sobota, 8 października 2011

Klasztor w Łąkach Bratiańskich dawniej zwany Częstochową Północy (część 2)


CUDA
Franciszkanie odnotowali wiele cudów dokonanych za przyczyną figury Matki Boskiej Łąkowskiej. Pierwszymi uzdrowionymi byli żebracy z legendy, o których niestety nic nie wiemy. Udokumentowane cuda pochodzą dopiero z pierwszej połowy XVII wieku. W zapiskach klasztornych zanotowano, że w 1631 roku cudowna figura uzdrowiła Pawła Działyńskiego, który został dotknięty „hirargą podagrą”. Według opisów przewieziono go z jego zamku w Bratianie do Łąk, gdzie ofiarował się Matce Bożej. Podobno wrócił do domu o własnych siłach. Do kolejnego cudu, który postanowiłem przytoczyć doszło w 1644 roku. W kronice bracia zakonni zanotowali pod tą datą uzdrowienie Doroty Wołowskiej, która zachorowała na jakąś ciężką chorobę. Jej syn i zarazem kanonik kapituły chełmżyńskiej przyjechał do Łąk Bratiańskich, by prosić gwardiana o ofiarowanie matki Madonnie Łąkowskiej.

Uzdrowiona kobieta przyjechała później na to miejsce zostawiając w podzięce srebrną tabliczkę. Poza dwoma wymienionymi zakonnicy spisali jeszcze kilkadziesiąt innych cudów. Opisów wydarzeń o nadprzyrodzonym charakterze, tak jak w Boleszynie dokonywano pod przysięgą w obecności duchownych, uzdrowionych i innych świadków. Więcej informacji o cudownych uzdrowieniach wymagający czytelnik znajdzie m.in. w książce dr Andrzeja Koreckiego pt.: "Sanktuarium Maryjne w Łąkach Bratiańskich". A to czy wierzyć w te informacje każdy powinien rozstrzygnąć sam w swoim sumieniu.


Liczne uzdrowienia dokonane za pośrednictwem Matki Boskiej Łąkowskiej skłoniły franciszkanów do starania się w Stolicy Apostolskiej o koronację figury. Przesłano do Watykanu spis wszystkich wydarzeń o nadprzyrodzonym charakterze. Ojciec Święty Benedykt XIV po zapoznaniu się z nim 7 grudnia 1750 roku udzielił zgody na koronację. Same korony wykonano dzięki ofiarności licznych wiernych, którzy nie żałowali obrączek, kolczyków, pereł oraz dukatów. Wykonawcą był złotnik z Torunia Jan Kochy. Po długich przygotowaniach w piątek 2 czerwca 1752 roku rozpoczęto dwudniowe uroczystości związane z koronacją cudownej figury, do której doszło w niedzielę 4 czerwca, w kaplicy cmentarnej w Łąkach. Na uroczystości przybył biskup Wojciech Stanisław Leski oraz sufragan chełmiński biskup Fabian Pląskowski. W celu godnego przywitania duchownych tak wysokiej rangi do Łąk ściągnięto wojsko, które zaraz po przybyciu dostojników wystrzeliło salwy honorowe. Poza przedstawicielami kleru i dziesiątkami tysięcy pielgrzymów na uroczystości przybyli panowie oraz szlachta z Elbląga.



O dużym znaczeniu klasztoru w Łąkach może świadczyć fakt, że już przed koronacją w XVI i XVII wieku istniał tu silny ruch pielgrzymkowy, który w 1752 roku uległ znacznemu wzmocnieniu dorównując klasztorowi w Częstochowie. Jego sława była tak wielka, że zaczęto go nazywać „Częstochową Północy” oraz „Zachodnio – Pruską Częstochową”. Pielgrzymi przybywali zarówno z pobliskich miejscowości jak i z dalszych okolic, takich jak m.in.: Kamień, Toruń, Mława, Rypin i Olsztynek. Piesi z odległych miejscowości przybywali w sposób zorganizowany – tzw. kompaniami. Pielgrzymki przybywały z trzech kierunków: Kaszuby – lewa strona Wisły, Prusy Książęce – Warmia oraz Polska Kongresowa (zabór rosyjski). Dysponujemy zapiskami z 1867 roku, a których wynika, że do klasztoru przywędrowało kilkanaście kompanii: z Lipinek pod Biskupcem, Bartyńska, Lipostyńska, Wartemburska (Wartemburg – dziś Barczewo), Olsztyńska (Polacy i Niemcy), Komorska, Gniewska, Biskupicka, Łasińska oraz trzy kompanie w strojach kurpiowskich z Polski Kongresowej.


Według akt parafialnych w Gniewie w 1801 roku powstało Bractwo Matki Boskiej Łąkowskiej, którego celem było ułatwienie wiernym odbycia corocznej pielgrzymki do klasztoru w Łąkach Bratiańskich. Dzięki działaniu bractwa kompania gniewska była jedną z najliczniejszych. Według różnych źródeł można przypuszczać, że w tygodniu odpustowym przewijało się na tych terenach od 20 do 30 tysięcy pielgrzymów. Tak wielkie zbiorowisko wiernych miało silny wpływ na ożywienie ducha religijnego na Ziemi Lubawskiej oraz przyczyniło się do zminimalizowania wpływów protestanckich. Należy przypomnieć, że dla ewangelików (protestantów) kult maryjny oraz kult świętych był (i jest do dnia dzisiejszego) bałwochwalstwem. O sile kultu świadczy fakt opisany we wrześniu 2009 roku, na łamach Gazety Nowomiejskiej. We wsi Słup (powiat działdowski) w jednym z domów odnaleziono wówczas drewnianą rzeźbę stworzoną na wzór Matki Boskiej Łąkowskiej z dzieciątkiem na ręku. Mieszkanka wsi znalazła ją w swoim domu i udała się do księdza Piotra Nowaka, proboszcza z Boleszyna, który od razu rozpoznał, wizerunek Pani z Łąk. Historia tej rzeźby jest bardzo ciekawa. Okazało się, że ma ona 200 lat, a w okresie drugiej wojny światowej stała w wiejskiej kapliczce. Jak wiemy Niemcy niszczyli wszystkie kapliczki na terenie Polski, łącznie z tą. Okazało się, że rzeźba dotrwała do naszych czasów dzięki bohaterskiej postawie jednego z mieszkańców wsi, który odkopał kapliczkę z gruzów i ukrył w swoim domu, narażając się tym samym władzom okupacyjnym. Coroczne pielgrzymki do cudownej figury Matki Boskiej Łąkowskiej rozpoczynały się w każdą niedzielę w oktawie (od łac. octavus – ósmy, to przedział czasu obejmujący ważne święto oraz siedem kolejnych dni) Bożego Ciała i trwały osiem dni.



Ciała, które spoczywają pod ruinami do dnia dzisiejszego...

Klasztor franciszkanów w Łąkach, w dokumencie fundacyjnym nazwano klasztorem pw Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wiemy, że znajdowały się w nim dwie kaplice. Pierwsza św. Kazimierza została ufundowana przez biskupa Kazimierza Jana Opalińskiego. Druga powstała z inicjatywy rodu Działyńskich, starostów Bratiańskach. Nazwano ją kaplicą św. Piotra, a w jej wnętrzu umieszczono relikwię (ołtarz?) św. Krzyża. Poza tym w klasztorze zbudowano kryptę, w której w 1693 roku spoczął wspomniany biskup Opaliński. Poza nim w ruinach klasztoru, w kryptach przysypanych ziemią do dnia dzisiejszego spoczywają pochowani niegdyś w tym wyjątkowym miejscu trzej członkowie rodu Działyńskich: Tomasz starosta Bratiański z lat 1688 – 1714, Adam, starosta od 1644 do 1660 roku oraz wojewoda chełmiński Michał Działyński. Ostatnią i zarazem najwybitniejszą postacią do dnia dzisiejszego spoczywającą w Łąkach Bratiańskich jest Jan Ansgary Czapski (1699 – 1742) podskarbi wielki koronny, który był głównym doradcą w sprawach Prus Królewskich króla Augusta III Sasa (1733 – 1763).

W 1856 roku w Łąkach Bratiańskich powstało Studium Teologiczne dla kończących nowicjat zakonników w Wejherowie. Na nowej uczelni wykładano: prawo kanoniczne, Pismo Święte oraz historię Kościoła. Klasztor w 1856 roku liczył zaledwie ośmiu zakonników. Później ich ilość zaczęła stopniowo wzrastać, w 1857 roku do jedenastu braci franciszkanów, a w 1858 roku do dwunastu zakonników. Istnienie uczelni w Łąkach jest mało znanym oraz niezwykle ważnym okresem. Dzięki niej wykształcono, na przekór władzom zaborczym w duchu patriotycznym wielu nowych ojców – franciszkanów (reformatów), którzy uczyli się w języku polskim i przyczynili do przetrwania naszej ojczystej mowy w okresie brutalnej germanizacji, jaka nastąpiła po zjednoczeniu Niemiec w 1870 roku. Uczelnia funkcjonowała aż do zamknięcia klasztoru przez władze pruskie w 1875 roku. W Łąkach Bratiańskich wyedukowano i wyświęcono ok. czterdziestu braci zakonnych.


Jednym z uczniów seminarium w Łąkach był, urodzony 27 maja 1842 roku w Bałówkach Dużych Wawrzyniec Lewalski. Zanim przybył do klasztoru kształcił się w słynnym na Ziemi Lubawskiej progimnazjum w Kurzętniku, a później w gimnazjum w Chełmnie. Wawrzyniec po zdaniu matury pracował na poczcie w Nowym Mieście Lubawskim, gdzie często słyszał wiele opowieści o klasztorze w okolicznych Łąkach Bratiańskich. Zauroczony historią i dokonaniami tamtejszych zakonników postanowił wstąpić do zakonu franciszkanów (reformatów). W latach 1868 – 1872 był klerykiem w Łąkach, gdzie 1 grudnia 1872 roku został wyświęcony na kapłana. Po likwidacji zakonu uciekł do Jastarni, gdzie wygłaszał patriotyczne kazania i zachęcając Polaków do obrony swojej narodowości.


W 1810 roku walczące z Kościołem katolickim ewangelickie władze zaborcze, na mocy ustawy zniosły katolickie klasztory na terenie całej monarchii pruskiej. Klasztor w Łąkach ocalał dzięki interwencji wielu wpływowych osób. W maju 1875 roku ukazała się kolejna ustawa znosząca zakony w zaborze pruskim. Oszczędzono tylko konwenty, które zajmowały się opieką i pielęgnowaniem chorych. Na podstawie tej ustawy 27 września zamknięto klasztor liczący wówczas 22 braci zakonnych oraz kościół. Wszystkie dobra klasztorne wraz z cudowną figurą Matki Boskiej Łąkowskiej przeszły na własność państwa i zostały przekazane Ministerstwu d/s duchownych, pedagogicznych i medycznych. Poza tym na własność ministerstwa przeszły zabudowania tercjarskie, dom mieszkalny duchownych, obora, stajnia, chlewy, rzeźnia, oberża, stodoła, browar i malcowania. Całości pilnował żandarm. Zachowanie władz wstrząsnęło okoliczną ludnością, mocno związaną z Kościołem katolickim. Liczne protesty i pismo proszące o ponowne otwarcie klasztoru na nic się nie zdały. Represje wobec Kościoła podobnie jak w okresie Polskiej Republiki Ludowej umacniały wiarę Polaków i pobudzały ducha patriotycznego.



Przypadkowy pożar, czy podpalenie?

Do wielkiego nieszczęścia doszło w nocy z 5 na 6 maja 1882 roku. Spłonął wówczas klasztor oraz kościół rozwiązując tym samym problem władz zaborczych. Relacje z pożaru klasztoru, w którym znajdował się cudowny obraz Matki Boskiej Łąkowskiej znamy doskonale dzięki ówczesnej prasie, a dokładnie czasopismu Pielgrzym, który na swoich stronach w następujący sposób opisuje ówczesną tragedię: „Podczas wielkiej burzy, która wybuchła o północy z dnia 5-go na 6-go b. m. (z piątku na sobotę), o 1. godzinie w nocy piorun uderzył w małą wieżę w tyle za głównym ołtarzem i ją zapalił. Gdyby rychła pomoc była na miejscu, byłoby się zapewne udało ogień na ognisko swoje ograniczyć i dalszemu rozszerzeniu się zapowiedz. Ale ponieważ, jak wiadomo, klasztor Łąkowski w skutek kulturkampfu [walki Niemców z polską kulturą] jest zamknięty, przeto ogień bez żadnej przeszkody rozszerzył się na cały dach i zniszczył całe wiązanie dachowe razem z obiema wieżami. Inni twierdzą, że piorun uderzył w główną wieżę. Bądź co bądź, główna część się spaliła, tylko wnętrze kościoła ocalało, chociaż zostało przy ratowaniu trochę uszkodzone. Obrazy, książki i inne cenne przybory kościelne wyniesiono zaraz na początku. To wszystko, prócz cudownego obrazu, który przeniesiono do kościoła nowomiejskiego, wniesiono znowu w sobotę, sadząc, że już nie ma niebezpieczeństwa. Atoli w nocy ze soboty na niedzielę wybuchł znowu pożar. Wnętrze kościoła się zapaliło. Główny ołtarz i mniejsze ołtarze, chór, obrazy i inne sprzęty, znowu do kościoła wniesione, zgorzały. Kościół od czasu wydalenia zakonników nie był zabezpieczony. Tak, więc owa piękna świątynia Pańska, w której tyle milionów ludzi się modliło i odzyskało zdrowie duszy, a wielu też zdrowie ciała, leży teraz w gruzach. Nie wątpimy, że ta wieść żałosnym tonem obrzmiewać będzie przez długi czas w sercach ludu naszego nie tylko w naszych stronach, ale het daleko aż za morzem, gdzie się znajdują nasi rodacy w rozproszeniu”. Gdyby w okolicznym Nowym Mieście Lubawskim lub Bratianie funkcjonowała w tamtych czasach straż pożarna z odpowiednim sprzętem, sikawką i zaprzęgiem konnym, to możliwe, że klasztor by uratowano. Niestety OSP (Ochotniczą straż Pożarną) w Nowym Mieście Lubawskim utworzono dopiero trzy lata po pożarze w 1885 roku

Kolejne informacje na temat pożaru w Łąkach Brtaiańskich pojawiły się w Pielgrzymie z 16 maja 1882 roku: „Łąki nad Drwęcą. O pożarze tutejszym podajemy jeszcze niektóre szczegóły. Ludu do ratowania domu Bożego zebrała się wielka liczba, co świadczy o wielkim przywiązaniu do miejsca świętego. Z niecierpliwością domagano się otworzenia kościoła, aby można czem prędzej cudowny obraz wynieść. Ale żandarm, odwołujący się na rozkaz landrata, wzbraniał się dać klucze. Już niektórzy z niecierpliwych zabierali się do rozbijania drzwi kościelnych, gdy nadszedł sam landrat z Nowegomiasta pan Grabs von Haugsdorff i rozkazał drzwi kluczem otworzyć. Lud, po części bez należytej ostrożności, wynosił sprzęty kościelne, przy czem wiele cennych rzeczy się połamało. Dopiero, gdy sklepienie się mocno rozpaliło i groziło zapadnięciem, p 7 godz. rano rozkazał p. landrat wynieść też obraz cudami słynący. Stało się to pod kierownictwem byłych prowincjałów reformackich O. Rogiera Bińkowskiego i sędziwego Onufrego Laskowskiego, którzy nadbiegli z Nowegomiasta na pierwszą wieść o pożarze. Obraz cudowny cały zasłonięty na wozie przewieziono do kościoła parafialnego w Nowemmieście. Przy wnoszeniu obrazu do kościoła, prowincyał staruszek, który prawie całe życie swoje w klasztorze łąkowskim spędził, z żałości nad spustoszeniem kościoła omdlał, ale wkrótce odzyskał znowu przytomność. Powtórny ogień w kościele łąkowskim spostrzeżono dopiero w niedzielę przed południem, a więc około 24 godzin po upatrzeniu pierwszego ognia. Ludu znowu zebrała się wielka siła, ale nie mając ona narzędzi do gaszenia, mało co czynić mogli. Prawie wszystko we wnętrzu kościoła się spaliło; dzwony stopiły się, tylko paramenta ocalone i złożone w hotelu Habanda. I po ugaszeniu drugiego pożaru przybywało wiele ludu aby oglądać spustoszenia na miejscu świętym”.



Rozbiórka...

W 1883 roku rozpoczęto rozbiórkę ocalałych zabudowań. W październiku tego roku doszło do pierwszej licytacji ocalałego sprzętu i zabytków. Zlicytowano stołki szafy, stoły, łóżka oraz piece. Z punktu widzenia historyka największym błędem było rozprzedanie na wagę cennej klasztornej biblioteki, która liczyła tysiąc publikacji. Okoliczni mieszkańcy często palili nimi w piecach! Tragizm tamtych dni trafnie oddaje pismo Pielgrzym: „W Łąkach rozbierają teraz na seryo klasztor pofranciszkański. Smutne to widowisko! Czego ogień zniszczyć nie zdołał, rozwala ręka ludzka. Znikło sklepienie tak wspaniałej niegdyś świątyni i gołe tylko mury sterczą (…) Ta sama ludność, która tu czerpała u źródła duchowej pomocy, rozwala to miejsce zbawienia, aby zapracować na kawałek chleba. Dziwna to ironia losu! Pomieszczenia klasztorne stoją, ale także zrujnowane i spustoszone. Drzwi nie ma żadnych, okna powybijane (…) Jedne tylko schody porządnie utrzymane prowadzą do drzwi całych, do nowych zupełnie a za nimi mieszka – żandarm (…)”. Do kolejnej licytacji ławek, ocalałych obrazów drogi krzyżowej, fiz, okien, drzwi, świeczników, konfesjonałów, chorągwi, ambony, piszczałek organowych itp. Część sprzętu przypadła m.in. proboszczom z Radomna i Sampławy. Większość, wraz z cudowną figurą Matki Boskiej Łąkowskiej i przepięknymi obrazami drogi krzyżowej przeniesiono do kościoła pw św. Tomasza Apostoła w sąsiednim Nowym Mieście Lubawskim. W Łąkach Bratiańskich do tej pory znajdują się resztki ruin klasztoru .


Klasztor w Łąkach Bratiańskich dawniej zwany Częstochową Północy (część 1)



Pozostałości klasztoru znajdują się przy drodze krajowej nr 15. Łąki Bratiańskie to pierwsza wieś granicząca od północy z Nowym Miastem Lubawskim, wystarczy kierować się drogą krajową w stronę Olsztyna - tych ruin nie da się przegapić.


Ruiny klasztoru Franciszkanów w Łąkach Bratiańskich





Cudowna figura Matki Boskiej Łąkowskiej w ołtarzu głównym kościele pw św. Tomasza Apostoła w Nowym Mieście Lubawskim. Figura do pożaru w 1882 roku znajdowała się w klasztorze w Łąkach Bratiańskich.



Powiązane artykuły:






Autor: Tomasz Chełkowski

Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com







Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)