóch znacznych pruskich rijkasów, Surwabunę z okolic obecnej Lubawy oraz Warpodę z Ziemi Łężańskiej (Lanzanii)


W roku 1216 obaj rijkasi, razem z misjonarzem Chrystianem udali się do Stolicy Apostolskiej, gdzie odbywały się obrady Soboru Laterańskiego IV. Ten sam papież, który przyjmował świętego Franciszka z Asyżu przyjął i ochrzcił też władców z Ziemi Lubawskiej. Spróbujmy odtworzyć tamte chwile:
           

         Surwabuno i Warpoda, tak jak pozostali pruscy wojowie, byli dumnymi Prusami. Pierwszy z plemienia Sasinów, a drugi z ludu Warmów. Ziemie pierwszego na południu graniczyły z Mazowszem, a drugi władał terenami nad morzem położonymi - blisko jego ziem Elbląg i gród Zantyr zbudowano, osada Truso też tam kiedyś stała, a krainę do dziś dnia się Warmią nazywa. Obaj zapewne stanęli przed Innocentym III z włócznią i tarczą (słynnym pruskim pawężem). Z pewnością przybyli do Stolicy Apostolskiej razem ze swoimi drużynami, a więc grupą najmężniejszych wojowników. Obaj władcy oddali swe ziemie, grody i pola pod opiekę papieża, przyjęli sakrament chrztu i zdecydowali się odstąpić od religii przodków. Dawni poganie, dzielni pruscy wojownicy byli zapewne wstrząśnięci widząc bogactwo i poziom infrastruktury w Państwie Kościelnym. Wkraczając do Rzymu musieli być pełni podziwu i zarazem przerażenia, że stawiali kiedyś zbrojny opór cywilizacji stojącej od nich na o wiele wyższym poziomie. Utwierdzili się zapewne w tym, że przyjęcie chrześcijaństwa jest dla nich jedynym i najlepszym rozwiązaniem. Razem z chrześcijaństwem szedł wyższy poziom życia, pewna gwarancja bezpieczeństwa, edukacja - wszak przez setki lat duchowni kształcili prostych i możnych, budowali szkoły parafialne i tłumaczyli poganom, że natura, gwiazdy, drzewa, kamienie itp. nie są bogami.

            Jakże wielkie musiało być zdumienie papieża Innocentego III? Ciekawe czy tak jak na filmie pt. "Święty Franciszek z Asyżu" wstał on ze swego tronu i podszedł tak jak do św. Franciszka przywitać nowo nawróconych dumnych i dzielnych wojowników, których przodków nie dał rady pokonać nawet Bolesław Krzywousty podczas licznych wypraw wojennych. Wydarzenie to było zapewne wyjątkowe i przejmujące, a papież potwierdził je specjalną bullą wydaną 18 lutego 1216 roku, w której po raz pierwszy w historii użyto nazwy "terra Lubouia", czyli Ziemia Lubawska. Tak oto chrzest przyjęli i od ślepej wiary w pogańskich bogów odstąpili: Warpoda z Ziemi Łężańskiej - Lanzanią przez wielu nazywanej położonej w północnej części Wysoczyzny Elbląskiej - i Surwabuno, rijkas z grodu, który dziś Lubawą nazywamy.



Powyższa historia dotyczy wydarzenia historycznego, jednak sam opis jest stworzoną przeze mnie fikcją literacką. Faktem jest jednak, że nawrócenie obu władców przez Chrystiana było wydarzeniem tak znacznym i doniosłym, że w nagrodę w 1216 roku papież Innocenty III mianował Chrystiana biskupem całych Prus. Całe Prusy, a więc Ziemia Sasinów również stały się jego diecezją. Biskup Chrystian otrzymał wiele przywilejów: dysponował wyłącznym prawem do udzielania zezwoleń na wchodzenie zbrojnych oddziałów do Prus, był odpowiedzialny za prowadzenie misji chrystianizacyjnych, nadawanie odpustów uczestnikom krucjat oraz za karanie nieposłusznych karami kościelnymi. 

            W tym miejscu warto dodać, że biskup Chrystian nawracał Prusów w sposób pokojowy, w przeciwieństwie do Krzyżaków, którzy pojawili się na Ziemi Sasinów i w Lubawie ok. 1230 roku.

            Biskup Chrystian na terenie Ziemi Sasinów założył wiele szkół misyjnych, zbudował liczne kościoły oraz wykupywał dziewczynki pruskie, które poganie czasem mieli w zwyczaju zabijać. Dlaczego to robili? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, zbyt duża ilość dziewczynek w okresie nieurodzaju, wojen, była dla nich zapewne problematyczna. Poza tym wierzyli, że każdy zabity Prus odrodzi się jako daleki krewny, a jego życie będzie bardziej dostatnie od obecnego. Na wiarę w życie pozagrobowe Prusów nieco światła rzuca (stronniczy i anty pruski) traktat dzierzgoński z 7 lutego 1249 roku. Oto jego fragment, w którym pokonani przez Krzyżaków Prusowie mieli obiecać odstąpienie od pogańskich praktyk: "Zaniechają dorocznych ofiar z owoców ziemi składanych bóstwu, które nazywają Kurche albo wszystkim innym bóstwom, bo te przecież nie są stworzycielami nieba i ziemi. Prusowie przyobiecali wytrwać w posłuszeństwie Kościołowi Katolickiemu. Obiecali też zrezygnować i nie korzystać z wyroczni wróżbitów nazywanych tulissones i ligossones, bo są to zwykli szarlatani i kłamcy. Oni zło nazywają dobrem, bo na pogrzebach sławią zmarłych za ich grzeszne czyny, takie jak napady i morderstwa. Ci wróżbici do góry wznoszą głownie i wołają, że widzą zmarłego na koniu pośrodku nieba, przy odzianego w lśniącą zbroję w orszaku innych rycerzy. Takimi to mamidłami karmią oni ludzi. Prusowie przyobiecali tych wieszczów ze swego środowiska wyeliminować".


Lubawa pierwszym miastem w całych Prusach?

            Wiemy, że dokument papieski "terra Lubouia" w którym Innocenty III przejmuje pod opiekę włości Surwabuny jest datowany na 18 lutego 1216 roku. Mamy więc jakieś czternaście lat zanim na tym terenie pojawią się Krzyżacy. Niewiele się mówi i pisze o tym okresie czasu, większość autorów koncentruje się na chrystianizacji prowadzonej przez Zakon krzyżacki, zapominając, że rycerze w białych płaszczach z czarnymi krzyżami, po dotarciu na Ziemię Lubawską (czyli Zachodnią część Ziemi Sasinów) zastali drewniane kościoły, wielu ochrzczonych mieszkańców oraz coś niespotykanego wśród pogańskich Prusów, czyli "miasto" (osadę? Duży gród z podgrodziem?) o nazwie Lubawa oraz pierwsze wsie. 

                 Podobny stan rzeczy Krzyżacy zastali na Ziemi Łężańskiej u rijkasa Warpody, który w 1216 roku przyjął chrzest razem z Surwabuno. Kiedy w XIII wieku rycerze Zakonu krzyżackiego dotarli na tereny Warmii  to Mistrz Krajowy Hermann von Balk odstąpił od zamiaru podboju "już ochrzczonej" Lanzanii. Ataki Zakonu dużym łukiem obeszły te ziemie i ruszyły dalej na północny wschód.


            Dziś obecność miast na terenie województwa warmińsko-mazurskiego jest czymś normalnym, wiemy czym jest wieś, wiemy jak wygląda miasto. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że Prusowie nie budowali miast ani wsi. Pierwszym miastem, nie tylko na Ziemi Sasinów, ale prawdopodobnie w całych pogańskich Prusach (obszar województwa warmińsko-mazurskiego i obwodu kaliningradzkiego) była właśnie Lubawa. Pozostałe miasta zakładali już Krzyżacy albo biskupi, np. Królewiec (Kaliningrad) w 1255 roku, Toruń w 1230 roku, Olsztyn w roku 1353. Żadne z tych miast nie ma tak wczesnego rodowodu jak Lubawa.       


Fakty i hipotezy
            Na początku należy wyjaśnić dlaczego Prusowie nie budowali miast i wsi. Otóż sprawa jest dość złożona i wymaga dogłębnego wyjaśnienia. Rozpocznę od krótkiego przedstawienia pruskiego "podziału administracyjnego" oraz opisu fauny i flory na Ziemi Sasinów, czyli jednej z "krain" znajdujących się na terenie Prus. Na początku XIII wieku znaczna część Prusów, właśnie z Ziemi Sasinów, dzięki działalności biskupa Chrystiana przyjęła chrzest. Działalność biskupa, budowa Lubawy, kościołów, krzewienie chrześcijaństwa sprawiły, że zachodnią część Ziemi Sasinów chrześcijanie zaczęli nazywać Ziemią Lubawską. Obszar na wschód od Lubawy, a precyzyjniej na wschód od obecnych wsi Gierłoż i Zajączki oraz na wschód od rzeki Gizeli (dopływu Drwęcy) dalej zamieszkiwali pogańscy Prusowie z plemienia Sasinów. Dlatego na niektórych mapach Prus nie ma Ziemi Lubawskiej, a jest sama Ziemia Sasinów, na innych mapach są natomiast obie krainy. Wszystko zależy od tego, czy mapa przedstawia Prusy, przed, czy po chrzcie Surwabuny i wystawieniu papieskiej bulli ""terra Lubouia" 18 lutego 1216 roku. Warto też mieć świadomość, że niektóre mapy są po prostu wykonane błędnie.


Oto kilka przykładów takich map:





Ziemia Sasinów podczas wypraw krzyżowych Bolesława Krzywoustego w XII wieku
(Okulicz – Kozaryn Łucja, Dzieje Prusów., s. 243)

            Największym obszarem "administracyjnym" były opisane przez kronikarza Piotra z Dusburga tzw. terry - krainy (Sasinia, Galindia, Pomezania, Pogezania, Warmia, Natangia, Sambia, Barcja, Nadrowia, Skalowia, Jaćwingowie). Od ich nazw pochodzą też nazwy pruskich plemion.

            Nazwa każdej terry pochodzi od nazwy zamieszkującego ją pruskiego plemienia. Terry składały się z kilku mniejszych ziem zwanych terrulami, które z kolei dzieliły się na lauksy. Niestety nie wiemy na ile terulli i lauksów była podzielona Ziemia Sasinów. Wiemy natomiast, że terulle były tworami autonomicznymi. Mieszkańcy konkretnej terulli, wedle własnego uznania decydowali o wzięciu udziału w wojnie prowadzonej przez inną terrulę (mieli pełną swobodę decyzji). Czasem dochodziło do wojen między Prusami, np. Prusowie z plemienia Sasinów zamieszkujących jedną terrulę mogli walczyć z przedstawicielami tego samego plemienia zamieszkującymi sąsiednie terrule. Dochodziło też do starć między terrami, czyli plemionami. Oczywiście prowadzono też najazdy (tzw. rajdy) na ziemie nawróconych w 966 roku na chrześcijaństwo Polaków (Słowian, Polan). Słowianie, głównie z Mazowsza i Ziemi Chełmińskiej również urządzali liczne wyprawy wojenne na ziemie zamieszkiwane przez Prusów. 

            W społeczeństwie pruskim funkcjonowały różne warstwy społeczne. Kiedyś niektórzy historycy (a wśród nich ja) uważali, że Prusowie byli ludem hierarchicznym. Mylnie twierdzono, że najwyżej hierarchii stał nobil niżej pospólstwo, a na samym końcu niewolnicy. Ponad to uważano, że nobil był władcą zarządzającym jednym lub kilkoma terrulami bądź lauksami. Za najbardziej znanych nobilów z Ziemi Sasinów uważano Surwabuno (władcę grodu Lubawa) i Warpodę (władcę Łążyna i prawdopodobnie grodziska nad Jeziorem Zwiniarz). Dziś wiemy, że Prusowie raczej nie mieli władców "nobilów", książąt, królów itp. Wśród Prusów i prawdopodobnie również u Słowian (Polan) w czasach pogańskich ludzie żyli bez władców. Jedynie podczas wojen wybierano rijkasów, którzy byli dowódcami danego lauksu albo terruli. Skoro wśród Prusów nie było władzy centralnej nie wykształtowała się potrzeba zbierania podatków. Nam ludziom XXI wieku to może wydawać się dziwne ale Prusowie faktycznie żyli bez podatków, nawet gdyby chcieli je płacić to i tak nie mieli komu ponieważ nie funkcjonowała u nich żadna zwierzchnia władza. Czyż to nie jest niesamowite?

            Oczywiście we wszystkich pruskich plemionach np. u Sasinów, Pomezan, Pogezan, Warmów i innych istnieli ludzie szanowani bardziej od innych. Niewątpliwie powszechnym szacunkiem cieszyli się kapłani (wajdeloci) i kapłanki oraz starszyzna. Kapłani potrafili czytać z ruchu gwiazd, organizowali wiec i prowadzili religijne obrzędy. Natomiast kapłanki były pośredniczkami między wiernymi i żeńskimi boginiami takimi jak np. bogini Kurke. Dużo ciekawych informacji na ten temat znajduje się w traktacie dzierzgońskim z 1249 roku, oto dwa ciekawe fragmenty: składają doroczne ofiary "z owoców ziemi składanych bóstwu, które nazywają Kurche albo wszystkim innym bóstwom (...)". Korzystają "z wyroczni wróżbitów nazywanych tulissones i ligossones (...) Oni zło nazywają dobrem, bo na pogrzebach sławią zmarłych za ich grzeszne czyny, takie jak napady i morderstwa. Ci wróżbici do góry wznoszą głownie i wołają, że widzą zmarłego na koniu pośrodku nieba, przy odzianego w lśniącą zbroję w orszaku innych rycerzy".

            Najważniejsze decyzje  najstarsi i najbardziej doświadczeni Prusowie podejmowali wspólnie na wiecach jako ludzie równi sobie. Tylko podczas wojen wybierali rijkasa, czyli kogoś kogo człowiek XXI wieku nazwałby dyktatorem powoływanym na czas wojny. Czy w starożytnej republice rzymskiej nie czyniono podobnie? Kto wie może Prusowie handlujący od czasów starożytnych z wieloma cywilizacjami przejęli od nich niektóre zwyczaje. A może tamte cywilizacje przejęły coś od Prusów? Pytania te pozostawiam otwarte.

Grodzisko położone nad Jeziorem Zwiniarz. Obecnie ma kształt podkowiasty (o średnicy 35 m) ale dzięki archeologom wiemy, że we wczesnym średniowieczu miało kształt regularnej elipsy, od której w czasach nowożytnych odcięto prawie połowę obszaru niwelując go i przeprowadzając tędy drogę. Naokoło grodziska biegnie głęboki i szeroki parów, który w przeszłości spełniał rolę fosy broniącej mieszkających tu Sasinów przed wrogimi atakami chrześcijan lub innym pruskich plemion.

           
          Warto zapamiętać jeden podstawowy fakt. W każdej terulli, a niekiedy w każdym lauksie znajdował się przynajmniej jeden warowny gród. Kiedyś myślano, że w takich grodach mieszkali lokalni władcy. Dziś panuje przekonanie, że grody Prusowie z okolicy utrzymywali wspólnie, budowali w nich spichlerze, kopali studnię i trzymali zwierzynę. W każdym grodzie znajdowała się wysoka wieża obserwacyjna, w której pełniono warty. W chwili zagrożenia wartownicy ogłaszali alarm. Jeśli ktoś nie zdążył w porę się schronić w grodzie pozostawała mu ucieczka do lasu albo próba obrony na swoim gospodarstwie. W tym miejscu warto dodać, ze gospodarstwo każdego Prusa było ufortyfikowane.  Gród nie był miastem, bardziej możemy go porównać do małego zamku z drewna.

            Samo pruskie słowo lauks oznacza pole. Wyobrażajcie je sobie jako kilku, kilkunasto kilometrowy obszar na którym są rozsiane pojedyncze drewniane, kryte słomianą strzechą chaty o kamiennych fundamentach. Lauks w niczym nie przypominał wsi,  budowanych w krainie Polan (Słowian) np. na sąsiednim Mazowszu. Chrześcijańskie wsie charakteryzowały się zwartą zabudową, a w pruskich lauksach zabudowa była rozproszona.

Gospodarstwa pruskie stanowiły organizm autonomiczny, każdy Prus miał gospodarstwo i sam na siebie pracował. Poza tym były one rozsiane po całym lauksie. Najczęściej lokowano je na wzniesieniach, pośród jezior, rozlewisk oraz trudnych do przebycia bagien. Dzięki takiej lokalizacji, w razie odcięcia drogi do grodu, podczas niespodziewanego najazdu, rodzina zamieszkująca gospodarstwo miała większe szanse odparcia wrogich Prusów z innego lauksu albo z innej krainy np. Pomezanii lub odparcia ataków chrześcijan z np. z Mazowsza.

            Wiemy już, że najważniejsze były lauksy, słowo to w języku Prusów oznacza pole. Większe podziały o których wspomniałem, czyli na trerry i terulle miały mniejsze, wręcz marginalne znaczenie. Analizując najmniejsze obszary, lauksy, musimy wziąć pod uwagę przyrost demograficzny ludności pruskiej oraz spełnianie potrzeb codziennego życia. Ciężko jest uwierzyć, że na początku XIII wieku na każdym lauksie stał gród i w bardzo dużej odległości od siebie, pochowane między drzewami i bagnami były rozrzucone pojedyncze chatki. Samo określenie chatki jest nieprecyzyjne, to były raczej gospodarstwa (kaym) rozsiane po całym polu (lauksie). 

            Na każdy kaym składało się kilka, a czasem kilkanaście mniejszych i większych drewnianych domów. Całość była ogrodzona drewniano-ziemnymi wałami i cały czas gotowa do obrony. Na takie gospodarstwo składały się: chata w której mieszkała głowa rodu razem z żonami (często wieloma) oraz ich dzieci, dom dla niewolników, spichlerz na ziarno, stodoła, stajnia, suszarnia na zboże, studnia i łaźnie. Gospodarstwa takie były rozsiane po całym lauksie

            Puszcze zamieszkiwane przez Prusów były bogate w zwierzynę łowną (między innymi dzikie konie i tury), liczne jeziora obfitujące w ryby oraz roślinność nadającą się jako pokarm dla zwierząt hodowlanych takich jak: konie, bydło i trzoda.

            Warto odnotować jeszcze kilka słów o pruskich łaźniach, chociażby z tego powodu aby rozwiać jeden z mitów, który mówi, że ludzie w średniowieczu się nie myli. Otóż myli się, łaźnie stały we wsiach i miastach Polan oraz w pruskich gospodarstwach (kaym). U Prusów w każdej łaźni znajdował się piec z polnych kamieni, na które po podgrzaniu lano wodę. Było to coś w rodzaju sauny. Prusowie lubili dbać o swoją higienę i myli się często. 

            Można powiedzieć, że puszcza była przyjaciółką Prusów, oni oddawali jej cześć, a ona karmiła hodowane przez nich zwierzęta, dawała im zwierzynę, z której mogli pozyskać mięso i futra, oferowała, pszczoły dające miód oraz dzikie rośliny służące za pokarm podczas nieurodzajów, srogich zim i wojen. Dziewicza puszcza dawała Prusom schronienie oraz torfowiska bogate w rudę darniową, z której w piecach dymarkowych (hutniczych) i warsztatach Prusowie wytwarzali swoją broń. Jako ciekawostkę warto przytoczyć, że ruda darniowa stanowiła naturalny piorunochron średniowiecznych budynków, działo się tak z powodu jej budowy - obiekty przy wznoszeniu których wykorzystywano rudę, były zawsze suche, budulec ten posiada właściwości wentylacyjne i estetyczne.

Po lewej widzimy Lubawę, obrazki wskazują, że kiedy biskup Chrystian pojawił się na tych terenach to znajdował się tam gród z podgrodziem oraz pogański Święty Gaj. Dalej na wschód zaznaczyłem gród Sassenpils we wsi Zajączki. Natomiast kamień pokazuje, że tam w tym lesie znajduje się do dnia dzisiejszego pruskie sanktuarium, czyli święte kamienie ofiarne.


Kolejne zdjęcie satelitarne pokazuje (podobnie jak powyższe) wieś Zajączki (Sassenpils) oraz po lewej rzekę Drwęcę i wsie Gierłoż - pomiędzy nimi przepływa niewidoczna na zdjęciu mała rzeczka Gizela (patrz opis poniżej).

            Jeden z lauksów znajdował się po obu stronach rzeki Gizeli (lewy dopływ Drwęcy). Jak już wspominałem po 1216 roku rzeka ta stanowiła wschodnią granicę Ziemi Lubawskiej. Grzegorz Białuński (Pruthenia, IV, 2009 r.) uważa, że na istnienie lauksu po obu stronach rzeki może wskazywać powstanie w tym miejscu dwóch osad nawiązujących do nazwy pola - Gierłoż (Girlosse). Na południowy-wschód od obu wsi Gierłoż znajduje się wieś Zajączki (gmina Ostróda), a na jej terenie grodzisko pruskie o nazwie Sassenpils (gród Sasinów). Grodzisko jest otoczone wysokim 8 metrowym wałem, a jego kształt przypomina ogromne wzgórze. W jego zachodniej części korona wału ma wyraźne obniżenie, będące najpewniej pozostałością po bramie wjazdowej. Na szczycie grodziska znajduje się ogromne wgłębienie, które może pomieścić ok. 100 osób. 

Archeolodzy ustalili, że od strony zachodniej i południowej znajdowało się podgrodzie. Wieś Zajączki po raz pierwszy odnotowano w źródłach pisanych w 1328 r. jako dobra rycerskie. Natomiast wzmianki o okolicznym grodzie odnotowano w dokumencie z 1303 roku, w którym osada ta jest nazwana valum Sassenpile, czyli gród Sasinów (Zajęcy). Grodzisko znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich. Niedaleko w miejscowości Wysoka Wieś w lesie jest pruski „kamień ofiarny”. Na jego wierzchołku widnieją trzy owalne otwory możliwe, że w czasach pogańskich składano na nim ofiary z ludzi.

            W tym miejscu chciałbym zwrócić waszą uwagę na ciekawe znalezisko dokonane we wsi Gierłoż, tam gdzie prawdopodobnie znajdowało się wspomniane pruskie pole (lauks). Otóż od czasów starożytnych na Ziemi Lubawskiej krzyżowały się dwa szlaki bursztynowe wiodące do Bałtyku (do półwyspu sambijskiego). Wyprawy do Prus po bursztyn organizowali już starożytni Rzymianie. Bursztyn bałtycki, czyli zastygłą w głębi morskiej przed milionami lat kopalną żywicę drzew iglastych znano i ceniono również w Helladzie, Arabii, Egipcie oraz Persji. Rzymianie kochający luksus i bogactwo często próbowali zdobyć ten "skarb Bałtyku". Z jego powodu Prusów często napadali Wikingowie oraz Brytowie i Polanie. Już w I w. n.e. na Ziemi Sasinów przecinały się dwa szlaki bursztynowe: rzymski i wołyński. Pierwszym z nich zagraniczni kupcy podążali po bursztyn nad Bałtyk, a drugim od ujścia Wisły przez Wołyń nad Morze Czarne. Jednym ze znalezisk dowodzących obecności Rzymian na tych terenach jest skarb składający się z 1134 monet rzymskich z lat 54 – 211 n.e. znaleziony w 1740 roku we wsi Gierłoż (gm. Lubawa) położonej nad Gizelą. Innym dowodem dalekosiężnych kontaktów handlowych jest pierścień ze złota wykopany pod Byszwałdem (gm. Lubawa), srebrny naszyjnik znaleziony w Rybnie Lubawskim oraz dwie monety rzymskie znalezione w Łąkorzu wsi położonej w powiecie nowomiejskim, w gminie Biskupiec. Monety przedstawiają Antoniusza Piusa władającego Imperium Rzymskim w latach 131 – 161 n.e. oraz jego żonę Faustynę, zmarłą w 141 roku.


Dziewicza puszcza
            Podróżnicy, którzy zapuszczali się bez przewodników do Prus często tonęli w bagnach bądź padali ofiarą dzikiej zwierzyny. Naturalne przeszkody w postaci puszczy, bagien oraz licznych jezior uniemożliwiały lub utrudniały podróż każdemu śmiałkowi, kupcowi lub wrogim wojskom, które bez przewodnika mogłyby nie dotrzeć do żadnego z lauksów. Trzeba było poruszać się krętymi ścieżkami, niektóre były tak wąskie, że ledwo dwa konie mogły jechać obok siebie. Puszcza była gęsta i przepełniona niebezpieczeństwami, które czyhały na podróżników nie znających tutejszych szlaków. Wiele dróżek prowadziło donikąd, niektóre mogły doprowadzić wprost do bagna, ruchomych piasków albo legowiska wilków.

            Obszar Ziemi Lubawskiej w czasach nam współczesnych należy do południowo-zachodniej części województwa warmińsko-mazurskiego. Wyobraź sobie czytelniku, że przenosisz się w czasie do pierwszej połowy wieku XIII, do czasów Surwabuny, Warpody i biskupa Chrystiana. Na próżno mógłbyś się rozglądać za asfaltowymi ulicami, droga krajowa nr 15 prowadząca do Lubawy nie istnieje, na jej miejscu znajduje się bujna roślinność, bagna, drzewa i jeziora, których kiedyś było o wiele więcej niż dziś. Ścieżki i skróty które znasz powstaną za kilkaset lat. Tam gdzie dziś są pola kiedyś znajdowały się drogi, w miejscu w którym dziś rośnie las kiedyś mogło stać potężne grodzisko, a w jego pobliżu pruskie chaty i pola uprawne. Dlatego warto rozglądać się chodząc po polu albo po lesie. Jeśli dostrzeżesz kamień z tajemniczymi wgłębieniami albo znakami, gdzieś w środku lasu, odkopiesz taki kamień na polu, to wiedz czytelniku, że może to być stary pogański kamień ofiarny (z wgłębieniem) albo kamień graniczny (tajemnicze znaki) oddzielający jeden pruski lauks od drugiego. Mniej też świadomość, że w czasach biskupa Chrystiana Nowe Miasto Lubawskie, Kurzętnik i Lidzbark Welski nie istnieją, zostaną zbudowane dopiero w kolejnym wieku. W ich miejscu może mieszkali wówczas jacyś Prusowie, a może znajdowały się same bagna. Któż to wie?

            Gęsta prastara dziewicza puszcza pokrywała nie tylko Ziemię Sasinów ale całe Prusai (Prusy) aż po rzekę Pregołę i Niemen (obwód kaliningradzki). Było to królestwo roślin, zwierząt, obszar na którym królowała natura i współżyjący z nią w zgodzie Prusowie. Prastara dziewicza puszcza, warstwa torfowisk, moczarów, bagnisk i mokradeł. Kraina połyskująca lustrem niezliczonych rozlewisk i jezior, które znamy dzisiaj pod takimi nazwami jak: Jezioro Skarlińskie, Jezioro Partęczyny Wielkie, Jezioro Grądy, Jezioro Tarczyńskie, Jezioro Rubkowo, Jezioro Zwiniarz i wiele innych.

            Czytelniku powinieneś jeszcze mieć świadomość tego, czego współcześni mieszkańcy Ziemi Lubawskiej (zachodnia część dawnej Ziemi Sasinów) nie uważają za wyjątkowe, ponieważ jest to ich codziennością i się do tego widoku przyzwyczaili. Otóż jadąc z Brodnicy, dawnej Ziemi Michałowskiej, drogą krajową nr 15 do Nowego Miasta Lubawskiego po chwili dostrzeżesz liczne wzniesienia, pagórki małe i całkiem wysokie góry. Tak czytelniku, twoje domysły są słuszne, nie dość, że opisywaną krainę pokrywała bujna roślinność i gęsta puszcza to jeszcze był (i dalej jest) to obszar górzysty, z licznymi dolinami. Tysiące polodowcowych wzniesień, charakterystycznych dla obszarów górskich, mnogość rzecznych dolin, musisz to wszystko uwzględnić czytając mój artykuł.

            Niezwykle gęsta puszcza była dla Prusów naturalnym "murem" obronnym, była to naturalna zapora, która od południa i zachodu oddzielała Ziemię Sasinów od chrześcijan żyjących na Ziemi Chełmińskiej i Ziemi Dobrzyńskiej, w której od XI wieku głównym centrum był gród (potem osada i miasto) Dobrzyń. Puszcze i bagna ochraniały też przed niebezpieczeństwem płynącym z Mazowsza, na którym już od X wieku głównym ośrodkiem miejskim był Płock. Z tych trzech regionów od setek lat przybywali Polanie, dawniej Słowianie, którzy w 966 roku dzięki Mieszkowi, zwanemu też Dagobert, przyjęli chrzest. Od tamtej pory chcieli oni zaszczepić swoją nową wiarę u Prusów. Ziemię Sasinów najeżdżali synowie i następcy Mieszka. Bolesław nazwany Chrobrym dotarł nawet do rzeki Osy, która stanowiła granicę za którą żyły pruskie (sasińskie) plemiona. Bardzo dotkliwe były najazdy Bolesława po śmierci nazwanego Krzywoustym, który władał Polanami w latach 1102-1138. Prusowie nie pozostawali dłużni i organizowali liczne ataki odwetowe na ziemie chrześcijan. Obie strony plądrowały domostwa nieprzyjaciela, gromadziły liczne skarby i brały w niewolę mężczyzn, kobiety oraz dzieci. Nie można jednych nazwać dobrymi, a drugich złymi. Obie strony chciały zdobyć liczne łupy, obie strony zabijały i brały w niewolę.
Model grodziska wczesnośredniowiecznego w Muzeum Przyrody w Jeleniu. 


Chrzest i budowa Lubawy
            Nadszedł rok 1215. Na wschodniej części Ziemi Sasinów pojawił się pewien dostojnik. Przedarł się wąskimi szlakami przez puszczę, przybył razem ze swoją świtą. Wkroczył do krainy Prus. Czy zabiją mnie tak jak zabili Św. Wojciecha? Myśl taka zapewne zakwitła w jego umyśle, szedł jednak naprzód. W końcu napotkał Prusów z plemienia Sasinów, którzy zaczęli się przyglądać nieznajomemu. Dostojnik wiedział, że św. Wojciech zginął ponieważ bez pozwolenia wszedł do Świętego Gaju, postanowił, że nie popełni jego błędów i nie będzie naruszał niczego co dla Prusów jest święte.

            Dostojnik przyglądał się im, a oni jemu. Nie atakował więc i oni nie zaatakowali. Zapewne znał ich język, w którym poprosił o gościnę. Prusowie byli znani ze swojej gościnności, więc mu nie odmówili. Zabrali dostojnika do swojego lauksu. Tak się złożyło, że był tam Surwabuno, zasłużony i zamożny Prus, często wybierany na rijkasa, z lauksu położonego na pięknych terenach przez które przepływały trzy rzeczki: Sandela, Jesionka i Elszka. 

            Okazało się, że Surwabuno pochodzi potężnego lauksu, na którym znajduje się potężny gród nazywany później przez chrześcijan Lubawą. Był to duży gród z podgrodziem. Dlaczego tak go wyolbrzymiam? Otóż jak Zauważa Jan Falkowski (Ziemia Lubawska, s. 106) nie tylko na początku XIII wieku ale nawet w wieku XII był to pruski główny ośrodek polityczny i handlowy oraz potężna osada obronna, czyli gród z mieszkalnym podgrodziem. Można śmiało stwierdzić, że na Ziemi Lubawskiej (lub w zachodniej części Ziemi Sasinów) był to największy lauks, który prawdopodobnie podbił sąsiednie lauksy.


            Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić jakich argumentów użył Chrystian aby przekonać Surwabuno i innych Prusów zamieszkujących te ziemie. Faktem jest jednak to, że Surwabuno oraz rijkas w plemienia Warmów o imieniu Warpoda (z Ziemi Łężańskiej zwanej też Lansanią) przyjęli chrzest. Faktem jest też to, że niedaleko Lubawy (w Lipach) znajdował się pruski Święty Gaj, w którym płonął wieczny ogień i stały święte drzewa lipowe. W gaju tym byli wajdeloci (pogańscy kapłani). Było to miejsce pogańskich pielgrzymek, podobne jak w Świętym Gaju nad Drwęcą (w Łąkach Bratiańskich). Posiadamy też wzmianki o jeszcze dwóch Świętych Gajach, jeden nazywany Ciemnikiem znajdował się niedaleko obecnej wsi Kurzętnik, a drugi przy grodzisku we wsi Nielbark (kilka km na południe od Kurzętnika). Pisze o nim między innymi Robert Klimek na swojej niezwykle ciekawej, poświęconej grodziskom stronie: http://grodziska.eu/c57.html. A oto fragment jego opisu grodziska w Nielbarku: "Wg. legendy niedaleko Nielbarka znajdował się niegdyś święty gaj Prusów, w którym biskup Chrystian ściął toporem lipę (święte drzewo utożsamiane u Prusów z symbolem żeńskim). Później na miejscu ściętego drzewa ukazała się podobno biskupowi Matka Boska".

Strzałka wskazuje grodzisko we wsi Nielbark. Po lewej w stronę Kurzętnika i Nowego Miasta Lubawskiego przebiega droga krajowa nr 15. 


Teren pogranicza

            Wiemy już, że Prusowie, którzy "nie znali" wsi i miast, lubili żyć w chatkach rozproszonych po całym lauksie, a największymi budowlami, z którymi mieli do czynienia były grody (czasem grody z przylegającymi do nich podgrodziami). Mógłbym się zgodzić z tym stwierdzeniem ale niestety do końca nie mogę. Wszystko, co wam napisałem jest oczywiście prawdą ale musicie zrozumieć, że Ziemia Lubawska jest obszarem wyjątkowym, jest to obszar pogranicza słowiańsko-pruskiego, a od lat 30 XX wieku, polsko-krzyżackiego. Faktem jest, że Prusowie nie budowali miast i wsi jednak wszystkie te opisy dotyczące Prusów warto odnieść do plemion żyjących dalej w głębi "kraju" we wschodniej Sasinii, Galindii, Barcji czy Nadrowii. 
            U nas, na Ziemi Lubawskiej, położonej blisko Ziemi Michałowskiej, Mazowsza i Ziemi Dobrzyńskiej, kultura pruska przenikała się z kulturą słowiańską. Prawda jest taka, że chrześcijaństwo przenikało tu od kiedy Mieszko przyjął chrzest w 966 roku. Działo się tak między innymi dzięki kupcom oraz targom.

            Znamy dwa miejsca, w których całe wieki przed przybyciem biskupa Chrystiana i budową miasta Lubawa (w miejscu grodu Surwabuna albo blisko niego) znajdowały się targowiska. Jednak nie były to targowiska takie jak je znamy obecnie. Piszą o nich między innymi Wojciech Kętrzyński w książce pt: "O ludności polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich" oraz Robert Klimek na swojej stronie internetowej (ten sam link, który prędzej podałem). W tym miejscu oddajmy głos Wojciechowi Kętrzyńskiemu: "Nie istniała więc żadna władza centralna u Prusaków i żadna hierarchia a społeczeństwo całe przestawia dziwny obraz rozbicia i rozproszenia na atomy. Są jednak ślady pewnego skupienia się i to w dwóch kierunkach. Potrzeba bowiem wymiany produktów krajowych na towary zagraniczne, a mianowicie na broń, żelazo i sól, otworzyła już wcześnie miejsca, w których nie tylko krajowcy się schodzili, aby nawzajem wymieniać swe towary, lecz gdzie kupcy pograniczni i nawet zamorscy z towarami swoimi stawali. Aby to umożliwić w kraju takim jak Prusy, miejsca takie i targi same musiały mieć jakiś charakter święty, zapewniający wolność i bezpieczeństwo tak osób jak też towarów, bo inaczej by na targ taki nikt nie jechał. Nie powinniśmy jednak sobie wyobrażać, jakoby miejsca, na których targi się odbywały, były podobne w czemkolwiek do miast naszych. Bynajmniej. Nie istniały w Prusiech miasta, tem mniej miasta handlowe, a to, co dotąd za takowe uważano, były tylko targowiska, w których w pewnych dniach lub pewnej porze roku ludność i kupcy się schodzili. Podczas targu panowało tam życie i ruch, były szałasy i stragany, lecz po skończonym targu było to znów pole puste i bezludne (...) takie miejsce przeznaczone dla handlu leżało w niegdyś pruskiej ziemi pod samą Lubawą, gdzie miejscowość Targowisko położenie jego dokładnie oznacza".
           
            Kętrzyński zapisał te słowa w drugiej połowie XIX wieku. Mimo upływu czasu w wielu kwestiach dalej należy się z nim zgodzić. Po pierwsze ok. 3-4 km na południe od Lubawy znajduje się wieś Targowisko (dwa sołectwa Targowisko Dolne i Targowisko Górne). Wiemy, że setki lat przed chrztem Surwabuno (w 1216 roku) w miejscu obecnej wsi znajdował się pruski targ, taki o jakim wspominał Kętrzyński (patrz powyższy cytat pisany kursywą). Później, po chrzcie miejsce targowych spotkań przeniosło się do Lubawy. I targ odbywał się już cały czas, a nie tylko okresowo. Dlaczego? Powodów jest kilka: Lubawa z grodu zaczęła się przeradzać w miasto, chrzest wiązał się z tworzeniem całej infrastruktury. Pamiętajmy, że papież Innocenty III mianował Chrystiana biskupem całych Prus, dał mu tym samym ogromną władzę. Wiemy, że w widłach rzek Sandela i Jesionka do 1260 roku stał drewniany zameczek. Siłą rzeczy musiał go zbudować biskup, ewentualnie Surwabuno, który przecież dla wielu Prusów dalej był kimś ważnym, kogo wybierano na rijkasa. U Prusów musiał więc być osobą o znacznym statusie społecznym. 


            Wiemy też, że poza drewnianym zamkiem w widłach rzek oraz poza budowanym miastem stał w pobliżu pruski gród, w którym zapewne Prusowie chronili się w razie niebezpieczeństwa. Grodzisko, czyli pozostałość po grodzie, znajdowało się jeszcze kilkadziesiąt lat temu w zachodniej części miasta, nad rzeką Sandelą. Osada została całkowicie zniszczona ponieważ na jej miejscu zbudowano żwirownię. Jedyne co nam po niej pozostało to źródła i legendy.  Wiemy, że gród był użytkowany w średniowieczu.



Lubawa - pierwsze miasto na Ziemi Lubawskiej?

            Jak już wspominałem Ziemia Lubawska jest obszarem specyficznym. Kętrzyński i wielu innych (np. Lech Z. Niekrasz w książce pt: "Gdzie jesteście Prusai?"), piszą, że Prusowie nie znali miast, obce im było budowanie osad ze zwartą zabudową. Badania archeologiczne prowadzone na Ziemi Lubawskiej częściowo zaprzeczają tej tezie. Dlaczego częściowo? Dlatego, że odkopano osadę ale znajduje się ona wręcz na granicy Ziemi Lubawskiej i Mazowsza. Mam na myśli osadę położoną niedaleko wsi Tarczyny (gmina Lidzbark, powiat działdowski), w okolicy Jeziora Tarczyńskiego i Jeziora Grądy (patrz poniższa mapa). Podjęto tam próbę rekonstrukcji osady położonej w pobliżu grodziska. Gród znajdował się na półwyspie Jeziora Grądy i prawdopodobnie spełniał rolę warowni obronnej, w której chronili się okoliczni mieszkańcy w razie zagrożenia. Dzięki badaniom przeprowadzonym przez Kazimierza Grążawskiego wiemy, że Gród był średnich rozmiarów, posiadał wały obronne o wysokości 10 – 12 m oraz fosę.  Od jego południowo – zachodniej strony znajduje się rozległa na 50 arów, otoczona rowem osada przygrodowa, którą  częściowo zrekonstruowano: odbudowano wiele domów, wał z płotem oraz bramę wjazdową. Zarówno osada jak i gród były zamieszkiwane od IX do XIII w. Zobacz zdjęcia: http://grodziska.eu/c5715.html

Osada w Tarczynach należy do najlepiej przebadanych osiedli mieszkalnych na Ziemi Lubawskiej. Archeolodzy znaleźli tam m.in. 87 jam, 17 palenisk oraz pozostałości czterech pieców. Poza tym odkopano fundamenty dwóch budowli naziemnych i jednej budowli słupowej oraz wielu domów mieszkalnych. Do bardziej tajemniczych nalezą obiekty nazywane jamami. Mają one różne rozmiary i przeważnie owalne kształty o średnicy od 05 do 1,30 m oraz są zagłębione w ziemi na głębokości od 0,60 do 0,90 m.
 

Jaki płynie z tego wniosek? Otóż taki, że w czasach przed przybyciem Krzyżaków ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, gdzie kończyła się Ziemia Lubawska i rozpoczynało Mazowsze. Był to teren pogranicza, dlatego w osadzie tej, oraz w wielu grodziskach na Ziemi Lubawskiej archeolodzy odnajdują przedmioty związane zarówno z Prusami jak i z Polanami (Słowianami).




Budowa miasta Lubawa

            Dotarliśmy w końcu do samej Lubawy. Jak ją zbudowano? Pierwsze budynki były zapewne z drewniane, kościół, którego budowę rozpoczął biskup Chrystian w 1215 lub 1216 roku też był z drewna, tak samo zamek budowany w widłach rzek Sandela i Jesionka.
            Czytelniku w tym miejscu warto puścić wodze fantazji. Wyobraź sobie, że stoisz na jednym ze wzgórz otaczających Lubawę. Jest rok 1220, od przyjęcia chrześcijaństwa już minęło kilka lat. Co widzisz? Ja widzę coś niesamowitego. Obserwuję teren, który zachwycił mnie swym pięknem. Ze wzgórza na którym stoję widzę wszystko doskonale. Jedna mała rzeczka płynie sobie spokojnie od zachodu. Od wschodu natomiast dostrzegłem dwie kolejne rzeki. Widok zapiera dech w piersiach. Obserwuję budowę miasta! Wszędzie kręci się wiele osób. Ze wzgórza dostrzegłem duży gród, a na wschód od niego, w widłach dwóch rzek widzę budowę drewnianego zamku. Jednak największe wrażenie na mnie zrobił ogromny plac budowy znajdujący się pomiędzy grodem i budowanym zamkiem.  Od razu domyśliłem się, że jest tam budowane coś większego niż gród, czy zamek. Tam wznoszą miasto! Widzę jak na wydzielonych placach ludzie wznoszą drewniane domy oraz warsztaty, w środku miasta jest już zbudowany drewniany kościół. Naokoło całego placu budowy jacyś ludzie wznoszą drewniane umocnienia, jeszcze inni kopią wzdłuż tych umocnień głęboki rów - to będzie fosa. Przy pobudowanym kościele, jest duży plac na którym znajdują się kramy kupieckie, stragany, wielu rzemieślników sprzedaje na nich swoje wyroby, ze wzgórza dostrzegłem też liczne wozy kupieckie. 

            A co sprzedają? Znaleziska archeologiczne udowadniają, że Prusowie handlowali z wieloma ludami, znajdziesz tu wyroby wikingów, bursztyn sprowadzony znad Bałtyku, broń (włócznie i miecze wikingów, pruskie pawęże), futra i kaftany ze zwierzęcych skór, miód pitny, kumys, czyli napój pity przez pruskich nobilów i najbogatszych wojowników. Wiking, przybysz z Brytanii, Litwin, Słowianin (z kraju Polan), a nawet mieszkańcy Normandii - ich obecność na pruskich targach nie powinna dziwić.


Targ niewolników - zakończenie
            Zdaję sobie sprawę, że tylko zarysowałem temat. O historii Ziemi Lubawskiej w okresie "przed-krzyżackim" można (i w przyszłości trzeba) napisać o wiele więcej. Moim zadaniem było zaciekawić, podkreślić wyjątkowość Lubawy. Bo, czy tak stary rodowód miasta i tak fascynujące dzieje nie są powodem do dumy dla mieszkańców miasta i całej Ziemi Lubawskiej?

            
Średniowieczne kajdany dla niewolników i skazańców






Na zakończenie chciałbym poruszyć temat mało znany, słabo opisany i moim zdaniem warty dokładnego zbadania. W średniowieczu niewolnictwo było czymś normalnym, Prusowie najeżdżający Polan (Polaków, Słowian) setki razy porywali ze sobą mężczyzn, kobiety i dzieci w niewolę. Ich losy bywały różne. Pozwolę sobie zacytować bardzo ciekawy opis z bloga Pruski Horyzont: 

(http://pruskihoryzont.blogspot.com/2012/11/prusai-prusowie-cz2.html):

"Niewolnicy stanowili najniższy stopień pruskiej drabiny społecznej, pozyskiwani byli głównie podczas wypraw łupieżczych i uprowadzani w dożywotnią niewolę w Prusach. Tradycja niewolnictwa pośród Prusów miała wielowiekową tradycję i nie była wytworem związanym z zaognieniem się stosunków z sąsiadami. Już w dawnych wiekach Prusowie i ich przodkowie porywali ludność napadniętej ziemi i wcielali ją w ramy swej rodziny. Początkowo Prusowie ograniczali się do brania w niewolę kobiet i dzieci, mężczyzn zabijając na miejscu, z czasem widząc korzyści płynące z potencjalnego okupu poczęli ich oszczędzać. Kobiety uprowadzone w niewolę czekał dwojaki los, kończyły jako pruskie żony lub jako żywy towar sprzedawany kupcom, pobratymcom lub obcym. Porwane przez Prusów dzieci o pochodzeniu innym niż pruskie ulegały prutenizacji i wychowywane w pruskim domu przyzwyczajały się do traktowania go jak własny, a otaczających je ludzi jako rodziny. Pochodzenie etniczne pruskich jeńców było co ciekawe szalenie zróżnicowane, i tak poza ludnością pruską która dostawała się do niewoli w wyniku wojny jednej ziemi z drugą jej proweniencja była także bałtyjska, skandynawska, słowiańska czy fińska. Niewolnicy nie mieli de facto żadnych praw, byli własnością ruchomą i ich życie lub śmierć była w gestii Prusa do którego należeli. Kwestia brania ludzi w niewolę nie czyniła Prusów wyjątkowymi w skali Europy, zwyczaj ten był powszechny, a los ludności wziętej w jasyr w wypadku innych grup etnicznych był czasem o wiele gorszy. Inną sprawą jest fakt, iż część niewolnych jako własność ruchoma trafiała do prawowitych spadkobierców a część dzieliła stos ze swym panem. Czyniona tak przez wzgląd na to, iż wierzono w ich odrodzenie u boku swego pana w zaświatach. Kończąc dodam, iż kroniki zakonne często wzmiankowały o współpracy i obopólnym oddaniu pana i niewolnego".

         
            Do powyższego fragmentu warto jeszcze dodać informacje z książki pt: "Gdzie jesteście Prusai?"  Pana Lecha Z. Niekrasza, który twierdzi, że pruskie lauksy oraz plemiona walczyły między sobą i często Prusowie brali w niewolę innych Prusów. Poza tym: "w niewolę Prusów popadali również Słowianie, Germanie a nawet i Skandynawowie. Jak na niewolników przystało, byli oni pozbawieni wszelkich praw, a pruski właściciel bywał ich panem i władcą. Wychowywane pod dachem Prusów potomstwo niewolnika zwykło często traktować ten dom jak własny a rodzinę pruskiego pana jak swoich najbliższych".

            Co robiono z niewolnikami? Otóż w średniowieczu, co najmniej do przełomu XII, a zapewne w XIII wieku jeszcze też, niewolnictwo było powszechne, a schwytani w niewolę stawali się własnością swojego nowego pana. Prusowie oczywiście nie byli tu wyjątkiem, nie łudźmy się. Kobiety, mężczyzn i dzieci w niewolę porywali Polanie, Litwini, wikingowie i inni. Praktycznie każde duże miasto miało swój targ niewolników. Niewolnice i niewolników wprowadzano, ze skrępowanymi rękoma, na specjalne drewniane podwyższenie, a potencjalni kupcy licytowali się kto da więcej. Na terenie Prus, w miejscach targowych zapewne też sprzedawano niewolników i niewolnice. Istnieją nawet grupy rekonstruktorskie odtwarzające targi niewolników, w sposób zabawny i znacznie odbiegający od dramatyzmu i tragedii jakie się w rzeczywistości na takich targach odbywały.

            Zagadnienie niewolnictwa i targów niewolników jest mało znane szerszemu gronu odbiorców. Wydaje się, że wiele osób "koloruje sobie" obraz średniowiecza i często zapomina o jego "czarnych stronach", tak samo jak niektórzy wyobrażają sobie pogańską religię Celtów, Prusów i Słowian jako piękny kult natury bez żadnych wad. Takie wypaczone wizje zawdzięczamy w dużym stopniu różnego rodzaju filmom i literaturze, w których magia, czary, druidzi i kult natury są często przedstawione w sposób baśniowy i oderwany od rzeczywistości. Podobnie średniowiecze, o którym ludzie mają często nierzeczywiste wyobrażenia. Jedni myślą, że był to okres ciemnoty, a inni twierdzą, że w średniowieczu dzielni rycerze całymi dniami myśleli tylko o tym jak zdobyć serce niewiasty. Obie strony są w błędzie. W średniowieczu sacrum, czyli to co święte, często mieszało się z profanum (z tym co nieczyste, złe). Z jednej strony ludzie średniowiecza mieli zupełnie inne podejście do religii, inaczej patrzono na Boga (często karano ludzi nie tylko za przestępstwa ale też za grzechy) - sprawy takie jak grzech, zbawienie, piekło, Niebo traktowano z wielką powagą. Mentalność ludzi średniowiecza była zupełnie inna od naszej, inaczej patrzono na śmierć, nie bano się jej tak jak teraz. Ludzie powszechnie wierzyli w życie po śmierci, tak samo jak pogańscy Prusowie mocno wierzyli (byli tego pewni), że po śmierci ich dusza się odrodzi albo przejdzie przez dziewięć bram do podziemnego raju.


            Fakty są takie, że poganie składali ofiary z ludzi, a w średniowiecznych miastach, mimo silnych wpływów chrześcijaństwa, organizowano targi niewolników, kaci wykonywali wyroki śmierci, i torturami wymuszali zeznania. W większości średniowiecznych miast stały domy publiczne (tzw. zamtuzy). Z drugiej strony kłamstwem jest oskarżanie ludzi średniowiecza o masowe mordowanie czarownic. W średniowieczu silnie wierzono, że czary nie istnieją ponieważ człowiek nie posiada żadnej nadprzyrodzonej mocy. W tamtej epoce w powszechnym przekonaniu była wiara w absolutną moc Boga. Masowe mordowanie kobiet i polowania na czarownice wystąpiły później w XVI wieku kiedy uczeni opowiadali o renesansie (odrodzeniu) i narodził się luteranizm oraz kalwinizm. Reformacja, nowe prądy w nauce to było przyczyną wielkich polowań na czarownice w wiekach XVI i XVII. Nawet słynna książka Malleus Maleficarum (Młot na czarownice) została opublikowana przez dominikanów pod koniec XV wieku (schyłek średniowiecza). Apogeum okrucieństw, które przyniosła ta księga przypada na kolejne wieki ale to już nie było średniowiecze.


          Musicie mieć świadomość, że średniowieczna Lubawa w XIII wieku nie była wyjątkiem. Wyroki śmierci, ludzie zakuci w dyby, handel niewolnikami i niewolnicami schwytanymi gdzieś w odległych krainach, pojedynki na śmierć i życie, to wszystko było codziennością również na Ziemi Lubawskiej. Tu również podobnie jak w innych średniowiecznych miastach były w użyciu np.: dyby.

DYBY:
            Dyby stawiano na rynkach oraz w okolicy bram miejskich. Były to narzędzia wręcz "obowiązkowe" we wszystkich średniowiecznych miastach. Stanowiły część całej serii przyrządów służących do wymierzania kar cielesnych, które wykonywano publicznie, tak aby wszyscy widzieli, co spotkało np.: złodzieja bądź żebraka, który odważył się obrazić kogoś o wyższym statusie. Same dyby nie służyły zadawaniu bólu stanowiły jedynie ostrzeżenie i były przeznaczone głównie dla oszustów, złodziei, pijaków, kłótliwych kobiet. Z jednej strony była to najlżejsza forma średniowiecznych kar, a z drugiej szybko mogła się przerodzić w prawdziwą torturę, kiedy nieszczęśnika bądź nieszczęśniczkę z unieruchomionymi w dybach rękami i szyją ktoś z tutejszych albo obcych mógł obić kijem, spoliczkować, obrzucić kamieniami itp. Zdarzało się, że dla żartu łaskotano skazanego co mogło tę "łagodną" karę przemienić w  nieznośną torturę.

Skazana czeka na wyrok











KAT:
            W największych średniowiecznych miastach mieszkał kat, który wykonywał wyroki śmierci, torturował skazańców i spełniał usługi medyczne. Kat był drogą instytucją i szczególnie mniejsze miasteczka często  wolały wypożyczyć zawodowca z większych ośrodków miejskich niż utrzymywać swojego.  Kat jako osoba, która często musiała torturować kogoś przez wiele dni lub tygodni potrafił łamać kości i następnie je nastawiać.  Znał się na ziołach zatrzymujących krwawienie i potrafił nastawić złamaną nogę albo wytrącony bark. Do kata udawali się mieszkańcy równie często jak do cyrulika (lekarza, często Żyda). W Lubawie w pierwszej połowie XIII wieku zapewne też mieszkał ktoś trudniący się tą profesją. W różnych okresach to się zmieniało ale możemy ogólnie założyć, że w średniowieczu kat wykonywał wyrok śmierci na trzy sposoby poprzez ścięcie skazańca mieczem, toporem albo powieszenie. Tym pierwszym zabijano osoby o wyższym statusie społecznym (stan rycerski, który w XV wieku zmienił się w szlachtę). Topór był dla mieszczan, a sznur i szubienica (lub gałąź) dla chłopów i ludzi nieszlacheckiego (nierycerskiego) pochodzenia którzy dopuścili się  licznych kradzieży. Jako ciekawostkę warto dodać, że czasem toporem ścinano też szlachciców - szczególnie w Anglii. Jeśli rycerz lub szlachcic dokonał wyjątkowo wielu przestępstw to mógł nawet zostać powieszony i spalony na stosie jak zwykły heretyk. Poza tym warto wiedzieć, że żona kata najczęściej prowadziła zamtuz, czyli dom publiczny.

Kat - średniowiecze

            Pamiętajmy, że w rzeczywistości na targach niewolników sprzedawano kogoś, kto prędzej został uprowadzony - np. Polka schwytana na Mazowszu albo Ziemi Chełmińskiej podczas pruskiego najazdu mogła zostać sprzedana gdzieś na terenie Prus wikingowi, który ją wywiózł za Morze Bałtyckie. Los niewolników był często tragiczny i raz uprowadzeni chłopi i chłopki najczęściej już nigdy nie wracali do domu, do swoich bliskich. Poniżej przedstawiam kilka filmów z rekonstruktorami:

Rekonstrukcje,
targi niewolników.



Polecam:
Zobacz jak zrekonstruowano wczesnośredniowieczny gród.



Autor: Tomasz Chełkowski

Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com




Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)




Ostatnia aktualizacja artykułu: 11 XI 2014